|
Dolina Rivendell Twórczość Tolkiena
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Amarylis
Konserwator laski Sarumana
Dołączył: 18 Lip 2008
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Valinor
|
Wysłany: Nie 22:32, 06 Wrz 2009 Temat postu: Wesołe jest życie żołnierza |
|
|
Pojedynkują się: Tina Latawiec, Marysia
Temat: Wesołe jest życie żołnierza
Tytuł: dowolny
Długość: min. 2 strony A4, TNR12
Forma: opowiadanie, narracja pierwszoosobowa
Chcemy: lekko ironicznego spojrzenia jakiegoś Gondorczyka (niekoniecznie występującego w kanonie, możemy go wymyślić) na wojnę, zdania "Wesołe jest życie żołnierza"
Termin: 6 września
Tiiink!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Amarylis
Konserwator laski Sarumana
Dołączył: 18 Lip 2008
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Valinor
|
Wysłany: Nie 22:33, 06 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Dedykowany przeciwniczce, chociaż wiem, że mogłam napisać coś lepszego...
Wojna nie jest taka zła, przyjacielu
To było już jakiś czas temu, kiedy nad Mordorem zaczęły zbierać się czarne chmury, a w powietrzu czuć było zbliżającą się wojnę. Byłem wtedy głupim młokosem, zupełnie nie wiedzącym co to wojna, śmierć, lub cierpienie. Ojciec mój był żołnierzem; bardzo chciał, żebym poszedł w jego ślady, tak więc, żeby mieć spokój (jak sądziłem) zgłosiłem się na ochotnika do wojska. Takie miałem szczęście, że przydzielono mnie pod opiekę kapitana Faramira. Wiek mieliśmy zbliżony, byłem od niego trochę młodszy. Ucieszyłem się z takiej perspektywy, bo mojego dowódcę wszyscy lubili i szanowali.
Pamiętam dokładnie ten dzień, kiedy to zaczęliśmy z pozostałymi ćwiczyć i trenować, aby ze sflaczałych chłopców przemienić się w prawdziwych rycerzy Gondoru.
Z początku szło mi dobrze, inni też nie narzekali. Zaczęliśmy traktować zbliżające się niebezpieczeństwo, jako pole do popisu, zabawy. Rozpoczęliśmy szaloną rywalizację, staraliśmy się pokazać wszystkim, co potrafimy.
Dni mijały szybko. Nawet bardzo szybko. Jeździliśmy do Osgiliath, Ithilien, szkoliliśmy się wszędzie, musieliśmy być przygotowani na wszystko, w każdym momencie, w każdym miejscu.
Pewnego wieczoru dowiedzieliśmy się od naszego kapitana, że niedługo będziemy walczyć z okrutnymi orkami, którzy ostatnimi czasy pojawili się w pobliżu Minas Tirith. Faramir podejrzewał, że zaatakują Osgiliath, więc zebraliśmy się tam wszyscy i czekaliśmy co nastąpi. Każdy się bał, to było oczywiste, ale nikt tego nie okazywał. Pierwsza walka nie mogła wypaść źle, jakby potem o nas mówili…?
Tamta noc była najciemniejszą nocą w moim życiu. Pamiętam, jak przyczajeni na brzegu Anduiny usiłowaliśmy wypatrzeć zbliżającego się wroga. Czułem się zupełnie tak samo, jak parę dni temu nasz dowódca, kiedy to zobaczył tę dziwną łódkę, w której płynął jego martwy brat. Nikt nie ochłonął po tych wieściach, więc strach wzrósł jeszcze bardziej. Coś zaszurało w zaroślach, stuknęło, jęknęło… Wszyscy, jak jeden mąż wstrzymali oddech. Po chwili, kiedy już byliśmy sini z przestrachu, z krzaków wyszedł mały zając.
„Jaki ja jestem głupi” – pomyślałem wtedy – „Żeby bać się jakiegoś zająca liliputa! Trzeba spojrzeć na to z innej strony. W sumie, wojna nie jest taka zła. Oni nie widzą nas, a my widzimy ich. W każdej chwili, kiedy wyjdą z ciemności, możemy ich z łatwością zaatakować. Przecież nie wiedzą, że tu jesteśmy!”.
I od tej pory zacząłem postrzegać wojnę w zupełnie inny sposób, niż należało.
W końcu pierwsi orkowie wyszli z ciemnego gąszczu, a ja pierwszy rzuciłem się na nich, chcąc pokazać moim towarzyszom, że jestem najlepszy, bo nie tchórzę. Siekłem bestie mieczem, nie patrząc czy trafiam, czy nie. Po dwunastu zabitych stwierdziłem, że to łatwiejsze niż ćwiczenia treningowe i potem szło mi jak z płatka. Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że reszta również walczy zaciekle. Nasz kapitan miał do mnie lekkie wyrzuty, za to, że pierwszy zaatakowałem, nie czekając na jego rozkaz. Gdy walka się skończyła podszedł do mnie i powiedział:
- Walczyłeś dzielnie, żołnierzu, ale następnym razem trzymaj się moich rozkazów.
Te słowa przestraszyły mnie lekko i postanowiłem potraktować je jako przestrogę, ale z kolei usłyszeć słowo „żołnierzu” z ust Faramira i to po pierwszej walce, było nie lada pochwałą!
Kiedy tylko wróciliśmy do Minas Tirith zacząłem to rozpowiadać i puszyć się jak paw. Następnego wieczora rozmawiałem z innymi o tym wszystkim.
- Uważam, że wojna nie jest taka straszna! – powiedziałem wtedy – Wystarczy tylko mieć fach w ręku, nie bać się byle czego i już jest się sławnym wojownikiem.
- Co ty mówisz? – zapytał jeden z początkujących – Wojna jest okropna. Tyle ran, cierpienia, śmierci…
A ja wzruszyłem na te słowa ramionami.
- Myślcie sobie co chcecie – rzekłem - dla mnie wesołe jest życie żołnierza – i powróciłem do spożywania posiłku zupełnie nie zwracając uwagi na krytyczne spojrzenia moich kolegów.
- A jak umrzesz? – zapytał któryś z nich.
- Jak umrę, to mnie pochowają – odparłem lekkomyślnie.
Przez kolejne tygodnie nadal ćwiczyliśmy, ale tym razem już na terenie Minas Tirith.
Z każdym dniem nad Białym Miastem zbierały się coraz ciemniejsze chmury obwieszczając, że zbliża się wojna, straszliwsza niż wszystkie poprzednie. Wojna o pierścień. A ja codziennie powtarzałem sobie, że to nie będzie nic strasznego, że to będzie coś, jak ta pierwsza walka, po której już zostałem nazwany żołnierzem. Nie znałem wtedy potęgi Saurona.
Walczyliśmy coraz częściej, bitwy stały się codziennością. Cały czas szło mi dobrze i wciąż uparcie twierdziłem, że życie żołnierza nie jest takie złe. Do czasu.
Przyszedł taki dzień, który był ciemniejszy od pozostałych. Przyszła taka walka, której nie udało nam się wygrać. Straciliśmy Osgiliath. A zaczęło się tak łatwo. Świetna taktyka, ostre rozkazy, dobry początek… Nie udało się. Kiedy Faramir krzyknął „odwrót”, przez długi czas nie mogłem w to uwierzyć. Potem jednak rozejrzałem się dookoła, popatrzyłem na ciała moich poległych kolegów, przyjaciół, zdałem sobie sprawę co się stało. Wróciliśmy do Minas Tirith, zabawiliśmy tam chwilę, a potem znowu ruszyliśmy. Pojechaliśmy i wtedy stało się coś, co dotknęło każdego z nas – nasz dowódca został ranny, podczas śmiertelnie niebezpiecznej szarży. Trafiła go zatruta strzała – paskudne dzieło orków.
Książę Imrahil zabrał go ze sobą do Białego Miasta, ja sam cudem się wyratowałem. Faramira zaniesiono do jego ojca, Denethora, a powinien od razu trafić do Domów Uzdrowień. Jednak tak się nie stało. Namiestnik wpadł w rozpacz i szaleństwo – słyszałem, że chciał spalić siebie i syna żywcem. Cały lud był przerażony.
Nie pamiętałem wszystkiego dokładnie. Przez większość czasu byłem nieprzytomny, ponieważ odniosłem dotkliwe obrażenia.
Niefortunnie obudziłem się w momencie, kiedy Gondor powoli zaczynał upadać. Czułem się okropnie. Ta wojna, która kiedyś wydawała mi się błahostką, prostą walką, czy dwiema, teraz obróciła się w piekło. Chciałem umrzeć, jak moi towarzysze, chciałem przestać istnieć. W głowie dudniły mi słowa wypowiedziane kiedyś, przez jakiegoś człowieka. Przeze mnie: „Wesołe jest życie żołnierza”.
W tym momencie z pewnością nie było. Jaki ja byłem głupi, myśląc, że wojna jest czymś łatwym! Dopiero widząc krew przyjaciół poczułem, że nie jestem w stanie tego znieść.
Przyszedł na mnie czas. Mimo wielu ran chciałem wrócić na pole bitwy, już nie dla chwały, nie dla pieśni, lecz dla moich poległych braci. Zabrałem moją zniszczoną zbroję, założyłem hełm. Wiedziałem, że zginę, ale zrobię to dla Gondoru. Nie chciałem, żeby ktoś wiedział o mojej śmierci. Stwierdziłem, że to powinno być karą za moje lekkomyślne podejście do wojny, za to, że nie przyjmowałem do wiadomości czym ona jest. Szybko wtopiłem się w tłum walczących. To była moja pierwsza walka, podczas której miałem świadomość, że nie uda nam się wygrać, ale mimo to czułem wewnętrzny spokój i nie bałem się. Ciąłem mieczem orków już nie na oślep, ale z wyczuciem i świadomością, że robie coś pożytecznego, co na pewno przyda się światu. Nie myślałem już tylko o sobie, ale o innych. Zauważyłem pośród walczących Rohirrimów, którzy przybyli nam z pomocą i odczułem pewnego rodzaju satysfakcję, że walczę razem z nimi. Usłyszałem jeszcze upiorny krzyk Nazgula, a potem coś ciężkiego uderzyło mnie w głowę i straciłem przytomność.
Kiedy się obudziłem myślałem, że jestem w Nieśmiertelnej Krainie, bo wszystko było jasne i wyraźne, ale mocny ból w głowie sprawił, że jasność znikła, a ja zrozumiałem, że znajduję się w Domach Uzdrowień. Dopiero wtedy poznałem ich wnętrze. Przy mnie ktoś stał. W pierwszej chwili wydało mi się, że był to mój ojciec, ale potem poznałem naszego dowódcę. Faramir stał przy mnie! Nie mogłem w to uwierzyć. Przetarłem oczy, ale on nadal tam był.
- Dobrze się spisałeś, przyjacielu! – powiedział do mnie, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Byłem oszołomiony. Może to sen? Nie, na pewno nie, bo wciąż bolała mnie głowa.
Od tamtej pory już nigdy nie mówiłem, że życie żołnierza jest wesołe. I na zawsze zapamiętałem dzień, w którym mój kapitan nazwał mnie przyjacielem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amarylis
Konserwator laski Sarumana
Dołączył: 18 Lip 2008
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Valinor
|
Wysłany: Nie 22:34, 06 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Ironia poszła siać pietruszkę. Został jak zawsze sam gorzkawy banał.
Opowiadanie dedykowane przeciwniczce - mojej towarzyszce w faramirowym obłędzie.
Czarne myśli, czarne czasy
Słońce wynurzyło się powoli zza linii horyzontu i oświetliło nas ciepłym blaskiem. Odetchnąłem głębiej, a rześkie, chłodne powietrze wdarło mi się do nosa i ust. Poczułem intensywny zapach jodłowych igieł. Lekki wiatr owiewał mi twarz.
Wspaniały jest wschód słońca w takim miejscu, prawda? Tylko czemu jakoś mnie to nie cieszyło? Po stokroć wolałbym stracić ten widok i prowadzić wciąż spokojne życie w stolicy.
Parsknąłem cichym, niewesołym śmiechem. Idący obok młody żołnierz zerknął na mnie zdziwiony. Posłałem mu krzywy uśmiech i skoncentrowałem się ponownie na milczącym kontemplowaniu okolicy. Nie podobała mi się. Zresztą w tych okolicznościach nic by mi się nie podobało.
Zgłosiłem się na ochotnika, a teraz narzekam. Wiem. To prawda. Lecz cóż mogę na to poradzić? W starych opowieściach wojny wyglądały po prostu inaczej. Było w nich pełno wspaniałych zwycięstw, blasku chwały i ratowania ludzi z niebezpieczeństw. Żeby wyrównać bilans, wymazano całkowicie z ich kart nękające wszystkich poczucie bezsilności, nieznośne zmęczenie i mdlący, gorzki smak w ustach, który pojawiał się za każdym razem, gdy patrzyło się na zakrwawione ciała przyjaciół, rodziny, zwykłych, bezbronnych ludzi.
Tak, byłem rozczarowany. Czułem się zawiedziony i rozgoryczony. Lecz nawet nie przeszło mi przez głowę, żeby zrezygnować, uciec. Nie pomogłoby mi to. I tak w końcu musiałbym stanąć znowu do walki. W końcu wszyscy będą musieli. Jeśli nie dziś, to jutro. Poza tym chyba gdzieś w głębi mojego serca wciąż tkwiło przekonanie, że honor, choć kłóci się często z rozsądkiem, jest bardzo ważny.
To samo przekonanie wyczytywałem z oczu moich towarzyszy broni. Wszystkich. Niezależnie od tego, jak radzili sobie z całą tą historią, czy widać było po nich przestrach, czy tak jak ja nauczyli się go dobrze ukrywać pod maską niezłomnej odwagi, czy też byli jednymi z tych, którzy zastanawiali mnie najbardziej. Z tych, którzy wydawali się faktycznie niczym nie przejmować. Tych, w których spojrzeniach naprawdę nigdy nie dostrzegłem nawet najmniejszego cienia. Tych, którzy byli niczym bohaterowie tych nieszczęsnych opowieści omamiających mnie w dzieciństwie – niestrudzeni, nieugięci, bez zmrużenia powieki wychodzący naprzeciw wszystkim okropnościom.
Lecz ja w tę postawę też nie wierzyłem. Nie chciałem wierzyć. To było niemożliwe. Na pewno po prostu lepiej opanowali sztukę udawania. Nikt nie byłby w stanie aż do tego stopnia wyzbyć się lęku, obrzydzenia, rezygnacji. Musieliby być po prostu ludźmi idealnymi. A ja nie uznawałem w tamtej chwili żadnych ideałów. Sądziłem, że wszystkie są fałszywe jak tamte historie.
I był jeszcze kapitan Faramir. Jego również nie potrafiłem rozgryźć, rozumiałem go jeszcze mniej niż tamtych. Niewątpliwie był doskonałym żołnierzem, a jednak zdawało się, że nienawidzi walk, nawet tych zwycięskich. Wyglądał czasem na zmęczonego, ale nic więcej. Nigdy nie widać było po nim strachu, niepokoju, rozterek. Jednak z drugiej strony zdawało się, że on nas rozumie, że nasz lęk nie jest mu obcy. Nie, zbyt mało go znałem, by to wyjaśnić.
Słyszałem nieraz, jak mówił, że chciałby, żeby wszystko potoczyło się inaczej, żeby do tej wojny nigdy nie doszło. Ludzie wokoło zgadzali się z nim, kiwali głowami, wymieniali smętne spojrzenia. A ja ledwo powstrzymywałem gorzki śmiech. Każdy przecież czegoś by chciał. Ja też. Chciałbym na przykład, żeby słońce świeciło na zielono.
-… czy to będzie ciężka bitwa? – głos idącego koło mnie młodzieńca przerwał moje rozmyślania. Powtórzyłem w myślach jego pytanie. Czy walka będzie trudna? Każda jest. Mniej lub bardziej, ale jednak ciężka. Każda mogła być tą ostatnią, dla mnie albo nawet dla całego znanego mi świata. Po każdej czułem się wyczerpany i zdruzgotany psychicznie.
Na samym początku było jeszcze gorzej. Bałem się zabijać. Fatalnie czułem się przy każdym machnięciu mieczem. Zmuszałem się do tego, bo inaczej sam bym zginął. Nie potrafiłem się jednak pogodzić z tym, co robiłem, z tym, że musiałem zadawać śmierć innym żywym istotom. Czemu takie problemy nigdy nie przychodzą do głowy wcześniej, dopóki nie stoimy oko w oko z wrogiem, dopóki jest jeszcze możliwość odwrotu?
Na szczęście chociaż ten problem w końcu rozwiązał się sam. Gdy przeżyłem już parę bitew, gdy zobaczyłem kilka rzeczy, których wolałbym nigdy nie widzieć, nabrałem przekonania, że, bez względu na aspekt moralny tej sprawy, oczyszczanie świata ze sług Mordoru jest konieczniejsze niż wcześniej sądziłem. Poza tym zacząłem podejrzewać, że nasi wrogowie nie mają dusz. Bo jakże by mogli mieć i nadal czynić tyle zła? To pomogło. Naprawdę.
Lecz mimo wszystko wciąż nie było mi łatwo. Nikomu chyba nie było.
- Zobaczymy. – Posłałem chłopakowi pokrzepiający uśmiech. O dziwo jeszcze pamiętałem, jak taki wygląda. Nie wiem, czy mi uwierzył. Zdawał się być jeszcze bardziej przestraszony niż ja. Zastanawiałem się, co go skłoniło do zostania żołnierzem. Te same opowieści, które ja też zbyt dobrze znałem? Być może.
Rozejrzałem się uważnie wokoło. Mordorczycy się zbliżali, czułem to podświadomie. Starałem się nie myśleć o niczym, nie dopuszczać do siebie pesymistycznych wizji, ale niezbyt mi się udawało. Napominałem sam siebie, żeby zachować spokój. Przede wszystkim nie należy wpadać w panikę.
Rozprostowałem zdrętwiałe od bezwiednego zaciskania pięści palce. Przeciągnąłem się, żeby rozluźnić mięśnie. Stłuczenia, których nabawiłem się w poprzedniej walce, natychmiast dały o sobie znać. Skrzywiłem się z bólu. Musiałem bardziej uważać, żeby nie dorobić się kolejnych. Albo żeby nie stało się coś jeszcze gorszego, jak przypominał mi wciąż ponury głosik w głowie.
Ciekawe, jak zareagowałaby moja rodzina, gdybym zginął? Załamaliby się? Smuciliby się tylko trochę? Może ich prognozy na przyszłość są jeszcze gorsze niż moje? Może już są przekonani, że nie wrócę i nieszczególnie by się przejęli? Nie spodobała mi się ta wersja, ale mój wisielczy humor zaraz podpowiedział, że gdyby doszło co do czego, niewiele obeszłoby mnie ich zachowanie. Zresztą sami byliby sobie winni. Nie musieli opowiadać mi tyle bajek o bohaterach wojennych.
Jakoś nie rozśmieszył mnie własny żart. Może zbyt długo wałkowałem ten temat, może był zbyt makabryczny, może zbyt się denerwowałem. Nie wiem. Wiem tylko, że bolały mnie zęby od tego wszystkiego. Dosłownie.
Zacisnąłem powieki i przełknąłem ślinę. Stało się, zacząłem panikować. Spokojnie, tylko spokojnie. Otworzyłem powoli oczy i powidłem wzrokiem wokoło. Inni też czuli już, co się święci. Rozglądali się nerwowo, zaczynali przygotowywać się do walki. Kapitan wydał rozkaz do zajęcia pozycji.
Przyczaiłem się we wskazanym miejscu w zaroślach. Młodzieniec, z którym rozmawiałem wcześniej, stał tuż obok mnie. Spróbowałem posłać mu kolejny pocieszający uśmiech, ale nie udało mi się. Mięśnie twarzy odmawiały współpracy. Tak samo jak wszystkie pozostałe.
Przeciągnąłem się jeszcze raz, tym razem ostrożniej. Nie przyniosło to żadnego rezultatu, z wyjątkiem kolejnej, choć nieco słabszej fali bólu. Nadal nie kontrolowałem swojego ciała w takim stopniu, jak chciałem. W takim stopniu, żeby mieć szansę bezpiecznie przetrwać bitwę.
Zły znak? Zapewne. I to nie pierwszy tego dnia. Od samego świtu byłem przecież pełen jak najgorszych przeczuć. Nastrój też miałem wyjątkowo okropny, a i zmęczenie doskwierało bardziej niż zazwyczaj. Stanowczo to nie był dobry dzień.
- Na samym dnie mojego bagażu ukryty jest list do rodziny. I sakiewka z pieniędzmi za fatygę – powiedziałem do bladego z przerażenia chłopaka, nie odwracając głowy w jego stronę. Spojrzał na mnie zdumiony, najwyraźniej nie rozumiejąc, dlaczego mu to mówię.
Ledwo powstrzymałem się od mruknięcia, żeby sam się domyślił. Skrzywiłem się.
Wesołe jest życie żołnierza! Dopóki w ogóle trwa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lalaith
Slashynka Czarodziejka
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Dorlomin
|
Wysłany: Pon 16:55, 07 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Fajnie jest być pierwszą oceniającą, wiecie?
Pomysł:
A - 1
B - 2
Jestem za tekstem B przez fatalizm bohatera. W pierwszej miniaturce irytowała mnie trochę infantylność owego bezimiennego żołnierza.
Styl:
A - 0,75
B - 1,25
W pierwszym tekście coś mi zgrzytało, jakieś niefortunnie sformułowane zdania...
Realizacja tematu:
A - 1
B - 1
Warunki spełnione.
Kanoniczność:
A - 1
B - 1
Jedyną postacią kanoniczną był Faramir, a w obu tekstach był bardzo faramirowaty.
Ogólne wrażenie:
A - 1
B - 2
Pojedynek bardzo wyrównany i, szczerze powiedziawszy, nie jestem pewna który tekst jest czyj. I tak powinno być.
Obie miniaturki są urzekające, a o podziale punktów zadecydowała końcówka drugiego. Ten fatalizm mnie rozbroił, całkowicie.
Razem:
A - 4,75
B - 7,25
Ostatnio zmieniony przez Lalaith dnia Pon 17:19, 07 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Pon 17:20, 07 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
A ja mam pytanie: w jaki sposób trzeba "rozdzielić" te 12 punktów, bo nie wiem czy to dobrze zrobiłam...
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 22:13, 09 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Pon 21:28, 07 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Pomysł:
A - 1
B - 2
Tekst A był jak dla mnie, nieco przewidywalny. B za to, zaskoczył mnie bardzo zakończeniem, które pozostawia tą opowieść nadal otwartą, niedopowiedzianą.
Styl:
A - 0,5
B - 1,5
Styl w tekście B jest o wiele sprawniejszy, zręczny. Ironiczno-gorzkie uwagi bohatera mieszają się ze wspomnieniami, refleksjami, dialogami. Jest to po prostu ładnie skrojona miniaturka. Tekst A zaś miał styl lekko nużący, ale przypominał mi bardzo taką opowieść, którą można usłyszeć przy ognisku. Jednak zabrakło mi jakiś zgrabnych zdań, ciekawych sformułowań.
Realizacja tematu:
A - 1
B - 1
Zrealizowano jak najbardziej.
Kanoniczność:
A - 1
B - 1
W tekście A pojawiają się kanoniczne wydarzenia, a w tekście B mamy bardzo kanonicznego Faramira. Tak więc, po równo.
Ogólne wrażenie:
A - 1
B - 2
Oba teksty mnie bardzo zaskoczyły. Spodziewałam się raczej czegoś wesołego, sarkastycznie opowiadającego o żołnierskiej doli, a tu - proszę. W tekście A mamy naiwną, bo naiwną, ale ładną historię żołnierza z klapkami na oczach, a w B - naprawdę gorzką (choć i zaprawianą ironią) próbę rozliczenia się z samym sednem wojny. I tym mnie chyba tekst B kupił - listem do rodziny, przerażoną twarzą młodego chłopaka, któremu każą zabijać, strachem przed walką, wmawianiem sobie, że wrogowie nie mają dusz, by łatwiej było w nich wbijać miecze... Plus genialne zdanie końcowe, które jednocześnie mnie rozbroiło (tak jak Lalaith), ale i pozostawiło jakiś smutny wydźwięk.
Nie chcę przez to mówić, że B mi się nie podobał. Po prostu wydaje mi się, że nie podjął on z całą odwagą tematyki wojennej. Gdyby był on parodią, to oczywiście ten argument nie miałby znaczenia, ale jesli już zakładamy, że był on pisany w nastroju poważnym, to powinnien być on trochę bardziej... życiowy? A tak główny bohater mnie delikatnie irytował swoją infantylnością. I choć to zabrzmi wrednie - można go było uśmiercić pod koniec xD
Może i mam głupie skojarzenia, ale jeśli spodziewałam się po tym pojedynku czegoś takiego jak film "M.A.S.H", to wam, drogie pojedynkowiczki - wyszła raczej "Cienka czerwona linia" ;)
Ale, podsumowując - pojedynek bardzo, bardzo udany, oby takich więcej.
Razem:
A - 4,5
B - 7,5
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ariana
Kronikarka z Imladris
Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 22:16, 07 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Pomysł
Tekst A - 1,5pkt
Tekst B - 1,5pkt
Co tu dużo mówić, oba pomysły mi się podobały. W tekśie pierwszym beztroska i późniejsza przemiana, w tekście drugim realistyczne spojrzenie na świat.
Styl
Tekst A - 1,2pkt
Tekst B - 0,8pkt
Dlaczego? Ano, dlatego, że w tekście drugim rzuciło mi się więcej przecinków, które pouciekały gdzieś.
Realizacja tematu
Tekst A - 1pkt
Tekst B - 1pkt
Oba teksty w pełni realizują temat pojedynku.
Kanoniczność
Tekst A - 1pkt
Tekst B - 1pkt
W zasadzie ciężko tu mówić o jakiejś kanoniczności, bo bohater jest wymyślony, a przewijającego się Faramira jest za mało, żeby wylazła z niego jakaś niekanoniczność. Ale uznaję, że obaj bohaterowie Gondorczykami są z pewnością i w gondorskich okolicach się znajdują <a nie np, walczą gdzieś pod Shire> więc kanoniczność zachowana
Ogólne wrażenie:
Tekst A - 2pkt
Tekst B - 1pkt
Obiektywnie oceniałam przy pomyśle, czas na stricte subiektywną ocenę. To, co najbardziej do mnie przemówiło w tekście pierwszym, to właśnie ta przemiana. Początkowa butność poszła się gwizdać, przyszedł czas na refleksję. No i moment z Faramirem, który mnie urzekł.
W tekście drugim natomiast, jak już wspomniałam, najbardziej podobał mi się chłodny realizm no i ten wisielczy humor.
Ogółem
Tekst A - 6,7pkt
Tekst B - 5,3pkt
Obu Autorkom serdecznie gratuluję świetnych tekstów i czekam na następne!
Ariana
|
|
Powrót do góry |
|
|
Arwena
Gość
|
Wysłany: Śro 2:19, 09 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Pomysł:
A - 1
B - 2
Powinno być po równo, bo w żadnym tekście pomysłu nie było. Drugi dostaje więcej, bo przynajmniej ma jakiś potencjał.
Styl:
A - 0
B - 2
Nawet nie ma co porównywać. B ma pewne braki, ale jest o niebo lepszy niż A.
Realizacja tematu:
A - 1
B - 1
Niech będzie, że zrealizowano, a nie, że nie wykorzystano.
Kanoniczność:
A - 1
B - 1
Kanoniczność to chyba tylko nazwy zaczerpnięte z Tolkiena. Brak pomysłu, to brak jego realizacji.
Ogólne wrażenie:
A - 1
B - 2
Jeden punkt dla pierwszego tekstu wynika stąd, że trochę żal mi autorki, widać, że się starała, ale niestety - tekst jest bardzo pobieżny. Przedstawiony w ogólnym zarysie, płytki, nieprzemyślany, napisany na szybko. Nie podoba mi się. Tekst B też nie wypada za dobrze, ale tli się w nim iskra jakiegoś potencjału.
Dogłębną ocenę tekstów napiszę, gdy zawisną w fanfiction, ponieważ tutaj mam je tylko porównać pod pewnymi względami. I tylko dlatego, że punkty musi dostać jeden tekst kosztem drugiego, ocena wygląda tak, jak wygląda.
Razem:
A - 4
B - 8
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 22:34, 09 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Jako nowy użytkownik nie orientuję się tu jeszcze za bardzo, ale spróbuję ocenić to najlepiej jak potrafię...
Pomysł:
A - 2
B - 1
Wydaje mi się, że bohater tekstu B jest trochę... ponury, i to aż za bardzo, nawet biorąc pod uwagę ironię
Styl:
A - 1,5
B - 0,5
Tekst A jest chyba taki bardziej rozlazły, ale bardzo ładnie napisany, natomiast B jest pisany "urywnikami", co jest też ciekawe, ale ja wolę klasyczne opowiadanie
Realizacja tematu:
A - 1
B - 1
Zrealizowane, nie powiem =]
Kanoniczność
A - 1
B - 1
Jest OK, pod tym względem niewiele się różnią
Ogólne wrażenie:
A - 2
B - 1
Podoba mi się tekst A, bo... Właściwie nie wiem, ale coś mnie ku niemu skłania =]
Razem:
A - 7,5
B - 4,5
|
|
Powrót do góry |
|
|
tester
Gość
|
Wysłany: Czw 18:52, 10 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Ja również nowa
Pomysł:
A - 2
B - 1
Jakoś bardziej odpowiada mi tekst A
Styl:
A - 2
B - 0
Wolę jak tekst pisany jest jednym ciągiem. Nie na widzę przerywników akcji...
Realizacja tematu:
A - 1
B - 1
Oba zrealizowane
Kanoniczność
A - 1
B - 1
Zgadzają się oba
Ogólne wrażenie:
A - 2,5
B - 0,5
Wolę tekst A ponieważ jakoś bardziej przypadł mi do gustu
Razem:
A - 7,5
B - 3,5
Masz rację, to była pomyłka, za co bardzo przepraszam... Ale tak to jest pisanie w szkole xD
Proszę poprawić podsumowanie punktów, w przeciwnym wypadku ocena nie będzie brana pod uwagę.
A.
Ostatnio zmieniony przez tester dnia Pią 21:05, 11 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Czw 21:21, 10 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Czas na mnie.
Pomysł:
A - 1,5
B - 1,5
W tekście A pomysł był, choć zrealizowany w dość pretensjonalny sposób. Prawie że od początku, koniec, jak i cały przebieg akcji był już oczywisty. Przedstawiona została bardzo moralizatorska historyjka z podręcznika od polskiego. Ale mimo, że banalny i często powtarzany, to i tak godny uwagi. Z resztą, zawsze miło jest przeczytać coś z Gondorczykiem w roli głównej.
Tekst B z kolei mimo, że szalenie mi się podobał, nie posiadał właściwie, jako-takiej fabuły.
Styl:
A - 0,5
B - 1,5
Zdecydowanie wolę spokojniejszą, powoli, a przemyślanie rozgrywającą się akcję, od zwykłego opowiedzenia historii. Przy czytaniu tekstu A miałam wrażenie, że autorce bardzo zależało na szybkim opowiedzeniu przebiegu wydarzeń, zupełnie jakby bohater rozmawiał z kimś i ustnie przedstawiał całą historię. Odniosłam wrażenie, że napisana ona została na zasadzie; "Potem... a potem...". A jednak nie było źle.
Natomiast styl tekstu B mnie urzekł, lekkie, ciekawe i zdaje się przemyślane pióro.
Realizacja tematu:
A - 1
B - 1
W obu przypadkach, jak najbardziej temat zrealizowany.
Kanoniczność:
A - 1
B - 1
Właściwie nie można mówić o kanoniczności, kiedy obaj bohaterowie to wytwór własnej wyobraźni. Jednak w obu tekstach pojawił się Faramir i to jego kanoniczność postanowiłam ocenić. Jednakowa ilość punktów dla obu autorek - zdaje się, że obie go kochają, więc trudno by tu było o nie utrzymanie kanoniczności.
Ogólne wrażenie:
A - 1
B - 2
Niezmiernie polubiłam bohatera tekstu B. Chciałabym czytać o nim więcej i więcej. Dopasował się idealnie do wzoru mojego ulubionego bohatera. Z ciekawą psychiką i czarnym humorem. Zostałam nawet rozbawiona, szczególnie zdaniem - "Chciałbym na przykład, żeby słońce świeciło na zielono." Nie było moralizatorstwa, a tylko gorzka chwila z życia, rąbek czyjejś psychiki.
Natomiast tekst A został napisany w typowo szablonowy sposób. Przemiana była dobrym pomysłem, aczkolwiek zbyt oczywistym. Brak elementu zaciekawienia, czytając byłam pewna dalszego przebiegu wydarzeń. A jednak perełki by się znalazły.
W obu przypadkach rozpływałam się nad opisanym Faramirem. Obydwie autorki stanęły na wysokości zadania.
Gratuluję naprawdę udanego pojedynku!
Razem
A - 5
B - 7
Kłaniam się.
Mika
Edit.
Przepraszam! Lalaith mi już przypomniała PMką. Zgubiłam głowę rano, wybaczcie. ;d
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 16:28, 11 Wrz 2009, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amarylis
Konserwator laski Sarumana
Dołączył: 18 Lip 2008
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Valinor
|
Wysłany: Nie 0:23, 13 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Nie biorąc pod uwagę oceny tester, wyniki wyglądają następująco...
Tekst A - Marysia - 32,45
Tekst B - Tina Latawiec - 39,55
Niniejszym ogłaszamy, że pojedynek wygrała *Tina Latawiec*
Serdecznie gratulujemy!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|