Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Opowieść znad łąk

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lalaith
Slashynka Czarodziejka


Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dorlomin

PostWysłany: Pią 21:57, 05 Lut 2010    Temat postu: [M] Opowieść znad łąk

Cóż, moja radosna twórczość jest do Waszej dyspozycji. Tradycyjnie, powinno być dużo lepsze, ale to ja, nie oczekujcie po mnie nic lepszego.
Tinuś, dziękuję Ci straszliwie. Tobie owo coś zawdzięcza taki kształt.
Fayerko, dla Ciebie! Za gimlasa i za to, że wróciłaś i jesteś z nami.


„Opowieść znad łąk”

Łąki Valinoru nigdy nie były dla niej piękniejsze. Miała przy sobie ukochanego męża i rodziców. Brakowało tylko dzieci, lecz świadomość, że są szczęśliwe, napełniała serce matki radością, choć niepozbawioną goryczy.
Pierwsze lata spędzone z Elrondem zostały poświęcone tylko na wspominanie wspólnie spędzonych chwil. Kolejne dziesięciolecia zajęły opowieści o jej życiu w Amanie, a dopiero potem Celebríana usłyszała historię Wojny o Pierścień…

~*~
Trwało to wiele dni. Spacery po ogrodach sprzyjały snuciu nici opowiadań. Długie godziny trwał monolog Elronda, z rzadka tylko przerywany wtrąceniami elfki. Interesowało ją wszystko – dorastanie małego Estela, wyprawy bliźniaków, Gilraena, miłość Arweny i Aragorna. Zwłaszcza to ją ciekawiło, wszak która matka nie chciałabym znać ukochanego córki? Chłonęła każdy szczegół związany ze związkiem swego dziecka. Tak bardzo pragnęła być tam wtedy, jednak wiedziała, że nie jest to możliwe. Prosta Droga wiedzie tylko w jedną stronę. Zresztą, po raz kolejny żyć w strachu przed orkami, bać się o synów, którzy zaciekle tępią te plugawe istoty, troskać się o Rivendell… To dla niej zbyt trudne.

Pewnego ranka Elrond zaczął opowieść o hobbitach. Śmiała się serdecznie, gdy mówił o sprytnym Bilbie Bagginsie i krasnoludach. Przestraszyła się, gdy streszczał historię o ataku na Wichrowym Czubie. Rozczulała się nad Merry’m i Pippinem, i nad Samem.
Następny świt zaś przyniósł relację z narady w Rivendell. Celebríana siedziała na ławeczce w ogrodzie, przysłuchując się słowom męża. Opowiadał ze zmarszczonym czołem, przypominając sobie poszczególne chwile spotkania.

- Było to 25 października. Przedstawiciele niemal wszystkich ludów Śródziemia pojawili się w Rivendell jednocześnie, bez jakiegokolwiek wezwania. Każdy miał jednak powód. Boromir z Minas Tirith przybył, by wyjaśnić sen dręczący jego i brata. Legolas, syn Thranduila, oznajmił, iż Gollum uciekł z Zielonego Dworu. Glóin z Gimlim przyjechali spod Samotnej Góry, by poinformować nas o wysłanniku Saurona. Z Szarych Nabrzeży przybył Galdor od Círdana. Nie sądzisz, że był to niezwykle jasny znak? Nareszcie nadszedł czas, by zadecydować, jak zakończyć sprawę Pierścienia. Pora była ku temu korzystna, wszak sam Jedyny znalazł się w Imladris.

- Dzięki temu niziołkowi, prawda? – wtrąciła elfka.

- Tak, to Frodo z przyjaciółmi i Aragornem dostarczyli go tam – Elrond uśmiechnął się ciepło do żony. – Zebraliśmy się na jednym z tarasów. Nie było ani Sama, ani Meriadoka, ani Pippina, hobbitów reprezentował tylko Frodo. On też ujawnił Pierścień. Każdy miał wątpliwości, każdy słyszał głos Jedynego. Już sam początek narady okazał się niepowodzeniem. Syn Gondoru wyciągnął rękę, by użyć tego przeklętego Pierścienia do walki z Sauronem! – uniósł się elf. Zamilkł na chwilę, przeżywając na nowo tamte chwile. – Wtedy Gandalf uczynił coś, czego nikt nigdy wcześniej nie odważył się zrobić. Coś, czego nawet ja się bałem.
Niebo pociemniało, wszędzie rozlegały się gromy. Przebijał się przez nie głos Gandalfa, wypowiadającego inskrypcję wyrytą na Zgubie Isildura. Słyszeliśmy też pogłos, jakby sam Nieprzyjaciel mówił swe zaklęcie: „ Ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulûk agh burzum-ishi krimpatul!”

Widziałem przerażenie i ból w oczach tych istot. Ja sam okazałem słabość, ugiąłem się przed bólem. Potem Boromir chciał użyć Pierścienia jako broni przeciwko Nieprzyjacielowi. Opowiadał o poświęceniu swojego narodu, broniącego Zachodu przed Sauronem. Pożądał Jedynego, by władać i walczyć. Głupiec! Czyż nie wiedział, że Pierścień służy tylko jednemu władcy? – wzburzył się Elrond. – Aragorn zaprotestował przeciwko takiemu obrotowi sprawy. Gondorczyk zakpił z niego, poddając w wątpliwość doświadczenie Strażnika. Legolas z Mrocznej Puszczy stanął w obronie Obieżyświata, ujawniając jego tożsamość, ale na Boromirze nie zrobiło to zbyt dobrego wrażenia. Zaczął mówić o tym, że Gondor nie potrzebuje króla. Czy sprawy nie mogły się gorzej potoczyć? – zapytał się elf, nie oczekując odpowiedzi. Przysiadł na ławce. Minęło już tak wiele lat, a on nadal pamiętał każde słowo, każdy szept, każdą myśl, która istniała w głowach uczestników narady.
Celebríana przysunęła się do męża i złapała go za rękę. Ten niepozorny gest sprawił, że z ust elfa popłynęły kolejne słowa.

- Gimli, szalony Gimli targnął się z toporem na Pierścień. Tak wiele wydarzyło się w ułamku sekundy. Topór prysł, Gimli upadł, a Frodo zobaczył Oko Nieprzyjaciela. Kiedy usłyszeli, że jeden z nich musi zniszczyć Pierścień w ogniu Góry Przeznaczenia, pobledli. Rozumiałem ich tak dobrze, nie wiem, czy sam byłbym w stanie to zrobić. Bezsilność, jaką nosili w sercu, dała o sobie znać. Znów wybuchła kłótnia, zapoczątkowana przez Boromira. On był swego rodzaju kością niezgody.
Wiesz, moje serce? Chciałem się histerycznie roześmiać. Te bezpodstawne oskarżenia, te śmieszne zarzuty… Krasnoludy twierdziły, że elfowie nie są godne zniszczyć Pierścienia. Legolas i reszta poselstwa nie pozostawała im dłużna. I tak od słowa do słowa doszło do sporów na tle rasowym. Kłócili się o to, czy elfy są godne zaufania. Później wmieszał się Gandalf, próbując ich uspokoić. Ale kogóż obchodził czarodziej, który plótł coś o Sauronie? Przecież to nic wielkiego, tylko nasz główny wróg – ironizował elf. - Nikt nie zwracał uwagi na hobbita, którego prześladował głos Saurona, wypowiadającego Czarne Zaklęcie.

Serce mi zamarło, gdy Frodo zadeklarował się, że to on zaniesie Pierścień. Poświęcił się dla czegoś, co było niemal nierealne. Widziałem determinację w jego oczach. Chciał to zrobić, nie wiedząc jak. Ironia losu, nie sądzisz? Mała istota, wzrostu dziecka, uspokoiła tłum dorosłych mężczyzn, spierających się o błahostki. Poczułem ból Gandalfa, niedowierzanie Boromira, lekceważenie Gimlego.

- Och, Elrondzie – Celebríana położyła dłoń na policzku męża i pogłaskała go. Chciała pokazać mu, że jest przy nim.

Elf uśmiechnął się i przygarnął żonę do swego boku. Tak bardzo był jej wdzięczny, że trwała przy nim, że słuchała go. Tę rozmowę traktował jako swego rodzaju spowiedź. Miał wyrzuty sumienia. Przecież mógł się nie zgodzić, mógł nie pozwolić na to, by Frodo stał się Powiernikiem Pierścienia. Zawsze znalazłby się ktoś, kto potrafiłby zniszczyć Jedynego. Wtedy młodszy Baggins wiódłby sobie dostatnie życie porządnego hobbita, zamiast błąkać się po pustkowiach Śródziemia. Może udałoby się zapobiec zniszczeniu Shire, którego dokonał Saruman?

- O czym myślisz? – zapytała elfka.

- Jak mogłoby się potoczyć życie Froda, gdyby na naradzie to ktoś inny przyjąłby na siebie brzemię Pierścienia – odpowiedział zadumany.

- Nie ma sensu myśleć o rzeczach, które nie mają prawa bytu. Obaj Bagginsowie są teraz szczęśliwi. Frodo ma przy sobie Sama, Bilbo ma wielu słuchaczy, którzy chcą znać jego przygody. Czegóż im więcej potrzeba, by się radować?

- Masz rację, ale czuję się trochę nie w porządku wobec nich. Przecież mogłem zaprotestować, a Gandalf by mnie poparł. Nie widziałaś jego oczu, gdy Frodo powiedział, że chce iść. Było tam tak wiele smutku…
Skoro jednak zgodziłem się, czarodziej zadeklarował swą pomoc. Po nim Aragorn ofiarował swój miecz, Legolas łuk, a Gimli topór. Wtedy Gandalf posłał mi smutny uśmiech, mówiący „Ta szaleńcza wyprawa ma jeszcze nadzieję”. Nawet Boromir dołączył do tej grupki.
I wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Zza krzewów wybiegł Samwise, krzycząc, że „Pan Frodo bez niego nie pójdzie”. Niewiele brakowało, a wybuchnąłbym śmiechem. Zresztą wielu miało na to ochotę. A potem wyskoczyli Pippin i Merry. Obaj z buńczucznymi minami wyrazili dość stanowczo, że również wybierają się w tą podróż – roześmiał się Elrond. – Do tej pory mam przed oczami ich komiczną rozmowę. „Poza tym, potrzebujecie ludzi z olejem w głowie na tej… misji. Wyprawie. Tej rzeczy”, powiedział Tuk z niezwykle poważną miną. „W takim razie, to ciebie wyklucza, Pip”, odpowiedział Merry.

Celebríana zaczęła się śmiać, a mąż po chwili jej zawtórował.

- Żałuję, że ich nie poznałam. Musieli stanowić doprawdy prześmieszną parę – rzekła kobieta, ocierając łzę.

- O tak, moje serce. Jednak mimo talentu komicznego i bezmyślności, jaką często wykazywali, obydwaj byli niezwykle dzielni i odważni. Stali się bohaterami. Merry ugodził Króla Czarnoksiężnika. Ale to inna historia.

- To trochę groteskowe, nie sądzisz? Istoty tak niewielkie dokonują czynów wspanialszych niż wielu od nich większych – zauważyła elfka.

- Dzięki niziołkom przekonałem się, że nikogo nie należy oceniać po wyglądzie. Ale chwilami są naprawdę głupiutkimi stworzeniami. Potrafią zniszczyć najbardziej podniosły moment. Gdy nazwałem dziewiątkę wybrańców Drużyną Pierścienia, Pippin z szerokim uśmiechem zapytał, gdzie tak właściwie się wybierają.

Przez kilka minut siedzieli w ciszy, wpatrując się w nieokreślony punkt na horyzoncie. W tej jednej chwili przeszłość, teraźniejszość i przyszłość stały się jednym. Oboje wspominali, oboje żałowali, oboje cieszyli się z bycia razem, oboje tęsknili.

Celebríana myślała o opowieści męża. Odczuwała jego przeżycia dwa razy mocniej niż on, chłonęła jego historię całą sobą. Poznała Froda od zupełnie innej strony niż do tej pory. Wcześniej jawił się jej jako beztroski, choć mający skłonności do melancholii hobbit. Teraz poznała go dogłębniej i zrozumiała. Jego brzemię było cięższe niż rany jej zadane. On zmierzył się z samym Nieprzyjacielem, ona tylko z jego żołdakami. Z Froda przeniosła swe myśli na Elronda. Mogła opowiedzieć o jego odczuciach z narady więcej niż on sam. Gdy mówił o Boromirze, na jego twarzy pojawiał się grymas niezadowolenia, gdy mówił o Gandalfie, w jego oczach migotały iskierki śmiechu. O hobbitach wyrażał się z sympatią i wyraźnym przywiązaniem, ale na dźwięk imienia Frodo martwiał, a w jego głosie słychać było troskę i wyrzuty sumienia. Na myśl o Aragornie marszczył czoło, jakby się nad czymś zastanawiał. Teraz jego oczy zasnute były delikatną mgłą, co znaczyło, że myślał o Śródziemiu i dzieciach tam pozostawionych.

Elfka wstała z ławeczki i pociągnęła męża za sobą.
- Daj spokój wspomnieniom. Teraz liczy się teraźniejszość, a nie przeszłość.

Pan Rivendell posłusznie wstał. Rozchmurzył się i ciepło uśmiechnął do żony.
To było szczęście.

~*~
Nie mówili już nic. Spacerowali tylko pod rozgwieżdżonym niebem, trzymając się za ręce. Słowa nie były im potrzebne. Znali już swoje historie, swoje myśli, swoje przeżycia. Teraz została im radość z bycia razem, oczekiwanie na synów, tęsknota za córką.

Ciszę przerwał okrzyk z portu.

- Statek! Statek o białych żaglach!

Para spojrzała po sobie. W ich oczach zapłonęła nadzieja. Czy to możliwe, że Elladan i Elrohir już przypłynęli? Pełni niepewności pospieszyli do przystani. Czekali przy nabrzeżu ze zniecierpliwieniem. Pierwszy na trapie pojawił się krasnolud. Wszyscy obecni w porcie zdumieli się. Tuż za nim szedł blond włosy elf, trzymając krasnoluda za ramię w geście pełnym czułości. Po chwili na ląd zeszły jeszcze dwie osoby. Dwaj elfowie w szarych opończach niemal sfrunęli z trapu.

W tym momencie na przystani pojawiła się Galadriela z Celebornem. Jej głos niósł się po wodzie:

- Witaj Gimli, synu Glóina! Została ci udzielona łaska zamieszkania w Nieśmiertelnych Krainach! Witaj i ty, Legolasie, Liściu Zielony! Witajcie i wy, moi wnukowie!

Wywołani pokłonili się przed dostojną parą, lecz Elladan i Elrohir zaraz podeszli do rodziców.

- Dan… Ro… - wzruszona Celebríana dotykała twarzy synów jak niewidoma, pragnąca rozpoznać swych bliskich. – Nareszcie jesteśmy w domu.[/b][/i]


Ostatnio zmieniony przez Lalaith dnia Pią 22:31, 05 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 22:27, 05 Lut 2010    Temat postu:

Awwww, dedykacja! Dla mnie! *_* O rany, to już chyba trzecia, rozpieszczacie mnie za bardzo xD

Dziekuję, Lai :)

Muszę powiedzieć, że czytało mi się bardzo przyjemnie. Bardzo ładny styl, taki trochę wzniosły, ale przyprószony też humorem. I muszę przyznać, że kilka razy nieźle kwiknęłam xD

Cytat:
- Gimli, szalony Gimli targnął się z toporem na Pierścień. Tak wiele wydarzyło się w ułamku sekundy. Topór prysł, Gimli upadł, a Frodo zobaczył Oko Nieprzyjaciela.


Nie wyrobiłam w tym momencie xD Ach, ten ciąg przyczynowo-skutkowy... ten gwałtowny zakręt akcji... tu topór, a zaraz Sauron... Cudowny fragment xD

Cytat:
Znów wybuchła kłótnia, zapoczątkowana przez Boromira. On był swego rodzaju kością niezgodny.


Znaczy, z kością był niezgodny, czy był kością niezgody? xD W każdym razie - wizja Boromira jako stosu kosteczek mnie zabiła xD


Cytat:
Obaj Bagginsowie są teraz szczęśliwi. Frodo ma przy sobie Sama, Bilbo ma wielu słuchaczy, którzy chcą znać jego przygody. Czegóż im więcej potrzeba, by się radować?


Kwiiik, taaak - Frodowi do szczęścia potrzeba tylko Sama xD (Ratunkuuu, slash wokół mnie!)


Cytat:
Tuż za nim szedł blond włosy elf, trzymając krasnoluda za ramię w geście pełnym czułości.


Nie szyję. Na amen. Uprasza się o niezeskrobywanie z podłogi i niepodłączanie do respiratora. Lai, to był cios poniżej pasa xD

A tak już na koniec moja mała perełka:

Cytat:
Prosta Droga wiedzie tylko w jedną stronę.


To takie... ładne. I świetnie oddaje to, że z Valinoru nie można już wrócić.


Podobało mi się. Bardzo zgrabnie opowiedziana cała narada, nawet tego mojego nielubianego Elronda przełknęłam ;) Choć w momencie, gdy była mowa o jego "zasnutych mgłą oczach", to sobie wyobraziłam jeszcze struzkę śliny kapiącą na ziemię i wyraz twarzy jak po prochach xD (Dobra, odbija mi, pomocyyy xD)

A jak do tego dodam jeszcze, w jakim pośpiechu i nerwach powstawał ten tekst ("Okej, 1525 słów. I tekst ogólnie rzecz biorąc skończony. Muszę poupychać gdzieś te 1500 słów, ale co to jest, bagatela."), to naprawdę wyszło bardzo, bardzo przyzwoicie :)

Gratuluję i dziękuję jeszcze raz :)

(I przepraszam za naużywanie "xD", to nieuleczalne u mnie)
Powrót do góry
Aeria
Szara Eminencja


Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1416
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gondor

PostWysłany: Pią 22:45, 05 Lut 2010    Temat postu:

A już myślałam, że będę pierwsza... Trudno ^^

Tekst bardzo mi się podobał. Ostatnio (po przeczytaniu gimlasa) nie mam głowy do dłuższych opowiadań, kiedy zobaczę jak mi się rozwija ten pasek do zjeżdżania w dół to czuję mdłości. Mam nadzieję, że przez ferie wszystko wróci do normy. Ta choroba to chyba z braku czasu.

Wracając do tematu. Czytało mi się bardzo przyjemnie, z takim ciepłym uczuciem w żołądku (może to też być ze względu na bliskość kaloryfera, ale nie umniejsza to przyjemności z czytania). Sposób, w jaki Elrond opowiada o naradzie jest taki... Naturalny. Nie wydaje mi się to być jakieś takie wzniosłe, pisane typowo książkowym stylem. Jeszcze te odruchy Celebríany, takie bardzo ludzkie... I znowu to ciepłe uczucie w żołądku. A na koniec przybycie bliźniaków. Tym to mnie już całkiem rozgrzałaś. Teraz tylko kakałko i do łóżeczka ;]

A.


Ostatnio zmieniony przez Aeria dnia Pią 22:46, 05 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 20:36, 12 Lut 2010    Temat postu:

A mi się, mwah, bardzo, bardzo podobało ^^.
I te opisy! Śliczne.
Cytat:
Pan Rivendell posłusznie wstał. Rozchmurzył się i ciepło uśmiechnął do żony.
To było szczęście.

To było wspaniałe. "To było szczęście" - ach, to tak brzmi... Ładnie, no xD. I wszystko jest ładne, cacy i w ogóle.
I, Lai, pozwolę sobie na koniec dodać, że świetnie piszesz, bo ostatnio nie miałam czasu zapoznać się z innymi Twoimi tekstami, ale nadrobię ^^.
Powrót do góry
Isena
Główny obsługiwacz respiratora


Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 724
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Fangorn

PostWysłany: Pią 22:48, 07 Maj 2010    Temat postu:

Lai, przepraszam Cię, że tak strasznie późno, ale naprawdę nie mogłam się wyrobić.
Tekst jest niezwykle ciepły i bardzo miło się czyta. Co prawda Elrond wydaje mi się mało kanoniczny, ale ja kanonu jakąś szczęgólną miłością nie kocham, więc to żaden problem. W sumie mogłabym przytoczyć te same cytaty, co moje poprzedniczki. A Legolas i Gimli idący pod rękę są cudowni! (Powoli zostaję zeslashowywana najwyraźniej przez indukcję ^^)
Ah, i coś jeszcze. Lai, przysięgam uroczyście, że jeśli jeszcze raz nad tekstem takim jak ten zobaczę coś na kształt "Tradycyjnie, powinno być dużo lepsze, ale to ja, nie oczekujcie po mnie nic lepszego. ", to cię osobiście rozszarpię. Komentowanie tekstów ładnych przychodzi mi z trudem, komentowanie tekstów wybitnych nie przychodzi mi w ogóle, bo nie potrafię swojego zachwytu ująć w słowach, więc proszę Cię, Lai nie odbieraj mi okazji do komentowania!
Iss ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin