|
Dolina Rivendell Twórczość Tolkiena
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa
Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy
Skąd: Ithilien
|
Wysłany: Pią 22:31, 06 Lis 2009 Temat postu: [M] Śpij dobrze, braciszku |
|
|
Obiecałam to wkleić w czerwcu, jak tylko poprawię błędy i dopiszę jeden fragment.
Wklejam niepoprawione i nieuzupełnione. Przepraszam.
Tekst pojedynkowy.
Dedykowany Fayerce, która zdeklasowała mnie zupełnie, a mimo to twierdziła, że moje opowiadanie nie jest złe. Dziękuję za wszystko.
Śpij dobrze, braciszku
Chylące się ku zachodowi słońce oświetlało Białe Miasto ciepłym blaskiem pomarańczowych promieni. Zaróżowione chmury popychane przez lekki letni wiatr sunęły powoli po bladoniebieskim niebie.
Boromir zatrzymał się przy jednym z zakończonych ostrym łukiem okien. Położył łokcie na wąskim parapecie i podparł podbródek dłonią, nieświadomie powtarzając gest młodszego brata. Zapatrzył się na roztaczający się przed nim widok.
Wszystko wyglądało tak jak wtedy, mimo że był lipiec, a nie maj…
***
Mimo późnej pory powietrze sączące się przez uchylone okno do pałacu było bardzo ciepłe. Niosło ze sobą charakterystyczny zapach końca wiosny, woń kwitnących za murami miasta bzów i kasztanowców.
Boromir zapukał do drzwi i otworzył je, nie czekając na odpowiedź. Faramir siedział skulony w miękkim fotelu pogrążony w lekturze. Nie zauważył nawet, że brat wszedł do komnaty. Boromir podkradł się cicho bliżej. Zerknął ponad ramieniem Faramira na książkę.
„Pytać zawsze – dokąd, dokąd?
Gdzie jest prawda, ziemi sól?
Pytać zawsze, jak zagubić
Smutek wszelki, płacz i ból?”*
- Co to za bzdury czytasz, braciszku? – zagadnął w końcu. Faramir poderwał zaskoczony głowę.
- Nie bzdury, tylko wiersz – mruknął, zamykając niechętnie książkę. Boromir przysunął sobie drugie krzesło i rozsiadł się na nim.
- Wiem. Nie denerwuj się, przecież tylko żartuję! – Uśmiechnął się i zamilkł. Brat spojrzał na niego uważnie. Czujne spojrzenie szarych oczu świdrowało Boromira przez chwilę. W końcu Faramir ostatecznie odłożył książkę na bok i westchnął.
- Znowu się w coś wplątałeś – bardziej stwierdził niż zapytał.
- Od razu zakładasz, że wpadłem w poważne tarapaty – żachnął się Boromir. – Tym razem to tylko drobny problem, poradzę sobie – rzekł dobitnie. Nie miał pojęcia, jakim cudem Faramir wiedział zawsze o wszystkich jego kłopotach.
- Wiem – przyznał szczerze młodszy z braci. – Może mogę jednak jakoś pomóc?
- Mogę ci opowiedzieć o tym absurdzie, jeśli koniecznie chcesz – zgodził się Boromir. Czuł się trochę głupio, spowiadając się ze wszystkiego młodszemu bratu. Lecz z drugiej strony rozmowy z nim zawsze pomagały mu poukładać myśli.
- Co tu dużo mówić. Znowu dziewczyna. – Boromir rozłożył bezradnie ręce. – Chyba kolejna źle zrozumiała moje słowa i teraz nie chce mi dać spokoju…
- Chodzi o tę ze dwa lata starszą ode mnie, która nie odstępuje cię ostatnimi dniami na krok? – upewnił się Faramir. Boromir jęknął.
- Zauważyłeś?
- Nie da się przeoczyć. Lecz szczerze mówiąc, zasłużyłeś sobie. Nie mógłbyś rozmawiać z nimi mniej dwuznacznie?
- Nie pouczaj mnie! Za młody na to jesteś – burknął ze złością Boromir.
- Więc dlaczego przychodzisz do mnie po radę?
- Nie przychodzę. Tylko opowiadam ci, co się stało.
- Oczywiście – zgodził się spokojnie Faramir. – Co masz zatem zamiar zrobić?
- Nie mam pojęcia. Pojutrze wyjeżdżam. Może cała sprawa rozejdzie się po kościach? – jęknął bez większej nadziei Boromir. Faramir pokręcił głową.
- To ty będziesz miał pełne ręce roboty i oderwiesz się od problemów, machając mieczem. Ona będzie tu na ciebie czekała z tęsknotą. Poza tym to tylko dwa dni – powiedział. Boromir westchnął w duchu. To wszystko nie było na jego nerwy. Brat oparł głowę na dłoni i przyjrzał mu się z namysłem.
- Porozmawiam z nią – zdecydował w końcu. – Lecz niczego nie obiecuję. Cóż ja w końcu mogę? – zastrzegł.
- Bardzo wiele – wyszeptał bezgłośnie Boromir, patrząc z wdzięcznością na młodszego brata.
***
Ciężkie, stalowoszare chmury wisiały nisko nad Minas Tirith. Powietrze było gęste i duszące, nieporuszone jak zawsze przed burzą. Pachniało wilgocią zbliżającego się deszczu. Gdzieś w oddali przetoczył się grom.
Boromir chodził niespokojnie w tę i z powrotem, czekając na brata. Ukryty w zaułku nie słyszał rozmowy prowadzonej kilkanaście metrów dalej. Ufał, że Faramir zdoła wyjaśnić całe nieporozumienie. On miał do tego talent. Rozumiał ludzi i potrafił z nimi rozmawiać. Nie zmieniało to jednak faktu, że Boromir denerwował się okropnie. Chciał, żeby było już po wszystkim.
Po chwili usłyszał się zbliżające się kroki. Gdy tylko brat wyłonił się zza rogu, przyskoczył do niego.
- I co? – zapytał pełnym napięcia głosem. Faramir wzruszył ramionami.
- Nic. Wyjaśniłem jej wszystko, ale to chyba logiczne, że szczęśliwa nie była – rzekł. Miał minę, jakby zjadł coś wyjątkowo kwaśnego. Twarz Boromira rozjaśnił natomiast szeroki uśmiech.
- Wspaniale! Dziękuję. Nie wiem, jak ja ci się odwdzięczę – powiedział. Faramir nie odpowiedział.
Ruszyli w stronę pałacu. Rozlegające się coraz częściej grzmoty były jedynymi odgłosami przerywającymi ciszę. Faramir milczał jak zaklęty.
- Coś się stało? – zapytał w końcu Boromir. Młodszy brat spojrzał na niego poważnie.
- Oczywiście, że tak. Wiesz, jak ja się czuję z tym, co jej musiałem powiedzieć? Ty nie masz wyrzutów sumienia? – zapytał ponuro. Boromir uśmiechnął się lekko. Cały Faramir – jak zwykle myślał tylko o innych.
- Tym się przejmujesz? Mogłem się domyślić – rzekł, obejmując brata ramieniem. – Daj spokój! Zamęczysz się, jeśli będziesz martwił się problemami wszystkich wokoło. Czasem trzeba się od tego odciąć, niech radzą sobie sami – stwierdził. Faramir uśmiechnął się krzywo. Słowa Boromira na pewno nie przekonały go do końca, ale ruszył przed siebie trochę żwawszym krokiem, odpowiadając czasem na słowne zaczepki brata.
Deszcz był typową majową ulewą – gęsty i gwałtowny, zaczął się nagle i równie szybko skończył.
Nim dotarli do pałacu, zdążyli przemoknąć do suchej nitki. Wpadli do środka, śmiejąc się i odgarniając z czół mokre kosmyki włosów. Za oknem niebo przeszyła pierwsza błyskawica niknąca pośród wielkich kropel.
Zwabiony hukiem drzwi Denethor wyłonił się z głębi pałacu. Popatrzył na synów nieco krytycznie.
- Gdzie byliście tak długo? Pewnie Faramir znowu wpadł w jakieś tarapaty i musiałeś mu pomóc? – zapytał Boromira. Ten nie odezwał się, choć poczuł głęboką niesprawiedliwość tych słów. Owszem, czasem musiał ratować młodszego brata, bronić go przed kimś, ale nie zdarzało się to zbyt często. Z nich dwóch to raczej on zazwyczaj wplątywał się w kłopotliwe sytuacje.
Oczy Faramira pociemniały lekko, ale również zachował milczenie.
***
Przenikliwy wiatr z hukiem rozbijał się o ściany budynków. Poranne słońce leniwie lizało chłodnymi jeszcze promieniami dachy.
Niewielki oddział szykował się do wyruszenia z miasta. Boromir wiedział, że to bardziej ćwiczenie niż prawdziwa wyprawa wojskowa, ale i tak czuł radość. Uwielbiał dowodzić żołnierzami, walczyć choćby i z jednym tylko napotkanym orkiem. Trzymając miecz w dłoni, był w swoim żywiole.
Już miał ruszać, gdy zobaczył zbliżającego się Faramira. Głowę miał lekko pochyloną, podmuchy wiatru szarpały mu ubranie.
- Coś się stało? – zawołał Boromir, przekrzykując wicher, gdy brat się zbliżył. Faramir milczał przez moment.
- Zabierz mnie ze sobą – rzekł w końcu stanowczo. Boromir spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Słucham? – zapytał, myśląc, że się przesłyszał.
- Chcę jechać z wami – powiedział głośniej Faramir. Boromir zmarszczył brwi.
- Nie pleć bzdur. Przecież wiesz, że ojciec by ci nie pozwolił! Uważa, że jesteś za młody. Poza tym to naprawdę nie dla ciebie… - stwierdził. Nie miał pojęcia, czemu ten pomysł przyszedł bratu w ogóle do głowy.
- Pozwól mi jechać – poprosił znowu błagalnym tonem Faramir. Boromir westchnął.
- Nie, naprawdę lepiej będzie, jeśli zostaniesz. Jeszcze coś się stanie i… - urwał, zastanawiając się, czy tylko jego zdaniem te słowa zabrzmiały, jakby bardziej zależało mu na powodzeniu wyprawy niż na bezpieczeństwie brata.
Zerknął na Faramira. Na jego twarzy malowało się jakieś dziwne zacięcie. Spojrzenie było ostre i zdecydowane, choć gdzieś w głębi czaił się smutek.
- Zgoda – rzekł w końcu Boromir, wiedząc, że będzie później żałował tej decyzji. – Poczekamy na ciebie. Tylko się pospiesz – dodał. Faramir skinął głową. Odwrócił się i gwizdnął cicho. Zza rogu wynurzył się osiodłany koń. Chłopak wskoczył na niego.
- Jedziemy?
- Ty jak zawsze przygotowany – mruknął Boromir i po chwili wydał rozkaz do wyruszenia w drogę. Oddział wyjechał z miasta przedzierając się przez wichurę.
***
Popołudniu wiatr osłabł, a wieczorem ucichł już niemal zupełnie. Lekkie podmuchy poruszały jedynie drobnymi gałązkami drzew. Liście szemrały cichutko, jakby nieśmiało nucąc jakąś melodię. Pojedyncze płatki oderwane od kwiatów wirowały powoli w powietrzu.
Podróż mijała spokojnie. Nie dostrzegli niczego niepokojącego, nie spotkali nikogo. Entuzjazm Boromira trochę opadł. Był znudzony, zawiedziony tą bezczynnością. Mógł cieszyć się jedynie samym faktem wyruszenia z miasta, grzejącym miło słońcem i rozmową z bratem.
Myślał, że nie wydarzy się już zupełnie nic. Jego czujność została trochę uśpiona. Może dlatego nie zauważył niczego wcześniej.
Pojawili się po prostu znikąd. Moment wcześniej nie widział tam niczego, a gdy znowu odwrócił głowę stała tam banda uzbrojonych po zęby orków siedzących na jakiś paskudnych stworach, ni to wilkach, ni to koniach.
Boromir zareagował o moment za późno. Orkowie zdążyli już rzucić się w ich stronę, nim wydał rozkaz do ataku. Wyszarpnął miecz z pochwy, odbijając w ostatniej chwili klingę jednego z napastników. Rozejrzał się wokoło, szukając wzrokiem brata. Faramir był dziwnie blady, trzymał miecz dość niepewnie.
- Uciekaj! – zawołał do niego Boromir. Chłopak spojrzał nie niego zdziwiony, nie ruszył się z miejsca. Boromir ze złością ciął mieczem orka, który zbliżał się do brata.
- Powiedziałem, żebyś uciekał! – huknął na Faramira. Tym razem został usłuchany. Brat zawrócił konia i spróbował się wydostać z tłumu walczących.
Boromir zamachnął się na kolejnego orka. Starał się ocenić sytuację, ale wokoło zbyt wiele się działo. Wrogowie wciąż nacierali. Nie do końca takich przygód pragnął, wyruszając na tę wyprawę.
Kątem oka dostrzegł cień za sobą. Spróbował się obrócić i odbić uderzenie orkowej klingi, lecz koń wierzgnął, zrzucając go prawie na ziemię. Ledwo utrzymał równowagę. Oczekiwał też ciosu miecza, ale ten nie nastąpił. Obejrzał się przez ramię. Ork konał na ziemi przeszyty strzałą. Kawałek dalej Boromir dostrzegł ściskającego w dłoni łuk Faramira. Chłopak był jeszcze bledszy niż wcześniej, ale uśmiechnął się słabo, pochwyciwszy spojrzenie brata.
- Dziękuję! – zawołał do niego Boromir. – A teraz uciekaj!
***
Noc była ciepła i gwieździsta. Powietrze pachniało przyjemnie. W oddali świerszcze dawały nocny koncert. Oprócz tego panowała cisza, jak makiem zasiał…
Dość szybko zdołali pokonać orków. Żadnemu z żołnierzy na szczęście nic poważnego się nie stało. Faramir trochę się przeraził, gdy zobaczył plamy krwi na rycerskiej tunice brata, ale szybko okazało się, że wbrew pozorom to tylko lekkie skaleczenie.
- I co, braciszku, podoba ci się to wszystko? – zadrwił Boromir, ziewając. Czuł się potwornie zmęczony. Faramir potrząsnął głową, choć na ustach miał nieznaczny uśmiech. Milczeli przez chwilę, aż wreszcie młodszy z braci wstał powoli.
- Idź spać. Ja wszystkiego dopilnuję – zaproponował. Boromir chciał powiedzieć, że to on musi czuwać, ale oczy same mu się zamknęły. Słyszał jeszcze, jak Faramir ofukuje żołnierzy, którzy chcieli porozmawiać ze swym dowódcą.
***
Następnego wieczora słońce chowające się za horyzontem miało kolor czerwieni. Zapach kwitnących drzew był słabszy niż kilka dni wcześniej. Czuć było, że zbliża się już lato.
Gdy wrócili do Minas Tirith, Denethor zrobił im straszliwą awanturę. Właściwie miał pretensje tylko do Faramira, bo przecież to on wyjechał bez pozwolenia. Boromir w mniemaniu Namiestnika był bohaterem tej wyprawy, który uratował cały oddział i brata. Nie słuchał dokładnie opowieści. Nie zauważył też plamy krwi ukrytej skrzętnie pod kaftanem…
Żaden z braci nie protestował. Faramir jak zawsze nie dał po sobie poznać, jak bardzo było mu przykro. Dopiero, gdy Denethor pozwolił mu odejść, wybiegł przed pałac i zacisnął ze złością pięści. Wziął kilka głębokich oddechów, starał się uspokoić, ale Boromir widział, jak wiele brata kosztowała ta rozmowa.
Podszedł do niego i zmierzwił mu czuprynę.
- Nie przejmuj się – mruknął bez przekonania. Faramir podniósł głowę. Oczy miał przeraźliwie smutne, ale uśmiechał się mimo wszystko.
Słońce chowało się powoli za horyzontem…
***
Zrobiło się późno, ostatnie odgłosy dnia ucichały powoli. Panował szary półmrok zwiastujący mającą nastąpić za chwilę noc. Okrągła tarcza księżyca lśniła wśród mlecznych obłoków.
Boromir ocknął się z zamyślenia. Nawet nie wiedział, że stał tak długo w tym miejscu. Uśmiechnął się pod nosem. Jak to czasem niewiele trzeba, żeby z odmętów pamięci wynurzyły się odległe wspomnienia.
Zapukał do drzwi i uchylił je. W komnacie brata było ciemno. Faramir spał niespokojnie w fotelu. Książka, która wysunęła mu się palców, spoczywała na podłodze.
Boromir uśmiechnął się lekko. Chciał porozmawiać z bratem przed tak długą podróżą, ale nie było sensu go budzić. Trudno, pożegna się z nim rano.
Wycofał się cicho.
- Śpij dobrze, braciszku – szepnął, zamykając ostrożnie drzwi.
*Marek Grechuta „Świecie nasz”
T.L.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ariana
Kronikarka z Imladris
Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 23:06, 06 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Tino, i ja pod stwierdzieniem Fayerki podpiszę się obiema łapkami. I jak jeszcze raz przed tekstem napiszesz, że jest słaby, to prześwięcę, Eru świadkiem.
To twoje opowiadanko jest takie... ciepłe. To chyba najlepsze określenie. Braterska miłość, niesprawiedliwość Denethora - to, co przewija się przez twoje teksty o synach Namiestnika. A tego typu relacje to coś, co tygrysy lubią najbardziej.
Podobał mi się ten motyw z czytaniem w fotelu - ileś lat wcześniej, gdy Boromir przyszedł po pomoc i obecnie, gdy chciał pogadać przed wyjazdem. Pokazujesz, że pewne nawyki z wiekiem się nie zmieniają. To świadczy również o więzi między braćmi, tak samo jak nieświadome naśladownictwo.
Ach, zapomniałabym. Masz u mnie ogromnego plusa za cytat z piosenki, którą wielbię.
I co ja mam ci więcej napisać? Podobało mi się i już. Kropka.
Ariana
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lalaith
Slashynka Czarodziejka
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Dorlomin
|
Wysłany: Nie 18:23, 08 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
*tańczy, podśpiewując 'Nienawidzę Denethora, nienawidzę Denethora'*
Tinuś droga, Twoje teksty mają w sobie coś takiego, że czytając je odczuwam zawsze dwa uczucia. Jednym z nich jest roztkliwienie i poczucie ciepła, bijące od chyba każdego Twojego opowiadania. Drugie jest zmienne, zależne od historii w nich opowiedzianej. Tutaj jest wkurzenie, totalne, całkowite wkurzenie na kochanego ojczulka. Ale to chyba logiczne.
I naprawdę, nie waż się mówić, że tekst jest zły albo coś, bo to ja jestem grafomanką i nie umiem pisać, a każde opowiadanie stworzone przez Ciebie jest napisane bardzo dobrze, howgh.
Lai
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 17:44, 10 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Ojć.
Zabolało, kurczę. Czytałam przecież już ten tekst wtedy, podczas pojedynku, ale wtedy jeszcze nie byłam tak sfaramirzona i nie wczułam się tak mocno w odczucia Faramira. A dziś jakoś tak po raz pierwszy zobaczyłam w nim siebie. Jak byłam młodsza, to zachowywałam się identycznie.
Jednocześnie zirytował, jak i zaintrygował mnie twój Boromir - kocha brata, to pewne. Ale nie protestuje, gdy Denethor po raz kolejny zachowuje się w ten swój paskudny sposób. Dlaczego? Może podświadomie lubi tą swoją rolę lepszego syna? Albo uważa, że to by i tak nic nie dało, a ojciec jeszcze bardziej by się zirytował?
Podoba mi się bardzo, jak nakreśliłaś ich relacje - pomagają sobie wzajemnie, Boromir stara się chronić Faramira, ale równocześnie obaj żyją w dwóch różnych światach. I choćby nie wiadomo co się stało, to Faramir nigdy nie pokocha walki tak jak starszy brat, a dla Boromira poezja już zawsze będzie oznaczać tylko bzdury.
Może nadinterpretuję, ale świetnie wypada tu właśnie ten Boromir, pielęgnujący swój wizerunek macho. Niby jest bardzo dobrym żołnierzem, znakomicie walczy, jest dowódcą, ale z drugiej strony - jest kompletnie bezradny, gdy dochodzi do skonfrontowania się twarzą w twarz z uczuciami drugiego człowieka. To Faramira posyła na rozmowę z dziewczyną, bo sam woli, by sprawy rozwiązały się same, bez jego udziału. I jest to tak kompletnie typowe, tak podobne do mężczyzn w jego wieku.
Lubię twojego Faramira. Trochę wycofanego, stojącego z boku, ukrywającego gdzieś ten swój smutek. Jemu naprawdę wyrządzono krzywdę. I tym cholernym Denethorem i całą wojną, w której musiał wziąć udział. Takie osoby powinno się chronić, a przynajmniej takie mam uczucia.
Zastanawia mnie jeszcze jedno - dlaczego tak bardzo chciał pojechać na tę misję wraz z bratem? Może myślał, że upodabniając się trochę do Boromira, zyska wreszcie szacunek ojca? Sama nie wiem. Wszystko to jakieś gorzkie, splątane.
I znów mnie zazdrość bierze, że potrafisz, pisząc taki w sumie krótki fanfik, właściwie historię jednego wspomnienia, wywołać u mnie od razu lawinę pytań, wątpliwości.
No i uwielbiam twoje opisy przyrody - nieba, słońca, wiatru. To już twój znak firmowy :)
Bardzo mi się podobało, wiesz? I dziękuję za dedykację jeszcze raz :)
Fay
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|