|
Dolina Rivendell Twórczość Tolkiena
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lalaith
Slashynka Czarodziejka
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Dorlomin
|
Wysłany: Sob 20:58, 29 Maj 2010 Temat postu: [M] Love story |
|
|
Z góry przepraszam za anglojęzyczny tytuł - opowiadanie było pisane do tej piosenki i tytuł był jednym z wymogów wyzwania. Co by tu jeszcze powiedzieć... Lepsze nie będzie, więc powodów do marudzenia nie mam : )
Miłego czytania, Kwiatuszki.
Love story
To wydarzyło się tak dawno, na moim pierwszym balu. Poprosiłeś mnie do tańca, a ja byłam zbyt onieśmielona, by na głos powiedzieć tak. Kiwnęłam głową, podałam ci rękę, uniosłam głowę i wiedziałam, że ty jesteś moim księciem. Po menuecie poprosiłeś mnie jeszcze do kadryla, a później do walca. Dziwi cię, że pamiętam takie szczegóły? Och, nawet nie możesz wyobrazić sobie, jak ważne było to dla mnie.
Moja matka dziwiła się, że już na pierwszym balu znalazłam sobie adoratora. Byłam przecież debiutantką, na dodatek niezbyt ładną, przynajmniej w jej ocenie. Ba, cały Londyn mówił o mnie ‘nieładna, ale miła panna Bell’. Cóż, dzięki tylko życzliwemu usposobieniu dostałam zaproszenie do Almacka. Ty też tam byłeś i znów ze mną tańczyłeś. Po tym wieczorku cały towarzyski światek mówił o nas. Starsze metrony spekulowały, kiedy się zaręczymy. Ty byłeś kimś w wyższych sferach, ja miałam niewielki posag. Nasz związek wydawał się być mezaliansem, ale nie patrzyliśmy na to, bo przepełniało nas szczęście. Ale życie nie jest bajką…
Gdy poprosiłeś mojego ojca o rękę, on nie zgodził się. Matka prosiła go wręcz na kolanach, tłumacząc, jak dobrą jesteś partią, ja w pokoju wypłakiwałam oczy. Słysząc twoje kroki na schodach, wybiegłam na balkon i poprosiłam, żebyś nie odchodził. Ale poszedłeś, zostawiłeś mnie samotną.
Następnego dnia wyjechaliśmy z Londynu. Mój ojciec okazał się tyranem, zakazał mi kontaktować się z tobą. Ja byłam zastraszoną, głupią gęsią, słuchałam się jego rozkazów. Na szczęście w zimie zmarł. Czy nie brzmi to zbyt… heretycznie? Nieważne. Mną i matką zajął się brat. Zabrał mnie jeszcze raz do Londynu, na mój drugi sezon. Ty znów tam byłeś i znów ze mną tańczyłeś. Socjeta znów plotkowała, a ja cieszyłam się twoim towarzystwem.
Lecz ty się zmieniłeś. Nie było już mojego Edwarda, był tylko hrabia de Lune. Gdy wreszcie to zauważyłam, szukałam powodów. I szukałam Edwarda. W końcu zadałam to pytanie, bojąc się, że odpowiedź będzie twierdząca. Dzięki Bogu, zaprzeczyłeś. Ale co mi z tego przyszło? Nic.
W połowie sezonu wyjechałeś. A ja poznałam nowych mężczyzn. Ukochana hrabiego de Lune była smakowitym kąskiem. Za każdym razem, gdy decydowałam się przyjąć któregoś ze starających się o moją rękę, przychodził list napisany szkarłatnym atramentem, list od ciebie, mojego Edwarda. Każdy dawał mi nadzieję, ale i ranił duszę. Cieszyłam się z nich, jednak napełniały mnie goryczą.
Pod koniec sezonu wróciłeś, taki jakim cię poznałam i pokochałam. Ja stałam na balkonie, ty klęczałeś pod nim. Prosiłeś mnie o rękę, błagając o wybaczenie. Przepraszałeś za dumę, za kłamstwa, za wszystko. Wybaczyłam ci, co innego mogła zrobić zakochana dziewczyna? I przyjęłam cię, w końcu spełniło się moje marzenie. Zostałam hrabiną Claire de Lune, jedną z najbardziej wpływowych i pożądanych na salonach osób.
Całe życie byliśmy sobie bliscy, partnerzy na zawsze. Z tobą czułam się szczęśliwa i bezpieczna, ale… To jest powód dla którego opowiadam to wszystko teraz. Dziwne jest mówienie do grobu, głuchego i zimnego, ale musiałam to wszystko z siebie wyrzucić. Nie kochałam cię. Kochałam twoje zainteresowanie mną, kochałam to, że dawałeś mi wszystko, czego potrzebowałam. Nie wyszłam za ciebie z wyrachowania. Wtedy sądziłam, że to właśnie jest miłość. Dziś… Zmienił się świat. Ja jestem już inna, poznałam prawdziwe uczucia. Ale cię nie zdradziłam, zbyt mocno przywiązałam się do ciebie.
Po co tu stoję? Po co czekam na odpowiedź? Ty już nie żyjesz, ja czuję już zbliżającą się śmierć. Nasze love story, które nigdy nie istniało, już się skończyło. Chciałam je ostatecznie zamknąć i dokonać wewnętrznego oczyszczenia, zanim ponownie się spotkamy. Mimo to, czekaj na mnie Edwardzie i zaprowadź do raju, gdzie nasze love story potoczy się inaczej…
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 21:09, 29 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Lai, to było... To było... *przerywa, nie mogąc się opanować*
Wzruszyłam się, o co u mnie trudno. Ten tekst ścisnął mnie za serce, był cudowny. Główna bohaterka jest taka realna, prawdziwa, mogę w niej odnaleźć cząstkę siebie. I ja nie potrafię napisać już nic więcej. Przepraszam.
*idzie po chusteczki*
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kiran
Ómarnięta Narzeczona
Dołączył: 14 Kwi 2010
Posty: 442
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: G-ce
|
Wysłany: Sob 21:17, 29 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Hmm, miły tekścik, chociaż nie powala na kolana. Przeczytane na zasadzie „jest, przeczytałam, ale i tak zaraz o nim zapomnę”. Bo w pamięć nie zapada. Jest sobie historia miłosna. On poznaje ją na balu (a może ona jego?), ojciec zabrania wychodzić córce za mąż za ukochanego, ona słucha, on wyjeżdża, potem triumfalny kom bek. I ślub, rzecz jasna. Najbardziej przemówiło do mnie zakończenie, ale to wina tego, że nie lubię hepi endów.
Wiesz, nie jest szczególnie tragicznie, Lai, broń borze zielony, ale to już było. A nie jest to jeszcze tekst bardzo dobry. Dobry i owszem. Ale do doskonałości brakuje mi tu trochę świeżości i powiewu oryginalności. Bo każda historia ma coś swojego, ale bardzo niewiele z nich jest naprawdę dobrych.
Powodzenia, Lai. Mam nadzieję, że z twojego pióra wyjdą jeszcze lepsze teksty, bo tym trochę się rozczarowałam.
Pozdrawiam,
Kiran
|
|
Powrót do góry |
|
|
Isena
Główny obsługiwacz respiratora
Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 724
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Fangorn
|
Wysłany: Nie 11:37, 30 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Podejrzewam, że innym Kwiatuszkom czytało się nie mniej dobrze jak mnie (:
Po raz pierwszy spotykam się z panią de Lune i nie mam zielonego pojęcia kim jest i skąd ją wyszarpałaś, Lai, ale to jest akurat mało istotne.
Muszę przyznać, że po tytule spodziewałam się czegoś zgoła innego, co wcale nie oznacza, ze to co przeczytałam mi się nie podobało.
Podobało mi się, podobało.
Teskt jest smutnawy, a ja nie bardzo lubię wpędzać się w depresję, ale Twój jest ładny i zgrabny. Trochę brakuje mi klimatu, opisów, ale mozliwe, że taki minimalizm był zamierzony. Wydaje mi się, że sama postać Claire jest intrygująca i zasługuje na rozwinięcie, chętnie przeczytałabym jakąś nieco dłuższą miniaturkę skupiającą się na jej samej, jej charakterze i odczuciach.
Trochę mnie ten tekst popycha ku refleksji.
Myślę, że to straszne zdać sobie sprawę, że przegrało się własne życie.
Lai, nie wiem, co chciałaś wzbudzić w czytelnikach tym tekstem, ale według mnie odniosłaś sukces.
I napisz coś jeszcze *prosi*
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa
Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy
Skąd: Ithilien
|
Wysłany: Pon 9:45, 31 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Mam wrażenie, że pisałam już, co sądzę o tym opowiadaniu. Czyż nie, Lai? Gdzieś, kiedyś... A najśmieszniejsze jest to, że nie pamiętam, jak je wtedy skomentowałam. I jest wielce prawdopodobne, że będę sama sobie zaprzeczać. Wybacz niekonsekwencję.
Najbardziej urzekła mnie atmosfera tej miniaturki. Jest naprawdę niesamowita - trochę tajemnicza, taka słodko-gorzka, odrobinkę bajkowa. Właściwie nie wiem nawet, jak ją odpowiednio określić. Nasuwa tyle skojarzeń... Mogłabym je wymienić, ale i tak nic nie wniosą, bo to tylko moje chore powiązania myślowe. Chociaż w sumie tak, wymienię. Coś w końcu napisać muszę. A więc do rzeczy. Klimat tego opowiadania jest moim zdaniem - księżycowy, szekspirowy, kopciuszkowy,... O, złapałam słowo, które określa go najlepiej (więc może dość bezsensownej wyliczanki) - cudny. Dla samej tej atmosfery "Love story" jest warte przeczytania.
Dalej - fabuła. Ciekawa, intrygująca, pełna niedopowiedzeń. Tak naprawdę nie do końca wiadomo, o co chodzi, ale to nie przeszkadza. Można fantazjować, snuć przypuszczenia, próbować domyślić się tego, co ukryte pomiędzy wierszami... Naprawdę interesująca.
Po trzecie - bohaterowie. Niewiele o nich wiemy, ale są prawdziwi. Świetnie zarysowałaś ich charaktery i zachowania. Mimo że tekst jest taki krótki, można ich polubić.
Na koniec - świat, w którym wszystko się dzieje. Jest jakiś dziwny. Ja nie krytykuję! Ja stwierdzam fakt. W tym świecie jest coś, co intryguje, coś, co nie pasuje do reszty. Jeszcze nie wiem, co, ale czuję to wyraźnie. Niby można powiedzieć, że to się po prostu dzieje w przeszłości, ale... Ale coś nie pasuje. Jeszcze się nad tym zastanowię, ale na razie mogę to zaliczyć również na plus.
Do czego mogę się przyczepić? Krótkie to trochę było... Pisz, Lai, pisz jak najwięcej! Bo mało tu u nas twoich utworów.
Podsumowując - bardzo miły tekst. Może nie jakieś genialne dzieło, ale naprawdę bardzo, bardzo, bardzo przyjemnie się go czyta.
Gratuluję i Wena życzę!
T.L.
PS: Wklepałam w google nazwisko bohaterki. I już wiem, czemu mi się tekst kojarzy z księżycem. Grunt to dobry refleks, nie? ;)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aeria
Szara Eminencja
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1416
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Gondor
|
Wysłany: Pon 18:44, 31 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Dobrze, czas na mój komentarz.
Historia - zgrabna, o wyraźnym początku i końcu, nic dodać, nic ująć. Teraz, po chwili namysłu, wydaje mi się, że jest ona streszczeniem czegoś większego, okazalszego, ale nie zmuszam cię do pisania. Bo tyle mi w zupełności wystarcza.
Klimat tego utworu jest dosyć nietypowy. Czuję, jakbyś chciała opisać dziewiętnastowieczną Anglię, jakieś dawniejsze czasy, w których to chodziło się na bale, znało na tańcach, kobiety zwało damami. I dobrze, to zaciekawia, pobudza coś w człowieku. We mnie budzi takie małe zwierzątko, które wietrzy noskiem intrygę, ciekawostkę literacką. Której tu nie odnalazło. Zabrakło mi kilku słów, jakichś odnośników, czegoś, co utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że mam rację co do ram czasowych. Chyba, że właśnie to było twoim celem - zamieszanie w głowie czytelnika. Wtedy gratuluję kunsztu literackiego, bo ci się udało.
Jeszcze jedna myśl przychodzi mi do głowy. W tej chwili uważam ją co najmniej za śmieszną, jednak chyba warto o tym wspomnieć. Tak dla potomności. I uśmiechu, który reszta tego komentarza zapewne wywoła u czytających. Lai, czy ty przypadkiem nie 'schowałaś' tutaj jakichś przemyśleń na temat sagi 'Zmierzch'? (nie wierzę, że to napisałam, wybaczcie, dziewczyny...) Bohaterka ma na nazwisko Bell, jej ukochany to Edward... Tylko ten księżyc w nazwisku trochę mnie skołował. Bo mój pokręcony umysł zaraz skojarzył go ze stworzeniem księżycowym, którym na pewno jest wilkołak. Ale wilkołak u pani Meyer to Jacob, więc moje rozumowanie jest mylne. Chyba, że pragnęłaś przekazać tym sposobem to, że w Edwardzie jest coś z Jacoba...
O Eru, to się zaczęło robić niebezpieczne! Wybacz Lai, już nigdy nie będę komentować twoich tekstów pod kątem 'drugiego dna'. A przynajmniej powstrzymam się wtedy, gdy będzie się ono wiązało z czymś takim jak 'Zmierzch'.
Czekam na więcej takich tworów. Teksty tego typu są same w sobie interesujące. Inne niż pozostałe. Tak więc... Wena życzę!
A.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|