|
Dolina Rivendell Twórczość Tolkiena
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa
Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy
Skąd: Ithilien
|
Wysłany: Pią 14:42, 17 Lip 2009 Temat postu: [M] Wianek z nieba |
|
|
Tekst z Akcji Sobótkowej.
Miałam to sprawdzić i jeszcze raz przemyśleć, ale załamałam się, gdy tylko zaczęłam to czytać. Więc wrzucam tak, jak jest. Bijcie, nie krępujcie się.
Kanoniczność poszła do lasu szukać kwiatu paproci. Nie powróciła do końca pisania tego tekstu.
EDIT: Nienawidzę autokorekty w Wordzie, wiecie?
Wianek z nieba
Mimo późnej pory słońce wisiało jeszcze dość wysoko nad horyzontem. Trwał przecież najdłuższy dzień w roku. Mieszkańcy Śródziemia szykowali się już do rozpoczęcia szalonej, choć krótkiej sobótkowej zabawy. Na całym świecie zaczynały płonąć ogniska, rozbłyskując jedno po drugim niczym gwiazdy na wieczornym niebie.
- Nuda – orzekł Théodred, ziewając dyskretnie.
- Tak… - zgodził się Boromir. – Kiedyś to się porządnie obchodziło Noc Świętojańską! A teraz tylko ogienek mały rozpalą, usiądą, piosenkę jakąś odśpiewają i koniec. Gdybym był żywy, pokazałbym im, jak się powinno bawić…
- Ciekawy jestem ogromnie, jak byś to zrobił – prychnął Théodred. Boromir zamarł na chwilę z otwartymi ustami.
- Jakkolwiek – parsknął w końcu. – Pokaż lepiej jeszcze, co się tam na dole dzieje.
- Zastanawiam się, jak to działa – stwierdził Théodred, rozgarniając gęste podłoże. – Trochę to dziwne.
- To prawda. Mógłbym przysiąc, że naprawdę nie znajdujemy się nad Śródziemiem – zgodził się Théoden. Boromir wzruszył ramionami.
- Przysiąc to ja mógłbym wiele rzeczy. Na przykład, że to niemożliwe, by to miejsce było tak olbrzymie. Albo że powinno kręcić się tu dużo więcej osób. Albo że chmury są białe i miękkie, a nie tak solidnie i okropnie różowe. Albo że nie pokrywają calutkiego nieba – wyliczał. – Jednak z przysięgania nic nam nie przyjdzie, bo rzeczywistość jest taka, jak widzimy. Utknęliśmy tu na dobre.
- I na złe.
- Albo jeszcze gorsze.
- I nudniejsze.
- Nic nudniejszego nie mogłoby się nam już chyba przytrafić…
- Nie myślicie czasem, że to trochę niesprawiedliwe? – wtrącił się Théoden. – Za życia wszyscy mają nadzieję, że po śmierci dostaną, jeśli nie nagrodę za dobre życie, to chociaż wynagrodzenie za jego utratę. A trafiają tu i czeka ich wieczność monotonii… - westchnął. Nie odpowiedzieli. Wszyscy trzej milczeli przez chwilę ponuro, zatopieni w swoich rozmyślaniach.
- Zabawne – mruknął w końcu Théodred, wpatrując się w rozciągający się pod nimi świat żywych. Zerwał wyrastającą w niepojęty sposób z chmury stokrotkę i rzucił w dół. Przyglądał jej się w milczeniu.
- Zabawne – powtórzył. – Nigdy nie mogłem zrozumieć, czemu sobótkowych wianków jest zawsze więcej niż ich właścicielek. – Upuścił kolejny kwiatek. Boromir sięgnął po puchar pełen wina i upił kilka łyków. Zmarszczył brwi.
- Myślisz, że…?
- Widzisz inne wyjaśnienie? Poza tym co tu można innego robić?
- To akurat racja. Ale przecież to zaświaty, prawda? Więc te kwiaty powinny być jakby… martwe?
- Jak to – martwe? Zrywasz tam na dole kwiatek i jego duch frunie tutaj?
- Mniej więcej – zgodził się Boromir.
- Za życia uznałbym to za bzdurę, ale teraz to już chyba nic by mnie nie zdziwiło. Chociaż z drugiej strony wyglądają całkiem normalnie, gdy spadają. Chyba że to tylko my je widzimy… - Théodred zaczynał nabierać wątpliwości.
- A kto je tam wie, zielska przebrzydłe. Jakby nie mogło tu znaleźć się cokolwiek innego. Choćby trochę orków. Przynajmniej przestałoby być tak nudno.
- Sądziłem, że tobie nie powinno ich brakować.
- I kto to mówi? – zirytował się Boromir. Théodred wzruszył ramionami.
- Lecz ja za nimi wcale nie tęsknię. Twój pomysł natomiast ma jeden poważny mankament. Jak miałbyś zamiar na nich polować, skoro byliby już martwi?
- O tym nie pomyślałem – przyznał niechętnie Boromir. – Więc twierdzisz, że można zrzucić prawdziwy wianek? – wrócił do porzuconego tematu.
- Możliwe…
- W takim razie nie musi być tu wcale tak nudno.
- Ten uśmiech mnie niepokoi. Co chcesz zrobić?
- Zabawić się, komplikując parę spraw. – Boromir zerwał garść kwiatów.
- Gdybym był żywy, chyba nie spodobałby mi się ten pomysł.
- To kolejny argument przemawiający za nim. Za dobrze mają tam na dole – stwierdził, zaczynając splatać rośliny ze sobą. – Popatrzmy tymczasem, jak idzie świętowanie – zaproponował.
- Już cię to nie nudzi? – zapytał Théodred. – Więc dokąd zajrzymy?
- Do Minas Tirith?
- Wedle życzenia. Prosto w okna króla? – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Chociażby – zgodził się Boromir. Théodred odsunął dłonią fragment chmury. Zajrzeli do powstałej dziury i przez chwilę przyglądali się czemuś w pełnym konsternacji milczeniu.
- I co porabia Aragorn? – zagadnął Théoden. Na moment znowu zapadła cisza, a później dwaj pozostali mężczyźni ryknęli głośnym śmiechem.
- Cóż tam takiego śmiesznego? – zdziwił się poległy król, wstając. Théodred szybko zamknął okienko w chmurze.
- Wolałbyś tego nie widzieć, ojcze – zapewnił, ciągle chichocząc. Boromir pokiwał z zapałem głową.
- Każdy by wolał. Chociaż z drugiej strony, gdybym miał wciąż w sobie życie, też bym z niego korzystał…
- Racja. Szczególnie, jak ma się taką żonę – zgodził się Théodred. Milczeli przez chwilę, a potem znowu parsknęli niepohamowanym śmiechem. Théoden przyglądał im się z dezaprobatą.
- Dobrze, dość już – zakomenderował w końcu. Théodred uspokoił się z trudem.
- Właśnie. Czyjeś romansowanie w Noc Świętojańską to nie nasza spawa.
- Oczywiście, że nasza! Skoro możemy wszystkich podglądać, to znaczy, że powinniśmy to robić – oświadczył Boromir. Jego rozmówcy spojrzeli na niego z powątpiewaniem. Zadumał się nad swoimi słowami głęboko. Przyszło mu na myśl kilka scen, które zdążył już ujrzeć z góry. Zadumał się jeszcze bardziej.
- Chociaż nie zawsze – dodał w końcu. Obrócił w dłoniach niedokończony wianek, przyglądając mu się krytycznie. Cisnął go w wyrwę w chmurach.
- Nigdy nie umiałem ich zakańczać – burknął zirytowany. Wychylił kolejny kielich wina.
- Przestań tyle w siebie wlewać, bo się upijesz – rzucił Théodred, zabierając się za plecenie swojego wianka.
- Czym? Duszą wina?
- Przecież wina nie da się zabić!
- Można je wypić…
- Jak w takim razie wydostaje się jego duch?
- Paruje?
- Z człowieka, nie z wina.
- To może… przez uszy?
- Przez uszy…? – jęknął Théodred. – Nie, skończmy lepiej już ten temat!
- Słusznie. Popatrzmy raczej, jak obchodzą Noc Kupały w naszej stolicy – poprosił Théoden. Jego syn kiwnął głową.
- Już się robi.
- Od kiedy jesteś nadwornym rozsuwaczem chmur? – prychnął Boromir.
- Odtąd, jak okazało się, że ty nie potrafisz tego robić.
- Oczywiście, że potrafię! Zawsze odsłaniam dokładnie miejsce, które chcę obserwować!
- W takim razie masz bardzo dziwny gust. Ja wolałbym oglądać coś ciekawszego od ślimaka wspinającego się na kamień – oświadczył Théodred. Boromir przewrócił oczyma, ale nie odezwał się.
- Proszę bardzo, oto i Edoras! – Théodred rozpędził obłoki dłonią. Stolica Rohanu była całkowicie pusta i cicha, jakby pogrążona we śnie. Natomiast tuż za jej granicami trwała huczna zabawa. Płomienie ognisk strzelały ku niebu, ludzie tańczyli i śpiewali. W powietrzu unosił się zapach ziół. Nie brakowało oczywiście też koni, które ustrojono w wielkie wieńce z kwiatów.
- Chciałbym tam teraz być – westchnął Théoden, przyglądając się wszystkiemu tęsknym wzrokiem. Milczeli przez chwilę.
- Spójrzcie, jak Éomer przygląda się tej kobiecie – mruknął nagle Théodred. Zerknęli we wskazanym kierunku.
- Czy wszystkich musi dziś nachodzić taki romantyczny nastrój? – zapytał z irytacją Boromir. Théodred rzucił wianek w dół, celując w stronę Éomera. Chybił.
- Co w tym złego? Dzień tak samo dobry, jak każdy inny, może nawet lepszy. Ważne, żeby nie przegapić całej sprawy…
- Jakiej sprawy?
- Miłości! Nie byłeś nigdy zakochany?
- Nie – burknął Boromir.
- A ja byłem. I to przegapiłem. Cudna była dziewczyna, cudna… - rozmarzył się Théodred. – Gdybym był żywy, skoczyłbym z nią przez ognisko bez wahania.
- Bezsensowne zwyczaje. Lecz czemu w takim razie nic nie zrobiłeś?
- Młody byłem i głupi…
- Teraz też jesteś.
- Teraz jestem przede wszystkim martwy – stwierdził ponuro Théodred. Boromir zastanawiał się nad tym przez chwilę, a potem wypił solidny łyk wina i uśmiechnął się szeroko.
- Dobrze, dość tej nudy. Nam się też coś od życia... – zawahał się – to znaczy – od nieżycia należy. Jak tu można rozpalić ognisko?
- Co masz na myśli?
- Nasze obchody Nocy Świętojańskiej, oczywiście.
- Oszalałeś?! – Théodred wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. - Gdyby nie fakt, że to niemożliwe, uznałbym, iż naprawdę jesteś pijany. Jednak to musi być coś innego…
- Uwierzyłeś jednak, że to tylko duch wina?
- Tego nie wiem, ale znalazłem inny argument przemawiający za tym, że nie możesz się upić.
- Zamieniam się w słuch.
- Właściwie to bardzo proste. Nie mam pewności, jeśli idzie o wino, lecz ty bez wątpienia jesteś duchem.
- Rzeczywiście dość proste. Chociaż z drugiej strony… Te kwiaty, jak mówisz, są prawdziwe, te wino chyba też. A ja widzę siebie tak samo wyraźnie i materialnie. W dodatku mogę pić… Może jednak nie jestem całkiem nieżywy?
- Nie opowiadaj głupstw. Gdybyś był żywy, twoje ciało nie leżałoby gdzieś tam w formie pokarmu dla ryb.
- Gdybym żył… Nie! Gdybyś ty żył, zabiłbym cię za takie komentarze.
- Nie zabiłbyś, bo chciałbyś mieć tu święty spokój.
- Słusznie. W takim razie, gdybyśmy obaj żyli…
- Właśnie zweryfikowałem swoje poglądy – przerwał wymianę zdań Théoden. Spojrzeli na niego pytająco.
- Musiałem za życia zrobić coś bardzo złego, czego nie pamiętam. I teraz za karę wysłuchuję waszych kłótni. Z pewnością nie spotkał mnie taki los bez powodu – rzekł spokojnym tonem. Przez moment patrzyli na niego, zastanawiając się, co mogą odpowiedzieć. W końcu Boromir rozejrzał się wokoło.
- Co z tym ogniskiem? – wrócił do tematu. Théodred zamrugał powiekami.
- Nie żartowałeś?
- Oczywiście, że nie! – oburzył się Boromir. – Jak to można zrobić? Pocieranie patykiem o patyk chyba odpada. To w końcu zaświaty, na pewno istnieją tu prostsze sposoby… - wymruczał do siebie. Pstryknął na próbę palcami. Na różowej chmurzastej ziemi natychmiast wykwitł olbrzymi snop płomieni. Boromir klasnął w dłonie z zadowoleniem.
- I to mi się podoba!
- Więc ty będziesz natomiast nadwornym rozpalaczem ognisk? – zapytał z przekąsem Théodred.
- Zazdrościsz?
- Nie, raczej współczuję.
- W takim razie mi pomóż – zażądał Boromir. Schylił się i zerwał wielką garść kwiatów. Rzucił je w płomienie.
- Co robisz? – zdziwił się Théodred.
- Ognisko w Noc Świętojańską musi pachnieć ziołami, prawda?
- Te rośliny, które spalasz, to nie zioła, a zwykłe zielska!
- Cóż to za różnica? Jedno i drugie rośnie, pachnie, jest zielone…
- Stosując tę zasadę, można dojść do wniosku, że świat jest bardzo mało zróżnicowany…
- Może jest? Nie znam się na tym. Przestań zrzędzić, mamy przecież świętować! – Boromir wcisnął krzywo uwity wianek na głowę Théodreda.
- To musiała być naprawdę straszliwa zbrodnia… Tylko czemu jej nie pamiętam? – jęknął Théoden. Boromir ukoronował go kolejnym wiankiem.
- Dziś to nie jest istotne! Jest Noc Kupały!
- Skoro nie alkohol, to może winne są te kwiaty? Pewnie to reakcja alergiczna…
- Świetnie! Ryby nie będą chyba jadły niczego, co jest pokryte wysypką.
- Ech, wisielczy humor…
- Dziwne. Byłem pewien, że wszyscy tutaj polegli w boju…
- Oszaleję z wami, oszaleję…
- To nie czas na szaleństwo, tylko na zabawę!
- Boromirze! Zły duch w ciebie wstąpił?
- Nie. To ja jestem złym duchem!
- O Eru…
- Duchem jestem niewątpliwie. Złości mnie natomiast to, że nikt nie czuje tu sobótkowego nastroju!
- Jemu się pogarsza…
- To nieprawda! Zamiast wątpić w przytomność mojego umysłu, przyłączcie się do świętowania.
- Litości, błagam! Nigdy więcej nie uczynię nic złego! – Théoden przeciągnął dłonią po twarzy. Jego syn przypatrywał się z mieszaniną przerażenia i rozbawienia w oczach Boromirowi, który zaczynał właśnie pląsać wokół ogniska…
***
Ciepłe nocne powietrze przepełnione było intensywnym zapachem czarnego bzu i ziół palonych w ogniskach. Pogodne dźwięki muzyki i wesołe głosy bawiących się ludzi mieszały się z głośnymi koncertami świerszczy i cykad. Na bezchmurnym, gwieździstym niebie można było dostrzec dużą, ognistoczerwoną plamę.
Éowina podeszła nieco tanecznym krokiem i złapała Faramira za rękę.
- Czegóż tam wypatrujesz? – zapytała ze śmiechem. Przez dłuższą chwilę nie otrzymywała odpowiedzi.
- Coś płonie na niebie – szepnął w końcu Faramir. Éowina spojrzała przelotnie w górę.
- To pewnie odblask któregoś z naszych ognisk – stwierdziła, a widząc, że Faramir wciąż wpatruje się w gwiazdy, dodała:
- Nie rozumiem cię. Tak się cieszyłeś na tę Noc Świętojańską. Mówiłeś, że to takie ciekawe tradycje, takie fascynujące zwyczaje. A teraz zamiast się bawić, przejmujesz się drobiazgami. – Pociągnęła go za rękę. – Chodź! Spróbuj lepiej zgadnąć, który wianek jest mój…
***
Boromir opadł na różowy obłok obok ogniska. Uśmiechnął się krzywo.
- Świetna zabawa, czyż nie? – zagadnął. – Ale ci na dole i tak mają lepiej. Tutaj trochę pusto, towarzystwo takie niemrawe. Gdybym tylko był żywy…
- Lecz nie jesteś – uciął Théodred. – Więc może odpuścisz nam już te szaleństwo?
- Raczej nie. – Boromir pokręcił głową. – Jeśli chcecie, mogę zezwolić na chwilę przerwy.
- Jakiż jesteś łaskawy!
- Prawda? Jeśli koniecznie chcesz się odwdzięczyć, to pokaż mi, co się dzieje w Ithilien. Właśnie uświadomiłem sobie, że nie widziałem jeszcze, jak świętuje mój brat.
- Pokazać mogę, lecz żadnej wdzięczności w tym nie będzie. Kiedyś mi za tę całą Noc Kupały zapłacisz – zagroził Théodred, rozpędzając dłonią część chmury. Boromir wyjrzał przez powstałe okno i jęknął.
- Nie. On też?! – Wychylił się w dół. – Zawiodłem się na tobie, Faramirze! – zawołał, choć wiedział, że nie zostanie usłyszany. Rozejrzał się bezradnie, pochwycił upleciony przez Théodreda wianek i cisnął nim w brata. Nie trafił oczywiście.
- Przestań ją całować! – wrzasnął. Théoden uśmiechnął się pod nosem.
- Czyżbyś miał coś przeciwko naszej Éowinie?
- Nie! Mam wiele przeciwko temu, że nikt nie potrafi sobie znaleźć normalnego zajęcia w Noc Świętojańską!
- A cóż jest w tym nienormalnego? – zdziwił się uprzejmie Théodred.
- Nie, nie mam zamiaru o tym dyskutować. I chcę na to patrzeć!
- Spokojnie, nie denerwuj się tak. – Théodred zsunął chmury z powrotem. Wciąż naburmuszony Boromir podniósł się z ziemi.
- Dobrze, wracajmy więc do świętowania.
- Nie, mowy nie ma! Więcej mnie w to nie wciągniesz.
- Tak. To było… zabawne, ale trzeba znać umiar.
- Ech… Tam na dole mają inne pojęcie umiaru. Gdybym żył… - Boromir zamyślił się. W końcu schylił się i rozgarnął chmury.
- Mam dość – ogłosił. Théodred spojrzał na niego zdumiony.
- Co zamierzasz?
- Dołączyć do porządnego świętowania.
- Zwariowałeś?! Przecież tak się nie da!
- Czemu? Jeżeli wianki spadają tam naprawdę, ja też mogę.
- Ustaliliśmy już, że one to zupełnie inna historia! Poza tym…
- Co? Nie wolno mi? Ktoś mnie powstrzyma? Kto? Przecież tu
nikogo nie ma! Czasem kogoś spotykamy, ale dziś jest tu pusto i głucho! Nikt mi nie zabroni wrócić – rzekł i skoczył w dół.
- Szaleniec – wyjąkał Théodred. Théoden pokiwał głową.
- Prawdopodobnie. Lecz to mu się nie może udać. Prędzej czy później sprowadzą go z powrotem. Inaczej to wszystko nie miałoby sensu.
- Zapewne masz rację, ojcze – przyznał Théodred. – Cieszmy się zatem tą krótką chwilą ciszy i spokoju – dodał i zamilkł. Z nieco nieprzytomną miną wrzucił do płonącego wciąż ogniska kilka kwiatów.
- Théodredzie?
- Tak?
- Co robisz?
- Sobótkowe ognisko musi przecież pachnieć.
- Théodredzie? Théodredzie!
***
Głowę Éowiny zdobiły dwa wianki – jeden z białych lilii, drugi z macierzanki i bzu. Na jasnej, zwiewnej sukience błyszczały odblaski ogniska, wokół którego wirowała w tańcu. Jej oczy rozświetlały inne ogniki, pogodne i pełne szczęścia.
- Pani Éowino! Pani Éowino! – doszedł do jej uszu nagły krzyk. Zatrzymała się i odwróciła zdziwiona. Młoda służąca pędziła w jej stronę, potykając się co chwilę. Wyglądała na przerażoną.
- Czy coś się stało? – zapytała Éowina. Dziewczyna dobiegła do niej.
- Tam… Widziałam coś dziwnego… Białe strzępy… Mówiły do mnie! Goniły! Ratuj mnie, pani! – załkała. Éowina poklepała ją po ramieniu.
- Spokojnie, już spokojnie. Pójdę zobaczyć, co to jest – obiecała. Odwróciła się do Faramira.
- Przepraszam, sam widzisz…
- Tak, oczywiście! Ale może lepiej to ja pójdę? To może być coś niebezpiecznego. – Spojrzał na nią z troską. Machnęła ręką z rozbawieniem i ruszyła szybkim krokiem w kierunku wskazanym przez służącą.
Wróciła kilka chwil później. Minę miała lekko zaniepokojoną.
- Tam naprawdę coś jest – powiedziała cicho do Faramira. – Nie mam tylko pojęcia, co… Jakby biały zarys postaci. Wydawał z siebie takie dziwne szemranie. Myślisz, że to mógł być duch? – zapytała szeptem, zagryzając wargę.
- Nie, nie sądzę… - odpowiedział niepewnie Faramir. – Pójdę też to zobaczyć, dobrze? – Pocałował Éowinę w czoło i poszedł.
Las był mały, lecz gęsty. Rośliny pachniały mocno, dźwięki zabawy docierały tam przytłumione. Faramir stąpał ostrożnie, rozglądając się wokoło. Zatrzymał się natychmiast, gdy usłyszał szelest zarośli. Spojrzał w tamtą stronę i momentalnie zbladł jak papier. Cofnął się o kilka kroków.
- Faramir! Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha, braciszku! – Przybysz zawahał się. – Racja, przecież zobaczyłeś…
- To ty, Boromirze? – upewnił się zaszokowany wciąż Faramir. Duch pokiwał głową.
- Oczywiście, że tak! – prychnął. – Widzisz mnie? Tak zwyczajnie?
- Tak.
- To dobrze. Lecz niestety jesteś jedyny, więc nici z zabawy, którą sobie wymarzyłem… - mruknął Boromir. Faramir wpatrywał się w niego zdumiony.
- Jak…? – zaczął, ale brat przerwał mu machnięciem dłoni.
- Nie warto opowiadać – stwierdził. – Dostałem się tu bez problemu. Choć teraz nie wydaje mi się to zbyt rozsądne. Lepszym pytaniem byłoby, jak mam się stąd wydostać…
- Tą samą drogą nie możesz? – zapytał Faramir. Nadal był bardzo blady. Boromir potrząsnął głową.
- Raczej nie…
***
Théodred roześmiał się ponuro, wpatrując się w ognisko.
- Mówiłem mu, że to niemożliwe.
- Na pewno jakoś wróci…
- Niekoniecznie. Może to właśnie kara dla uciekinierów? Wieczna tułaczka tam w dole…
- Czemu więc tak cię to raduje?
- Sam jest sobie winien. Wiadome było, że się doigra. Poza tym wreszcie będzie spokój.
- Jak ja cię wychowałem?! Żadnego współczucia dla innych…
- Co w związku z tym, ojcze? Zabronisz mi oglądać, co się dzieje na dole, by dać mi nauczkę? – zakpił Théodred. Théoden westchnął.
- Nie poznaję cię, synu.
- Przepraszam. To nie ze złośliwości…
- Więc dlaczego?
- Po prostu mu zazdroszczę…
***
- Więc całkiem nieźle ułożyłeś sobie życie?
- Tak, myślę, że miałem sporo szczęścia – przyznał Faramir. – A ty? Jak tam jest? – zapytał. Boromir zamyślił się.
- Nudno – odparł w końcu. – Bardzo nudno, ale chyba muszę tam wrócić. Masz jakiś pomysł?
- Nie – zaprzeczył Faramir. – Nie mam pojęcia, co możesz zrobić.
- Jak zawsze mówiono? Jak odpędzić ducha? – zastanawiał się głośno Boromir. – Pchnąć srebrnym sztyletem w serce?
- Nie, przestań… - przeraził się Faramir. Brat rzucił mu ponure spojrzenie.
- Znasz lepsze rozwiązanie?
- Nie, ale…
- Właśnie. Więc lepiej mi pomóż.
- Nie! Ja nie mogę, nie dam rady. Poproś kogoś innego – jęknął Faramir.
- Jak?! Tylko ty mnie widzisz! Inni uciekają z wrzaskiem… - rzekł zdecydowanie Boromir. Jemu również nie bardzo podobał się ten pomysł, ale innego nie miał.
Faramir oparł podbródek na dłoni i zacisnął na chwilę powieki. Wsłuchał się w szumiące wokoło rośliny, starał się uspokoić.
- Nie, Boromirze, przepraszam… Naprawdę… - zaczął, unosząc głowę. Rozejrzał się zdziwiony. Był całkiem sam…
***
Boromir wstał powoli. Otrzepał się ze strzępków różowych chmur. Théodred uśmiechnął się szeroko.
- Witaj. Czemu jesteś taki zdziwiony? Naprawdę uwierzyłeś, że zostaniesz tam na zawsze?
- Ty też w to wierzyłeś – zauważył Théoden, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Przez chwilę… Lecz nie żałuję, że uciekłem.
- Nie?
- Ani trochę. Śródziemie to jednak piękne miejsce…
- To prawda – westchnął Théodred. Milczeli przez moment. Ciszę przerwał w końcu Boromir.
- Piękne miejsce, lecz już nie dla nas. Nie należy tego rozpamiętywać. Szczególnie, że nie skończyła się jeszcze Sobótka. Teraz powinniśmy świętować!
- Znowu…?
***
Éowina przyskoczyła natychmiast do wracającego Faramira. Wyglądała na nieco zaniepokojoną.
- Czemu nie było cię tak długo? Co znalazłeś?
- Nic. Cokolwiek to było, już odeszło – powiedział, nie patrząc jej w oczy. Éowina przyjrzała mu się zdziwiona. Nadal wyglądał dość blado, a i ta odpowiedź nie brzmiała zbyt przekonująco.
- Co się stało, Faramirze?
- Naprawdę nic! – Zdobył się na słaby uśmiech. – Chodź. Noc Świętojańska wciąż trwa – dodał, chwytając Éowinę za dłonie. Uśmiechnęła się uspokojona.
Niespodziewanie uderzył ją ogromny wieniec z twardych kwiatów. Poderwała głowę do góry.
- Cóż to? – krzyknęła. Faramir uśmiechnął się bezradnie i spojrzał w niebo.
- Może tam na górze też ktoś świętuje?
T.L.
Ostatnio zmieniony przez Tina Latawiec dnia Pią 19:29, 21 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Marysia
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 14:51, 17 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Tino, cudowne! Kiedy to czytałam, po prostu śmiałam się cały czas! Elementy obowiązkowe łatwo i lekko wplecione w tekst, tak jakby to w ogóle nie miał być tekst na jakąś akcję. Podobało mi się zachowanie Boromira i to ciągłe "gdybym był żywy". Poza tym oczywiście plus za to, że nie mogłaś się powstrzymać i wplotłaś Faramira! Podoba mi się określenie "wisielczy humor.
I Boromir, który ciągle chce świętować:
Cytat: | - Piękne miejsce, lecz już nie dla nas. Nie należy tego rozpamiętywać. Szczególnie, że nie skończyła się jeszcze Sobótka. Teraz powinniśmy świętować!
- Znowu…? |
Świetne.
No i świetne zakończenie. A któż to cisnął w Eowinę ten świąteczny wianek? I za co?..
Podsumowując - podobało mi się i to bardzo. Miło, nawet powiem, że bardzo miło się czyta. Tylko tak dalej! I również plus za Faramira!
Dużo powtórzeń i ciągłe "świetne", ale wybacz, nie myślę..
Ostatnio zmieniony przez Marysia dnia Pią 14:52, 17 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Pią 23:14, 17 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
(Dlaczego mogę mieć laptopa tylko na własność w późnych godzinach nocno-namiotowych? Dlaczego?!)
Tino, padam do stóp i wielbię. Ten fik jest... genialny, uroczy, przekwikaśny, z takim niesamowitym ładunkiem humoru. Zresztą, żaden przymiotnik nie może określić, jak bardzo mi się podoba, wiesz?
Identycznie jak przy fiku Ariany, miałam cały czas szeroki uśmiech na twarzy podczas lektury. A w niektórych momentach się musiałam własnoręcznie zakneblować, by radosnym rżeniem nie niepokoić rodzinki ;)
Mogę wypisać ulubione perełki?
Cytat: | - (...) Ale przecież to zaświaty, prawda? Więc te kwiaty powinny być jakby… martwe?
- Jak to – martwe? Zrywasz tam na dole kwiatek i jego duch frunie tutaj?
- Mniej więcej – zgodził się Boromir. |
Cytat: | - Przestań tyle w siebie wlewać, bo się upijesz – rzucił Théodred, zabierając się za plecenie swojego wianka.
- Czym? Duszą wina?
- Przecież wina nie da się zabić!
- Można je wypić…
- Jak w takim razie wydostaje się jego duch?
- Paruje?
- Z człowieka, nie z wina.
- To może… przez uszy? |
Cytat: | - Młody byłem i głupi…
- Teraz też jesteś.
- Teraz jestem przede wszystkim martwy – stwierdził ponuro Théodred. |
Cytat: | - Gdybym żył… Nie! Gdybyś ty żył, zabiłbym cię za takie komentarze.
- Nie zabiłbyś, bo chciałbyś mieć tu święty spokój.
- Słusznie. W takim razie, gdybyśmy obaj żyli… |
Cytat: | - Boromirze! Zły duch w ciebie wstąpił?
- Nie. To ja jestem złym duchem! |
Kwiiiik xD Plus oczywiście pruderia Boromira, nadworny rozsuwacz chmur i rozpalacz (a może rozpylacz? ;) ) ognisk, wszechobecne "Gdybym był żywy"... Tino, boskie (borskie?) to było. Więcej, więcej takich cudownych tekstów i niech nam się forum zaróżowiochmurkowi ;)
*wielbi*
F.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 23:15, 17 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ariana
Kronikarka z Imladris
Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 19:37, 21 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Że kanoniczność zabalowała i ni wróciła z imprezki, to widać xD. I dobrze. W twoim tekście jest taka dawka absurdu, że to aż nieprzyzwoite - ale tak pozytywnie.
Szczerze współczuję Theodenowi - sam przeciwko synowi i Boromirowi. Rozważania na temat duchów kwiatków i wina, oraz ewentualności upicia się duchem wina były boskie. No tak, ale co można robić na lukrowo różowych chmurkach?
Zabił mnie fragment z zaglądaniem. Szczególnie do okna Aragorna <kwiiiik>
Cytat: | Właśnie zweryfikowałem swoje poglądy – przerwał wymianę zdań Théoden. Spojrzeli na niego pytająco.
- Musiałem za życia zrobić coś bardzo złego, czego nie pamiętam. I teraz za karę wysłuchuję waszych kłótni. Z pewnością nie spotkał mnie taki los bez powodu – rzekł spokojnym tonem. Przez moment patrzyli na niego, zastanawiając się, co mogą odpowiedzieć. W końcu Boromir rozejrzał się wokoło.
|
Zdecydowanie biedny Theoden. Tylko czemu biedak tego nie pamięta?
Najbardziej chyba rozbroił mnie moment w którym Boromir poleciał na dół dołączyć do imprezki.
Cytat: | - Jak zawsze mówiono? Jak odpędzić ducha? – zastanawiał się głośno Boromir. – Pchnąć srebrnym sztyletem w serce?
- Nie, przestań… - przeraził się Faramir. Brat rzucił mu ponure spojrzenie.
|
Biedny Faramir - no już, dźgnij braciszka xD
Cytat: | Niespodziewanie uderzył ją ogromny wieniec z twardych kwiatów. Poderwała głowę do góry.
- Cóż to? – krzyknęła. Faramir uśmiechnął się bezradnie i spojrzał w niebo.
- Może tam na górze też ktoś świętuje?
|
No nieeeee, żeby w dziewczynę brata rzucać?
Konstruktywność jak zwykle poszła się gwizdać, ale cóż, jak się nie mam czego czepić to leję wodę Pozostaje mi tylko pogratulować tekstu i czekać na następne
Ariana
Wybacz poślizg
|
|
Powrót do góry |
|
|
Isena
Główny obsługiwacz respiratora
Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 724
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Fangorn
|
Wysłany: Sob 21:34, 13 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Eru...!
Tinuś, to jest boskie!
Ja też zweryfikowałam swoje poglady. Od dziś oprócz Legolasa, kocham także twojego Boromira. Ma przecudne poczucie humoru
Pirełka nr 1:
Cytat: | - Ognisko w Noc Świętojańską musi pachnieć ziołami, prawda?
- Te rośliny, które spalasz, to nie zioła, a zwykłe zielska!
- Cóż to za różnica? Jedno i drugie rośnie, pachnie, jest zielone… |
Biologii chyba go nie uczyli?
i kolejna:
Cytat: | - Skoro nie alkohol, to może winne są te kwiaty? Pewnie to reakcja alergiczna…
- Świetnie! Ryby nie będą chyba jadły niczego, co jest pokryte wysypką. |
Ten optymizm xD
Moja trumna jest w remoncie, i gdzie ja mam spocząć?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aeria
Szara Eminencja
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1416
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Gondor
|
Wysłany: Pon 0:23, 15 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
O Borze dębowy...
Twój Boromir, Tinko, jest po prostu cudowny. Te jego przekomarzania z Théodredem - po prostu wspaniałe. Prawie cały czas się uśmiechałam, kilka razy wybuchnęłam śmiechem. Wiesz, że przez takie uśmiechanie się traci się wiele kalorii? Masz na sumieniu przynajmniej kilo mojej wagi ;] Cały tekst jest bardzo fajny, dobrze przyswajalny. Szybko się go czyta. Idealny na Noc Świętojańską. Mnóstwo pozytywnej energii, dialogi nadają całości dużo lekkości. Brak dłuższych opisów to dobry pomysł. Tu wystarcza jedynie ogólny zarys, większą rolę odgrywają zachowania postaci. No co ja mogę tu więcej napisać, żeby się nie powtarzać?
Strasznie mi się podobało.
A.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mikayo
Miłośniczka mrocznych typów
Dołączył: 12 Lip 2011
Posty: 223
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 23:20, 11 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Ajć, przekleję. Może sobie niektórzy przypomną o tym tekście.
Tinuś, uwielbiam twoją umiejętność do tak lekkiego pisania o Śródziemiu (jeśli w przypadku tej miniaturki można w ogóle tak powiedzieć). Nie wiem kto jeszcze ze znanych mi osób potrafi płodzić tyle różnorodnych historii, z taką lekkością pióra do fandomu, który nie jest łatwy, a uważany jest wręcz powszechnie za coś poważnego. Ty przełamujesz tę konwencję konsekwentnie co jakiś czas i za to mam ochotę cię uściskać. Pokazujesz jak można w "nie-tolkienowsko-podobnym" stylu, pisać przejmująco o jego świecie. Chociaż akurat w przypadku tego tekstu trudno mówić o kanoniczności, bo nie dosyć, że traktuje o martwych to jeszcze uznaję za wątpliwe czy, i w jakim stopniu, bohaterowie znali się przed śmiercią. Ale tu to wszystko wydaje się nie ważne bo ja i tak kwiczę z radości czytając ten tekst, a wiem dobrze, że potrafisz kreślić postaci swoich tekstów bardzo kanonicznie.
Dokładnie w dolinkowym stylu określiłabym jak się czułam czytając Wianek z nieba - KWIIIIK!
Pomysł zmiażdżył mnie totalnie, nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu prawie przez cały czas. Sama lokalizacja jaką wybrałaś z Akcji Sobótkowej jest już odważna i niesamowicie oryginalna, a ty zrobiłaś z niej pocieszne cudeńko.
Może nie jest to jakiś wielce przejmujący twór ale za to niezmiernie umilający mi zimne, sobotnie popołudnie. Teraz jeszcze bardziej tęsknię za latem, ciepłem i ogniskami.
Chyba nie byłabyś sobą, gdybyś ze wszystkich możliwych postaci nienarzuconych w temacie akcji, nie rozwinęła akurat motywu z Faramirem, prawda? A jednak czegoś mi zabrakło w tym spotkaniu braci, czegoś bardziej niecodziennego, jakiegoś mocniejszego akcentu czy choćby bardziej znaczącej wymiany zdań. Po długim wczytywaniu się w przewrotne dialogi na różowej chmurce "gdzieś w siedzibie Mandosa", oczekuje się jakiejś drobnej odskoczni, różnicy między powtarzającymi się motywami "tam na górze".
Mimo wszystko humor mi poprawiłaś i to bardzo. Wiesz już, że masz mnie w szeregu swoich fanów.
Ściskam mocno, ciepło i serdecznie, życząc ogromnego wena!
Mika
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|