|
Dolina Rivendell Twórczość Tolkiena
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Amarylis
Konserwator laski Sarumana
Dołączył: 18 Lip 2008
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Valinor
|
Wysłany: Czw 23:56, 04 Cze 2009 Temat postu: Rodzeństwo |
|
|
Za zwłokę uprzejmie przepraszam. Brak dostępu do komputera uprzykrzył mi życie na ponad tydzień.
Pojedynkują się: Fayerka, Tina Latawiec
Temat: Młodszy brat
Tytuł: dowolny
Długość: bez ograniczeń
Forma: opowiadanie, miniatura;
Chcemy: Faramira w dużej dawce, aczkolwiek nie musi on przewijać się na pierwszym planie; możemy go obserwować oczami innej osoby. Poza tym ma się pojawić wątek jego relacji z Boromirem, poplamiona krwią rycerska tunika, burza oraz motywy: ucieczki (do wyboru: dosłownej, lub metaforycznej)
Nie chcemy: parodii i dominacji humoru
Warunki dodatkowe: tak jak poprzednio - dowolny cytat (wpleciony w tekst, lub służący za motto)
Termin: 29 maja
Tiiinnnk
Ostatnio zmieniony przez Amarylis dnia Nie 0:21, 07 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Amarylis
Konserwator laski Sarumana
Dołączył: 18 Lip 2008
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Valinor
|
Wysłany: Czw 23:58, 04 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Dedykuję to coś przeciwniczce, która z pewnością wygra, zważając na to, jak koszmarny jest mój twór. Przepraszam.
Śpij dobrze, braciszku
Chylące się ku zachodowi słońce oświetlało Białe Miasto ciepłym blaskiem pomarańczowych promieni. Zaróżowione chmury popychane przez lekki letni wiatr sunęły powoli po bladoniebieskim niebie.
Boromir zatrzymał się przy jednym z zakończonych ostrym łukiem okien. Położył łokcie na wąskim parapecie i podparł podbródek dłonią, nieświadomie powtarzając gest młodszego brata. Zapatrzył się na roztaczający się przed nim widok.
Wszystko wyglądało tak jak wtedy, mimo że był lipiec, a nie maj…
***
Mimo późnej pory powietrze sączące się przez uchylone okno do pałacu było bardzo ciepłe. Niosło ze sobą charakterystyczny zapach końca wiosny, woń kwitnących za murami miasta bzów i kasztanowców.
Boromir zapukał do drzwi i otworzył je, nie czekając na odpowiedź. Faramir siedział skulony w miękkim fotelu pogrążony w lekturze. Nie zauważył nawet, że brat wszedł do komnaty. Boromir podkradł się cicho bliżej. Zerknął ponad ramieniem Faramira na książkę.
„Pytać zawsze – dokąd, dokąd?
Gdzie jest prawda, ziemi sól?
Pytać zawsze, jak zagubić
Smutek wszelki, płacz i ból?”*
- Co to za bzdury czytasz, braciszku? – zagadnął w końcu. Faramir poderwał zaskoczony głowę.
- Nie bzdury, tylko wiersz – mruknął, zamykając niechętnie książkę. Boromir przysunął sobie drugie krzesło i rozsiadł się na nim.
- Wiem. Nie denerwuj się, przecież tylko żartuję! – Uśmiechnął się i zamilkł. Brat spojrzał na niego uważnie. Czujne spojrzenie szarych oczu świdrowało Boromira przez chwilę. W końcu Faramir ostatecznie odłożył książkę na bok i westchnął.
- Znowu się w coś wplątałeś – bardziej stwierdził niż zapytał.
- Od razu zakładasz, że wpadłem w poważne tarapaty – żachnął się Boromir. – Tym razem to tylko drobny problem, poradzę sobie – rzekł dobitnie. Nie miał pojęcia, jakim cudem Faramir wiedział zawsze o wszystkich jego kłopotach.
- Wiem – przyznał szczerze młodszy z braci. – Może mogę jednak jakoś pomóc?
- Mogę ci opowiedzieć o tym absurdzie, jeśli koniecznie chcesz – zgodził się Boromir. Czuł się trochę głupio, spowiadając się ze wszystkiego młodszemu bratu. Lecz z drugiej strony rozmowy z nim zawsze pomagały mu poukładać myśli.
- Co tu dużo mówić. Znowu dziewczyna. – Boromir rozłożył bezradnie ręce. – Chyba kolejna źle zrozumiała moje słowa i teraz nie chce mi dać spokoju…
- Chodzi o tę ze dwa lata starszą ode mnie, która nie odstępuje cię ostatnimi dniami na krok? – upewnił się Faramir. Boromir jęknął.
- Zauważyłeś?
- Nie da się przeoczyć. Lecz szczerze mówiąc, zasłużyłeś sobie. Nie mógłbyś rozmawiać z nimi mniej dwuznacznie?
- Nie pouczaj mnie! Za młody na to jesteś – burknął ze złością Boromir.
- Więc dlaczego przychodzisz do mnie po radę?
- Nie przychodzę. Tylko opowiadam ci, co się stało.
-Oczywiście – zgodził się spokojnie Faramir. – Co masz zatem zamiar zrobić?
- Nie mam pojęcia. Pojutrze wyjeżdżam. Może cała sprawa rozejdzie się po kościach? – jęknął bez większej nadziei Boromir. Faramir pokręcił głową.
- To ty będziesz miał pełne ręce roboty i oderwiesz się od problemów, machając mieczem. Ona będzie tu na ciebie czekała z tęsknotą. Poza tym to tylko dwa dni – powiedział. Boromir westchnął w duchu. To wszystko nie było na jego nerwy. Brat oparł głowę na dłoni i przyjrzał mu się z namysłem.
-Porozmawiam z nią – zdecydował w końcu. – Lecz niczego nie obiecuję. Cóż ja w końcu mogę? – zastrzegł.
- Bardzo wiele – wyszeptał bezgłośnie Boromir, patrząc z wdzięcznością na młodszego brata.
***
Ciężkie, stalowoszare chmury wisiały nisko nad Minas Tirith. Powietrze było gęste i duszące, nieporuszone jak zawsze przed burzą. Pachniało wilgocią zbliżającego się deszczu. Gdzieś w oddali przetoczył się grom.
Boromir chodził niespokojnie w tę i z powrotem, czekając na brata. Ukryty w zaułku nie słyszał rozmowy prowadzonej kilkanaście metrów dalej. Ufał, że Faramir zdoła wyjaśnić całe nieporozumienie. On miał do tego talent. Rozumiał ludzi i potrafił z nimi rozmawiać. Nie zmieniało to jednak faktu, że Boromir denerwował się okropnie. Chciał, żeby było już po wszystkim.
Po chwili usłyszał się zbliżające się kroki. Gdy tylko brat wyłonił się zza rogu, przyskoczył do niego.
- I co? – zapytał pełnym napięcia głosem. Faramir wzruszył ramionami.
- Nic. Wyjaśniłem jej wszystko, ale to chyba logiczne, że szczęśliwa nie była – rzekł. Miał minę, jakby zjadł coś wyjątkowo kwaśnego. Twarz Boromira rozjaśnił natomiast szeroki uśmiech.
- Wspaniale! Dziękuję. Nie wiem, jak ja ci się odwdzięczę – powiedział. Faramir nie odpowiedział.
Ruszyli w stronę pałacu. Rozlegające się coraz częściej grzmoty były jedynymi odgłosami przerywającymi ciszę. Faramir milczał jak zaklęty.
- Coś się stało? – zapytał w końcu Boromir. Młodszy brat spojrzał na niego poważnie.
- Oczywiście, że tak. Wiesz, jak ja się czuję z tym, co jej musiałem powiedzieć? Ty nie masz wyrzutów sumienia? – zapytał ponuro. Boromir uśmiechnął się lekko. Cały Faramir – jak zwykle myślał tylko o innych.
- Tym się przejmujesz? Mogłem się domyślić – rzekł, obejmując brata ramieniem. – Daj spokój! Zamęczysz się, jeśli będziesz martwił się problemami wszystkich wokoło. Czasem trzeba się od tego odciąć, niech radzą sobie sami – stwierdził. Faramir uśmiechnął się krzywo. Słowa Boromira na pewno nie przekonały go do końca, ale ruszył przed siebie trochę żwawszym krokiem, odpowiadając czasem na słowne zaczepki brata.
Deszcz był typową majową ulewą – gęsty i gwałtowny, zaczął się nagle i równie szybko skończył.
Nim dotarli do pałacu, zdążyli przemoknąć do suchej nitki. Wpadli do środka, śmiejąc się i odgarniając z czół mokre kosmyki włosów. Za oknem niebo przeszyła pierwsza błyskawica niknąca pośród wielkich kropel.
Zwabiony hukiem drzwi Denethor wyłonił się z głębi pałacu. Popatrzył na synów nieco krytycznie.
- Gdzie byliście tak długo? Pewnie Faramir znowu wpadł w jakieś tarapaty i musiałeś mu pomóc? – zapytał Boromira. Ten nie odezwał się, choć poczuł głęboką niesprawiedliwość tych słów. Owszem, czasem musiał ratować młodszego brata, bronić go przed kimś, ale nie zdarzało się to zbyt często. Z nich dwóch to raczej on zazwyczaj wplątywał się w kłopotliwe sytuacje.
Oczy Faramira pociemniały lekko, ale również zachował milczenie.
***
Przenikliwy wiatr z hukiem rozbijał się o ściany budynków. Poranne słońce leniwie lizało chłodnymi jeszcze promieniami dachy.
Niewielki oddział szykował się do wyruszenia z miasta. Boromir wiedział, że to bardziej ćwiczenie niż prawdziwa wyprawa wojskowa, ale i tak czuł radość. Uwielbiał dowodzić żołnierzami, walczyć choćby i z jednym tylko napotkanym orkiem. Trzymając miecz w dłoni, był w swoim żywiole.
Już miał ruszać, gdy zobaczył zbliżającego się Faramira. Głowę miał lekko pochyloną, podmuchy wiatru szarpały mu ubranie.
- Coś się stało? – zawołał Boromir, przekrzykując wicher, gdy brat się zbliżył. Faramir milczał przez moment.
- Zabierz mnie ze sobą – rzekł w końcu stanowczo. Boromir spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Słucham? – zapytał, myśląc, że się przesłyszał.
- Chcę jechać z wami – powiedział głośniej Faramir. Boromir zmarszczył brwi.
- Nie pleć bzdur. Przecież wiesz, że ojciec by ci nie pozwolił! Uważa, że jesteś za młody. Poza tym to naprawdę nie dla ciebie… - stwierdził. Nie miał pojęcia, czemu ten pomysł przyszedł bratu w ogóle do głowy.
- Pozwól mi jechać – poprosił znowu błagalnym tonem Faramir. Boromir westchnął.
- Nie, naprawdę lepiej będzie, jeśli zostaniesz. Jeszcze coś się stanie i… - urwał, zastanawiając się, czy tylko jego zdaniem te słowa zabrzmiały, jakby bardziej zależało mu na powodzeniu wyprawy niż na bezpieczeństwie brata.
Zerknął na Faramira. Na jego twarzy malowało się jakieś dziwne zacięcie. Spojrzenie było ostre i zdecydowane, choć gdzieś w głębi czaił się smutek.
- Zgoda – rzekł w końcu Boromir, wiedząc, że będzie później żałował tej decyzji. – Poczekamy na ciebie. Tylko się pospiesz – dodał. Faramir skinął głową. Odwrócił się i gwizdnął cicho. Zza rogu wynurzył się osiodłany koń. Chłopak wskoczył na niego.
- Jedziemy?
- Ty jak zawsze przygotowany – mruknął Boromir i po chwili wydał rozkaz do wyruszenia w drogę. Oddział wyjechał z miasta przedzierając się przez wichurę.
***
Popołudniu wiatr osłabł, a wieczorem ucichł już niemal zupełnie. Lekkie podmuchy poruszały jedynie drobnymi gałązkami drzew. Liście szemrały cichutko, jakby nieśmiało nucąc jakąś melodię. Pojedyncze płatki oderwane od kwiatów wirowały powoli w powietrzu.
Podróż mijała spokojnie. Nie dostrzegli niczego niepokojącego, nie spotkali nikogo. Entuzjazm Boromira trochę opadł. Był znudzony, zawiedziony tą bezczynnością. Mógł cieszyć się jedynie samym faktem wyruszenia z miasta, grzejącym miło słońcem i rozmową z bratem.
Myślał, że nie wydarzy się już zupełnie nic. Jego czujność została trochę uśpiona. Może dlatego nie zauważył niczego wcześniej.
Pojawili się po prostu znikąd. Moment wcześniej nie widział tam niczego, a gdy znowu odwrócił głowę stała tam banda uzbrojonych po zęby orków siedzących na jakiś paskudnych stworach, ni to wilkach, ni to koniach.
Boromir zareagował o moment za późno. Orkowie zdążyli już rzucić się w ich stronę, nim wydał rozkaz do ataku. Wyszarpnął miecz z pochwy, odbijając w ostatniej chwili klingę jednego z napastników. Rozejrzał się wokoło, szukając wzrokiem brata. Faramir był dziwnie blady, trzymał miecz dość niepewnie.
- Uciekaj! – zawołał do niego Boromir. Chłopak spojrzał nie niego zdziwiony, nie ruszył się z miejsca. Boromir ze złością ciął mieczem orka, który zbliżał się do brata.
- Powiedziałem, żebyś uciekał! – huknął na Faramira. Tym razem został usłuchany. Brat zawrócił konia i spróbował się wydostać z tłumu walczących.
Boromir zamachnął się na kolejnego orka. Starał się ocenić sytuację, ale wokoło zbyt wiele się działo. Wrogowie wciąż nacierali. Nie do końca takich przygód pragnął, wyruszając na tę wyprawę.
Kątem oka dostrzegł cień za sobą. Spróbował się obrócić i odbić uderzenie orkowej klingi, lecz koń wierzgnął, zrzucając go prawie na ziemię. Ledwo utrzymał równowagę. Oczekiwał też ciosu miecza, ale ten nie nastąpił. Obejrzał się przez ramię. Ork konał na ziemi przeszyty strzałą. Kawałek dalej Boromir dostrzegł ściskającego w dłoni łuk Faramira. Chłopak był jeszcze bledszy niż wcześniej, ale uśmiechnął się słabo, pochwyciwszy spojrzenie brata.
- Dziękuję! – zawołał do niego Boromir. – A teraz uciekaj!
***
Noc była ciepła i gwieździsta. Powietrze pachniało przyjemnie. W oddali świerszcze dawały nocny koncert. Oprócz tego panowała cisza, jak makiem zasiał…
Dość szybko zdołali pokonać orków. Żadnemu z żołnierzy na szczęście nic poważnego się nie stało. Faramir trochę się przeraził, gdy zobaczył plamy krwi na rycerskiej tunice brata, ale szybko okazało się, że wbrew pozorom to tylko lekkie skaleczenie.
- I co, braciszku, podoba ci się to wszystko? – zadrwił Boromir, ziewając. Czuł się potwornie zmęczony. Faramir potrząsnął głową, choć na ustach miał nieznaczny uśmiech. Milczeli przez chwilę, aż wreszcie młodszy z braci wstał powoli.
- Idź spać. Ja wszystkiego dopilnuję – zaproponował. Boromir chciał powiedzieć, że to on musi czuwać, ale oczy same mu się zamknęły. Słyszał jeszcze, jak Faramir ofukuje żołnierzy, którzy chcieli porozmawiać ze swym dowódcą.
***
Następnego wieczora słońce chowające się za horyzontem miało kolor czerwieni. Zapach kwitnących drzew był słabszy niż kilka dni wcześniej. Czuć było, że zbliża się już lato.
Gdy wrócili do Minas Tirith, Denethor zrobił im straszliwą awanturę. Właściwie miał pretensje tylko do Faramira, bo przecież to on wyjechał bez pozwolenia. Boromir w mniemaniu Namiestnika był bohaterem tej wyprawy, który uratował cały oddział i brata. Nie słuchał dokładnie opowieści. Nie zauważył też plamy krwi ukrytej skrzętnie pod kaftanem…
Żaden z braci nie protestował. Faramir jak zawsze nie dał po sobie poznać, jak bardzo było mu przykro. Dopiero, gdy Denethor pozwolił mu odejść, wybiegł przed pałac i zacisnął ze złością pięści. Wziął kilka głębokich oddechów, starał się uspokoić, ale Boromir widział, jak wiele brata kosztowała ta rozmowa.
Podszedł do niego i zmierzwił mu czuprynę.
- Nie przejmuj się – mruknął bez przekonania. Faramir podniósł głowę. Oczy miał przeraźliwie smutne, ale uśmiechał się mimo wszystko.
Słońce chowało się powoli za horyzontem…
***
Zrobiło się późno, ostatnie odgłosy dnia ucichały powoli. Panował szary półmrok zwiastujący mającą nastąpić za chwilę noc. Okrągła tarcza księżyca lśniła wśród mlecznych obłoków.
Boromir ocknął się z zamyślenia. Nawet nie wiedział, że stał tak długo w tym miejscu. Uśmiechnął się pod nosem. Jak to czasem niewiele trzeba, żeby z odmętów pamięci wynurzyły się odległe wspomnienia.
Zapukał do drzwi i uchylił je. W komnacie brata było ciemno. Faramir spał niespokojnie w fotelu. Książka, która wysunęła mu się palców, spoczywała na podłodze.
Boromir uśmiechnął się lekko. Chciał porozmawiać z bratem przed tak długą podróżą, ale nie było sensu go budzić. Trudno, pożegna się z nim rano.
Wycofał się cicho.
- Śpij dobrze, braciszku – szepnął, zamykając ostrożnie drzwi.
*Marek Grechuta „Świecie nasz"
Ostatnio zmieniony przez Amarylis dnia Pią 22:45, 05 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amarylis
Konserwator laski Sarumana
Dołączył: 18 Lip 2008
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Valinor
|
Wysłany: Pią 0:02, 05 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Autorka z góry przeprasza za angst i psychodelię.
Dedykowane przeciwniczce. Za wszystko i jeszcze więcej.
„Czerwień”
„Jeszcze jest czas” – myśli Faramir.
Jest jeszcze dzieckiem, a jego świat kończy się na białych murach Minas Tirith. Podobno tam, za horyzontem, wszystko wygląda inaczej. Są tam drogi bez końca, puszcze bez kresu i piękne istoty o jasnych oczach. Woda ma inny smak, wiatr wieje w plecy, a kamienie nie ranią stóp. Ale teraz jeszcze za tym nie tęskni. Ma matkę, której ręce pachną rumiankiem, dobrego brata, który obiecał wystrugać mu drewniany miecz i ojca, który nie umie patrzeć mu w oczy. Życie jest spokojne, waha się od jednego wietrznego dnia, do kolejnej ciemnej nocy.
Więc Faramir się nie boi. Siedzi z matką w bibliotece i stara się uwierzyć, że krwiste rumieńce na jej policzkach i czerwień krwi na chusteczce odejmowanej od ust, to nic złego.
Czasem wybiera się z bratem pozwiedzać miasto. Chodzą krętymi ulicami, mijają sklepy, kramy, kuźnie i gospody. Faramir jest wtedy prawie szczęśliwy – Boromir trzyma go za rękę, a słońce sprawia, że kontury domów delikatnie się zacierają.
Pewnego dnia docierają na jakąś publiczną egzekucję – Faramir patrzy zastygły na przerażoną twarz człowieka, który powoli wchodzi na szafot. I wtedy starszy brat zakrywa mu dłonią oczy, by nie widział całej sceny. Ale Boromir zapomina o uszach i Faramirowi jeszcze długo dźwięczy w głowie rozdzierający szloch jednej z kobiet, gdy pętla zacisnęła się na szyi skazańca.
W drodze powrotnej oboje milczą.
*
Czasem, gdy boi się zasnąć, prosi matkę o kołysankę na dobranoc. Ta wtedy cichym głosem śpiewa mu do ucha:
Kowale trudu i obłudy,
Złotnicy zła, szlifierze zysku
Myśl nazywają córką nudy
Choć są więźniami swych pomysłów,
Wycisną wszystko z ziemskiej grudy -
Przewrotne, chciwe krasnoludy.
Wiedzący skąd wiatr grom przywieje,
Ale zapobiec mu niezdolni,
Starych zagrożeń drążą rejestr
Żeby od nowych świat uwolnić,
A wiatr z nadziei ich się śmieje -
Osamotnieni czarodzieje.
Przejrzyste dla tych, którzy nie śnią,
Zawsze obecne w świecie dzieci,
Odchodząc cicho ścieżką leśną
Co śladem ich przez chwilę świeci
Pędzelkiem zmierzchu wróżbę skreślą -
Elfy ze swą smutną pieśnią.”*
(I wtedy zasypia)
*
Najlepszym schronieniem dla Faramira jest biblioteka. Siedzi tam do późna w noc,
z namaszczeniem przewracając pożółkłe karty ksiąg. Czyta o Świecie Zza Horyzontu, tajemniczym i odległym.
Jednej nocy zastaje go tam ojciec. Krzykiem wyrywa mu książkę, wrzeszcząc, że traci czas na brednie. W szale łapie świecznik stojący na stole i rzuca nim o ścianę za plecami Faramira. Gorący wosk parzy mu wtedy kark i zastyga niczym krople rosy na jego czarnych włosach.
Faramir czuje wtedy nienawiść. I poprzysięga sobie, że kiedyś odejdzie. Szary poranek zastanie go daleko w drodze, wreszcie wolnego i bez trosk.
A potem matka umiera i wszystkie marzenia przestają mieć znaczenie.
*
Faramir nie wie co czuje, gdy patrzy na biały sarkofag tonący w kwiatach. Nawet nie płacze i czuje z tego powodu wyrzuty sumienia. Boromir ma twarz lśniącą od łez, ale dumnie stara się to ukryć. W końcu ma już dwanaście lat, a chłopcom w tym wieku nie wypada płakać. Zwłaszcza nad sobą.
Ojciec stoi zgarbiony obok i wygląda jakby w ciągu jednej nocy postarzał się o wiele, wiele lat. Ruchy ma jakby spowolnione, niezgrabne, a zbroja zdaje się dla niego za duża. Oczy ma prawie nieruchome, przegrane. I Faramir czuje żal.
Potem musi odpowiadać na tysiące dworskich ukłonów, prawdziwych i fałszywych słów pociechy, musi patrzeć jak podczas stypy kolejny kielich wędruje do ust jego ojca, a jego wzrok staje się coraz bardziej mglisty. I wtedy Faramir ucieka.
Nikt go nie goni, gdy wybiega z pałacu, biegnie wzdłuż murów i w końcu upada na blankach, raniąc kolana i dłonie. Jesienny wiatr przewiewa go na wskroś, ale to nic, to nic.
Zza czarnych chmur znów widać horyzont i jest to jakaś pociecha. Jeszcze ma czas.
„Czasu jest coraz mniej” – krzyczy Faramir.
Jest jeszcze młody, zbyt młody, by widzieć śmierć. Brudną, odartą z ludzkiej godności.
To jego pierwsza walka. Razem z grupką innych żołnierzy kryje się w ciernistych zaroślach, próbując wypatrzeć cokolwiek w ciemności, rozmytej przez strugi deszczu. Czekają na przemarsz niewielkiego oddziału z Haradu. Obok niego klęczy jego przyjaciel, Castamir. Trzyma mu rękę na ramieniu, dodając otuchy. Farami myśli ze wstydem, że pewnie wszyscy widzą, jak bardzo drżą mu ręce ze strachu. Boi się, tak strasznie się boi, że może zginąć. Że jego czas skróci się do tych kilku minut bitwy i sekundy na umieranie. I wtedy już nigdy nie zdąży zobaczyć tych wszystkich ludzi i krain, o których słyszał w pieśniach.
A potem dłoń Castamira zaciska się na jego obojczyku, na drodze pojawiają się wrogowie i Farami już nic nie myśli. Umysł ma przerażająco jasny, trzeba tylko biec, biec, przeszywać szkarłatny kaftan południowca, byle by tylko zgasić ogień w jego ciemnych oczach. Czuje jak krew krąży mu w żyłach, rozsadzając płuca i skronie. Jeden, dwóch, trzech, tak, już czwarty pada martwy. Deszcz zalewa mu oczy, ale to nic, nic już się nie liczy. Wbija ostrze miecza pod żebra kolejnego napastnika, a obok słyszy tryumfalny śmiech Castamira, który niemalże tańczy między walczącymi, siekąc sztyletem na lewo i prawo. „Faramirze, wygramy!” krzyczy do niego. I nagle jego uśmiech gaśnie, gdy strzała jednego z wrogów trafia go między łopatki. I Faramir widzi, jak wojownik upada na twarz, prosto na rozmiękłą trawę.
Czas nagle zwalnia, a przestrzeń zdaje się rozpadać na kawałki. Bitwa się kończy, ostatni Haradczyk leży już na ziemi, ale on tego nie widzi. Wspólnie z Gondorczykami przenosi rannego pod osłonę drzew. Castamir umiera, widać to po każdym jego słabnącym oddechu i po siniejących wargach. „Trzeba go ratować, czasu jest coraz mniej” krzyczy Faramir do innych, rozrywając własną tunikę, by zatamować buchającą krew. Ale inni milczą, w smutku kiwając głowami. Oni już wiedzą – rana jest zbyt głęboka, a zatruty grot pewnie przebił płuco. A gdy Castamir zamyka oczy na zawsze, zostawiają Faramira samego ze swoim bólem i zakrwawionym materiałem w dłoni. Taka jest zasada – nie patrzeć na czyjąś rozpacz.
I wtedy wstaje świt.
Zimny, pełen światła świt, który zawsze zjawia się nie w porę, jak zły gość. Spóźnia się, gdy długa, zimowa noc nie daje wytchnienia, wyzierając z kątów i wpełzając pod pościel. Spieszy się, gdy człowiek pragnie dłużej wytchnąć w łaskawym półmroku, który daje schronienie dla ciała i myśli.
Teraz również przychodzi za wcześnie, odsuwając atramentową kotarę. Boleśnie wyostrza leżące ciała poległych, odbija się w kałużach wody i krwi, zabiela policzki martwych.
Faramir milczy całą drogę do Henneth Annun. Nie odwraca się za siebie. Nie chce widzieć świeżego, szarego kurhanu, pod którym pochowali Castamira. Zabrakło czasu na prawdziwy pogrzeb, z honorami. „Jest wojna” – uciął tylko Boromir i jako dowódca poprowadził ich z powrotem do kryjówki, Okna Zachodu.
(Za mało, za mało czasu)
„Nigdy go nie było” – szepcze Faramir.
Ta noc jest bezgwiezdna, spokojna. Obóz rozbili w jeszcze nieopanowanej przez orków części Osgiliath. Żołnierze śpią pokotem w ruinach jednego z budynków. Sklepienie jest kopułą, a jej szczyt ginie gdzieś w ciemnościach. Faramir czuwa na warcie, owinięty płaszczem, z mieczem trzymanym w pogotowiu. Myśli o Boromirze – pewnie niedługo zjawi się on już w Gondorze, przynosząc wieści z dalekiego świata i rozwiązanie zagadki. Często w snach widzi brata, jak siedzi przy ognisku, lub wędruje po nieznanych ścieżkach.
Czasem Faramir czuje zawiść – że to brat poszedł, a nie on. Że to jemu dane było wyrwać się z lepkiej, szarej wojny w jakiej pogrążył się kraj, i że to on spotkał Elfów i zobaczył to wszystko, co leży po drugiej stronie linii na styku ziemi i nieba.
Wtedy Faramir wmawia sobie, że może tak chciał los. A on i tak kiedyś odejdzie, jak to wszystko się skończy.
Cichym głosem budzi jednego z rycerzy, który miał go zmienić na warcie. Sam odchodzi w stronę migoczącej niedaleko rzeki. Klęka nad przejrzystą taflą Anduiny, nabierając chłodnej wody w dłonie i pijąc chciwie. Widać stąd drugi brzeg, nad którym górują upiorne katapulty orków. Otrząsa się ze wstrętem i wyciera dłonie o płaszcz. I wtedy to widzi.
Środkiem rzeki płynie łódka. Wąska, połyskliwie szara, o rzeźbionym dziobie. Otacza ją mleczna poświata. Faramir, nie zdając sobie z tego sprawy, wchodzi prosto w nurt. Lodowata woda oblewa jego nogi, ale on idzie, jakby przyciągany jakąś magiczną siłą. Łódka przepływa teraz dokładnie obok niego, ukazując jeden z najsmutniejszych widoków na świecie.
Twarz Boromira jest łagodna, przypomina teraz trochę jego własną. W sztywnych palcach trzyma miecz, a na zbroi miał przypięty dziwny, złocony pas. Brakuje tylko rogu.
- Boromirze! Gdzie twój róg? Dokąd płyniesz? Boromirze! – woła Faramir, ale łódka już odpływa.
(To na nic, on nie żyje, nie żyje, nie żyje)
*
Faramir wraca do obozu jak w malignie. Cały drży, potyka się na nierównościach strzaskanego bruku, czarne, matowe włosy opadają mu na twarz. W milczeniu mija wartownika, śpiących żołnierzy i siada pod ścianą w najdalszym kącie zrujnowanej sali. Za sobą ma zimny mur, nad głową niewidoczny sufit, a w sercu pustkę.
‘Ta wojna nigdy się nie skończy” – myśli. – „Ona będzie trwać i trwać, aż zginiemy my, zginą ci co będą po nas i jeszcze następni. Białe Miasto upadnie, Świat Zza Horyzontu też. A ja nawet nie zdążyłem go zobaczyć”.
Nad Osgiliath rozpętuje się burza, przecinając niebo białą siateczką błyskawic. Grzmoty słychać wszędzie, wszędzie, a może to serce tak bije, to nic.
Prawa dłoń jest cała w czerwieni, zaciśnięta w pięść, paznokcie ranią skórę.
(I wszystko w czerwieni, a czasu nigdy nie było)
„Oto świat bez śmierci. Świat śmierci bez mordu,
Świat mordu bez rozkazu, rozkazu bez głosu.
Świat głosu bez ciała i ciała bez Boga,
Świat Boga bez imienia, imienia - bez losu.”
KONIEC
* i ** - fragmenty utworów Jacka Kaczmarskiego
Ostatnio zmieniony przez Amarylis dnia Nie 0:20, 07 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ariana
Kronikarka z Imladris
Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 16:33, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Trudne zadanie przede mną, nie umiem oceniać pojedynków. Zwłaszcza, kiedy mam do czynienia z dwoma tak świetnymi tekstami.
Pomysł:
Tekst A - 1pkt
Tekst B - 2pkt
Urzekł mnie drugi tekst właśnie tym angstem, za który nie wiem dlaczego Autorka przepraszała.
Styl:
Tekst A 1,5pkt
Tekst B - 0,5pkt
W pierwszym tekście nie rzuciły mi się w oczy żadne błędy, w drugim owszem, parę razy coś zgrzytnęło.
Realizacja tematu
Tekst A - 1pkt
Tekst B - 1pkt
Na początku się wahałam, ponieważ w tekście B prawie nie ma wątku relacji z Boromirem, jednak jest rozwinięty wątek ucieczki. Po namyśle uznałąm jednak, że w Tekście A z kolei bardzo skrótowy jest wątek ucieczki, natomiast rozbudowane relacje z Boromoirem. Dlatego po równo.
Kanoniczność:
Tekst A - 1pkt
Tekst B - 1pkt
W obu tekstach nie mam się czego przyczepić.
Ogólne wrażenie:
Tekst A - 1pkt
Tekst B - 2pkt
Uwielbiam teksty wchodzące głęboko w psychikę bohatera, stąd ta punktacja.
Ogółem:
Tekst A - 5,5pkt
Tekst B - 6,5pkt
Gratuluję obu Autorkom świetnych tekstów.
Ariana
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Nie 21:09, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Oba teksty były świetne. Dlatego nie przepadam za pojedynkami: trzeba wybrać lepszy
Pomysł:
Tekst A - 1
Tekst B - 2
Faramir w tekście drugim był... cudowny. Po prostu. Za to kochamy
Styl:
Tekst A - 1
Tekst B - 1
Nie jestem dobra w ocenianiu pod tym kątem. Zbyt wciąga mnie fabuła, by myśleć o jej stylu.
Realizacja tematu:
Tekst A - 1
Tekst B - 1
Temat został zrealizowany, wszystkie wymagania spełnione.
Kanoniczność
Tekst A - 0,5
Tekst B - 1,5
Tutaj zgrzytnęła mi trochę postać Boromira. Sama nie wiem dlaczego, ale w pierwszym tekście wydawał się być bardziej w stylu "Syna Gondoru" niż tolkienowskim.
Ogólne wrażenie:
Tekst A - 1
Tekst B - 2
To po prostu subiektywna ocena. I uwielbienie Faramira
Ogółem:
Tekst A - 4,5
Tekst B - 7,5
Jednakże nadal twierdzę, że oba teksty były bardzo dobre i gratuluję szanownym Twórczyniom
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lalaith
Slashynka Czarodziejka
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Dorlomin
|
Wysłany: Śro 23:21, 10 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Pomysł:
A - 1,5
B - 1,5
Styl:
A - 1
B - 1
Realizacja tematu:
A - 1
B - 1
Kanoniczność:
A - 1
B - 1
Ogólne wrażenie:
A - 1,75
B - 1,25
Podsumuję to wszystko tak zbiorczo, żeby nie było, że w ogóle nic nie napisałam. Oba teksty - świetne. Warunki zostały dotrzymane, kanoniczność była i błędy były w obu tekstach. Pomysły bardzo ciekawe, to i tu równo.
Jak widać, większe wrażenie zrobił na mnie tekst A. Nie umiem powiedzieć dlaczego; po prostu, przemówił do mnie i tyle.
Razem:
A - 6,25
B - 5,75
Gratuluję udanego pojedynku!
Lalaith
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marysia
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 16:56, 11 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
A - pierwszy tekst
B - drugi tekst
Pomysł:
A: 1 pkt
B: 2 pkt
Pierwszy tekst był ładny, ale tak jakby nie do końca poruszający problemy Faramira.. Drugi tekst podobał mi się bardzo! Za to tyle punktów.
Styl:
A: 0,5 pkt
B: 1,5 pkt
Tekst A miał wiele powtórzeń. Tekst B pięknie napisany, ok!
Realizacja tematu:
A: 1 pkt
B: 1 pkt
Pierwszy tekst troszkę odbiegał od tematu, burza według mnie słabiej przedstawiona niż w tekście drugim. Tekst B był zapełniony wszystkim, czego wymagał temat, ale zabrakło mi tam relacji Faramira z Boromirem - to było przedstawione, ale tak jakoś słabiej, nie wyodrębniało się zbytnio.
Kanoniczność:
A: 1 pkt
B: 1 pkt
Nie mam zastrzerzeń do obu tekstów, ale mogło być lepiej..
Ogólne wrażenie:
A: 1 pkt
B: 2 pkt
Tekst A trochę mniej mi się spodobał, co nie znaczy, że nie podobał mi się wcale. Chodzi po prostu o to, że tam ciągle było takie... Faramir - Boromir (jeśli wiecie, o co mi chodzi), a drugi tekst był pięknie napisany, wszystko zwarte i poukładane, taka opowieść o losach Faramira.
Razem:
Tekst A: 4,5 pkt
Tekst B: 7,5 pkt
Gratuluję! Pięknie piszecie! Dziękuję bardzo za taki pojedynek, musicie wiedzieć, że Faramir to moja ulubiona postać z Władcy Pierścieni!
Ostatnio zmieniony przez Marysia dnia Pią 13:10, 12 Cze 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa
Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy
Skąd: Ithilien
|
Wysłany: Czw 20:44, 11 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Wiem, że ja nie powinnam w ogóle tutaj pisać, ale mam jedną uwagę.
Marysiu, poplątałaś chyba coś z punktami. Do rozdania jest 12, a ty przydzieliłaś 15,5. Zajrzyj do regulaminu, tam to jest dokładnie opisane.
A poza tym - nie demaskuj nas tak! "Teoretycznie" wciąż opowiadania są anonimowe.
T.L.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marysia
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 13:03, 12 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Nic nie poplątałam z punktami. Posłuchaj: JEDNEJ osobie można przyznać 12 punktów. To rozumiem, ale w regulaminie pisze tylko:
Pomysł - 3 punkty
Styl - 2 punkty
Realizacja tematu - 2 punkt
Kanoniczność - 2 punkt
Ogólne wrażenie - 3 punkty
Ja uważam, że jednej osobie można przyznać max 12 punktów, a nie po zsumowaniu. Jeśli się pomyliłam, to nic na to nie poradzę - trzeba było napisać jaśniej w regulaminie (przepraszam).
Co do tego "zdemaskowania"... Naprawdę?? Nie wiedziałam! Kurczę, ja jestem jakieś medium! Teraz już wszystko pozmieniałam, więc powinno być dobrze. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa
Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy
Skąd: Ithilien
|
Wysłany: Pią 13:20, 12 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Wiedziałaś, który tekst jest czyj, zapewne dlatego że się z Fayerką przypadkiem w innym temacie wygadałyśmy. Ale oficjalnie, jak słusznie napisałaś, "nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał". Dzięki za zmienienie. ;)
A co do punktów - sądzę jednak, że wyrażenie "do rozdzielenia" wskazuje na to, iż razem ma być 12. Ale skoro ty interpretujesz to inaczej, to nie ma sprawy, może to ja się mylę. Mam nadzieję, że Elbereth rozstrzygnie te wątpliwości, gdy będzie zamykać pojedynek.
EDIT: Jednak zmieniłaś?
T.L.
Ostatnio zmieniony przez Tina Latawiec dnia Pią 15:37, 12 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amarylis
Konserwator laski Sarumana
Dołączył: 18 Lip 2008
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Valinor
|
Wysłany: Nie 1:51, 14 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Chyba wypada wyjaśnić kilka rzeczy.
W regulaminie nie jest napisane - "JEDNEJ osobie można przyznać 12 punktów", ale że "do rozdzielenia jest 12 punktów". Różnica pomiędzy "przyznać" a "rozdzielić" jest dość wyraźna i zrozumiała i dlatego tak jest w regulaminie. W razie wszelkich wątpliwości należałoby zapytać albo przejrzeć poprzednie oceny lub pojedynki.
Nie będe się wypowiadać co do anonimowości pojedynku. Bezstronnością ocen powinni być zainteresowani uczestnicy pojedynku.
A więc...
Tekst A - 20,75 - Tina Latawiec
Tekst B - 27,25 - Fayerka
Niniejszym ogłaszamy, że pojedynek wygrała *Fayerka*
Serdecznie gratulujemy!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|