Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Przeznaczenie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Opowiadania wszelkiej maści
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lalaith
Slashynka Czarodziejka


Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dorlomin

PostWysłany: Nie 19:18, 26 Wrz 2010    Temat postu: [M] Przeznaczenie

To jest opowiadanie, które napisałam jeszcze w wakacje. Pod wpływem pewnych osób i wydarzeń, kiedy nie mogłam w nocy spać, usiadłam przy komputerze i je napisałam. Chcę je pokazać jak największej liczbie osób, chociaż Wam wyda się pewnie nieco niezrozumiałe - nic dziwnego, to zakończenie losów mojej postaci na PBFie. Zapewne nie będziecie rozumieć niektórych wątków - chętnie odpowiem na PW.
Wyjątkowo nie marudzę, bo uwielbiam to opowiadanie. To chyba jedno z niewielu... Albo nawet jedyne, do którego ja nie mam żadnych zastrzeżeń.
Aha, i jeszcze jedno - [link widoczny dla zalogowanych] opowiadanie, z którym moje jest powiązane. Jego znajomość baaardzo Wam pomoże.
Kończąc ten zdecydowanie przydługawy wstęp, powiem Wam jedno - popłakałam się, pisząc to dziełko.

Dedykowane Aggie, od której wszystko się zaczęło.


Przeznaczenie

Mnie tam nie powinno być. W zwyczajnych warunkach na pewno byłabym w Tokio i w tej chwili zajmowała się czymś znacznie ciekawszym niż błądzenie po korytarzach dawnej szkoły. Ale Przeznaczenie odegrało w moim życiu zbyt wielką rolę, żebym mogła traktować takie sprawy obojętnie.

Nazywam się Maja Yagami i jestem duchem.

~*~

Nie żyję, to oczywiste. I nie jestem duchem, który ukazuje się na co dzień. Pojawiłam się, by opisać swoją historię, by nie zniknęła gdzieś w otchłaniach niepamięci. Bo nikt nie zna jej oprócz mnie i mojego ukochanego Lighta, który gdzieś sobie błądzi w oczekiwaniu na mnie. Poczeka na mnie trochę, a potem znów będziemy razem w Innym Świecie.

Ta historia ma być też pociechą dla mojego Kwiatuszka. Biedactwo zostało same na tym świecie… W ciągu miesiąca właściwie straciła męża, przyjaciółkę i brata. Tak bardzo chciałam, żeby było to jej oszczędzone. Tak mocno tego pragnęłam, pragnęłam żyć i być przy niej, pocieszać ją w trudnych chwilach po stracie Mitcha, ale nie mogłam.

Bo tak nie chciało Przeznaczenie.

Więc może zacznijmy od początku, miejsca, gdzie ta historia się właściwie zaczyna.

Po przyjeździe do Tokio przez jakiś czas wszystko układało się wspaniale. Byliśmy z Lightem szczęśliwi, jak to młodzi małżonkowie. Studiowaliśmy, ja dodatkowo udzielałam lekcji baletu dziewczynkom. Żyliśmy w stanie euforii do czasu, kiedy zemdlałam po raz pierwszy. Zignorowałam to i nic nie powiedziałam Kirze, bo sądziłam, że to tylko zwykłe przemęczenie. Potem pojawiły się kolejne omdlenia, a ja zaczęłam być wiecznie zmęczona. Przypomniałam sobie, co działo się w ubiegłym roku, ten koszmar choroby. Wtedy okazało się, że to nie była białaczka. I tym razem byłam wręcz pewna, że to nie jest to, że znów przez parę miesięcy będę musiała odpocząć od tańca i brać leki, a potem wszystko wróci do normy.

Myliłam się, jak bardzo się myliłam…

Poszłam do lekarza. Po masie obowiązkowych badań diagnoza okazała się być piorunująca. To była białaczka i zostało mi najwyżej parę miesięcy życia. Nie miałam nawet siły płakać. Podczas tych strasznych dni najwięcej czasu spędzałam w łóżku, wtulona w Światło mego życia. Obydwoje byliśmy świadomi, co w związku z moją chorobą mnie czeka. Długie leczenie, chemioterapia… Bo o przeszczepie szpiku nawet nie było mowy. Byłam czarodziejką, to raz. A dwa, że prawie dwa lata temu przeszłam operację na mózgu i teraz każda operacja miała być dla mnie dużym zagrożeniem.

Wspólnie zadecydowaliśmy, że nie poddam się leczeniu. Do ostatniej chwili będę żyła tak, jakbym była zdrowa, może za wyjątkiem tańca i zabawy. Porzuciliśmy studia. Spędzaliśmy czas w domu, razem, po prostu będąc ze sobą. Light zadecydował, że nie chce żyć beze mnie, że z chwilą, kiedy umrę, jego egzystencja przestanie mieć sens. Jestem bardzo samolubna, więc zgodziłam się na to. Wiedziałam, że dzięki temu będziemy na zawsze razem.

Miałam tylko jedno życzenie – po raz ostatni zobaczyć ukochane fiordy, stary, dobry Berlin i Autre, miejsce, w którym poznałam najważniejsze osoby mojego życia. W domu – tak, Trondheim wciąż było moim domem – pożegnałam się z rodzicami. Było im dużo łatwiej znieść tę wiadomość, że odchodzę, gdy zobaczyli, jak ja się z tym czuję. A traktowałam śmierć jak wybawienie. Okres buntu przeszłam wtedy, teraz została mi cicha akceptacja.

W Berlinie spotkałam się z ciocią, wujkiem i Danielem. Shane był u siebie, w Szkocji. Może to i lepiej, że się nie spotkaliśmy… Zapamięta mnie taką, jaką widział po raz ostatni – na ślubie, pełną życia i szczęśliwą. Ten mój szaleniec, Daniel, zazwyczaj racjonalny i stateczny, rozpłakał się i długo nie chciał wypuścić z ramion, kiedy powiedziałam mu o chorobie. A potem powiedział, że kiedy spotka mnie następnym razem, wybije mi z głowy takie żarty. W ten sposób próbował sobie dać radę z bólem. Rozumiałam go… I pozwalałam na wszystko, co chciał.

A potem pojechaliśmy do Autre. Tak wiele szczęśliwych wspomnień miałam związanych z tym miejscem. Tutaj przecież się spotkaliśmy z Lightem, tu poznałam Mitchella i wielu innych wspaniałych ludzi. To w zasadzie miała być krótka wizyta. Ale to, co się tam stało i mój pogarszający się stan zmusiły nas do pozostania tam do końca.

W dniu, kiedy miałam powiedzieć Mitchellowi i Reiko, że umieram… Kiedy już szłam właściwie to zrobić, znalazłam braciszka leżącego na podłodze. Natychmiast napisałam Kwiatuszkowi, co się stało i we dwie doprowadziłyśmy do tego, że Mitch znalazł się w szpitalu. Jego diagnoza była jeszcze gorsza niż moja, o ile to możliwe. Miał tętniaka mózgu. Bogom dzięki, operacja się udała. A poza tym oświadczył się Reiko i moje marzenie, by oni także wzięli ślub, spełniło się.

Wszystko ułożyło się dla nich idealnie, do czasu. A ja nie byłam w stanie zrobić kilku kroków. Całe dnie spędzałam tak samo – przesiadywałam z Światełkiem w naszym pokoju. Te dwa tygodnie były dla mnie ciężkie, choroba Mitcha i ślub nadwyrężyły moje siły.

Ale kiedy braciszek ponownie zemdlał i wszystko zaczęło się od początku, zmobilizowałam się do wysiłku i byłam przy nich. Zazwyczaj siedziałam obok niego i nic nie mówiłam. Wciąż nie wiedzieli o mojej chorobie. Nie chciałam pogarszać stanu Mitcha, a Reiko była już zbyt załamana. Wiedziałam, że będę musiała jej powiedzieć, że straci kolejne dwie osoby, ale nie byłam w stanie. Za to ubłagałam Lighta, by choć trochę był z Kwiatuszkiem, kiedy ja już odejdę. By pomógł jej się choć trochę pozbierać.

Kiedy Mitch umarł, nie byłam w stanie zrobić nic więcej, niż pocałować go w czoło i wyszeptać ciche pożegnanie. Przecież wkrótce mieliśmy się spotkać po drugiej stronie. Po pogrzebie musiałam powiedzieć Reiko, co ze mną jest. Zemdlałam przy niej, musiała znać prawdę. Wiedziałam, że to ją załamie jeszcze bardziej, ale nie miałam wyjścia.

Ostatnie dni były dla mnie chyba najpiękniejsze, o ironio. Byłam szczęśliwa i czułam się spełniona. To dziwne, prawda? Tak nie powinno być. Ale cóż, mnie czekała prosta droga do osiągnięcia wiecznej szczęśliwości. Z ukochanym u boku nic złego nie mogło mi się stać.

Odeszłam w sposób wręcz idealny. Leżałam wtulona w Kirę, grzejąc się ciepłem jego ciała. W pewnej chwili wyszeptałam tylko Aishiteru yo, musnęłam ustami jego wargi i zamknęłam oczy.

Kiedy znów je otworzyłam, zobaczyłam braciszka, który patrzył na mnie z wyrzutem. Pytał, jak mogłam to zrobić Reiko i Kirze. Ale byłam szczęśliwa i to się liczyło. Te dni w raju – bo to musiał być raj – spędziłam robiąc to, czego brakowało mi od miesięcy. Tańczyliśmy z Mitchem, rozwalaliśmy wszystko na swojej drodze i tylko czasami przesiadywaliśmy zamyśleni, w oczekiwaniu na nasze drugie połówki.

Ja miałam szczęście. Po może dwóch tygodniach przybył do mnie Light. I od tamtej pory jesteśmy razem, szczęśliwi.

Wierzę w Przeznaczenie mocniej niż ktokolwiek inny. Przeznaczenie sprawiło, że odkryłam w sobie ogień. Przeznaczenie sprawiło, że spotkałam Kirę w dniu, kiedy miałam migrenę. Przeznaczenie sprawiło, że staliśmy się parą. I Przeznaczenie sprawiło, że zawsze parą pozostaniemy.

Nazywam się Maja Yagami i jestem duchem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Pon 14:47, 27 Wrz 2010    Temat postu:

Strasznie ciężko mi będzie skomentować to opowiadanie. Zwłaszcza widząc, że jesteś do niego mocno przywiązana. Bo... Bo niestety mi się nie podobało.
Wybacz, Lai, ale po prostu to do mnie nie przemawia. Styl jest w porządku, błędów nie ma, ale fabuła nie trafia do mnie ani trochę. Czytałam tę miniaturkę bez żadnych emocji, nie współczułam bohaterom, w ogóle nie mogłam ich poczuć. I generalnie, choć wiem, że przy tej tematyce to słowo wydaje się nieodpowiednie, odrobinę to wszystko banalne. I nierealne.
Na plus zaliczyłabym przede wszystkim początek - bardzo intrygujący.
Nie wiem, może moje odczucia są błędne, może to po prostu kompletnie nie w moim guście. Wiesz, moja droga, że większość twoich tekstów po prostu uwielbiam. Ale nie ten. Bardzo mi przykro, ale tym razem jestem na nie.
Błagam o wybaczenie i Wen dużo życzę.

T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aeria
Szara Eminencja


Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1416
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gondor

PostWysłany: Pon 21:00, 27 Wrz 2010    Temat postu:

Hmm... I jeszcze raz hmm...

Znam bohatera. O ile dobrze się orientuję, to myślę o tym właściwym bohaterze, który się nazywa Light Yagami. Tylko opowiadania nie mogę zrozumieć. Zupełnie. Chociaż napisane dobrze, bezbłędnie. Chyba bardziej pasowałoby bez tych nawiązań do DN, jako zupełnie odrębne dziełko (przynajmniej jak dla mnie). Bo jakoś dziwnie się czyta (w każdym razie mi). Po prostu ten Light mi tu nie pasuje. A poza tym to sądzę, że jest w porządku. I rozumiem Twoje przywiązanie do tego tekstu, ja mam tak z paroma swoimi (po)tworkami.

Po napisaniu tego komentarza utwierdziłam się w przekonaniu, że moje opowiadania często wyglądają podobnie. Ale z obawy przed niezrozumieniem i zwykle dość krytyczną oceną nigdzie ich nie zamieszczam. Pozostają tylko jako miłe wspomnienia, przypominają mi czas, kiedy je pisałam, miejsca i osoby... Ach, melancholia mnie przez Ciebie dopadła ;]

Wena życzę. I zrozumienia oraz wyrozumiałości ze strony czytelników.

A.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kiran
Ómarnięta Narzeczona


Dołączył: 14 Kwi 2010
Posty: 442
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: G-ce

PostWysłany: Czw 20:29, 30 Wrz 2010    Temat postu:

Niestety, Lai, muszę zgodzić się z Tiną. Tekst jest suchy, opisuje delikatny temat, a tu brakuje mi emocji. A są one więcej niż pożądane, bo śmierć zazwyczaj nie jest czymś, o czym dyskutuje się przy kawie. Poza tym lepiej, żeby rzeczywiście wyciąć te nawiązania do Death Note'a. W zasadzie bohaterów nie czuć, można by nazwać ich dowolnie, bo nie mają niczego, co by mówiło czytelnikowi, że Light to Light, a Maja to Maja. Brakuje im realizmu i tej świadomości, naturalności, realizmu.
Stylistycznie, oczywiście, bez zarzutu, ale to jest chyba twoje najgorsze opowiadanie na tym forum. Niestety, nie udało się. Może następnym razem.
Pozdrawiam,
Kiran
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Opowiadania wszelkiej maści Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin