Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa
Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy
Skąd: Ithilien
|
Wysłany: Pon 23:48, 10 Paź 2022 Temat postu: [M] Zasłużona kara (fandom: Fate) |
|
|
Zasłużona kara
Z perspektywy czasu Flora nie potrafiła dokładnie wyjaśnić, co im właściwie strzeliło do głów. Po części chcieli oczywiście dokuczyć Rosalind – niektórzy uczniowie jej ufali, inni nie, ale właściwie wszyscy zgadzali się co do tego, że jest wyjątkowo antypatyczna, płatanie jej drobnych psikusów dawno stało się więc popularną w Alfei rozrywką, w której wręcz nie wypadało nie uczestniczyć. Nuda sobotniego przedpołudnia też z pewnością nie pomogła, tak samo jak fakt, że Riven już od dłuższego czasu szukał sposobu, żeby zaimponować Florze. Nade wszystko zaś nikt chyba nie mógł zaprzeczyć, że Rosalind wnosząca do swojego gabinetu wielki karton ciastek była widokiem dość… osobliwym. Jako że wizja dyrektorki objadającej się słodyczami była co najmniej absurdalna, prędko uznali, że musi się kryć za tym coś więcej – i należało się dowiedzieć, co konkretnie. A w jaki lepszy sposób można było to zweryfikować niż wślizgując się do środka pod jej nieobecność i organoleptycznie badając zawartość pudła?
Pomysł wydawał się naprawdę dobry mniej więcej do momentu, gdy drzwi gabinetu otworzyły się za ich plecami i do środka weszła Rosalind w towarzystwie Bloom. Flora miała ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło – oczywiście, że wiedziała o ich dodatkowych lekcjach, z jakiegoś jednak powodu całkiem nie pomyślała o tym, że z pewnością muszą odbywać się również w weekendy.
– Dzień dobry, pani dyrektor! – zawołała wesoło, uznając, że jest zdecydowanie za późno na płakanie nad rozlanym mlekiem i że trzeba jakoś ratować sytuację. – My tylko…
Rosalind uniosła brew w kpiącym wyrazie ewidentnie sugerującym, że sytuacja jest aż nazbyt jednoznaczna. Może zresztą rzeczywiście taka była – fakt, że Riven nie zdążył jeszcze nawet przeżuć ciastka, które w całości zapakował sobie do ust, z całą pewnością nie świadczył na ich korzyść.
– Bardzo jestem ciekawa waszego wyjaśnienia – potaknęła Rosalind, uśmiechając się nieco złowróżbnie. – Bo jak dla mnie wygląda to na pospolite włamanie. I kradzież, jak mniemam? Jak ci smakują ciastka, Rivenie?
Chłopak przełknął pospiesznie dowód zbrodni i uśmiechnął się błazeńsko – oczywiście skoro raz obrał sobie za cel popisanie się, nie zamierzał łatwo odpuścić.
– Całkiem niezłe, pani dyrektor – odparł obłudnie przymilnym tonem. – Chociaż szczerze mówiąc, liczyłem na jakieś… wesołe dodatki, skoro tak je pani przed wszystkimi chowała.
– Och, sam cukier potrafi wystarczająco poprawiać nastrój, nawet bez, jak to określiłeś, dodatków – oznajmiła Rosalind, tonem tak uprzejmym, że nie mógł oznaczać niczego dobrego. – Może zjadłeś ich po prostu za mało, weź sobie jeszcze jedno.
Riven rzucił jej zdziwione spojrzenie, ale posłusznie sięgnął po kolejne ciastko.
– Nadal nic – poinformował, zjadłszy je, a jego ton brzmiał już nieco mniej hardo niż wcześniej. – Może po prostu…
– Jeszcze jedno – zakomenderowała Rosalind.
– Może my już pójdziemy i nie będziemy przeszkadzać, z pewnością lekcja… – spróbowała interweniować Flora, nie na żarty już zaniepokojona zachowaniem dyrektorki.
Rosalind nie dała jej jednak nawet dokończyć.
– Och, lekcja może chwilę poczekać, mamy przecież sobotę – stwierdziła pogodnym tonem. – Co zaś czekać nie powinno, to kara za zjadanie cudzej własności.
– I jaka ona będzie? – spytał Riven, przybierając starannie nonszalancką minę.
Rosalind podeszła do biurka i nieco teatralnie zlustrowała wzrokiem zawartość wciąż niemal pełnego kartonu z ciastkami.
– Zawsze byłam zdania, że jedzenie czegoś, co ktoś inny macał już palcami, jest wyjątkowo niehigieniczne – rzuciła wreszcie. – Z drugiej strony gdybym to wszystko wyrzuciła, ktoś mógłby posądzić mnie o niegospodarność. Najlepiej chyba będzie, jak dojesz wszystkie do końca, prawda?
Flora o mało co nie podskoczyła ze zgrozy. To był cały karton! Nie było absolutnie żadnej możliwości, żeby zjedzenie takiej ilości słodyczy nie skończyło się źle.
– Ale my naprawdę…
– Jeśli będę ciekawa, co wy naprawdę, to o to zapytam, Floro – ucięła bezlitośnie Rosalind. – Chyba że chcesz pomóc koledze?
– Ale pani dyrektor, przecież on się pochoruje, jeśli to zje! – wtrąciła się Bloom, też wyraźnie zszokowana podobnym pomysłem. – Tak nie można!
Rosalind posłała jej lekceważący uśmiech.
– Zapewniam cię, Bloom, że można i trzeba – odpowiedziała nieco niefrasobliwie, po czym wbiła wzrok w Rivena. – A więc?
– A dostanę coś do popicia? – Chłopak raz jeszcze podjął próbę obrócenia wszystkiego w żart, niestety bezowocną.
Rosalind nawet nie raczyła mu odpowiedzieć, sięgnął więc po kolejne ciastko.
Flora rzuciła tymczasem błagalne spojrzenie Bloom, wiedząc dobrze, że jeśli ktokolwiek może zaradzić sytuacji, to tylko ulubienica dyrektorki. Dziewczyna potrząsnęła jednak z rezygnacją głową – a potem zawahała się. W końcu dyskretnym gestem wskazała drzwi i wymknęła się na korytarz. Flora – chcąc, niecąc – podążyła za nią.
– Musimy sprowadzić pomoc – zakomenderowała Bloom, gdy znalazły się na zewnątrz. – Rosalind od rana wchodzi dziś wściekła jak osa, obawiam się, że łatwo nie odpuści…
– To na co czekamy? – rzuciła Flora, zaciskając z irytacją pięści. – Znajdźmy resztę dziewczyn i spróbujmy…
– Nie. – Bloom potrząsnęła głową. – Serio, jakieś głupie akcje ratunkowe nic tu nie dadzą, a uwierz mi, że jeśli ja to mówię, to coś musi być na rzeczy. Powinnyśmy załatwić to, no wiesz, bardziej oficjalnie.
Flora rzuciła jej zdziwione spojrzenie.
– To znaczy jak? – spytała, choć prawdę mówiąc, nadal uważała, że zaczarowanie ciastek tak, żeby samej Rosalind stanęły w gardle, było najlepszym rozwiązaniem.
Bloom zastanawiała się przez krótką chwilę.
– Musimy iść po Silvę, wtedy Rosalind nie będzie mogła w razie czego mówić, że wszystko sobie wymyśliliśmy – zdecydowała, chwytając Florę za łokieć. – Chodź!
Kolejne korytarze mijały praktycznie biegiem, cudem chyba tylko nie zderzając się z nikim po drodze. Gdy w końcu dotarły na miejsce, Bloom, lekko zdyszana, zapukała do drzwi gabinetu. Flora jednak – nękana przez cały czas myślą, że wcale nie wykluczyli do końca, że ciastka zawierają jakieś niebezpieczne dodatki – nie zamierzała czekać grzecznie na zaproszenie i po prostu wparowała do środka.
Silva poderwał głowę znad dokumentów, które właśnie przeglądał, i rzucił obu dziewczynom zdumione spojrzenie.
– Co się…? – zaczął wyraźnie zaniepokojony, wstając zza biurka.
– Chodzi o Rivena – wysapała Bloom, nadal nie do końca złapawszy oddech. – I o Rosalind.
Silva wyraźnie się odprężył.
– O Rivena i panią dyrektor? – skorygował, a Flora dałaby głowę, że w jego głosie wychwyciła nutkę ironii. – Co masz na myśli?
– To trochę skomplikowane, ale... – zaczęła Bloom, stanowczo zbyt zapobiegawczo.
– Weszliśmy do gabinetu pani dyrektor i podwędziliśmy jej kilka ciastek – weszła jej w słowo Flora, uznając, że to nie jest moment na szukanie usprawiedliwień. – A ona nas przyłapała i kazała zjeść Rivenowi wszystkie!
Silva przypatrywał się jej z nieprzeniknioną miną.
– Powiedziałbym, że to nie jest najsurowsza z kar, jakie się tu ostatnio stosuje – stwierdził wreszcie, odrobinę wręcz rozbawiony, i wrócił na swoje miejsce za biurkiem.
Flora rzuciła mu oburzone spojrzenie. Oczywiście, zdawała sobie sprawę z tego, że Riven nie był typem ulubieńca nauczycieli – ale to nie znaczyło przecież, że zasłużył na podobną obojętność. Zwłaszcza od kogoś, kto podobno miał być tym dobrym – i Flora z całą pewnością wygarnęłaby to Silvie, gdyby Bloom nie szturchnęła jej w porę ostrzegawczo łokciem i nie przejęła inicjatywy.
– Ale tego jest cały karton! Taki wielki! – zaprotestowała, próbując gestem zobrazować rozmiary pudełka. – Ja wiem, że to brzmi po prostu głupio, ale taka jest prawda! Bardzo proszę, musi pan z nami pójść!
– Zapewniam cię, Bloom, że nawet gdyby ten karton był dwa razy większy…
– Ale jak pan może o czymkolwiek zapewniać, skoro nawet pan tam nie poszedł? – wypaliła Flora z irytacją.
Silva westchnął z dezaprobatą, ale w końcu chyba zaakceptował powagę sytuacji, bo ponownie podniósł się z krzesła.
– Dobrze, niech będzie, chodźmy – skapitulował, ruszając w stronę drzwi.
Droga powrotna trwała – jak na gust Flory – stanowczo zbyt długo. Chętnie wyrwałaby się znowu biegiem do przodu, ale nie miało to najmniejszego sensu, jako że Silva nie wyglądał, jakby spieszyło mu się równie bardzo jak im. Zanim dotarli więc do gabinetu Rosalind, Flora zdążyła wyobrazić sobie milion scenariuszy tego, co tam zostanie – ale żaden z nich nie odpowiadał rzeczywistości.
Gdy wpadli do środka, Riven z demonstracyjnym namaszczeniem chrupał właśnie ciastko – najwyraźniej jedno z ostatnich w prawie już pustym kartonie – i wcale nie wyglądał na chorego ani nawet specjalnie udręczonego. Rosalind za to gotowała się wręcz z niemej wściekłości.
– A-ale… – zająknęła się Flora, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
– Widzicie, dziewczęta – mruknął Silva za ich plecami, teraz już z całą pewnością rozbawiony. – Nie tylko wy nie wzięłyście tu pod uwagę jednej ważnej kwestii: że żołądek nastoletniego chłopaka ma zdecydowanie większą pojemność niż jakikolwiek karton, choćby i magicznie powiększony.
Mówił cicho, ale Rosalind chyba i tak go usłyszała – albo przynajmniej domyśliła się ogólnego sensu jego słów – bo spiorunowała go spojrzeniem niemal tak zirytowanym, jakim wcześniej obserwowała Rivena.
– Skoro już tu jesteś, to bądź łaskaw wyznaczyć jakieś dodatkowe treningi dla tego tu złodziejaszka – rzuciła ostro. – Gdyby uczniowie mieli odpowiednio zagospodarowany czas, z całą pewnością takie głupoty nie przychodziłyby im do głów!
Silva wzruszył lekko ramionami.
– Jesteś pewna, że to kwestia akurat za małej liczby treningów? – spytał niewinnym tonem. – Nie przypominam sobie, żeby uczniowie próbowali podkradać moje jedzenie…
Riven tymczasem, rozprawiwszy się właśnie z ostatnim ciastkiem, uśmiechnął się łobuzersko, przekonany chyba że w obecnych okolicznościach absolutnie wszystko może ujść mu na sucho.
– Mogę iść na dodatkowy trening, trudno – zgodził się beztroskim tonem. – Ale tylko pod warunkiem, że pani dyrektor ma jeszcze trochę tych pysznych ciasteczek. Do treningu potrzeba dużo sił, rozumie pani…
Rosalind przez chwilę wyglądała, jakby zamierzała czymś w niego cisnąć, w końcu jednak przeniosła tylko wściekłe spojrzenie kolejno na duszące się ze śmiechu Florę i Bloom oraz na wciąż perfekcyjnie obojętnego Silvę, po czym jak burza wypadła z gabinetu, trzaskając drzwiami.
Jej mina była, przynajmniej według Flory, warta absolutnie wszystkich nerwów, których się tego dnia najedli.
A tym bardziej, skoro już o najadaniu mowa – wszystkich ciastek.
T.L.
Ostatnio zmieniony przez Tina Latawiec dnia Wto 0:15, 11 Paź 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|