Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Kraina Świąt Dziecięcych

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Opowiadania wszelkiej maści
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kinga



Dołączył: 27 Lut 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Shire ;)

PostWysłany: Czw 19:27, 03 Mar 2011    Temat postu: [M] Kraina Świąt Dziecięcych

Opowiadanie pisane na coś takiego jak cykl konkursowy na moim forum. Dedykuję przeciwniczkom, Marysi i Maybelline., której nie ma na tym forum. Wink

Ten dzień zaczął się zwyczajnie. Byłam bardzo szczęśliwa, bo nareszcie spadł śnieg i rozpoczęła się zima, a do świąt pozostał tylko tydzień. Nie spodziewałam się, że takiego dnia zdarzy mi się coś aż tak niezwykłego.
O dziewiątej, jak zwykle, marzłam na przystanku, czekając na spóźniający się autobus. W pewnej chwili ujrzałam, że ktoś biegnie w moją stronę i wykrzykuje moje imię. Zdziwiłam się, gdyż nigdy wcześniej nie widziałam tej osoby. Kiedy podbiegła, bliżej, zauważyłam, że to kobieta, średniego wzrostu, o długich, ciemnych włosach.
- Proszę, pomóż mi! – powiedziała kobieta.
Jej błagalne spojrzenie mnie zmiękczyło.
- Co się dzieje? – zapytałam.
- Chodź ze mną! Potrzebuję cię!
Złapała mnie za rękę. Była słaba, ale nie mogłam jej odmówić. Szłam za nią, w milczeniu, nie wiedząc dlaczego.
Kiedy doszłyśmy do parku, puściła moją rękę i upadła. Rzuciłam się, by jej pomóc i wtedy poczułam, że kręci mi się w głowie. Jakaś siła przejęła mój umysł, nie wiedziałam co się dzieje…
Ocknęłam się na pustkowiu. Nie znałam tego miejsca, byłam tam sama. Kobieta zniknęła, tak jak park, przystanek, ulica – wszystko jakby rozmyło się, pozostał tylko śnieg.
Z lekkim trudem podniosłam się i ruszyłam przed siebie, mając nadzieję, że w końcu kogoś spotkam i wszystko się wyjaśni. Nagle poczułam ból w kolanie. Gdy się schyliłam, ujrzałam na spodniach ogromną, czerwoną plamę. Krew.
Byłam pewna, że nie wywróciłam się, ani nie zraniłam niczym, ból czułam jednak od chwili, w której znalazłam w tym dziwnym miejscu.
Po kilkunastu minutach wędrówki, ujrzałam w oddali budynek. Podbiegłam do niego ostatkiem sił i zapukałam. Gdy nikt nie odpowiedział, złapałam za klamkę. Było otwarte, więc weszłam.
- Halo, jest tu ktoś?! – zawołałam.
Był to dom, dość zapuszczony. Na stole stało otwarte mleko. Gdy przeszłam do salonu, ujrzałam osobę leżącą na podłodze. Był to martwy mężczyzna. Schyliwszy się, ujrzałam pod stołem skulone dziecko.
- Kim jesteś? – zapytałam cicho. – Nie bój się, nic ci nie zrobię. Co się stało?
Czekałam, aż odważy się wyjść. Jak zaobserwowałam, był to chłopiec, mógł mieć najwyżej dziesięć lat. Miał czarne, krótkie włosy i bardzo jasne, niebieskie oczy, w których widziałam strach.
- Jestem Radler. – odpowiedział. – To był mój ojciec. Zabili go! Zabijają wszystkich, potrzebujemy cię!
Byłam bardzo zdziwiona.
- Kto go zabił? I dlaczego właśnie ja? Wiesz, kim jestem?
Patrzył na mnie z nadzieją.
- Oni. Najwyższa Rada. Wiem, ty jesteś Margaret, nasz jedyny ratunek. Tak mówią wszyscy! Według przepowiedni, przybędziesz i uwolnisz nas od zła.
Byłam przerażona. Ja, zwyczajna gimnazjalistka, miałam kogoś ratować?
- A to na pewno nie pomyłka? – zapytałam, mając resztki nadziei. Chłopiec jednak przemilczał moje pytanie.
- Musimy iść. Nie jesteś bezpieczna. – powiedział tylko, wybiegając tylnym wejściem. Pobiegłam za nim, nie wiedząc co się dzieje. Kiedy zrównałam, szliśmy już spokojniejszym krokiem. Ulica była zupełnie pusta, nie licząc zastygłych ludzi.
- Co im się stało? – zapytałam.
- Dopadli ich. Kiedy właściciel zostanie zamrożony, jego dom znika.
Rozejrzałam się. Nagle moją uwagę przykuł jeden szczegół.
- Widzę tylko dzieci. Nigdzie nie ma dorosłych…
- Ich zabili wcześniej. Niektórzy uciekli lub pochowali się.
Po dłuższym czasie naszym oczom ukazał się ogromny, drewniany gmach.
- To tutaj. – mówił krótko i treściwie, okrążając budynek.
Z tyłu były ledwo widoczne, niewielkie drzwi. Radler otworzył je i wsunął się do środka. Uczyniłam to samo, nie wiedząc co mam myśleć. W środku ogarnęło mnie ciepło, ale i strach – było to ciemne, ponure miejsce.
- Teraz mogę ci zdradzić kim jesteśmy. – powiedział chłopiec – Jesteśmy sierotami, dziećmi bez rodziny i przyszłości. Witaj w krainie Straconych Świąt. Kiedyś była ona Krainą Świąt Dziecięcych, ale Rada odebrała nam nadzieję.
- A… co z twoim ojcem? Przecież on żył! – zaprotestowałam.
- Moja rodzina odkryła ten świat. Z pokolenia na pokolenie władza przechodziła w nasze ręce. Teraz zostałem tylko ja.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
Zauważyłam, że z ciemnego kąta wysuwa się jakaś postać. Była to mała, wychudzona dziewczynka.
- Musisz odnaleźć Złoty Miecz i pokonać Skąpca, aby zabrać mu sygnet. Ukryliśmy w nim Pierścień Świąt, który musi wrócić na swoje miejsce.
Zatkało mnie. Czułam się jak wariatka, jakby to wszystko było tylko snem z którego nie da się obudzić.
- Nawet nie umiem walczyć! Dlaczego właśnie ja?! – krzyknęłam.
Dziewczynka nawet się nie poruszyła.
- Dobrze wiesz dlaczego. Twój ojciec nie żyje, a jednak sobie z tym poradziłaś. Zorganizowałaś domowe święta.
Myśląc o ojcu zawsze płakałam. Tym razem próbowałam jednak się powstrzymać.
- Jeśli wygrasz – dodał chłopiec – będziesz mogła szybciej wrócić do domu!
- No, dobra. – te słowa już bardziej do mnie przemówiły. – Gdzie jest ten miecz?
Dzieci podały mnie mapę i wskazały wyjście.
Przez trzy godziny wędrowałam, aż doszłam do celu. Stara jaskinia, porośnięta mchem i pokryta śniegiem.
Weszłam do środka, mimo strachu. Jaskinia, wbrew pozorom, była ogromna. Na samym końcu dojrzałam światło. Był to właśnie ten miecz – złoty, lśniący i ogromny, a jednak lekki.
- Wypowiedz zaklęcie. – usłyszałam czyjś głos. – Wypowiedz je, a miecz będzie twój.
Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Nie znałam zaklęcia, a miecz nie chciał się ruszyć. Rozejrzałam się. Na jednej ze ścian przyuważyłam napis „Melenhellor”.
- Melen – hel – lor – powiedziałam powoli.
Miecz wskoczył w moją dłoń.
Czułam ulgę, ale dziwną. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie się dzieje.
Niestety, to nie był koniec problemów.
Kiedy tylko opuściłam jaskinię, olbrzym zastąpił mi drogę.
- Zabrałaś mój miecz i obudziłaś mnie! – ryknął. – Zginiesz!
Pomyślałam, że to z pewnością Skąpiec. Nie wiedziałam co robić – był ogromny i miał doświadczenie w walce, a ja byłam zwykłą, niską dziewczyną z gimnazjum.
Cofnęłam się, ale podążył za mną. Przerażona chwyciłam miecz i rzuciłam go ślepo w potwora, kuląc się na ziemi.
O, dziwo, trafiłam! Olbrzym wydał z siebie ryk i padł na ziemię. Obok niego leżał sygnet. Był ogromny, jak z resztą jego palce.
Z trudem chwyciłam go i ciągnęłam po ziemi.
Godzinę później dotarłam do drewnianego budynku. Dzieci już na mnie czekały.
- Dziękujemy ci! – powiedziała dziewczynka, podchodząc do sygnetu. Gdy go dotknęła, całe miasteczko rozbłysnęło mnóstwem kolorów. Usłyszałam śmiechy, głosy, widziałam radość i piękno. Wszystko nabrało życia.
Radler patrzył na mnie z podziwem. W końcu rzekł:
- Oto masz Parasolkę Powrotów. Gdy ją otworzysz, odejdziesz stąd, możliwe, że na zawsze. Żegnaj, Margaret.
- Żegnajcie. – odparłam, otwierając parasolkę. W tym momencie uniosła mnie ona pod niebo…
***
Otworzyłam oczy. Nade mną stała grupa ludzi, ktoś wezwał karetkę. Tajemniczej kobiety nigdzie nie było, a ja leżałam koło przystanku.
- Czyżby to był tylko sen? – zastanowiłam się.
Jednak, gdy spojrzałam w dół, ujrzałam w ręce pozłacaną Parasolkę Przemiany.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc już, że te święta będą inne niż zwykle. Magiczne.


Ostatnio zmieniony przez Kinga dnia Czw 19:28, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aeria
Szara Eminencja


Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1416
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gondor

PostWysłany: Pią 9:41, 04 Mar 2011    Temat postu:

Hmmm... Hmm. Tekst jest spójny, historia też niczego sobie, ale czegoś mi brakuje. Twój sposób pisania... Nie ma w nim zbyt wielu opisów, pojawia się jedynie akcja. Jest płynna i ciekawa, owszem, ale to nie wystarczy. Dla mnie jest to tekst trochę płytki, nie można się w niego wciągnąć. (Tak nawiasem pisząc, podobny styl ma moja obecnie dziewięcioletnia siostra. Ale ona jest wychowywana przeze mnie, może to dlatego ;] Wracając do tekstu...) Zdążyłam go przeczytać w czasie... Pięciu minut? A powinnam spędzić przy nim przynajmniej dziesięć. Bo ta historia tego zwyczajnie wymaga. Popracuj nad tym, na pewno Ci się uda :]
A teraz kilka błędów, które wyłapałam:

Cytat:
Kiedy podbiegła, bliżej, zauważyłam, że to kobieta, średniego wzrostu, o długich, ciemnych włosach.

Powinno być bez przecinka po 'podbiegła'. I po 'kobieta' raczej też.

Cytat:
Kiedy zrównałam, szliśmy już spokojniejszym krokiem.

Chyba 'zrównałam SIĘ' ;]

Cytat:
- To tutaj. – mówił krótko i treściwie, okrążając budynek.

Może raczej 'powiedział'? Albo 'rzekł'? Nie sądzę, żeby można było wypowiadać tak krótkie zdanie na tyle długo, żeby zdążyć w tym czasie okrążyć budynek. Albo nawet jego część.

Cytat:
Dzieci podały mnie mapę i wskazały wyjście.

Podały MI, nie MNIE.

Cytat:
Na jednej ze ścian przyuważyłam napis „Melenhellor”.

Może raczej 'zauważyłam'? Bo przyuważyłam trochę tutaj nie pasuje, jest to zbyt kolokwialne wyrażenie jak dla mnie.

No, to by było na tyle. Mam nadzieję, że ten pierwszy komentarz pod twoim tekstem nie zniszczy Twojej psychiki i będziesz pisać dalej, aby być w tym jak najlepszą. Krytyka po prostu musi się pojawić (chyba, że utwór jest naprawdę iście mistrzowski, co się nieczęsto zdarza), po jej usłyszeniu człowiek wie, co robi nie tak, co powinien poprawić i na co zwrócić uwagę przy następnym tekście.

No, to Wena życzę!

A.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kiran
Ómarnięta Narzeczona


Dołączył: 14 Kwi 2010
Posty: 442
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: G-ce

PostWysłany: Pią 18:48, 04 Mar 2011    Temat postu:

To jest takie...nijakie. Nie porywa, choć fabuła jest, nie mogę zaprzeczyć. Ale inna sprawa akcja, a inna oryginalność i spójne jej napisanie. Bo tutaj wszystko wydaje się być połatane - każdy kawałek z innego opowiadania. Styl jeszcze iście szkolny, żadnej barwy ani głębi w nim nie ma, wszystko tylko przedstawione, ale nie opisane. Przydałoby się parę metafor i porównań, jak na mój gust. Interpunkcja szaleje, najgorsze błędy wyłapała Aer. Poza tym w porządku.
A sama bohaterka...cóż, nie wiem jak reszta, ale zdarzało mi się czytać teksty tego typu, tyle że z innymi nazwami i imionami bohaterów. Nic nowego nie wnosi, nie wywołuje emocji, czytelnik przechodzi koło niego obojętnie. Przeczytane na zasadzie "przeczytam, skomentuję, zapomnę". Tyle ode mnie. Powodzenia w dalszym pisaniu.
Pozdrawiam,
Kiran
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marysia



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 21:05, 04 Mar 2011    Temat postu:

Chyba nie komentowałam jeszcze tego tekstu, ale czytałam go przy okazji cyklu, na twoim forum. No więc...
Zgadzam się z przedmówczyniami - tutaj wszystko leci na łeb, na szyję. Akcja dzieje się tak szybko, że nie można się połapać. Tutaj nagle ta kobieta, potem nie wiadomo dlaczego przenosisz się do magicznej krainy, potem znowu jakieś makabreski... W ogóle nie wiadomo, dlaczego tam się znalazłaś, właściwie nie ma żadnego wprowadzenia. Nie podoba mi się to, że w ogóle nie opisałaś swojej wędrówki. Jest tylko:

Kinga napisał:
Przez trzy godziny wędrowałam, aż doszłam do celu.


I tyle. Za mało! Trzeba było napisać o trudach wędrówki, jak to przedzierałaś się przez zaspy, jakie miałaś wątpliwości itp. Byłoby o wiele ciekawsze. :]

Ten Skąpiec mi nie pasuje... Teraz będzie mi się kojarzył tylko i wyłącznie ze Skąpcem Moliera. xD No i też za łatwo go pokonałaś... Rzut, plask i - potwór padł martwy. Ale mnie się ogólnie nie podobają opowiadania, w których pojawiają się jakieś potwory potworzaste, więc się czepiam. Razz

Aha, napisałaś, że godzinę później dotarłaś do tego drewnianego domku, a do tej jaskini szłaś trzy godziny, ale mogłaś przecież w drodze początkowej błądzić, to wiem.

Bardzo podoba mi się twoje zakończenie. Jest ciekawe to, że nagle budzisz się w prawdziwym świecie, jakbyś po prostu straciła przytomność.

No, podsumowując: uważam, że nie jest to twój najlepszy tekst, pisałaś lepsze. Na przykład wrzuć Alteryjskie szczęście, miałaś bardzo fajny pomysł na to opowiadanie. Smile Albo ten o Słowianach, ja też chyba wrzucę...


Ostatnio zmieniony przez Marysia dnia Pią 21:07, 04 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Opowiadania wszelkiej maści Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin