Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Wrześniowy poeta

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Czw 13:30, 25 Cze 2009    Temat postu: [M] Wrześniowy poeta

Tak, to znowu ja. Z kolejnym słabym tekstem i długą przedmową.
Tak w ramach ciekawostki powiem wam, że to nie jest to opowiadanie, nad którym siedziałam wczoraj cały dzień. Tamto przerwałam akapit przed końcem i dorzuciłam do listy zaległości. To naszło mnie nagle i pisałam je koło dwunastej w nocy.
Drugą ciekawostką może być to, że kucharka występująca w tym tekście, pojawiła się już kiedyś w innym moim opowiadaniu. (Kto tamto coś czytał, ten wie. Kto nie czytał, niech nie czyta.) Jej rola była wtedy dużo mniejsza, ale sprowadzała się właściwie do tego samego.
To teraz jeszcze litania żalów. Czemu ja zawsze piszę tak koszmarne teksty? Czemu upieram się potem, żeby je publikować? Czemu tu jest zapewne tyle literówek (klawiatura - mój wróg!)? Czemu przewiduję, do których fragmentów się przyczepicie i ich nie usuwam? Czemu wyrzuciłam akapit, który wydawał mi się całkiem niezły? Czemu musiałam popaść tym tekstem jak zawsze w banał i tandetę? Czemu dobre pomysły przychodzą do głowy zawsze, tylko nie przed pojedynkiem? Czemu nawet te dobre pomysły potrafię kompletnie zmarnować i przerobić na coś słabego? I czemu ja piszę takie długie wstępy?
I na koniec dedykacja. Mimo marności tego tworu dedykuję go Fayerce. Z podziękowaniami za wszystko. Za cierpliwe komentowanie moich tekstów (i pozostawianie pięknych, konstruktywnych komentarzy, które dają przysłowiowego kopa do dalszego pisania). Za zmotywowanie mnie w odpowiednim momencie (bo bez tego nie napisałabym nic, prócz jednego marnego fanfika). I za podkarmianie Wena karmelkami. Dziękuję.


Wrześniowy poeta
Niebo nas Minas Tirith miało czysty bladobłękitny odcień. Ciepłe promienie słoneczne oświetlały miasto spokojnym, pastelowym blaskiem. Na brukowanych ulicach leżały pojedyncze złociste liście przyniesione przez wiatr. Powietrze pachniało jesienią. Był wrzesień. Miesiąc wspomnień i melancholii. Czas tęsknoty za tym, co już minęło.

Lecz to wszystko było dobre dla poetów, nie dla zwykłych ludzi. Inela wolała stąpać twardo po ziemi, a nie szukać odpowiedzi na nierozwiązywalne zagadki w obłokach i echach przeszłych chwil. Dla niej wrzesień był taki sam jak inne miesiące. Przypominał jej jedynie o tym, że należy już szykować się do zimy.

Była tylko prostą kucharką i to jej wystarczało. Lubiła to, co robiła i nie marzyła o rzeczach wzniosłych i odległych. Liczyło się dla niej jedynie to, by żyć dobrze i spokojnie, z głową na karku i sercem we właściwym miejscu. I by umieć patrzeć. Bo to też było ważne.

Drzwi kuchni uchyliły się cicho. Inela, nie odrywając się od siekania marchewki, zerknęła za siebie, by zobaczyć, kim jest intruz.

- A panicz po co tu przyszedł? – zagadnęła ze zdziwieniem. Faramir uśmiechnął się nieśmiało. Trzymał w dłoniach jakieś kartki i pióro.

- Nie da się nigdzie spokojnego miejsca znaleźć. Wszędzie ktoś o czymś opowiada, czegoś chce… Pomyślałem, że mógłbym gdzieś tu na chwilę przysiąść… - powiedział cicho. Inela wzruszyła ramionami.

- Siada panicz, siada. Mi to nie przeszkadza – stwierdziła. Młodzieniec przysunął sobie krzesło i położył na stole arkusze papieru. Wziął pierwszy z brzegu, odkorkował buteleczkę z atramentem i zaczął pisać coś pracowicie. Inela pokręciła głową. Do niego pasowała jesienna melancholia. Wiecznie albo chodził z nosem w książce, albo sam coś skrobał piórem, zawsze rozmarzony. Poeta!

Potrząsnęła głową ponownie.

- Co panicz tam tak pisze? Wiersze? – zainteresowała się. W jej głosie zabrzmiała nutka ironii. Faramir roześmiał się.

- Nie! Skądże. To nic ważnego…

- Skoro nic ważnego, to może lepiej by mi panicz pomógł? – fuknęła kucharka. Młodzieniec odłożył natychmiast pióro i już chciał wstać, ale Inela machnęła ręką.

- Niech panicz siedzi. Poradzę sobie. I tak by było z panicza więcej szkody niż pożytku – orzekła nieco zrzędliwym tonem, ale uśmiechnęła się dyskretnie. Miło było czasem spotkać kogoś, kto właściwie reagował na takie sugestie.

Faramir wrócił do pisania. Przez chwilę w kuchni nie rozlegał się żaden dźwięk prócz skrobania pióra i bulgotania w garnku.

- A panicz Boromir będzie dziś na obiedzie? – zapytała w końcu Inela, przerywając milczenie. Jeśli to nie było nic ważnego, mogła mu z czystym sumieniem przeszkadzać rozmową.

- Nie. Przecież wyjechał z wojskiem – odpowiedział Faramir, nie podnosząc głowy. Kucharka prychnęła w duchu. Tak, oczywiście – wojna, armia, walki. Czy już naprawdę nikt na tym świecie nie potrafił docenić spokoju i zwyczajności?

- I mówi to panicz tak beztrosko? Co jeśli nie wróci? – burknęła zirytowana. Wolała tak nawet nie myśleć, ale beznamiętny ton Faramira naprawdę ją zdziwił. Młodzieniec przybrał minę, która w założeniu miała chyba wyrażać zdumienie, ale nie wypadła zbyt szczerze.

- Na pewno wróci. Jeśli nie on, to kto? – mruknął. Jego głos zabrzmiał pewnie, ale Inela wyczuła, że Faramir wbrew pozorom niepokoi się o brata. Chyba niepotrzebnie zaczynała ten temat.

- Niech się panicz nie przejmuje. Tak tylko powiedziałam…

- Ależ ja się wcale nie martwię. Boromir sobie poradzi. Jest doskonałym żołnierzem i świetnym dowódcą. Naprawdę nie widzę możliwości, by cokolwiek się wydarzyło… - rzekł Faramir, tym razem zupełnie zdecydowanym tonem. Inela zmarszczyła lekko brwi. Młodzieniec był zapatrzony w starszego brata jak w obraz. Nie była pewna, czy całkiem słusznie. Chociaż właściwie Boromir był dobrym chłopakiem. Trochę zbyt upartym, odpornym na większość sugestii, ale jednak dobrym. I troszczył się o Faramira.

- Tak, pewnie ma panicz rację. A gdzie tym razem panicz Boromir prowadzi wyprawę? – spytała Inela, wrzucając pokrojone warzywa do garnka. Nie otrzymała odpowiedzi.

- Paniczu?

- Hm? – mruknął Faramir nieprzytomnie. Kucharka uniosła wymownie wzrok do nieba. Nie rozumiała, jak można zamyślić się aż tak, by nie reagować absolutnie na nic.

- Jest panicz bardzo podobny matki – stwierdziła. – Ona też często tak się rozmarzała.

- Naprawdę? – Młodzieniec oderwał się od pisania. Inela zastanowiła się. O tak, Faramir przypominał Finduilas. Nie tylko marzycielstwo po niej odziedziczył. Był tak samo wrażliwy, wyczulony na uczucia innych, też uwielbiał sztukę.

- Tak… Pamiętam, jak kiedyś siedziała w tym samym miejscu, co panicz teraz. Trzymała bukiet różowych lilii, wąchała je. Oczy jej się świeciły jak gwiazdy. Ja opowiadałam jej o czymś, strzępiłam język przez pięć minut chyba. W końcu zapytałam ją o coś, a ona tak samo jak panicz: „Hm?”. Zupełnie nie słuchała! Nic dla niej nie było ważne prócz tego, że pan Denethor dał jej kwiaty. Zasypała płatkami pół kuchni, nos miała cały żółty od pyłku, a cieszyła się, jakby największe szczęście ją spotkało. Ech, romantycy…! – Inela pokręciła głową i zamieszała łyżką w gotującej się potrawie. Jej dezaprobata była nieco naciągana. Prawdę powiedziawszy, nie całkiem dziwiła się Finduilas. Taki gest, jak ofiarowanie kwiatów, nie zdarzał się Namiestnikowi zbyt często, właściwie prawie nigdy…

Faramir uśmiechnął się do swoich myśli. Chyba wzruszyła go trochę ta opowieść o matce. Biedaczek, pewnie prawie jej nie pamiętał.

- Ale do ojca też jest panicz podobny – oświadczyła Inela, wsypując do garnka przyprawy. Czasem, gdy już się rozgadała, trudno jej było zamilknąć.

- Tak? – Przez twarz Faramira przebiegł cień. Inela dopiero wtedy ugryzła się w język. Denethor nie był złym człowiekiem. Był uczciwy, kochał żonę i synów, serce miał po właściwej stronie. Tylko nie potrafił tego okazywać. I w żaden sposób nie umiał porozumieć się z Faramirem.

- Jak najbardziej! Też panicz taki wykształcony, zna się na historii i wszystkim... - powiedziała lekko zmieszana Inela. Młodzieniec spojrzał na nią nieufnie. Z pewnością wiedział, że miała na myśli coś innego.

Właśnie między innymi o to jej chodziło. Zawsze miała wrażenie, że Faramir, tak samo jak Namiestnik, potrafił odgadnąć czyjeś myśli. Młodzieniec był również podobnie do ojca zamknięty w sobie, opanowany, w gruncie rzeczy bardzo rozsądny. I obaj umieli wydawać polecania w taki sposób, że ludzie słuchali ich bez mrugnięcia okiem.

Jednak Faramir rzadko korzystał z tej zdolności. Czemu? Może nie chciał pogodzić się z tym, że naprawdę przypominał Denethora. Może nie pasowało mu zmuszanie kogoś do czegokolwiek. A może po prostu nie obchodziło go to zupełnie, bo wolał zostać sobą – trochę nieodgadnionym młodzieńcem, patrzącym na świat bystrym spojrzeniem oczu pełnych ambitnych marzeń i melancholijnych odblasków minionych dni.

Inela pociągnęła nosem. Coś pachniało nieprzyjemnie. Powiodła wzrokiem wokoło, szukając tego przyczyny. Dostrzegła przypalający się garnek.

- I co panicz narobił? Ja się z paniczem zagadałam, a tu się obiad pali! – zawołała, starając się uratować przyrządzaną potrawę od pożaru. – Te panicza zamyślanie okazało się być zaraźliwe. Co panicz tak siedzi?! Niech panicz mi pomoże! – zrzędziła podniesionym głosem. Faramir zerwał się z krzesła i rozejrzał bezradnie wokoło.

Inela uśmiechnęła się w myślach. Mimo że mogła na niego narzekać godzinami, mimo że był niepoprawnym wrześniowym poetą, był przede wszystkim bardzo dobrym człowiekiem. A to się liczyło. Ot co.

T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 14:01, 25 Cze 2009    Temat postu:

Tino, jesteś wielka, wiesz?

Dziękuję bardzo za dedykację, to cudowny prezent. I zupełnie sobie na niego nie zasłużyłam, ale i tak jestem w niebie.

Kocham wrzesień. Urodziłam się w tym miesiącu, jest dla mnie zawsze symbolem początku nowego roku, ale też końca lata. Taki słodko-melancholijny, cichy miesiąc, granica między szalonymi sierpniem i lipcem, a złotym październikiem i ponurym listopadem. Trzydzieści dni nowych wyborów. Czas poetów.

I ten twój Faramir. Poeta, nie poeta? Żyje w innym świecie, trochę na uboczu, z dziwnym blaskiem w oczach. Jest niby cały czas wśród codziennych spraw, obcuje z ludźmi, chadza tymi samymi ściezkami co oni, oddycha tym samym powietrzem. Ale jest inny. Jakby widział dalej, słyszał więcej, odczuwał boleśniej. Ktoś dla mnie bardzo ważny nazwał kiedyś takie osoby "Gwiezdne dzieci". Są wśród nas, wyglądają podobnie, zdradza je tylko uśmiech.

Inela. Jej świat jest prosty, czarno-biały, dobry, poukładany. Ważne jest to, że obiad będzie smakował domownikom, że następnego dnia ugotuje wykwintne danie, że wszystko jest jasne, klarowne. Wzbudza sympatię, każdy może zatęsknić do jej niewzruszonego spokoju. Ale ona nie rozumie. Nie rozumie, że czasem trzeba coś szybko spisac na kartce, bo ucieknie, przepadnie. Że czasem można się obudzić z lękiem, że nic po nas nie zostanie. Że to wszystko jest nieważne - wojna, bohaterstwo Boromira, zimno Denethora. Ktoś o tym kiedyś zapomni, zapomni - więc przestanie istnieć. Trzeba więc pisać, słowo po słowie, utrwalać każdy dzień.

Bardzo, bardzo mi się podobało. Cudowny tekst, a raczej malunek. Krótka scenka, a tak wiele niesie.

I przepraszam, że bredzę. Konstruktywnosć diabli wzięli.

Dziękuję za "Wrześniowego poetę". I za wszystko.

F.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 14:19, 25 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 14:03, 25 Cze 2009    Temat postu:

No i czego marudzisz? Czego? Przecież wyszło bardzo fajnie.
Teraz ja się będę niekonstruktywnie produkować, bo za wiele mi do głowy nie przychodzi. Wyszło miło i sympatycznie. Faramir zwiewający z piórem i papierem do kuchni, żeby móc spokojnie popisać <eh, skąd ja to znam?> Kupuję twojego Faramira, akceptuję całkowicie.
Podoba mi się punkt widzenia - widzimy Faramira oczami prostej kucharki, która traktuje "panicza" z szacunkiem, ale z drugiej strony odniosłam wrażenie, że troszkę mu matkuje. Jest bezpośrednia w tym, co robi i co mówi. No i wnioski, do których dochodzi - że Faramir jest podobny do ojca i do matki.
Trochę mi nie pasował tutaj wątek Boromira. Jakoś tak... hmm, wtrąciłaś go tutaj, by zaraz przeskoczyć z powrotem na to, jaki to Faramir jest podobny do rodziców. Potraktowałaś Boromira po macoszemu <wiem, tekst jest o Faramirze, ale jak jużgo tutaj wcisnęłąś, to mogłaś skrobnąć parę zdań więcej> I to w zasadzie jedyna rzecz, której się czepię, ale to zapewne moje subiektywne odczucie.
No i co ja mam jeszcze napisać? Tekst jest miły, ciepły i sympatyczny. Czyta się go lekko i szybko. A na dodatek dzisiejsza pogoda <tak, temat wraca jak bumerang> pozwala wczuć się w atmosferę września xD
Pozdrawiam i wena życzę <dokarmia pod stołem>
Ariana
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Pią 17:04, 13 Lis 2009    Temat postu:

Śliczne Wink Twój Faramir jest idealny, niby taki jak wszyscy, a jednocześnie widzi i rozumie więcej, jest właśnie taki jak prawdziwi poeci. Nic dziwnego, że prosta kucharka nie jest w stanie zrozumieć tego jego pisania. I wiesz co? Moje pierwsze skojarzenie z tym tekstem to wspomnienie mnie samej, siadajacej gdzieś koło babci, która rozprawia o wszystkim i o niczym, dobrze wiedząc, że ja jestem bardziej zajęta kartką lub ksiązką trzymaną na kolanach. I Twoja Inela, tak samo jak ona, nie rozumie, ale kocha na swój sposób Faramira, wrześniwego poetę. Rozumiem doskonale, co czuje Faramir, uciekający do kuchni, żeby pisać, ale jednocześnie mam wrażenie, jakby on właśnie szukał towarzystwa prostej kucharki Ineli Wink Dziekuję, za tekst i za wspomnienia, które wywołał!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aeria
Szara Eminencja


Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1416
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gondor

PostWysłany: Nie 14:12, 17 Paź 2010    Temat postu:

Co mogę napisać? Przyjemnie się czyta.

Inela jest tak żywą postacią, tak do bólu prawdziwą, że cała sytuacja wydaje się zupełnie naturalna, nie ma w tym nic wymuszonego. I to się chwali. Dobrze napisany tekst mówi sam za siebie, tak jak 'Wrześniowy poeta'. Wspomnienie o Finduilas jest bardzo dobrze wplecione w akcję, porównanie Faramira do niej, do Namiestnika również. Nie mam pojęcia, co jeszcze mogłabym napisać... Historia jest klimatyczna. Lubię stare, zamkowe kuchnie. Z dużymi stołami, paleniskami, mnóstwem różnych rzeczy, miejsc do siedzenia. Sądzę, że ta kuchnia właśnie taka była. I zaczynam odbiegać od tematu... Naprawdę nie wiem, co jeszcze dodać. Gdybym mogła, powieliłabym komentarz Fayerki. Ale nie chcę się powtarzać, więc to chyba już koniec.

Życzę, aby duch wrześniowego poety zamieszkał w każdej czytającej to osobie.

Ot co.

A.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin