Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Na zachód w samotności

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 19:10, 03 Cze 2009    Temat postu: [M] Na zachód w samotności

No, ryzykuję. Elrond podczas ostatniej podróży na zachód. Refleksyjka

Na zachód w samotności

Wybrzeże rozmywało się w oddali, oświetlone ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Wszyscy zeszli już pod pokład, tylko Elrond wciąż stał na rufie wpatrzony w horyzont. Odprowadzał wzrokiem miejsce, które było jego domem od urodzenia i przez setki lat przynosiło radości i smutki, jak to w życiu bywa. Wiedział, że będzie tęsknił za Śródziemiem, choć w zasadzie powinien się cieszyć. Przecież u kresu podróży czekała na niego Celebriana, do której jego serce wyrywało się każdego dnia. I cieszyłby się, gdyby nie to, że wraz ze znikającym już Śródziemiem zostawił tych, których kochał równie mocno jak żonę. Obawiał się konfrontacji z nią. Nie wiedział, czy starczy mu sił, by spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że przypłynął sam, że ci, za którymi tak tęskniła, zostali. Czy zdoła jej wyjaśnić, dlaczego tak się stało?

Dla Arweny nie było już nadziei, wraz z zawarciem małżeństwa i złożoną przysięgą przypieczętowała swój los. Czy tego chciał, czy nie, musiał pogodzić się z jej decyzją. Nie przyszło mu to łatwo, ale w głębi duszy zaakceptował i uszanował jej wybór. Rozstali się tak, jak powinni – w przyjaźni i miłości. Nie chciał i nie potrafił czynić jej wyrzutów. Na piersiach nosił dwa zapieczętowane przez nią listy. Jeden przeznaczony był dla Celebriany, drugi dla nich obojga. Początkowo pergaminy ciążyły mu bardzo, miał wrażenie, że paliły mu skórę, lecz teraz przywykł już do myśli, że tamta rozmowa z Arweną była ostatnia.

Jeśli naprawdę kogoś kochasz, czasem musisz pozwolić mu odejść. Tak powiedział kiedyś Aragornowi, gdy próbował namówić go, by ten wyrzekł się swojej miłości do Arweny dla jej dobra. Wtedy sądził, że ma słuszność i dziwił się łzom, które zobaczył wtedy w oczach Strażnika. Dziś już z całą mocą rozumiał gorycz tych słów i ogrom poświęcenia, jakiego żądał niegdyś od swego przybranego syna. Wtedy nie zastanawiał się nad tym, dopóki Arwena nie poprosiła go o to samo. Pozwól mi tu zostać, błagała, gdy był jeszcze nieugięty. Później przestała i przez moment Elrond łudził się, że odniósł sukces. Do czasu, gdy spokojnie oświadczyła mu, że zostaje i że nic nie wpłynie na jej decyzję.

Pozwolić odejść… Dla niej oznaczało to – wypełnić swą miłość, dla niego – zostawić córkę na śmierć. Jednak w głębi serca rozumiał, że tak musi być. Arwena powiedziała mu kiedyś wprost, że jeśli złamie przysięgę miłości złożoną dawno temu wśród drzew Lorien i odpłynie do Nieśmiertelnych Krain, będzie tego żałować do końca życia i nigdy sobie nie wybaczy. Wtedy dostrzegł wreszcie, jak głęboka więź łączy ją i Aragorna i nie znalazł już argumentów. Nie chciał, by cierpiała przez niego. Dla jej szczęścia gotów był poświęcić własny spokój, choćby wiązało się to z ogromnym bólem i tęsknotą. Pozwolił córce odejść, z miłości i dla miłości.

Myśli Elronda powędrowały ku synom. Ich zachowanie wciąż pozostawało dla niego bolesną zagadką. Nieoczekiwanie, prawie ostatniego dnia jego pobytu w Rivendell oświadczyli, że nie chcą jeszcze opuszczać Śródziemia. Początkowo Elrond wykłócał się z nimi, desperacko chwytając się każdego możliwego sposobu, by przekonać bliźniaków do wspólnej podróży. Nie chciał stracić wszystkich dzieci. Gdy w końcu wykrztusił z siebie pytanie, czy i oni wybrali życie śmiertelników, nie odpowiedzieli mu wprost. Potrzebujemy trochę czasu, nie podjęliśmy jeszcze decyzji, odparł wtedy Elladan. Nie chcemy mówić: żegnaj, ojcze, dodał Elrohir. Ale nie skończył się jeszcze nasz czas w Śródziemiu.

Nie skończył się ich czas… Elrond wielokrotnie zastanawiał się, co mieli na myśli. Miał kilka hipotez, no i to, co sami powiedzieli. Argumentem, który z ich strony zakończył całą dyskusję było: Estel wciąż nas potrzebuje. Elrond uświadomił sobie wtedy, że nigdy nie zwrócił większej uwagi na więzi łączące jego synów z Aragornem. Najwyraźniej były one silniejsze, niż kiedykolwiek przypuszczał. Bliźniacy czuli się odpowiedzialni za swego przybranego brata i zobowiązani do pomocy. Jednym powodem, który przychodził mu na myśl, byli orkowie. Odkąd torturowali ich matkę, Elladan i Elrohir wydali im wojnę. Przez dziesiątki lat bardzo skutecznie tępili nawet dość liczne oddziały. Wprawdzie w trakcie Wojny o Pierścień wielu z nich zginęło, lecz liczne grupy rozproszyły się po różnych rejonach. Być może, a Elrond nie zdziwiłby się, gdyby tak było, przyjęli sobie za punkt honoru oczyszczenie Śródziemia z całego plugastwa. Aragorn, teraz już jako król Gondoru, sukcesywnie wysyłał swoich żołnierzy, by zaprowadzili pokój i wytępili nowe, niezorganizowane jeszcze ogniska zła.

Dlaczego zostali? To pytanie wracało jak bumerang, nie mógł się od niego opędzić, choć wiedział, że nigdy nie znajdzie odpowiedzi, chyba że jego synowie podążą za nim i sami wyjaśnią motywy swojego postępowania. Wciąż nie mógł się pogodzić z myślą, że zostali w Śródziemiu, choć w przeciwieństwie do Arweny dawali mu nadzieję, gdyż nie określili jednoznacznie, czy wybierają ludzkie życie. Dlaczego jednak odwlekali decyzję? Czyżby aż tak ukochali Śródziemie? Po namyśle Elrond uznał, że i takie wyjaśnienie jest możliwe. Przecież on także miał sentyment do rozległych, miejscami wciąż jeszcze dzikich przestrzeni, a od lat większość czasu spędzał w Rivendell. Tym bardziej Elladan i Elrohir, dla których pustkowia, lasy i góry były niejako drugim domem, musieli być do nich przywiązani. Poza tym Śródziemie było im dobrze znane, swojskie, natomiast Aman jawił się jako nie do końca znana kraina z opowieści. Może zwłoka wynikała właśnie z tego, że nie chcieli opuszczać miejsca, które było im tak bliskie?

Błyszczące w oddali wybrzeże zniknęło wraz z ostatnimi promieniami słońca. Nawet bystre elfie oczy nie były w stanie go dostrzec. Pozostała już tylko droga naprzód, na zachód. Przed nim wizja spotkania, za nim ból rozłąki. I nadzieja, że synowie podążą za nim, wciąż towarzysząca, wciąż żywa.


Ostatnio zmieniony przez Ariana dnia Śro 20:54, 03 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Śro 20:57, 03 Cze 2009    Temat postu:

Mogłabym skończyć komentarz na jednym słowie - ładne. Bo to moim zdaniem doskonałe określenie twojego opowiadania (zresztą tak samo jak i poprzednich). Twoje utwory, Ariano, są takie nastrojowe, pełne melancholii i refleksji. Ten również.
Kiedyś, chyba w temacie o bohaterach, pytałaś o sprawę nieodpłynięcia synów Elronda na zachód. Chyba nikt ci nie odpowiedział, bo pewnie nikt nie wiedział. A ja od tamtej pory zastanawiałam się, czy ta kwestia pojawi się w którymś z twoich fanfików. I teraz się doczekałam. Naprawdę świetnie opisałaś wątpliwości i rozważania Elronda na ten temat, jego niepewność i próby odgadnięcia motywów. Ale jeszcze bardziej podobały mi się jego rozmyślania na temat Arweny. Ciekawie ujęłaś to, jak powoli przekonał się, że nie powinien jej zatrzymywać.
Nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać. Podobało mi się bardzo.

T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 18:18, 11 Lut 2010    Temat postu:

Nie będzie konstruktywnie. Nie potrafię.

Elrond był mi zawsze obojętny. W kanonie mnie raczej ziębił, niż grzał i wydawał się zbyt odległy, by go polubić. Ponadto zdenerwował mnie swoim "Dostaniesz Arwenę za pięćdziesiąt lat, jak zostaniesz królem". A dzięki temu tekstowi gdzieś tam mi się w środku zapaliła iskierka. I po raz pierwszy do mnie dotarło, choć to śmiesznie zabrzmi, że Elrond to też człowiek.

Nie wiem dlaczego, ale od zawsze jestem czuła na tą stronę więzi międzyludzkich, czyli - jeśli naprawdę kogoś kochasz, to musisz też umieć pozwolić mu odejść.
To mnie prześladuje już od dawna i nie mam pojęcia skąd się wzięło. Wyszukuję ten motyw w filmach, książkach, prawdziwych historiach... Nie chcę się nad tym rozwodzić, bo to zbyt dziwaczne i może zbyt osobiste, po prostu tak już mam. I może dlatego tak mnie poruszył ten fragment:

Cytat:
Jeśli naprawdę kogoś kochasz, czasem musisz pozwolić mu odejść. Tak powiedział kiedyś Aragornowi, gdy próbował namówić go, by ten wyrzekł się swojej miłości do Arweny dla jej dobra. Wtedy sądził, że ma słuszność i dziwił się łzom, które zobaczył wtedy w oczach Strażnika. Dziś już z całą mocą rozumiał gorycz tych słów i ogrom poświęcenia, jakiego żądał niegdyś od swego przybranego syna. Wtedy nie zastanawiał się nad tym, dopóki Arwena nie poprosiła go o to samo. Pozwól mi tu zostać, błagała, gdy był jeszcze nieugięty.


Wyłonił się też stąd intrygujący obraz Arweny - zwłaszcza to jej błaganie. Przecież, paradoksalnie, nie musiała ojca prosić o pozwolenie, to był tylko jej wybór. Ale tu chodziło o coś innego - ona chciała wiedzieć, że jej ojciec jest z tym pogodzony. Że nie rozstaną się w żalu. Nie liczyła na aprobatę, tylko na zwykłe przyzwolenie. Które rozwiałoby wątpliwości, rozgrzeszyło żal. No i jej końcowa przemiana - już bez próśb, wahań. Świadoma, niezłomna decyzja.

Tak właśnie widzę Arwenę i bardzo mi się to podoba. Ponadto, ma ona ogromny potencjał feministyczny - już rozumie, że to jej wola, jej życie jest najważniejsze i ojciec nie ma prawa mieć na to wpływu.

Zastanawia mnie jeszcze jedno - bliźniacy. Dobrze, że zostawiłaś ten wątek niedopowiedziany. No wzrusza to, że chcieli zostać z bratem.

Nie mogę się też pozbyć takiego natrętnego wniosku, że to Aragorn, przybrany syn, niemalże odebrał Elrondowi trójkę jego dzieci. To dla niego, śmiertelnika, chcieli zostać. To taka przewrotność losu. Ale łapie mnie za serce i to mocno.

I jeszcze jedno... Jeśli będąc w Śródziemiu, elfowie tęsknili zawsze za Valinorem, to czy przy dotarciu na Zachód nie zaczęli równie mocno tęsknić za opuszczoną ojczyzną? Ale to już podpada pod zagadnienia mentalności emigranckiej.

A żeby nie było, że tylko piszę o swoich bezsensownych przemyśleniach - styl jak zwykle bez zarzutu, błędów i literówek niet... Nie mam się do czego przyczepić, jak zwykle.

Kwik, może przy następnych tekstach porób trochę byków, żebym mogła wreszcie coś zarzucić, a nie tylko chwalić? xD

No, nawet wyszło mi w miarę konstruktywnie. Jestem geniuszem ;)

Dobry fik, bardzo refleksjotwórczy.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 18:21, 11 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin