|
Dolina Rivendell Twórczość Tolkiena
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 22:45, 18 Paź 2009 Temat postu: [M] O hobbitach i hobbystach |
|
|
Dedykowane bardzo_czarnemu_kotu, której nie ma na tym forum oraz Mikayo, Drogiej Przeciwniczce.
O hobbitach i hobbystach
czyli
Trzy przypadki
Lato miało się już ku końcowi. W sadach dojrzewały jabłka, nabierając aromatu upalnych dni i mglistych poranków. Liście na drzewach nabierały odcieni złota i brązu, delikatne nitki babiego lata wplątywały się we włosy.
Pierwszy.
Tego roku grzyby wyjątkowo obrodziły. Każdy, kto wybrał się do lasu, wracał objuczony przynajmniej jednym koszem pełnym pachnących borowików i maślaków. Zanim jednak lądowały na stole, musiały trafić na patelnię doświadczonego kucharza.
– Och, spójrz tylko, ile ich tu jest! – wykrzyknął starszy hobbit. Pochylił się i włożył do koszyka kolejnego grzyba. Druga postać zerknęła na niego przelotnie.
– O, ładny – stwierdziła. Ona sama nie lubiła zbierać grzybów, wolała je przyrządzać i jeść. Usiadła na jakiś zwalonym pniu i rozejrzała się dookoła. Było pięknie. Promienie słońca przesączały się przez gałęzie, zielone choinki kontrastowały z pomarańczowymi liśćmi. W powietrzu czuć było igliwie i butwiejące liście. Wiatr szumiał, gdzieś daleko śpiewał jakiś ptak. Byłoby cicho i spokojnie, gdyby nie okazjonalne okrzyki jej ojca. Mentha Brandybuck wstała, otrzepując sukienkę i powiedziała:
– Może byśmy już wrócili do domu, jak myślisz?
– Jak chcesz to wróć sama, jestem zajęty… – odpowiedział tatko z roztargnieniem. Mentha westchnęła i ruszyła w kierunku domu. Miała ciekawsze zajęcia niż podziwianie przyrody.
Z kuchni czuć było zapach lasu. Stuk, stuk – nóż stukał o deseczkę, krojąc grzyby na równe plastry. Później, ocierając łzawiące oczy, pokroiła jeszcze cebule. Wrzuciła wszystko na patelnię i energicznie zamieszała. Po chwili do kuchni zaczęli zaglądać członkowie rodziny, zwabieni intensywnym aromatem.
– Mentha, kiedy kolacja? – spytała mama z uśmiechem.
– Men, Men, kiedy jedzenie?! – krzyczało rodzeństwo.
– Wynocha stąd! – odpowiedziała im wesoło. – Wszystko przez was przypalę i na kolację będzie wielkie nic. I będziecie musieli jeść u babci! – zagroziła, co szybko poskutkowało. Rodzina wyszła, nawet zamykając za sobą drzwi! Kiedy tylko potrawa zaczęła się dusić, Mentha jeszcze raz zamieszała zawartość patelni; pojawił się bardzo smakowity sosik. Dodała przyprawy, spróbowała raz czy jest już dobre; było. Spróbowała jeszcze raz i jeszcze jeden.
– Jedzenie! – zawołała, nakrywając do stołu. Jedzenia chwilę potem już nie było.
Następnego dnia, gdy spotkała się z przyjaciółką nad rzeką, usłyszała znienawidzone zdanie:
– Mentha, mogę przyjść do ciebie na obiad?
Plotki szybko się rozchodzą.
Drugi.
Piosenka była, no cóż… brzydka. Nie miała porządnej melodii, rytmu i sensu. Dało się ją nucić, ale da się to zrobić z każdym utworem. Była jednak śpiewana z dużym entuzazmem i bardzo, bardzo głośno.
– Kto tak wyje?! – krzyknął ktoś. Piosenka posłusznie zamilkła.
Nie umiem śpiewać, pomyślała ponuro Nela. Ptaki umieją śpiewać, inni ludzie też, a ja nie.
– To niesprawiedliwe – stwierdziła z mocą. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, to będziesz śpiewać lepiej, mówili wszyscy. Taak, jasne.
– Idę się przejść – rzuciła w przestrzeń, wychodząc z domu i zamykając za sobą drzwi. Shire późnym latem było przepiękne, więc ponure myśli szybko wywietrzały jej z głowy. Niedaleko widziała zielony szczyt Pagórka, gdzie pan Bilbo gromadził wszystkie swoje skarby. Słońce świeciło jak oszalałe, nie chcąc przyznać się do tego, że zaraz będzie jesień.
Nela skierowała się w kierunku rzeki. Lubiła wodę, dopóki nie musiała do niej wchodzić. Siedziała na miękkiej trawie na brzegu, słoneczko grzało, ptaki śpiewały… Nela, nie wiedzieć kiedy i jak, też zaczęła śpiewać, ale tylko tak cichutko, żeby nikt nie usłyszał.
Chcę być gdzieś tam, gdzie nie ma nas,
Gdzie wszystkie ślady już rozwiał wiatr.
Zobaczyć to, co stare jest,
To czego jeszcze nikt nie widział.
Piosenka dalej nie była ładna, dalej nie miała porządnej melodii i rytmu. Ale miło się ja śpiewało.
– Muszę… – zaczęła myśl Nela. – Muszę to spisać! I nie zapomnę tekstu, wreszcie! I będę mogła ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć, taak! – Wstała energicznie i ruszyła w kierunku Pagórka, zastanawiając się, co powie. Hm, może… Panie Bilbo, pomoże mi pan w czymś?
Trzeci.
Teraz więcej elfów widywano na gościńcu, jak wędrowały w kierunku morza, więcej podróżnych zatrzymywało się w gospodach, by przy kufelku piwa opowiadać o odległych krainach. Hobbici nie interesowali się nimi, zazwyczaj z wzajemnością...
Zmierzchało. Słońce już prawie schowało się za horyzontem – kilka zabłąkanych promyczków migotało jeszcze na gałęziach drzew, ale widać było, że za parę chwil zniknął. Lasem niósł się śpiew; dźwięczący jak maleńkie dzwoneczki. Gdzieś w oddali latarnie zalewały drzewa ciepłym blaskiem, ale coraz bliżej, bliżej... Elfy szły na Zachód. Opuszczały gościnne progi Śródziemia, zostawiając to, co znały i kochały. Szły w kierunku Morza, a za Morzem... Za Morzem leżał Valinor, którego piękno przyćmiewało wszystko, przy którym Śródziemie wydawało się szare i nijakie. Dlaczego więc elfy opuszczają Śródziemie tak późno? Dlaczego nie odeszły do Amanu wiele lat wcześniej? Chyba nawet one same tego nie wiedziały. Śpiew zmienił się, nabrał głębszych tonów; można było rozpoznać słowa elfiej pieśni:
A! Elbereth Gilthoniel!
Silivren penna miriel
O menel aglar elenath,
Gilthoniel, A! Elbereth!
Wkrótce zbliżyły się na tyle, że można było ujrzeć ich twarze: dumne, dostojne, tak niepasujące do Śródziemia! Nie zatrzymywały się, jeden za drugim kroczyły ścieżką, wypatrując celu wędrówki. Gdy zgasł w oddali blask ich latarni, a śpiew przestał być słyszalny, delikatnie poruszyły się krzaki przy ścieżce. Znów na chwilę zapadła cisza. Z krzaków wynurzyła się głowa, duże piwne oczy rozejrzały się uważnie. Na ścieżce, poza zabłąkaną wiewiórką, nie było nikogo, więc po chwili wyszła na nią cała postać, kryjąca się do tej pory w krzakach. To była młoda Mirta Baggins, kolejny raz wymykająca się z domu na poszukiwanie przygód, tak obcych hobbitom.
Dokąd te elfy idą? – zastanawiała się. – I dlaczego one są takie śliczne... – westchnęła z zazdrością, odgarniając z czoła pasmo nielubianych rudych włosów.
Nagle, tknięta jakimś przeczuciem, uniosła głowę i spojrzała w niebo.
– O nie! – jęknęła. Dopiero teraz zorientowała się, że słońce już zaszło. – Znów się spóźniłam! Mama w domu znowu się zamartwia! – Zmarszczyła brwi. Była dość daleko od domu. Na pewno nie zdąży na kolację, tak jak powinna, ale może uda jej się przyjść, zanim zaczną jej szukać. Oby, pomyślała i szybko ruszyła do domu. Zaczynało robić się zimno, więc przyspieszyła kroku; chciała jak najprędzej znaleźć się w ciepłej norce. Przeżyje jakoś burę od rodziców i pójdzie spać...
*~*~*
Padał ulewny deszcz, gdy do drzwi gospody „Pod Zielonym Smokiem” zapukał podróżny. Był ubrany w przemoczony brunatny płaszcz i solidne buty na długie wędrówki, co wzbudziło zainteresowanie oberżysty – hobbici przecież nie podróżują! Zaoferował mu jednak nocleg i talerz gorącej strawy. Nieznajomy chciał wynająć pokój na kilka nocy; natychmiast go w nim zakwaterowano.
– Czy nie chciałby pan zejść później do głównej izby, by wypić kufelek piwa i porozmawiać? – spytał uprzejmie.
– Dzisiaj chyba nie, jestem bardzo zmęczony – odpowiedział, ale na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Odwrócił się i powrócił do rozpakowywanie, więc oberżysta cicho zamknął za sobą drzwi i wyszedł.
– Dziwny gość – mruknął cicho.
– Mówisz serio? Na pewno? – spytała rudowłosa dziewczynka.
– No jasne że serio, przecież sam go widziałem! – odpowiedział inny mały hobbit, Everard Tuk. Taka rozmowa trwała już dobrą chwilę, od kiedy postanowił powiedzieć swojej przyjaciółce o wędrowcu, którego zobaczył wczoraj wieczorem pod „Zielonym Smokiem”.
– No to chodźmy go zobaczyć! Jeśli masz rację, to on musiał widzieć tyle fajnych miejsc... – mówiła Mirta Baggins.
– Jeśli mam rację, jeśli mam rację... No przecież go widziałem. Chodź! – wykrzyknął. Ruszyli w kierunku wspomnianej gospody.
– Proszę pana… Opowie nam pan jakąś historię?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Pon 6:50, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Zachwyciło mnie to . Komentowałam pojedynek, ale post się nie opublikował, niestety xd. Zauważyłam to pod koniec xd. Wszystkie przypadki są cudownie opisane, ale największą moją sympatię zdobył pierwszy .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa
Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy
Skąd: Ithilien
|
Wysłany: Wto 21:27, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Przeklejam. ;)
Tyle razy narzekałaś, że nie umiesz dobrze pisać, tyle razy to powtarzałaś. Więc gdy przeczytałam ten tekst, ręce mi opadły. Jak mogłaś opowiadać takie głupstwa? Przecież ślicznie piszesz!
Wspaniałe udało ci się to opowiadanie. Pełne cudownego nastroju, uroku i plastycznych opisów, spokojne, z nutką melancholii. Takie... hobbickie po prostu. Urzekły mnie te trzy opowiastki. Naprawdę.
Przyczepię się tylko do dwóch drobiazgów:
Cytat: | Ptaki umieją śpiewać, inni ludzie też, a ja nie. |
Zamieniłabym tych ludzi. To w końcu o hobbitach, prawda?
Cytat: | kilka zabłąkanych promyczków migotało jeszcze na gałęziach drzew, ale widać było, że za parę chwil zniknął. |
Zbędne "ł" na końcu.
Zmieniłaś pytanie Neli do Bilba. Nie wiem, czy na lepsze, czy na gorsze. Oba są urocze. Po prostu chcę powiedzieć, że zauważyłam.
Oczarowała mnie ta miniaturka. I bardzo przepraszam, że zostawiam pod nią tak krótki komentarz. Mam nadzieję, że będziesz pisać więcej tak wspaniałych tekstów. I że będziesz mniej narzekać. Gratuluję i weny życzę!
T.L.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|