Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M]Romantyczne dusze (Fandom: Les Miserables)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Opowiadania wszelkiej maści
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Czw 20:37, 21 Lut 2013    Temat postu: [M]Romantyczne dusze (Fandom: Les Miserables)

Romantyczne dusze
Miało być poważnie, wyszło jak zwykle...

Javert unosi lekko głowę, usiłując zobaczyć skrawek nieba w prostokącie utworzonym przez dachy domów po obu stronach wąskiej uliczki oraz wysoką barykadę wznoszącą się między nimi. Niestety, wystający nieco daszek nad drzwiami kawiarni skutecznie mu to uniemożliwia. Próbuje wychylić się nieco w przód, ale więzy krępujące jego nadgarstki powstrzymują ten ruch, a oparcie niewygodnego krzesła jeszcze boleśniej wbija mu się w plecy. Wzrusza więc nieznacznie ramionami i zamiast tego omiata wzrokiem barykadę.

Studenci szykują się do bitwy. Ich poważne, zacięte miny kontrastują z codziennymi, nieraz powycieranymi i połatanymi ubraniami, uzupełnionymi gdzieniegdzie elementami mundurów, zapewne odziedziczonych po ojcach czy dziadkach. Dzierżą wprawdzie broń najróżniejszego typu, ale wyglądają z nią jak mali chłopcy wymachujący patykami. Zgraja uczniaków. Wszyscy tacy sami, tak samo naiwni, zbuntowani i pełni zapału, który wystarczyło tylko odpowiednio skierować. Javert pogardza nimi tak, jak się pogardza dziećmi nie potrafiącymi zachować się odpowiednio w otoczeniu dorosłych.

Z całej grupy wyróżniają się tylko trzy osoby. Przede wszystkim Enjorlas. Ten wzbudza w Inspektorze już nie pogardę, lecz nienawiść, połączoną jednak z pewną dozą podziwu. Urodzony przywódca, mimo młodego wieku cieszący się posłuchem i szacunkiem pozostałych, inteligentny, wykształcony, charyzmatyczny. Enjorlas jest buntownikiem tak, jakby był kapłanem. Jego zapał udziela się wszystkim wokół, a ogień w jego spojrzeniu wywołuje dreszcz u Inspektora. To, że ktoś taki staje na czele tej sztubackiej zabawy w wojsko, jest dla Javerta czymś nie do pojęcia, objawem jakiegoś szaleństwa, które należy jak najszybciej odseparować od zdrowego społeczeństwa, zanim choroba zwana rewolucją rozprzestrzeni się na dobre.

Po drugie, Marius. Dziecko, nawet bardziej niż inni. Zagubiony chłopiec wyglądający, jakby znalazł się tu przez przypadek. Zapewne zakochany, świadczą o tym dziesiątki szczegółów, może drobnych, lecz nietrudnych do dostrzeżenia przez wprawione oko policjanta. Ten nie stanowi większego zagrożenia, a Javert niemalże mu współczuje, zastanawiając się jednocześnie, jaki los wepchnął chłopaka na tę zgubną drogę, kiedy mógł czytać wiersze, spacerować nad Sekwaną i wzdychać do swojej mademoiselle. Chociaż może i nie... Twarz Mariusa od początku wydawała mu się znajoma, teraz jednak wreszcie przypomina sobie... Tak, to tego młodzieńca widział na ulicy chwilę przed tym, gdy po raz pierwszy spotkał Valjeana w Paryżu. Towarzyszyła mu dziewczyna, prosta, biedna, w łachmanach, ale w sumie niebrzydka i o spojrzeniu dość bystrym, by zwrócić uwagę studenta. A więc czyżby to do niej tak wzdychał, to przez nią przyszedł tu dziś, by walczyć o dobrobyt prostego ludu?

Po trzecie – Grantaire. Na pozór najłatwiejszy do rozszyfrowania, ale kryje się w nim o wiele więcej, niż możnaby przypuścić na pierwszy rzut oka. Wesołek, lubiący sobie popić i usilnie starający się wyrazić swoją pogardę wobec świata. A jednak przyszedł, stanął u boku innych na barykadzie z nie mniejszym zapałem, a więc, mimo udawanej obojętności, zależy mu na czymś poza butelką. Na czym? To też nietrudno odgadnąć. Grantaire jest tu dla Enjrolasa, ale nie Enjorlasa – wodza. Grantaire podziwia Enjorlasa, bo Enjorlas jest tym wszystkim, czym on chciałby być, a nie potrafi. Grantaire drwi sobie z sytuacji, ale z każdą wypowiedzianą kpiną spogląda na przywódcę, jakby chciał sprawdzić, czy nie przeciągnął struny. Udaje, że mu nie zależy, ale jest gotów wypełnić każdy rozkaz. Dostrzega smutek w oczach Enjorlasa, gdy otwiera kolejną butelkę, ale mimo to nie potrafi powstrzymać się od następnego łyka.

Obserwacje przerywa Javertowi Enjorlas, idący w jego stronę. Inspektor prostuje się na tyle, na ile pozwala mu sznur, którym jest przywiązany do krzesła. Jego usiłowanie wyglądania dumnie i wyniośle zostaje jednak zniweczone przez wodę, która teraz, zamiast jak uprzednio po ramieniu, spływa z dziury w starym daszku wprost po starannie związanych włosach i dalej na czoło i nos Javerta. Zaskoczony zimnym strumieniem więzień kuli się mimowolnie. Przywódca studentów ignoruje go jednak, przeciska się wąskim przejściem między jego krzesłem a drzwiami i znika we wnętrzu kawiarni. A więc szpieg otrzymał jeszcze moment życia w prezencie. Zły na swoją reakcję, Inspektor strząsa z siebie wodę i rzuca harde spojrzenie otoczeniu, jakby gotów wbrew swemu położeniu stawić czoła każdemu, kto ważyłby się zaśmiać z zaistniałej sytuacji. Jednak nikt nie zwraca na niego uwagi. Zniknięcie kota pozwala kociętom na chwilę swobody. Rewolucjoniści, odprowadziwszy wzrokiem przywódcę, od razu nabierają animuszu. Śmiech staje się głośniejszy, żarty zuchwalsze. Grantaire wyciąga, nie wiedzieć skąd, kolejną butelkę trunku, otwiera ją z radosnym okrzykiem i z iście pijacką wspaniałomyślnością zaczyna częstować wszystkich wokół, a gdy koledzy okazują mu jedynie umiarkowane zainteresowanie, wstaje i nieco chwiejnym krokiem rusza w stronę kawiarni. Javert podejrzewa, że student zebrał się już na odwagę i zamierza wejść do środka, by zaoferować alkohol swemu przywódcy. Grantaire jednak zatrzymuje się pod daszkiem, opiera się ciężko o krzesło, do którego jest przywiązany więzień i z rozbrajająco szczerym uśmiechem wyciąga ku niemu swoją cenną butelkę.

- Napijesz się, przyjacielu? To jest, nieprzyjacielu, chciałem powiedzieć... - Ze strony pozostałych studentów rozlegają się pojedyncze chichoty i drwiny. Javert zaciska zęby, usiłując sprawiać wrażenie, jakby zupełnie nie zauważył intruza. Ale Grantaire tylko rzuca kolegom urażone spojrzenie, po czym, przysiadłszy na brzegu ogromnej donicy, pociąga kolejnego łyka.
- Nie rozumiem, czemu nikt nie chce brandy... - mówi płaczliwie. - Wino pij do dna, ale weź człowieku brandy, to już patrzą na ciebie z ukosa. Jaśnie panienki, brandy dla nich za mocna? A ja wam powiadam, niech się flaszki boi wróg! Mój chuch zwali wroga z nóg! - Końcówkę Grantaire wykrzykuje już na stojąco, z butelką uniesioną do góry niczym sztandar, co wywołuje nowe salwy śmiechu sztubaków.

Javert wbija wzrok w przeciwną stronę ulicy, usiłując ignorować całą sytuację. I pomyśleć, że przed paroma chwilami był niemal bliski współczucia dla tego indywiduum... Dotychczas Inspektor Javert gardził pijakami, patrzył na nich z góry, czasem zamykał w areszcie, ale nigdy, nawet w najgorszych koszmarach, nie wyobrażał sobie, że kiedyś będzie zmuszony siedzieć w towarzystwie jednego z nich i spokojnie wysłuchiwać jego pijackich wynurzeń, do tego jeszcze na oczach bandy coraz bardziej rozbawionych uczniaków.

Tymczasem Grantaire, usiadłszy ponownie i odstawiwszy ostrożnie butelkę, skupia się na przeszukiwaniu kieszeni surduta. Nie znajduje najwyraźniej tego, czego szukał, bo klnie pod nosem i ostatecznie, ku własnemu wyraźnemu zaskoczeniu, wyciąga stamtąd wściekle różową wstążkę.

- Zaraz, skąd ja to... Aaa, urocza piekareczka! Jak to jej było na imię... Anne? Anette?

- Anabelle. - Przedmiot od razu wydał się Javertowi znajomy. Piekarnia należąca do starszego brata dziewczyny znajdowała się akurat w połowie drogi, jaką Inspektor przebywał codziennie, idąc do pracy. A że policjant też człowiek, a zapachy z wnętrza były wyjątkowo zachęcające, więc Javert, spiesząc o świcie na komisariat, wstępował tam nieraz po drugie (a często pierwsze) śniadanie. Anabelle zazwyczaj stała za ladą, ku uciesze okolicznych młodzieńców. Inspektor nie rozumiał, co mężczyźni widzieli w tej chudej, krzykliwie ubranej i wymalowanej dziewczynie, ale musiałby być ślepy, by nie zauważyć kręcących się tam adoratorów. A także różowych wstążek, które zawsze zdobiły włosy Anabelle. A przynajmniej miały zdobić w zamierzeniu, gdyż efekt końcowy był zdaniem Javerta dosyć komiczny.

Grantaire przeszywa go świdrującym spojrzeniem i dopiero wtedy Javert orientuje się, że wypowiedział imię dziewczyny na głos.

- A kwiaciarkę też znasz? Tę rudą, z ładną buzią, co to co drugi dzień siedzi i sprzedaje kwiaty tu na rogu? Zawsze chciałem poznać jej imię! - Twarz Grantaire'a rozpromienia się jeszcze bardziej. - Ona ma takie piękne zielone oczy! I te loki, aż się chce zanurzyć w nie palce... A potem przycisnąć ją do siebie, wziąć w dłonie jej wielka, dorodną...

- Giselle. Ma na imię Giselle – wtrąca szybko Javert, woląc nie słyszeć dalszego ciągu.

-...różę i wpiąć w te miedziane loki... Co powiedziałeś? Giselle? - Grantaire zaczyna patrzeć na tego ponurego szpicla w zupełnie nowym świetle. - Ale wy... nie...?

Gdyby nie groteskowość całej tej sytuacji, Javert wpadł by w gniew na taką insynuację. Obecnie jest bliższy parsknięcia śmiechem.

- Nie – ucina krótko, po czym odwraca głowę. Co się ze mną dzieje, myśli z przerażeniem. Czyżby prospekt bliskiej śmierci tak na niego wpłynął? Postanawia wziąć się w garść i nie słuchać więcej bełkotania towarzysza. Zamiast tego wbija wzrok w okna kamiennicy naprzeciwko i z ukłuciem radości dostrzega odbicia gwiazd w jednej z szyb. Gwiazdy – to coś pewnego, coś co Javert zna doskonale, na czym zawsze mógł polegać. Nieważne jak bardzo jego świat stawał na głowie, gwiazdy zawsze były niezmienne, zawsze na straży odwiecznego porządku wszechświata. Jak dobrze jest wiedzieć, że świecą i w tę noc, noc jego śmierci. Ma cichą nadzieję, że, jeśli tak czy inaczej ma zginąć, stanie się to przed nadejściem świtu, w świetle gwiazd. Wpatrzony w swój ideał, nie zauważa kpiącego spojrzenia studentów.

- Giselle... - Grantaire wzdycha teatralnie, po czym burzy tę pozę romantycznego kochanka, pociągając z głośnym siorbnięciem kolejny łyk brandy. Zapada chwila ciszy, jednak Inspektorowi nie jest dane zbyt długo cieszyć się spokojem.

- Eloise pewnie też pamiętasz? No tak, przecież własnoręcznie ją aresztowałeś, szpiclu! Nie mogłeś sobie odmówić tej przyjemności, co? - W ułamku sekundy przyjazne nastawienie Grantaire'a zmienia się w otwartą wrogość. - Musiałeś położyć swoje brudne łapska na tej biednej niewinnej dziewczynie, ty stary capie? - Grantaire zrywa się gwałtownie i zaciska pięści.

- Znaleziono ślady krwi na jej rękawiczce, prawdopodobnie była to krew ofiary – odpowiada rzeczowo Javert, który, mimo wcześniejszych postanowień, czuje, że jest jego obowiązkiem bronić dobrego imienia paryskiej policji. Policja jest prawem, policja się nie myli. Eloise Dubois pomogła swojemu kochankowi w zabójstwie jej męża i tylko dzięki sprytowi i skuteczności Inspektora Javerta została schwytana, zanim zdążyła wraz ze wspólnikiem opuścić Paryż. Insynuacje, jakoby on, przedstawiciel prawa, mógł pożądać takiej kobiety wydają się Javertowi równie śmieszne co uwłaczające, o czym nie omieszka poinformować atakującego go pijaka.

- Skaleczyła się, pracując w ogrodzie, a ty wrobiłeś ją w morderstwo, psie! - syczy Grantaire przez zaciśnięte zęby. - A jeśli skrzywdziłeś tego anioła, to marny twój los. - Coraz bardziej pijany student pochyla się tak, że jego twarz znajduje się kilka centymetrów od twarzy Inspektora.

- Ten anioł, jak mówisz, przyznał się do współudziału w zbrodni – odwarkuje Javert, usiłując odsunąć się od cuchnącego alkoholem oddechu napastnika.

- Kłamiesz! - Ręka studenta zaciska się na kołnierzu policjanta. W tym samym momencie za ich plecami rozbrzmiewa zdecydowany głos Enjorlasa.

- Grantaire! - To jedno słowo wystarczy, by wezwany wyprostował się gwałtownie, stając na baczność i przyjmując wyraz twarzy sztubaka, który został właśnie przyłapany na szkodzie przez uwielbianego przezeń pedagoga.

Javert uśmiecha się pod nosem z satysfakcją, jednak zniewaga nie zostaje należycie pomszczona, bo w tym samym momencie rozlega się okrzyk Joly'ego:

- Jakiś chłopak wchodzi na barykadę!

Enjorlas natychmiast rusza w stronę przybysza, jednak Marius dopada go pierwszy. To nagłe zainteresowanie dotychczas pogrążonego w apatii chłopaka wydaje się Javertowi podejrzane. Policyjny szósty zmysł pomaga mu jednak zorientować się w mgnieniu oka, kim naprawdę jest ten „chłopiec”.
- To dziewczyna! - oznajmia pod nosem, choć nie bez satysfakcji. I zaraz klnie w myślach, bo Grantaire, który nadal siedzi na brzegu donicy, wbijając wzrok w plecy Enjorlasa, posyła mu kolejne podejrzliwe spojrzenie. Rozmyślanie na głos często pomagało Inspektorowi w rozwiązywaniu trudniejszych spraw, szczególnie kiedy był zmęczony lub zdenerwowany. Nieraz też, gdy doszedł wreszcie do rozwiązania, wypowiadał je na głos, z tryumfem bliskim archimedesowskiemu „Eureka!”. Tym razem jednak wie, że przesadził. Oczywista konkluzja jest wprost wypisana na twarzy Grantaire'a.

- Nigdy bym nie przypuszczał, że on ma takie powodzenie - mruczy sam do siebie pijany student, pociągając kolejny łyk brandy. - Ale cóż, kobiety lubią romantyczne dusze.


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Czw 17:47, 25 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Czw 21:00, 21 Lut 2013    Temat postu:

Moje! <3

EDIT: Przede wszystkim przepraszam bardzo, że to tyle trwało. Ale chciałam, żeby ten komentarz był długi i porządny (bo konstruktywność to już za duże wymagania jak dla mnie), a zawsze miałam zbyt mało czasu i/lub byłam zbyt zmęczona, więc kończyło się tylko na przeczytaniu twojego tekstu po raz kolejny...

I z każdym czytaniem byłam coraz bardziej zdumiona, jakim cudem wygrałam pojedynek. Bo twoje opowiadanie jest idealne. Cudowne, perfekcyjne i zachwycające. Tylko nad przecinkami bym się poznęcała. Będę mogła? XD

Jest tak wspaniałe, że nie wiem, od czego zacząć komentarz. Może od stanowczego protestu przeciwko dopiskowi Miało być poważnie, wyszło jak zwykle.... Bo, pomimo elementów komicznych, to jest na poważnie. Zdecydowanie. Bo jest zbyt przesiąknięte atmosferą barykady, żeby mogło być inaczej. Bo tu się po prostu czuje to wszystko, strach, niepokój, nadzieję, która nie zostanie spełniona. Bo co chwilę jakieś idealnie dobrane słowo przypomina o tym, co zaraz, gdzieś tuż po zakończeniu opowiadania, się wydarzy. Bo aż zimno się robi przy tym Jakiś chłopak wchodzi na barykadę! (chociaż swoją drogą w musicalu to chyba szło Na barykadę wchodzi jakiś chłopak!. Ale głowy nie dam. Zresztą to przecież nieistotne...). Bo... Och, nie umiem się wysłowić! Zresztą nieważne. Do zakwalifikowania tego tekstu jako poważnego wystarcza już całkowicie jeden fragment - przemyślenia Javerta o Enjolrasie. Po prostu ciarki mi po plecach przeszły.

A skoro już jestem przy Javercie - strasznie się cieszę, że wybrałaś go na głównego bohatera swojego opowiadania. Bo jest jednym z moich ulubionych bohaterów, a poza tym jego postać daje duże pole do popisu. I świetnie udało ci się to wykorzystać. Może w pewnych drobnych szczegółach twoja wizja Javerta nie zgadza się z tym, jak ja go sobie wyobrażam, niemniej jednak przedstawiłaś go bardzo interesująco (i - co nie mniej ważne - kanonicznie i konsekwentnie. Strasznie mi się podoba fakt, że zadbałaś nawet o taki szczegół, jak wplecenie do jego rozmyślań choć wzmianki o jego, cóż, obsesji - Valjeanie) i zdecydowanie go tu lubię. Za dumę, zdystansowanie i pogardę, tak pasujące do Inspektora. Ale także za tę pokazaną tutaj jego bardziej ludzką twarz - to wstępowanie do piekarni, to myślenie na głos... I po prostu za wnikliwe, bystre obserwacje i przemyślenia. I za gwiazdy - genialny fragment.

Co by tu dalej...? Może Grantaire? Bo Grantaire w tym opowiadaniu jest zdecydowanie moim Grantaire'em. (O rany, zaczyna mi chyba odwalać. Bohaterowie troją mi się już w mózgu, każdego widzę w trzech wersjach - jednej mojej, drugiej takiej, którą napisałam w swoim opowiadaniu, a trzeciej takiej, jak ulubiona interpretacja danej postaci z którejś z wersji musicalu...) Dokładnie tak go sobie zawsze wyobrażałam. I znowu - bardzo podoba mi się analiza jego postaci na początku. A jego komentarze są po prostu boskie.

Zastanawiam się tylko - skoro Grantaire wie, że Javert aresztował Eloise, to znaczy, że musiał go znać już wcześniej. Co trochę się chyba gryzie z faktem, że przecież tylko Gavroche połapał się, kim jest Inspektor. Chociaż z drugiej strony nie można z tego czynić zarzutu, bo w tej kwestii nawet sam musical jest nieco niekonsekwentny - przecież chociażby Marius spotkał już wcześniej Javerta...

A przy okazji Grantaire'a - wielbię scenę, gdy Enjolras przywołuje go do porządku. Jest rewelacyjnie napisana, każde słowo współgra z resztą. Perfekcyjny fragment po prostu.

Wielbię też Javerta przekonanego, że Marius jest zakochany w Éponine. Śmieszne, że tuż przed naszym pojedynkiem, gdy po raz milionowy oglądałam Les Mis, przyszło mi właśnie do głowy pytanie - czy ktoś nie całkiem zorientowany w sytuacji nie mógłby właśnie tak pomyśleć, patrząc na zachowanie Pontmercy'ego. I jak na zawołanie poruszyłaś tę kwestię. I to w świetny, ujmujący sposób.

Dalej - fascynujące jest to, jak w tej pozornie banalnej i absurdalnej pogawędce Javerta i Grantaire'a przemycasz całą gamę postaci i ich historii. Bo te wszystkie kobiety, o których mówią... Sposób, w jaki te króciutkie fragmenty o nich zostały napisane, niesamowicie działa na wyobraźnię. Od razu się człowiek zaczyna zastanawiać, snuć domysły o tym, jakie były naprawdę, jakie były motywy ich działania. Po prostu - wyłania nam się z tego ciekawy obraz społeczeństwa. Ludu. Czegoś w każdym razie.

A chociaż nie zgadzam się z opinią, jakoby to opowiadanie nie było poważne, i chociaż mam dreszcze, kiedy je czytam, szczerzę się też jak głupi do sera. Bo elementy komiczne tego tekstu są tak niezaprzeczalnie zabawne i sympatyczne, że nie da się do nich nie zacieszać. Bo jak można nie kochać wizji Javerta-kobieciarza? I komentarzy Grantaire'a? I w ogóle - ta ich rozmowa jest tak pozytywnie zakręcona, że nie mogę się powstrzymać od chichotu.

Nie wspominając już o (niezamierzonej zapewne) perełce, czyli zdaniu o Eloise pomagającej kochankowi w zabójstwie męża. To brzmi... Niewłaściwie. I przez to bosko.

Choć zdecydowanie nie umywa się do tego, absolutnie najzabawniejszego, fragmentu:
Cytat:
-(...) I te loki, aż się chce zanurzyć w nie palce... A potem przycisnąć ją do siebie, wziąć w dłonie jej wielka, dorodną...

- Giselle. Ma na imię Giselle – wtrąca szybko Javert, woląc nie słyszeć dalszego ciągu.

-...różę i wpiąć w te miedziane loki...

Głodnemu wilk... znaczy, eee... chleb na myśli, panie Inspektorze? ^^

Kończę, bo zaczynam bredzić. Wiedz po prostu, że kocham, wielbię i padam do nóżek.

A tak poza tym - żądam rewanżu!

T.L.


Ostatnio zmieniony przez Tina Latawiec dnia Sob 0:41, 02 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marysia



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 22:13, 01 Mar 2013    Temat postu:

Po tekście Tiny teraz przeczytałam ten. Ciekawe - to wszystko oczami Javerta. Nie jest on moją ulubioną postacią, ale przez to nie czytało mi się tekstu źle. Wręcz przeciwnie. Smile Podobnie jak w tekście Tiny - nie ma tu czego krytykować, więc mój komentarz nie będzie szczególnie rozbudowany... Wink
Ten tekst czytało mi się przyjemnie. Jedyne, czego mi brakuje, to bardziej rozbudowanych opisów bohaterów - Enjorlasa, Mariusa, no i chociażby Eponine (oprócz zaznaczenia jej obecności pod koniec). No, ale jako, że cała sytuacja zaprezentowana jest oczyma Javerta...
Ale ogółem, też mi się podoba - fajny pojedynek wyszedł. :> Oby więcej takich! Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Opowiadania wszelkiej maści Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin