|
Dolina Rivendell Twórczość Tolkiena
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa
Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy
Skąd: Ithilien
|
Wysłany: Wto 0:34, 12 Kwi 2022 Temat postu: [M] Chluby matek, chluby narodu (fandom: Bridgertonowie) |
|
|
Chluby matek, chluby narodu
Misternie zdobione filiżanki stukają o porcelanowe spodeczki, a suknie zebranych w salonie dam szeleszczą lekko przy każdym ruchu. Rozmowa zdaje się tylko nieśmiałym dodatkiem do tych odgłosów, żadna z pań nie jest nią zresztą przesadnie zainteresowana – ot, herbatki u jednej z sąsiadek po prostu nie wypada odmówić, poza tym zawsze może się okazać, że zasłyszy się przy okazji jakąś ciekawą plotkę, nawet jeśli (a może zwłaszcza wtedy, gdy) nie przepada się za zgromadzonym towarzystwem.
– …Mój syn służy oczywiście w oddziale kawaleryjskim – opowiada lady Hill, nie zważając na znudzone miny swoich towarzyszek. – Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej, jest w końcu niezwykle zdolny, a żołnierze piechoty to ponoć tacy ordynarni, niepojętni ludzie…
– Tym bardziej więc potrzebują, by dowodził nimi zaradny mężczyzna, czyż nie? – potakuje pani White, udając zrozumienie. – Zresztą mój Francis mawia, że w piechocie może i trafiają się ludzie o trudnych charakterach, ale przynajmniej potrafiący więcej niż utrzymać się w siodle. Nie wiem, czy panie słyszały, ale jego oddział otrzymał ostatnio pochwałę od samego lorda Wellingtona. – Nawet nie próbuje ukryć triumfalnego uśmiechu.
– Ależ oczywiście, że słyszałyśmy, droga pani White, wspomina o tym pani od miesiąca. To oczywiście bardzo chwalebne – przyznaje ze znudzeniem pani Moore, a potem posyła słodki uśmiech w stronę lady Bridgerton, uświadamiając sobie chyba, że trafia jej się rzadka okazja, by nakreślić rysę na wizerunku święcącej triumfy towarzyskie rodziny. – A jak się miewają pani synowie, lady Bridgerton?
Violet Bridgerton po raz kolejny tego dnia uświadamia sobie, jak bardzo nie znosi tych złośliwych, małostkowych kobiet, z którymi z własnej woli regularnie się widuje. Przywołuje jednak na usta promienny uśmiech i sięga po najwygodniejszy z możliwych argumentów.
– Och, zdaje mi się, że całkiem nieźle, choć kto dziś nadąży za młodymi ludźmi, same panie wiedzą. Oczywiście Anthony, to jest, chciałam powiedzieć, lord Bridgerton jest ogromnie zajęty, ma na głowie tak wiele rodzinnych spraw, ale poza tym… – pozwala, by poza tym pozostało owiane mgiełką tajemnicy (a już całkiem dla siebie zostawia fakt, że nie dalej jak poprzedniego dnia strofowała syna, że na tytuł odziedziczony po ojcu musi jeszcze zasłużyć).
Sąsiadki kiwają ze zrozumieniem głowami. Naturalnie nikt nie oczekuje, że dżentelmen będący głową rodziny, w której pozostają cztery niezamężne panny i owdowiała przedwcześnie matka, będzie miał czas na wojenne eskapady. Co się jednak tyczy pozostałych…
– A pozostali? – Uśmiech nie schodzi z ust pani Moore, teraz jednak jest częściowo skryty za wachlarzem, którym dama wachluje się niespiesznie. – Jeśli mnie pamięć nie myli ma ich pani jeszcze trzech? Mniemam, że mają się równie dobrze?
Violet zastanawia się, czemu właściwie nie miałaby wstać i wyjść. Przecież nawet nie zależy jej na opinii tych kobiet, nawet gdyby uznały jej zachowanie za skandaliczne, z całą pewnością nie będzie to skandal, który potrwa dłużej niż dzień (lady Whistledown już o to zadba, tego można być pewnym). Zamiast ruszyć się jednak z miejsca, podejmuje dalszą grę, udając, że wcale nie rozumie, o czym rozmawiają.
– Tak, oczywiście, to bardzo miłe, że pani pyta. Gregory skończył właśnie jedenaście lat i… – I jest stanowczo zbyt młody, by w ogóle o niego pytać, pani Moore, więc do czego pani dąży?, nie pyta Violet. – …jest wprost żywym srebrem, dom byłby bez niego tak nudny. Colin wybiera się w podróż do Europy, co nieco mnie martwi, ale… – Ale to nic w porównaniu do wyjazdu na wojnę, z tego Colin by nie wrócił, przy pierwszej lepszej okazji zabiła by go kula przeznaczona dla kogoś innego, nie dodaje Violet i ledwo opanowuje zawrót głowy, o który przyprawia ją ta myśl. – …jest już oczywiście zbyt dorosły, bym miała coś do powiedzenia. Zaś Benedict… – Benedict pewnie by nie zginął, ale gdyby przyszło mu kogoś zabić, jego serce rozpadłoby się na milion kawałków i nikt nie zdołałby go już poskładać, nie wyjaśnia Violet, a jej własne serce pęka, gdy tylko próbuje to sobie wyobrazić. – …to prawdziwy skarb, zawsze mogę na niego liczyć.
Pani Moore kiwa głową, nawet nie próbując ukryć kpiącego wyrazu twarzy.
– To doprawdy uroczo – komentuje niemalże triumfalnym tonem, a potem zwraca się do pani White. – Proszę mi przypomnieć, droga pani, czy dobrze pamiętam, że pani młodszy syn też planuje karierę wojskową?
Violet upija łyk herbaty, niemal tak gorzkiej jak jej myśli w tej chwili.
Być może to opinia nazbyt ekscentryczna, by społeczeństwo ją zaakceptowało, ale nie może poradzić nic na to, że jej synowie są dla niej dużo bardziej istotni niż sukcesy militarne ich kraju.
T.L.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
die Otter
Jeździec Eomera
Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ze stepów Rohanu
|
Wysłany: Wto 19:23, 12 Kwi 2022 Temat postu: |
|
|
Po pierwsze, bardzo ładnie zarysowana scenka: herbatka i damy, które są znudzone w najlepszym wypadku, a nie znoszą się wzajemnie w najgorszym, lecz mimo wsystko mają mało rozrywek, a to zawsze sytuacja do podzielenia się ploteczkami... to w sumie nawet dość relatable XD Do tego matka, która publicznie chwali się dorosłością syna, a w domu strofuje go jak dzieciaka - znów samo życie, za to tu w takim miłym, niezłośliwym, tylko po prostu naturalnym wydaniu. Ale dobra, skaczę dookoła głównego tematu, bo on jest najbardziej dźgający w serduszku - miłość Violet do synów, która jest silniejsza od jakiegoś tam narzucanego przez normy społeczne honoru rodziny, powinna być naturalna, ale w tamtych czasach rzeczywiście brzmiałaby ekscentrycznie. Tylko czy właśnie na pewno? Bo ja mam wrażenie, że choć te inne damy wypowiadałyby się w rzeczywistości podobnie jak w tym fiku, to w głębi ducha wiele z nich czuło dokładnie to samo co Violet, tyle tylko, że ona miała dość siły i odwagi, żeby nie udawać tego, czego oczekują inni. Bardzo mi sie podoba to, jak to tu przedstawiasz. I w ogóle to, że na początku wydaje się taka zwyczajna, sympatyczna scenka rodzajowa, żeby na koniec naprawdę poruszyć i skłonić do zastanowienia. A do tego jeszcze w dzisiejszym kontekście...
PS Przytyk do piechoty oczywiście skojarzył mi się z Sharpe'em - czy tam jest potencjał na crossover? Albo z JSMN chociaż XD
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|