Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Narada

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 19:48, 30 Gru 2009    Temat postu: [M] Narada

No, skoro już po wszystkim, to wklejam. Tekst konkursowy (szczegóły tutaj). Opierałam się na reżyserskiej wersji filmu.

Dedykowane szczególnie Tinie Latawiec, Ireth i Lalaith w podzikowaniu a wspólne skrzyżowanie piór.


Narada


Wieść o naradzie przywitała ich zaraz po powrocie ze zwiadu. Bracia nie zdążyli jeszcze rozkulbaczyć koni, gdy nadszedł Aragorn, spragniony najświeższych wieści. Wypytywał ich szczegółowo o sytuację na szlaku, którym jechali. Gdy spytali o powód niezwykłej jak na Strażnika niecierpliwości, Aragorn opowiedział im o wszystkim; o spotkaniu z hobbitami w gospodzie i o pełnej lęku nocy, o niepewnej podróży przez pustkowia, o koszmarnych godzinach na Wichrowym Czubie i szaleńczym biegu do brodu. To, co przemilczał, wyczytali z jego oczu; obawę, lęk przed upływającym czasem, który działał na ich niekorzyść, poczucie odpowiedzialności za życie hobbitów… Zbyt dobrze go znali, by mogły im umknąć takie drobiazgi. Cała opowieść, wysłuchana przy oporządzaniu wierzchowców, obudziła w nich ciekawość. Znali tę część historii Pierścienia, w której uczestniczył ich ojciec, lecz teraz będą mieli okazję poznać ją w całości, dlatego też oczekiwali z niecierpliwością jutrzejszej narady. W stajni zauważyli krzepkie kuce, na jakich zwykły podróżować krasnoludy. Więc i oni przybyli… Zapowiadało się interesująco.

Poranek był ciepły i słoneczny, dlatego Elrond zdecydował, że narada odbędzie się na świeżym powietrzu. Zaraz też skoro świt ustawiono z jego polecenia krzesła w półokrąg, tak, by każdy mógł widzieć pozostałych uczestników. Naprzeciw znalazł się fotel dla pana Rivendell oraz dwa dla jego synów. To właśnie Elrond jako pierwszy zjawił się wraz z bliźniakami, którzy zajęli swe miejsca po obu stronach ojca, Elladan po prawej, Elrohir po lewej. W milczeniu czekali na pozostałych uczestników narady. Gdy spoglądali na siebie, wiedzieli, że myślą o tym samym. O dziwnej prośbie ojca: nie angażujcie się w nic. Co to miało oznaczać? W co niby mieli się nie angażować? I dlaczego?

Uwagę Elrohira przykuł Gandalf. Czarodziej wyglądał starzej niż wtedy, gdy go ostatnio widział. Tuż za nim stąpała niepewnie niewielka postać. Więc to jest ten niziołek, pomyślał młodszy syn Elronda, dyskretnie, lecz uważnie przyglądając się Frodowi, który zajął miejsce niemal naprzeciw niego. Dostrzegał jego blade oblicze i mógł odczytać obawy, jakie zalały serce hobbita. Przede wszystkim zaś nie mógł nie zauważyć cienia, który naznaczył myśli Froda. Ciężkie brzemię dźwigałeś aż do Rivendell, pomyślał elf. Ciężkie dla każdego z nas. Elrohir wciąż wyczuwał nikłą aurę uzdrowicielskiej magii ojca, choć hobbit był już w zasadzie zdrowy. Słyszał od Aragorna, a i bez tego był w stanie się domyślić, ile wysiłku kosztowało to Elronda. Tym bardziej więc cieszył go widok niziołka w dobrej formie, choć wiedział, że Frodo długo jeszcze będzie odczuwał skutki zranienia ostrzem Morgulu.
Frodo na pierwszy rzut oka zdawał się być zupełnie inny niż jego wuj. Milczący, poważny, sprawiał wrażenie zastraszonego i niepewnego swej sytuacji, czym kompletnie nie przypominał wesołego i pewnego siebie Bilba. Starszy hobbit, którego Elrohir zdołał nieco poznać przez ostatnich kilkanaście lat, zawsze był bardzo towarzyski, a gdy raz zaczęło się z nim rozmowę, ciężko było przestać. Natomiast jego siostrzeniec trzymał się na uboczu, jakby krępowało go większe towarzystwo. A jednak musieli mieć coś wspólnego, Elrohir był tego pewien. Gdyby tak nie było, Frodo prawdopodobnie nie przestąpiłby progu własnego domu i nie wyruszyłby w tak długą i niebezpieczną podróż.

Miejsca obok niziołka i Gandalfa zajęli elfowie z Mrocznej Puszczy, wysłannicy króla Thranduila. Elladan skinął im głową na powitanie; większość z nich znał z widzenia. Uśmiechnął się, w jednym z nich rozpoznając Legolasa; wraz z Elrohirem bywali w Leśnym Królestwie, gdy okoliczności tego wymagały, zaś z synem Thranduila zaprzyjaźnili się podczas wspólnego tropienia orków. Parokrotnie zdarzyło się, że bracia, przy okazji przekazywania poselstwa od ojca, wypuszczali się na wyprawy wraz z leśnymi elfami. Elladan miał okazję widzieć Legolasa w akcji i cenił go za umiejętności. Znając niezawodność jego łuku żałował, że nie mogą częściej stawać ramię w ramię w potyczkach; Legolas miał własne zmartwienia w Mrocznej Puszczy, a i im nie brakowało zajęcia po drugiej stronie Gór Mglistych. Teraz, skoro książę zawitał do Rivendell, Elladan liczył, że uda im się potem znaleźć czas na chwilę rozmowy.

Na prawo od elfów zajęły miejsca krasnoludy. Elrohir przyjrzał im się uważnie, lecz nie nachalnie. Niscy i krępi, mogli stanowić doskonały wzór wytrzymałości. A także, z tego co wiedział, uporu. Nie miał za wiele do czynienia z tym ludem. Wprawdzie szlak wiodący od Gór Mglistych w kierunku do Gór Błękitnych mijał Rivendell, lecz bracia zbyt rzadko bywali w domu, by mieć liczne okazje do spotkań. Nie wszystkie zresztą krasnoludy zaglądały po drodze do Imladris. Często wrodzona niechęć obu ras była silniejsza niż perspektywa odpoczynku pod dachem, mimo że elfowie w domu Elronda byli przychylnie nastawieni do każdego gościa, jeśli tylko przychodził w dobrych zamiarach.

Gościem, który wzbudził zainteresowanie Elladana, był rosły mężczyzna przybyły z Południa. Jego dumna postawa i stalowe spojrzenie znamionowały osobę nawykłą do wydawania rozkazów oraz do tego, że owe rozkazy były zawsze wypełniane. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie znosi sprzeciwu. Elladan nie mógł być pewien, ale sądził, że silne ręce mężczyzny nieraz ściskały miecz i wiedziały, jak robić z niego użytek. Cała muskularna budowa jego ciała świadczyła o tym. Oprócz tego Elladan dostrzegł na jego karwaszach wizerunek Białego Drzewa. Więc i Gondor odpowiedział na wezwanie… Dobrze, to oznacza, że dostaną świeże wieści z kraju, który ma Mordor za sąsiada.
Z brzegu, wśród domowników Elronda, zajął miejsce Aragorn. Skinął braciom głową na powitanie, ale nie odezwał się. Zdawał się być spokojny, ale Elladan zbyt dobrze go znał, by dać się zwieść obojętnej masce. Wyczuwał żywe emocje Estela, ale nie nawiązał rozmowy. Aragorn z pewnością by mu nie odpowiedział; usłyszałoby ich zbyt wiele osób.

Gdy wszyscy wezwani na naradę przybyli i zajęli miejsca, Elrond wstał i przywitał gości z dalekich stron słowami o niebezpieczeństwie i o wzrastającym w Mordorze Cieniu. Choć mówił spokojnym, rzeczowym głosem, nazwa kraju Nieprzyjaciela brzmiała w jego ustach jak przekleństwo, przynajmniej w odczuciu Elladana. Starszy syn Elronda zerknął ponad fotelem ojca na brata i utwierdził się w przekonaniu, że i Elrohir tak to odebrał. Nikt inny poza nimi nie zwrócił na to uwagi; na tę subtelną zmianę w głosie, na stalowy błysk w oczach Uzdrowiciela, który stanął niegdyś naprzeciw armii wroga z bronią w ręku. Oczyma wyobraźni Elladan widział ojca w bitewnym zgiełku, z rozwianymi włosami, jak wykrzykuje rozkazy, starając się przebić przez otaczający go gwar. Lecz dziś nie taka była już jego rola; dziś kto inny sięgnie po łuk i miecz, gdy przyjdzie taka potrzeba. Niemniej jednak pewnych nawyków nie zdołają wykorzenić nawet długie stulecia; Elrond, mówiąc o zagrożeniu, podświadomie brzmiał jak dowódca opracowujący strategię i przemawiający do innych wojskowych. Słuchając go, bracia wiele by dali za to, by móc zobaczyć ojca w akcji.

- Przynieś Pierścień, Frodo – polecił Elrond i wskazał na kamienny stół stojący pośrodku. Elrohir ponownie skupił swą uwagę na niziołku. Hobbit wstał i, patrząc niepewnie po uczestnikach narady, którzy utkwili w nim wzrok, wolno podszedł do stołu. Położył na nim Pierścień i, nie zwracając już na nikogo uwagi, wrócił szybko do Gandalfa, który posłał mu pokrzepiający uśmiech. Elrohir spojrzał na powód całego zgromadzenia; powód mały i niepozorny. I bardzo, bardzo niebezpieczny. Jak każdy w Imladris, syn Elronda doskonale znał historię Isildura. Historię, która powinna być przestrogą dla każdego. Prócz tego Elrohir pamiętał opowieści Bilba, gdy ten przybył do Rivendell. Nie, sprawa Pierścienia nie była tematem, który hobbit chętnie poruszał. Niemniej jednak z półsłówek wiele można było wywnioskować. Elf widział również, jak bardzo zmienił się Bilbo wraz z upływem czasu; hobbit szybko odzyskał animusz, prawdopodobnie także dzięki swoistej atmosferze Rivendell.

Pierścień przyciągał wzrok i uwagę, chociażby swą prostotą. Frodo zajął swoje miejsce, a wokół zapadła cisza. Elrohir domyślał się, dlaczego tak się stało. Oto coś, co dotąd istniało tylko w pokrytych kurzem legendach, oto nagle historia stanęła tuż przed ich oczami. Nic dziwnego, że każdy chciał się dokładnie przyjrzeć temu drobiazgowi, który tak znacząco zaważył o losach Śródziemia. Elrohir zerknął przelotnie na brata. Elladan siedział sztywno, również na niego nie patrząc. Nie, Elladan śledził wzrokiem twarz ojca, w którym wraz z widokiem Pierścienia ożyły wspomnienia sprzed setek lat. W pewnym momencie spojrzenia braci skrzyżowały się i wtedy zorientowali się, że jako jedyni nie wpatrują się w Pierścień.
Swoistą kontemplację, której oddawała się większość, przerwał ruch. Mężczyzna z Południa, którego przedstawiono im jako Boromira, syna panującego obecnie w Gondorze Namiestnika, poderwał się ze swego siedziska i zaczął mówić:

- Widziałem, jak niebo na Wschodzie zasnuwa się cieniem, ale na Zachodzie utrzymywało się blade światło. Słyszałem głos mówiący: „twoja zguba jest w zasięgu ręki” – Gondorczyk powoli, ale nieustannie zbliżał się do stołu. Mówił pozornie do wszystkich, ale wzrok miał utkwiony wyłącznie w Pierścieniu i zdawało się, że nie może go od niego oderwać. Czyżby oddziaływanie Jedynego było tak silne? Elladan zerknął niespokojnie na ojca, oczekując na jego znak, by w razie czego interweniować.
- Zguba Isildura została odnaleziona – powiedział Boromir, stojąc tuż nad kamiennym blatem. – Zguba Isildura… - powtórzył w zamyśleniu, jak gdyby tylko do siebie. A potem wyciągnął rękę, by sięgnąć po Pierścień. Elladan spiął się, gotów do natychmiastowej reakcji. Wiedział, że człowiek nie może dotknąć Jedynego, że w tym momencie Pierścień zbyt go kusił. Nim jednak sytuacja zmusiła go do czegokolwiek, Elrond zerwał się i zawołał Gondorczyka po imieniu. Rzadko się zdarzało, by bracia słyszeli tak twardą nutę w głosie ojca. Boromir zreflektował się i cofnął rękę. Nie to jednak zrobiło największe wrażenie.

Gandalf, siedzący dotąd w milczeniu, wstał, nim przebrzmiało echo okrzyku Elronda, i przemówił. Przemówił głosem strasznym, jakby nie swoim. Przemówił w słowach brzmiących obco i niezrozumiale; w Czarnej Mowie Mordoru. Każdy odczuł zawartą w nich grozę i zło. Wokół pociemniało, jakby same słowa były zdolne przywiać cześć Cienia ze wschodu. Twarde i ostre, wwiercały się w uszy. Elladan z trudem zwalczył w sobie chęć przysłonięcia ich dłońmi. Zacisnął ręce w pięści, czując, jak oprócz irracjonalnego lęku narasta w nim gniew. Mimowolnie nasunęła mu się na myśl prosta kalkulacja. Mordor to orkowie. Orkowie to zło. A zło należy tępić wszelkimi dostępnymi sposobami. Nie zdziwił się, gdy kątem oka zauważył, że jeden z krasnoludów sięgnął po swój topór. On sam chętnie dobyłby broni, ale racjonalna część jego umysłu podpowiadała, że to bezcelowe.
Elrohir obserwował Boromira. Gdy Gandalf się odezwał, człowiek cofnął się i osunął na swoje miejsce, utkwiwszy przerażony wzrok w czarodzieju. Elrohir również odniósł wrażenie, jakby nieznana siła wciskała go w oparcie fotela, osłabiała chęć do jakiegokolwiek działania. Zauważył, jak Frodo skulił się na swym siedzeniu. Hobbit sprawiał wrażenie, jakby słowa zadawały mu fizyczny ból. Wiedziony instynktem, elf spojrzał na ojca. Z niepokojem obserwował, jak Elrond zgarbił się i przysłonił oczy dłonią, przytłoczony wspomnieniami z dawnych lat. Elrohir obawiał się, że ojciec lada moment straci równowagę i gotów był, by w razie czego go podeprzeć. Nie było to jednak konieczne; Gandalf zamilkł i wszyscy odetchnęli z ulgą. Ponownie zajaśniało słońce, nie przyćmiewane już przez nic.

- Nigdy wcześniej nikt nie przemówił w tym języku tu, w Imladris – powiedział Elrond, prostując się ponownie. W jego głosie znać było wyrzut, jaki rzadko się u niego pojawiał. Bracia z doświadczenia wiedzieli, że w takich sytuacjach lepiej było nie wchodzić ojcu w drogę. Gandalf jednakże nic sobie z tego nie robił. Patrzył na Elronda bez cienia skruchy.
- Nie proszę cię o wybaczenie, Mistrzu Elrondzie – powiedział spokojnie, po czym powiódł wzrokiem po pozostałych. – Ponieważ Czarna Mowa Mordoru może być słyszana w każdym zakątku Zachodu! – zagrzmiał. – Pierścień jest zły sam w sobie – dodał z mocą. Każdy z uczestników, wciąż pod wrażeniem Czarnej Mowy, w milczeniu rozważał słowa czarodzieja. Niedługo jednak. Gandalf nie zdążył usiąść, gdy Boromir odezwał się ponownie.
- To dar – powiedział, znów wpatrując się w Pierścień. Elladan odniósł wrażenie, jakby wypowiedź Gandalfa spłynęła po człowieku, nie pozostawiwszy po sobie śladu. Gondorczyk wstał, jakby jego słowa, gdy siedział, nie wywierały odpowiedniego nacisku. – To dar dla nieprzyjaciół Mordoru. Dlaczego nie użyć Pierścienia? – spytał, przechadzając się i wodząc wzrokiem po kolejnych twarzach zebranych. Elladan również obserwował ich reakcję i zauważył, że mocne słowa człowieka robiły wrażenie na słuchaczach, którzy mimowolnie zaczynali rozważać tę ewentualność. On sam miał ochotę w prostych i dosadnych słowach powiedzieć Gondorczykowi, co sądzi o jego pomyśle, jednak na razie powstrzymał się jeszcze. Wszak miał się nie wtrącać…

- Długo mój ojciec, Namiestnik Gondoru, powstrzymywał siły Mordoru – kontynuował Boromir. Jego zaczepne spojrzenie zatrzymywało się na kolejnych osobach, jak gdyby szukając poparcia lub protestu; wyraźnie wskazywało na to, że człowiek czekał na jakąś reakcję. – Dzięki krwi naszych ludzi wasze krainy były bezpieczne! Dajcie Królestwu Gondoru broń Nieprzyjaciela! Użyjmy jej przeciw niemu! – W miarę, jak mówił, coraz bardziej zapalał się do swego pomysłu. Elladan wstrząsnął się na samą myśl o tym, co podsunęła mu wyobraźnia; na widok stojącego przed nim Gondorczyka jako bezwzględnego triumfatora. Boromir sam w sobie miał skłonności przywódcze; wzmocniony potęgą Pierścienia stałby się śmiertelnie niebezpieczny. Nie, Elladan ani przez moment nie sądził, by plan człowieka się ziścił, by członkowie Rady zgodzili się na to. Jednocześnie widział, jak silne emocje Pierścień wywoływał u Boromira i obawiał się, że człowieka trzeba się będzie wystrzegać, zarówno podczas narady, jak i później, niezależnie od decyzji, jaka zapadnie.
- Nie możesz nim władać – wtrącił niespodziewanie Aragorn. Strażnik, dotąd zachowujący spokój i milczenie, teraz odezwał się wzburzony. – Nikt z nas nie może – powiedział ostro, po czym dodał już spokojniej. – Jedyny słucha tylko Saurona. Nie ma innego pana.

Kłótnia zdawała się wisieć w powietrzu. Estel, Elrohir przekonał się o tym wielokrotnie, był człowiekiem spokojnym i rozsądnym, ale raz sprowokowany, nie poddawał się łatwo i uparcie bronił swojej pozycji. Także Boromir, co syn Elronda zauważył na samym początku, nie sprawiał wrażenia osoby, której wystarczy czyjeś słowo, by zaakceptować jakieś stwierdzenie tak po prostu. Nie pomylił się. Boromir odwrócił się gwałtownie w stronę Aragorna i spojrzał na niego z wyższością, a zarazem z zaskoczeniem, że to właśnie on odpowiedział na jego propozycje.

- A co Strażnik może o tym wiedzieć? – zapytał zaczepnie. Elrohir poczuł, jak narasta w nim gniew. Wprawdzie nikt, prócz Gandalfa i elfów, nie znał prawdziwej tożsamości Aragorna, niemniej jednak do żywego dotknęła go arogancja w głosie Boromira. W pierwszym odruchu miał ochotę stanąć w obronie młodszego brata, ale powstrzymał się, gdy przypomniał sobie prośbę ojca. Kto inny zrobił to zamiast niego.
- To nie jest zwykły Strażnik. – Legolas nieoczekiwanie zerwał się z krzesła i stanął naprzeciw człowieka, który obrócił się gwałtownie w stronę elfa. Elrohir zdziwił się; syn Thranduila zaledwie kilka razy miał styczność z Aragornem, dlatego nie spodziewał się, że to właśnie on będzie bronił Estela. – To Aragorn, syn Arathorna – powiedział i przerwał na moment, dla podkreślenia swych słów, po czym dodał dobitnie, pozbawiając wszelkich wątpliwości tych, którzy je jeszcze mieli. – Jesteś mu winien swoją lojalność.

Elrohir westchnął cicho. Tyle lat… Przez tyle lat imię Aragorn było utrzymywane w tajemnicy przed światem, nawet przed samym zainteresowanym. Także później tylko nieliczni zwracali się do niego prawdziwym imieniem, a jeszcze mniej znało prawdę o jego pochodzeniu. Estel zyskał różne przydomki i imiona w różnych zakątkach Śródziemia i pod nimi był znany. Przez wszystkie te lata, choć ścigany i poszukiwany przez sługi Nieprzyjaciela, Aragorn pozostał bezpieczny i zachował w tajemnicy swą tożsamość. Aż do dziś, gdy została ona wyjawiona uczestnikom narady. Elrohir obserwował uważnie Estela i momentalnie przypomniało mu się pewne wydarzenie sprzed siedemdziesięciu lat. Wtedy dostrzegł w oczach młodego chłopaka to zagubienie, które i teraz, choć znacznie lepiej ukryte, zagościło na obliczu Aragorna. Co to miało oznaczać? Przecież Estel, idąc na to zgromadzenie, musiał liczyć się z tym, że zakończy się jego anonimowość. Zdawało mu się, że był na to przygotowany, że jego młodszy brat od lat szedł ścieżką, która prowadziła właśnie do tego. A jednak wyglądało na to, że nagłe ujawnienie pochodzenia przerosło go. Co się dzieje, Estelu?

- Aragorn? – powtórzył Boromir, przenosząc swe lodowate spojrzenie na Estela. Mierzył spojrzeniem Strażnika, jak gdyby próbował go ocenić. – To jest spadkobierca Isildura? – spytał, jakby nie mógł w to uwierzyć. Prawdopodobnie nie tak wyobrażał sobie potomka dawnych królów.
- I spadkobierca tronu Gondoru – dodał Legolas. Elrohir zauważył szok na twarzy Froda. Uśmiechnął się w duchu. Hobbit nie wiedział, z kim podróżował przez pustkowia, więc elf nie dziwił się jego reakcji. Zaskoczyła go natomiast reakcja Aragorna.
- Havo dad, Legolas – poprosił Estel. Najwyraźniej nie zamierzał podejmować tematu. Tym samym stracił wiele w oczach Boromira.
- Gondor nie ma króla – powiedział chłodno Gondorczyk, stając naprzeciw Legolasa, po czym odwrócił się ponownie w stronę Aragorna. – Gondor nie potrzebuje króla – dodał, mierząc Strażnika wzrokiem wyrażającym jawną pogardę. Aragorn nie podjął wyzwania, wobec czego człowiek wrócił na swoje miejsce. Elladan zerknął na młodszego brata. Aragorn siedział, nieporuszony, i tylko przyspieszony oddech świadczył o tym, ile kosztowało go panowanie nad sobą. Gdyby konwersacja trwała dłużej, prawdopodobnie nie powstrzymałby się i odpowiedziałby w końcu. Elladan dziwił się, że dotąd Estel nie odpierał ataków Boromira. Gdyby się odezwał, także i oni nie pozostaliby bierni, niezależnie od próśb Elronda.

- Aragorn ma rację – wtrącił Gandalf, nie dopuszczając do zacietrzewiania konfliktu i do wybuchu kłótni. – Nie możemy go użyć – powtórzył stanowczo w nadziei, że tym razem dotrze to do krnąbrnego człowieka.
- Macie tylko jeden wybór – podjął Elrond, wstając. – Pierścień musi zostać zniszczony – oznajmił. Elladan nie był zdziwiony; wszak to samo ojciec doradzał Isildurowi setki lat temu. Boromir westchnął z niedowierzaniem, jakby dla niego w ogóle nie istniała taka opcja i nie mógł uwierzyć, że inni tego nie rozumieli. Elladan pomyślał jednak o czym innym. Ojciec wskazywał kiedyś tę drogę Isildurowi… Co, jeśli teraz to samo zasugeruje Estelowi?
- Więc na co czekamy? – Śmiałe pytanie nie pozwoliło mu zastanowić się głębiej nad tą kwestią. Jeden z krasnoludów wstał i, nim ktokolwiek zdążył się zorientować, zamachnął się swoim toporem. Elladan pomyślał tylko, że to nie ma sensu, gdy musiał uchylić się przed odłamkiem ostrza, który poleciał w jego stronę. Topór rozprysnął się na drobne kawałki, nie pozostawiając nawet rysy na Pierścieniu. Siła odrzutu, która posłała krasnoluda na ziemię, zdawała się mieć wpływ na wszystkich. A najbardziej na Froda, zauważył starszy z braci. Niziołek skulił się i przysłonił oczy dłonią, jakby to jemu zadano cios, nie Pierścieniowi. Może jednak nie był jeszcze do końca zdrowy? A może, mimo ogromnej odporności hobbita, Jedyny oddziaływał na Froda bardziej, niż niegdyś na Bilba.

- Pierścień nie może zostać zniszczony żadną bronią, jaką tutaj posiadamy, Gimli, synu Gloina – odezwał się Elrond, a Elladan mógłby przysiąc, że usłyszał w głosie ojca dobrze ukrytą wesołość. Jakby nie było, porywanie się na Pierścień z toporem było śmiesznym posunięciem, jeśli spojrzeć na to z boku. Jednakże w obecnej sytuacji nikt nie myślał o żartach; mieli zbyt poważne problemy, by pozwalać sobie na rozproszenie uwagi.
- Pierścień został stworzony w ogniu Góry Przeznaczenia i tylko tam można go zniszczyć. Musi zostać zaniesiony w serce Mordoru i wrzucony do ognistej czeluści – tam, skąd pochodzi. Jeden z was musi to zrobić – powiedział Elrond, wodząc wzrokiem po uczestnikach narady. Być może dodałby coś więcej, gdyby nie przerwało mu pogardliwe prychnięcie. Elrohir nie musiał patrzeć, by wiedzieć, od kogo pochodziło.

- Nie możesz tak po prostu wejść do Mordoru – powiedział Boromir tonem, który w odczuciu Elrohira był obraźliwy. – Jego Czarna Brama strzeżona jest nie tylko przez orków. Tam mieszka zło, które nie śpi. Wielkie Oko jest zawsze czujne – mówił tak, jakby tłumaczył dziecku rzecz oczywistą. Nikt mu nie przerwał. – To jałowe pustkowie, przesiąknięte ogniem, popiołem i pyłem – kontynuował. Nikt z zebranych nie sądził, by podróż do Mordoru była łatwa, ale w tej chwili miny tych, na których spojrzał Elrohir, świadczyły jednoznacznie o tym, że każdy zaczynał w ogóle wątpić w powodzenie misji.
- Powietrze, którym się oddycha, to trujące opary. Nawet z dziesięcioma tysiącami nie zdołałbyś tego dokonać – dodał, zwracając się teraz bezpośrednio do Elronda. Elrohir prychnął. Komu jak komu, ale jego ojcu naprawdę nie trzeba było tego mówić. – To szaleństwo! – zakończył dobitnie człowiek i spojrzał Elrondowi w oczy, oczekując odpowiedzi. Młodszy z braci wypuścił powoli powietrze z płuc, powstrzymując się przed wypowiedzeniem słów, które cisnęły mu się na usta. Kim był ten człowiek, że wolno mu było kwestionować decyzje ojca? Zwłaszcza w sytuacji, gdy obok siedział Gandalf, według Elrohira jedyna osoba wśród zebranych, która mogłaby polemizować z Elrondem. Gdy o tym pomyślał, zorientował się, jak śmiesznie zabrzmiałyby te słowa, gdyby wypowiedział je na głos. Wszak oni nieraz kłócili się z ojcem o różne sprawy. Także przy świadkach, skonstatował Elrohir, przypomniawszy sobie różne sytuacje, kiedy to domownicy byli obecni przy ich konfrontacjach, często burzliwych, gdy Elladan stracił cierpliwość. Zawsze jednak kwestie sporne dotyczyły ich bezpośrednio, nigdy ogółu; w takich przypadkach całkowicie polegali na osądach ojca, wiedząc, że długoletnie doświadczenie i mądrość dawały mu ogromną przewagę. Nie, według niego sprzeciw człowieka był zdecydowanie nie na miejscu, ale milczał. Kto inny jednakże nie zdołał powściągnąć języka i, ku pewnemu zdziwieniu Elrohira, nie był to jego brat.

- Nie słyszałeś nic z tego, co mówił lord Elrond? – Legolas już drugi raz tego dnia nie zapanował nad sobą i głośno odpierał ataki Boromira. Elladan odnosił wrażenie, że ta dwójka zdecydowanie nie będzie się lubić.
- Pierścień musi zostać zniszczony – powiedział z emfazą Legolas i powiódł wzrokiem po zebranych, jakby tym razem to on oczekiwał jakiegoś sprzeciwu. Elladan z trudem ukrył uśmiech; kątem oka dostrzegł, że Elrohirowi udało się to lepiej niż jemu. Tak, jak Boromir zbędnie zakwestionował decyzję ojca, tak Legolas zupełnie niepotrzebnie powtarzał argumenty Elronda, w dodatku zaczepnym tonem. Nie miał dość autorytetu, by zrobić dostateczne wrażenie. Odzywając się, wręcz prosił się o kłótnię, Elladan nie miał co do tego złudzeń. Legolas nie musiał dodawać nic więcej, by wzbudzić agresywną reakcję krasnoludów, zwłaszcza, że miedzy tymi dwiema rasami nietrudno było o konflikt. Nawet w Rivendell.

- I pewnie myślisz, że ty jesteś tym, który potrafi tego dokonać? – zapytał Gimli. Czego by nie powiedzieć, Elladan nie dziwił się temu pytaniu. Tak jak przedtem większość milczała, tak teraz każdy miał coś do powiedzenia.
- A jeśli zawiedziemy, co wtedy? – dołączył się Boromir, ponownie wstając. Elladan pomyślał, że człowiek równie dobrze mógłby nie siadać przez całą naradę, tak często wstawał. – Co się stanie, kiedy Sauron odzyska swoją własność? – Wokół zawrzało. Elladan zerknął na ojca. Elrond nawet nie patrzył na zebranych. Oparł głowę na dłoni i najwyraźniej zamierzał poczekać, aż kłótnia ustanie. Starszy z braci pomyślał, że i oni powinni tak zrobić, gdy usłyszał okrzyk zacietrzewionego Gimliego:
- Prędzej zginę, nim zobaczę Pierścień w rękach elfa!

Bracia zerwali się jednocześnie. Czuli się odpowiedzialni za spokój na naradzie, jako synowie tego, który ją zorganizował, a słowa krasnoluda zabrzmiały niemal jak groźba. Przede wszystkim zaś chodziło im o bezpieczeństwo ojca. Sytuacja zaczynała się robić poważna. Większość z zebranych posiadała przy sobie broń… Jeśli po nią sięgną… Elladan nie zdołał jednakże postąpić kroku, gdy powstrzymało nieznaczny gest ze strony ojca. Gotując się wewnątrz od tłumionych emocji, które teraz miałyby szansę znaleźć ujście, usłuchał i wrócił na swoje miejsce. Elrohir cofnął się również i obserwował kłócących się z kamienną twarzą, jakby go to w ogóle nie obchodziło. W takich chwilach Elladan podziwiał opanowanie brata; jemu samemu przychodziło to znacznie trudniej.

Elrohir usiadł i zauważył, że oprócz nich i ojca w gwar nie wmieszali się tylko Estel i Frodo. Gandalf najwyraźniej uznał, że co niektórym trzeba przemówić do rozsądku i wyjaśnić pewne kwestie, bo dyskutował zawzięcie z Boromirem. Młodszy z synów Elronda nie mógł powstrzymać się od zastanawiania się, czy czarodziejowi w końcu się to uda. Elrohir przeniósł wzrok na Legolasa, który obronnym gestem odgradzał stojących za nim elfów od krasnoludów, by zapobiec ostrzejszemu konfliktowi. W pierwszej chwili nie mógł się oprzeć wrażeniu, że powinien stanąć u jego boku. Ale nie, jego miejsce było przy ojcu. Zdziwił go natomiast brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Aragorna. Z jednej strony wiedział, że Estel był świadomy bezsensowności mieszania się w kłótnię, a z drugiej Elrohir sądził, że może jego młodszy brat znalazłby posłuch jako dziedzic Isildura.
Nie wiadomo, ile trwałyby spory i kłótnie, gdyby nie wtrącił się Frodo. Hobbit wstał, choć tego akurat nikt zaangażowany w rozmowy nie zauważył, i powiódł wzrokiem po zebranych, najwyraźniej zbierając się w sobie, by coś powiedzieć. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, tak samo jak na słowa, które padły chwilę później.
- Ja go wezmę – powiedział Frodo. Elrohir ze świstem wciągnął powietrze. Więc to ten mały, niepozorny hobbit podejmie się tego zadania… W pierwszej chwili pomyślał, że to wydaje się wręcz śmieszne, ale zaraz potem przypomniał sobie relację Estela z poprzedniego dnia. Niziołek był niezwykle wytrzymały i odporny na działanie Pierścienia. Może więc jest w tym jakaś metoda…

- Ja go wezmę – powtórzył Frodo, tym razem głośniej. W ciszy, jaka zapadła po jego słowach, słychać było tylko przyspieszone oddechy niektórych. Gandalf westchnął ciężko, jakby od początku się tego obawiał. Spojrzenia wszystkich skierowały się w stronę hobbita. Elladan czuł wiszące w powietrzu napięcie. Teraz, właśnie w tej chwili, podejmowane były decyzje, które miały zaważyć na losach Śródziemia.
- Zaniosę Pierścień do Mordoru… - Niziołek zawahał się, spojrzał po zebranych, szukając otuchy. – Chociaż nie znam drogi.
Pierwszy zareagował Gandalf. Uśmiechnął się ciepło i powiedział, podchodząc do hobbita:
- A ja pomogę ci nieść to brzemię, Frodo Bagginsie. – Czarodziej w opiekuńczym geście położył Frodowi rękę na ramieniu. Elladan nie był tym zaskoczony. Wszak walka z Nieprzyjacielem była powodem, dla którego przybył do Śródziemia, byłoby więc dziwne, gdyby nie wziął udziału w ostatecznym starciu. Elladan oderwał wzrok od Gandalfa. Estel, dotąd siedzący nieruchomo jak bracia, teraz wstał. Starszy z braci podświadomie zarejestrował ten ruch. Dopiero gdy Aragorn uczynił krok w stronę Froda, elfa sparaliżowała jedna myśl. Estel pójdzie z nimi, pomyślał, ogarnięty nagłą paniką. Zachował pozorny spokój, ale czuł, jak serce zaczyna mu mocniej walić o żebra. Chwilę później Aragorn odezwał się, potwierdzając jego najgorsze obawy.

- Jeśli żyjąc lub ginąc będę mógł cię chronić, zrobię to – powiedział. Elrohir z przerażeniem patrzył, jak Aragorn przyklęka przed hobbitem i ofiarowuje mu swą pomoc. Więc stało się… Ich brat wyrusza na misję prawdopodobnie niebezpieczniejszą niż wszystkie poprzednie razem wzięte. Idzie na wyprawę, której szanse na powodzenie są nikłe, podczas gdy oni… Nagle z całą mocą dotarło do niego, co miała oznaczać prośba ojca. To w to mieli się nie angażować! Czyżby Elrond podejrzewał od początku, że taki będzie wynik narady? Elrohir sądził, że to prawdopodobne. Nie mieszać się… Zamiast tego mieli pozwolić iść Estelowi. Czy ojciec nie wymagał od nich zbyt wiele? Jak mógł oczekiwać, że pozostaną bierni? Elrohir porozumiał się z bratem. Elladan był gotów zignorować rozkaz ojca i przyłączyć się do formującej się właśnie drużyny. Młodszy z bliźniaków zerknął na Elronda, lecz ten wymieniał właśnie porozumiewawcze spojrzenia z Gandalfem, najwyraźniej zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Braciom nie umknął przy tym subtelny gest, który wykonał ojciec; gest, który mógł być skierowany tylko do nich i oznaczać „pozostańcie na swoich miejscach”.

Aragorn podziałał jak kamyczek wywołujący lawinę. Legolas wystąpił z otoczenia elfów i podszedł do przodu.
- Masz mój łuk – powiedział ciepło i z jasnym sercem dołączył do Aragorna. Więc i syn Thranduila idzie… A oni? Elladan nie mógł pozbyć się tej jednej, natarczywej myśli. Tymczasem za elfem podążył Gimli i, zaofiarowawszy Frodowi swój topór, stanął obok Legolasa i zmierzył go na pół wyzywającym spojrzeniem. Człowiek, elf, krasnolud, niziołek, czarodziej… Robiło się coraz ciekawiej. Na moment zapadła cisza i Elladan pomyślał, że skończyli się ochotnicy, gdy poruszyła się osoba, którą mógłby o to podejrzewać.
- Trzymasz w garści losy nas wszystkich, mój mały – Boromir zbliżał się powoli do Froda, jakby sam nie był jeszcze pewien decyzji, którą właśnie podejmował. Zatrzymał się przed nim i zmierzył spojrzeniem tych, którzy już dołączyli do hobbita. – Jeśli więc taka jest rzeczywiście wola rady… - zawahał się, jakby w oczekiwaniu, że ktoś mu zaprzeczy. – Gondor także się przyłącza.

Ledwie skończył, uwagę zebranych przykuł nieoczekiwany okrzyk dobiegający z zarośli. Ku zaskoczeniu wszystkich, autorem owego nieartykułowanego zawołania był hobbit, który wybiegł z krzaków. Aragorn uniósł rękę i przepuścił go do Froda. Sądząc po budowie, był to niziołek, którego Estel opisał im jako Sama. Hobbit stanął obok swego pana i, komicznie zaplatając ramiona, powiedział:
- Pan Frodo nigdzie beze mnie nie idzie – oświadczył buńczucznie na jednym wydechu. Elrohir spojrzał na ojca, ciekawy jego reakcji, ale Elrond, po pierwszej chwili zdziwienia, uśmiechnął się przyjaźnie.
- Zaiste, trudno was rozdzielić, nawet jeśli to Frodo został wezwany na tajną naradę, a ty nie – powiedział, ale widać było, że nie potępia go za to. Sam spuścił wzrok, ale nie odsunął się choćby na krok od Froda. Elrohir pomyślał, że spontaniczna decyzja młodszego hobbita wynikała albo z ogromnego przywiązania, albo z nieświadomości, co może ich czekać. Albo, jak podejrzewał syn Elronda, z obu tych rzeczy. Nie przyczyna była ważna, lecz skutek. Ile zdolny będzie wytrzymać ten mały, niepozorny hobbit? Czy wytrwa do końca, czy też zadanie okaże się ponad jego siły? Czy oni wszyscy wytrwają? Co, jeśli któryś z członków załamie się nagle? Teraz nie sposób było to określić. Elrohir nie wiedział nawet, kiedy przez jego głowę przepłynęły wszystkie te pytania. Myślał już o stojącej przed nim grupie jak o całości. Pomylił się, drużyna miała się bowiem składać nie z siedmiu, a z dziewięciu uczestników.

- Czekajcie! My też idziemy! – rozbrzmiał okrzyk. Jeszcze dwóch hobbitów wychynęło, tym razem zza kolumn, i ruszyło pędem w stronę Froda. Elladan domyślił się, że to musieli być wspomniani przez Estela Merry i Pippin. Nim pomyślał o logiczności postępowania niziołków, omal nie parsknął śmiechem. Zaiste, mina ojca w tej chwili warta była uwiecznienia. Wyraz jego twarzy jednoznacznie wskazywał na to, że Elrond sam nie wiedział, czy ma się zdenerwować, czy lepiej nie. Widok niezwykły u ojca, który był dla synów wzorem opanowania i naprawdę rzadko dawał się ponieść emocjom.
- Musiałbyś nas odesłać do domu związanych w workach, żeby nas powstrzymać – oświadczył butnie jeden z młodzików, nie pozwalając Elrondowi przemówić. Patrzył przy tym pewnie na elfa, bez choćby śladu skrępowania.
– Poza tym będziecie potrzebować kogoś z olejem w głowie na tej… - wtrącił drugi hobbit, ale zawahał się, wzbudzając falę wesołości u braci. – Misji… wyprawie… tej rzeczy! – zakończył pewnie. Elladan przygryzł wargę, starając się ukryć uśmiech.
- W takim razie to cię wyklucza, Pip – wytknął jego kompan, pozwalając Elladanowi rozróżnić, który z nich to Merry, a który to Pippin. Starszy z braci pomyślał, że tego już za wiele, że ojciec nie pozwoli iść na wyprawę tak młodym i lekkomyślnym, jak osądził ich w duchu, hobbitom. Nie wiadomo przecież, z czym przyjdzie zmierzyć się drużynie na szlaku, a niedoświadczone młodziki mogą tylko przysporzyć kłopotów. Elladan nie zdziwiłby się więc, gdyby ojciec zaprotestował. W pierwszej chwili istotnie było to prawdopodobne, ale po krótkim namyśle Elrond najwyraźniej zmienił zdanie.
- Dziewięciu kompanów… - powiedział w zamyśleniu, jakby tylko do siebie. Jeszcze raz zmierzył wzrokiem stojących przed nim ochotników, jak gdyby sprawdzając, czy żaden z nich nie zmienił zdania. – Dobrze więc – zgodził się, po czym oświadczył uroczystym głosem, pozwalając, by było po nim widać zadowolenie. – Będziecie Drużyną Pierścienia!
- Świetnie! – zakrzyknął hobbit, którego Elladan zidentyfikował jako Pippina. – To dokąd idziemy?

Pytanie było tak rozbrajająco szczere, że Elladan nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Elrohir również nie zdołał nad sobą zapanować, zwłaszcza, że stojący obok niego ojciec najwyraźniej zwątpił, czy ma się także roześmiać, czy załamać. Wybrał opcję pośrednią, pobudzając tym samym wesołość braci. Poważny, podniosły nastrój chwili prysł. Na moment zniknęło uciążliwe napięcie, towarzyszące wszystkim od początku narady, tu i ówdzie zaczęły się ciche rozmowy.
Elrohir wstał, pozwalając sobie na rozprostowanie mięśni, i podszedł do brata. Rada podjęła decyzję, teraz należało ją zrealizować. Oni wprawdzie nie uczestniczyli bezpośrednio w przedsięwzięciu, ale nie oznaczało to, że nie mogli pomóc. Nie musieli rozmawiać, by wiedzieć, że myślą o tym samym; wystarczyło jedno spojrzenie. Nie wątpili, że ojciec zgodzi się z nimi. To Drużyna poniesie Pierścień do Mordoru, prawda. Ale oni zadbają, by przynajmniej pierwszy odcinek podróży był możliwie jak najbezpieczniejszy. Bracia podeszli do ojca i szepnęli mu parę słów. Elrond skinął tylko głową. Nie mówiąc nic więcej, obaj opuścili zgromadzonych.
W stajniach czekały na nich wypoczęte wierzchowce, a za bramą szlak, który trzeba sprawdzić, nim Drużyna wyruszy.


Ostatnio zmieniony przez Ariana dnia Pon 23:14, 04 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lalaith
Slashynka Czarodziejka


Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dorlomin

PostWysłany: Śro 20:02, 30 Gru 2009    Temat postu:

Ojej, dziękuję za dedykację : ) I po raz kolejny gratuluję - wygrana była zasłużona.

Ach, bliźniacy. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy zaczęłam czytać „Naradę”. Uwielbiam Twój styl Arian, wiesz? Nigdy nie mogę się oderwać od tekstu.

Co mogę powiedzieć o opowiadaniu? Zaraz na początku przeraziła mnie jego długość. Cóż, okazało się, że niepotrzebnie, bo każde zdanie jest na swoim miejscu i po prostu musi być.

Już drugi akapit zaintrygował mnie. To tajemnicze polecenie Elronda zapowiada wspaniałą fabułę. Jak się później okazało, oczywiście była bardzo dobra.

Muszę powiedzieć, że odczucia Dana i Ro zostały świetnie opisane, w naprawdę realistyczny sposób. Każda reakcja mogła się zdarzyć w prawdziwym świecie. Jedną z lepszych rzeczy jest doskonała charakterystyka członków przyszłej Drużyny Pierścienia i krasnoludów. Szczerze Ci tej lekkości pióra i swobody opisu zazdroszczę.
Był taki akapit, o tym, jak Elrond przemawiał na wstępie. Strasznie spodobało mi się, jak synowie widzą ojca w bitwie. I mimo iż nie przepadam za wyżej wymienionym, aż zamruczałam, czytając to. Bardzo plastycznie przedstawione, a ja jestem wrażliwa na takie zabiegi.
I jeszcze ta prosta logika:
Cytat:
Mordor to orkowie. Orkowie to zło. A zło należy tępić wszelkimi dostępnymi sposobami.

. Wszystko przedstawione jasno i przejrzyście, więc cytując słowa Gimlego z narady – „Na co czekamy?”

Moim ulubionym fragmentem jest chyba końcówka. Pod palce ciśnie mi się jedno słowo, określające zachowanie braci. Jednak jest ono skrajnie niestosowne, więc go nie napiszę. Pamiętam, jak to kiedyś Fay stwierdziła i powtórzę za nią – cierpię na zespół UAB. Na szczęście jest to choroba nieuleczalna i nie jest śmiertelna : )

Na tym właściwie kończy się mój w miarę konstruktywny komentarz, bo dalej byłyby to same zachwyty, które nie miały by zbyt dużo sensu. Jeszcze tylko perełka:
Cytat:
W stajniach czekały na nich wypoczęte wierzchowce, a za bramą szlak, który trzeba sprawdzić, nim Drużyna wyruszy.


Moim zdaniem – idealne zakończenie, takie… zapowiadające przygodę, o której chciałoby się przeczytać. Hej, nie masz może ochoty napisać ciągu dalszego? ; P

Lai zachwycona
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Sob 20:13, 16 Sty 2010    Temat postu:

Zgadzam się z Lalaith, że tekst się prosi o ciąg dalszy, konkretnie o przygoty i potyczki braci E. Smile

Poza tym ładnie i zgrabnie napisany Smile Bardzo spodobało mi się zwrócenie uwagi na obecność uzdrowicielskiej magii Elronda, dzięki której uleczony został Frodo. No i widać serdeczność i poczucie humoru, jakie emanuje od obu synów Elronda. Nie wyniosłość i ostentacyjne podkreślanie, jak to np. czyni Gildor Inglorion, że elfów sprawy śmiertelników nie obchodzą, ale właśnie taka bliska ludzkiej serdeczność i chęć pomocy tymże śmiertelnikom.

No bo nie oszukujmy się... w całą aferę z Pierścieniami Władzy elfowie zamieszali się jak nic Wink (ale to już tylko taka moja mała sympatyczna złośliwość Wink).
Powrót do góry
Aeria
Szara Eminencja


Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1416
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gondor

PostWysłany: Nie 17:00, 07 Lut 2010    Temat postu:

Ja dołączę się do koleżanek: to faktycznie prosi się o jakiś dalszy ciąg.

Opowiadanie mnie wciągnęło dopiero w połowie. Nie do końca wiem, dlaczego. Wynikało to może ze znajomości tematu i podejścia z dystansu. Ale końcówka - po prostu przeniosłam się do Rivendell.

W tym tekście Ariano pokazałaś wysoki poziom. Dużo porównań, opisów odczuć... Zaintrygował mnie także przedstawiony punkt widzenia - za głównych bohaterów wzięłaś bliźniaków, gdy tymczasem większość tego typu rzeczy pisanych jest pod kątem członków Drużyny Pierścienia. Spodobała mi się ta koncepcja.
Do tego twoi bohaterowie zachowują się w naturalny dla nich sposób, świetnie wczułaś się w ich role. Podczas czytania śmiało mogłabym powiedzieć, że jesteś Elladanem lub Elrohirem. Nie wyczuwa się w tym naleciałości współczesnego świata, słownictwo jest przemyślane. Dodatkową przyjemność przy czytaniu sprawia bardzo mała liczba błędów (dopatrzyłam się chyba jakichś dwóch literówek, ale są one naprawdę nieistotne), co się chwali. Ogólnie fantastyczny tekst.

To chyba już wszystko. Wena życzę (do napisania dalszego ciągu Wink)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Nie 21:59, 07 Lut 2010    Temat postu:

Chciałabym tyle napisać ale znając życie nic inteligentnego nie sklecę, albo wszystko co chciałam przekazać mi ucieknie <podkówka> Ale ...

... Jak czytam Twoje opowiadania to od razu widzę cały ten świat, czuję się jakbym tam gdzieś stała z boku i wszystko obserwowała. Robisz fajny klimat i super atmosferę co jak sądzę "w tym fachu" się ceni ( tak na dobrą sprawę nie mam o tym zielonego pojęcia xD). Gdy czyta się o postaciach, które opisujesz to człowiek czuje jakby je świetnie znał i rozumiał, albo wręcz w nich siedział i przeżywał wszystkie ich uczucia i rozterki !

Zgodzę się z resztą dziewczyn, że zakończenie samo woła o ciąg dalszy, więc z całą pewnością mogę powiedzieć, że niecierpliwie wyczekujemy dalszych losów naszych ulubieńców !
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Wto 23:23, 09 Lut 2010    Temat postu:

Nienajlepszy sobie moment wybrałam, żeby "Naradę" skomentować, bo nadal mam głupawkę, ale chcę skorzystać z tej chwili wolnego czasu ;) Wcześniej co i rusz mi coś przeszkadzało i nie pozwalało dokończyć tekstu.

Muszę przyznać, że jak czytałam opis narady u Tolkiena, to lekko przysypiałam. Długie to było jak cholera, ciągle gadał tylko Elrond, no i w sumie do tej pory nie umiem powtórzyć, jak im się w końcu ta koalicja pierścionkowa zawiązała. W filmie zaś bardzo tę scenę lubiłam, a dzięki tobie dostałam idealne połączenie - literacki opis bazujący na scenariuszu.

Cieszę się ogromnie, że to tobie przypadli bliźniacy, choć wiem, że to moderatorki maczały w tym palce i postarały się, by w miarę możliwości dostać ulubione postacie. Ja na przykład dostałam Legolasa, kwik ;) Jak wen do mnie przylezie, to to wreszcie napiszę xD

Ale ad rem - czytało mi się niezmiernie przyjemnie. Porównania, zwroty i spostrzeżenia wyszły ci bardzo zgrabnie - prawie czułam, że tam jestem, siedzę gdzieś obok Elladana i Elrohira. No i moment coming-outu Aragorna był o wiele bardziej dramatyczny, niż na filmie. Tam Viggo Mortensen zrobił tylko minę "No i ładnie, elf mnie wydał, ale trudno", a tu pokazałaś, jak to było znaczące i ważne. I że ktoś, zawsze żyjący pod przybranym imieniem, nieujawniający swojej tożsamości, może poczuć się w takiej chwili zagubiony.

Rozbawił mnie za to Legolas - taki prowokujący, butny, kłótliwy ;)

No i świetnie zakreśliłaś Boromira. Czuć tę jego dumę, przekonanie o tym, że Gondor nie potrzebuje króla, że pierścienia trzeba użyć do pomocy ludziom. I te jego lodowate spojrzenie! *wielbi*

I moja absolutna perełka:

Cytat:
Pytanie było tak rozbrajająco szczere, że Elladan nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Elrohir również nie zdołał nad sobą zapanować, zwłaszcza, że stojący obok niego ojciec najwyraźniej zwątpił, czy ma się także roześmiać, czy załamać. Wybrał opcję pośrednią, pobudzając tym samym wesołość braci.


Khhh xD Biedny Elrond, podniosły nastrój omawiania dalszych losów Śródziemia diabli wzięli xD

Gratuluję świetnego kawałka tekstu i oznajmiam, że mój syndrom UAB się pogłębił ;)

Fay

PS. I wielbię cię za Legolasa z ciepłym głosem i jasnym sercem, awww! *_*
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin