|
Dolina Rivendell Twórczość Tolkiena
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa
Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy
Skąd: Ithilien
|
Wysłany: Pią 20:40, 10 Kwi 2009 Temat postu: [M] Dla każdego gwiazdka z nieba |
|
|
Napisałam... coś takiego. Wiem, że nie jest to rewelacyjne; że pierwszy fragment z założenia był już przekombinowany, a potem w dodatku wymknął się spod kontroli; że drugi fragment to taki zapychacz miejsca; że trzeci fragment to powielanie w jeszcze gorszej formie tematu, o którym już pisałam. Więc dlaczego to publikuję? Bo raz w życiu wymyśliłam tytuł, który mi się podoba i nie chcę tego marnować.
A tak na poważnie - mam nadzieję, że mimo wszystko komuś przypadnie do gustu to opowiadanie. Będę wdzięczna za wszelkie komentarze.
Dla każdego gwiazdka z nieba
Powietrze było gorące i duszne, jakby miała wkrótce nadejść burza, a jednak nocnego nieba nad Minas Tirith nie przesłaniała nawet jedna chmura. Faramir otworzył szerzej okno i wychylił się na zewnątrz, wystawiając twarz na pojedyncze podmuchy ciepłego wiatru. Zapatrzył się w upstrzony srebrzystymi gwiazdami firmament.
Uwielbiał patrzeć na roziskrzone punkciki, lśniące drogi światełek ozdabiające nieboskłon. Wydawały mu się niesamowite, fascynujące, magiczne. Przywodziły na myśl wiersze i stare opowieści, które tak kochał. Poza tym ich blask przynosił ze sobą ważne refleksje, które nigdy nie pojawiłyby się w umyśle za dnia i świadomość tego, jak ogromny jest świat, jak wiele w nim piękna i smutku.
Czy to wszystko tak naprawdę miało związek z gwiazdami? Nie, z nimi prawie żadnego. Lecz olbrzymi z ich widokiem. Z widokiem, który zachwycał i przerażał, który sam sobie był najpiękniejszym dziełem sztuki, jakie mogło ujrzeć oko człowieka.
Wśród milionów skrzących się plamek pojawiła się jedna ruchoma, podążająca lekko wygiętym łukiem w stronę ziemi. Spadająca gwiazda. Symbol marzeń, tych spełniających się i tych, które zawsze pozostaną tylko pragnieniami.
Faramir doskonale pamiętał moment, kiedy po raz pierwszy zobaczył mknące w dół światełko. Doskonale, a jednak zarazem jak przez mgłę. Jak przez mgłę wspomnień, a może przez mgłę drobnych gwiazd?
To było tak dawno… Siedział na parapecie z nosem przyciśniętym do okna, za jego placami stała matka. „Zobacz, spadając gwiazda!” szepnęła, wskazując mu poruszający się szybko punkcik. „One spadają?” zdziwił się wtedy. Matka nie zauważyła chyba nutki zawodu w głosie pięcioletniego syna. Potwierdziła, dodała, że spełniają marzenia. Faramir miał wtedy jedno – chciał, żeby gwiazdy nigdy nie spadły, nie zgasły. Bo były zbyt piękne.
Z biegiem lat zrozumiał, jak bardzo naiwne było to życzenie. Nie odrzucił go jednak, zawsze pozostało w jego sercu, choć oznaczało już zupełnie coś innego. Teraz bowiem gwiazdy przynosiły jeszcze coś – wspomnienia. Różne, z wielu chwil życia, często bolesne w swym pięknie i palące nieodwracalnym przeminięciem.
Faramir westchnął ze smutkiem, ale też z zachwytem. Tamta prośba się spełniła, więc czas na kolejną. Natychmiast wybrał najważniejsze w tym momencie spośród wielu pragnień.
Żeby wspomnienia, tak jak gwiazdy, nigdy nie straciły swego blasku.
***
Wokoło unosił się zapach deszczu, mimo że jeszcze nie padało. Boromir zerknął na niebo i zdziwił się, ujrzawszy bezchmurną, gwieździstą przestrzeń. Uśmiechnął się lekko. Lubił gwiazdy. Tak po prostu. Nie wiedział, czy przypominają poezję, czy mają w sobie artystyczne piękno. Nie czuł się pewnie w takich tematach, nie interesowały go zupełnie. Podziwiał gwiazdy zwyczajnie, za ich ciepło i blask, za niezmienność i przynoszoną nadzieję.
Zdarzały się chwile w jego życiu, z którymi nie umiał sobie poradzić, przeszkody, których nie mógł pokonać. Wszyscy zazdrościli mu zdolności podnoszenia się z niepowodzeń, znoszenia tragedii, chociaż tak naprawdę tego nie potrafił. Po prostu znalazł niezawodny sposób na uspokojenie duszy, posklejanie rozdartego serca. Znalazł gwiazdy.
Gdy matka umarła, sądził, że nigdy nie zdoła się z tym pogodzić. Wydawało mu się, że całe jego życie przewróciło się do góry nogami, że nic nigdy nie będzie już takie same, że świat się dla niego skończył. Aż w końcu spojrzał przypadkiem na niebo. Zrozumiał, że to wszystko nie było prawdą, że świat wciąż istniał i dopóki gwiazdy nie przestaną świecić, nie nastanie jego koniec.
O dziwno gwiazdy nie kojarzyły mu się boleśnie, nie stały się tylko pomocą w ukojeniu cierpienia. Lubił na nie patrzeć, nigdy nie mógł powstrzymać uśmiechu. W smutku przynosiły spokój, w radości – jeszcze większe szczęście. Przypominały o tym, że świat jest bezpieczny, solidny i trwały. O tym, że zawsze jest coś, dla czego warto iść dalej. O tym, że życie jest piękne.
Boromir nie wierzył w to, że spadające gwiazdy spełniają marzenia. Jednak mimo to zawsze je wypowiadał. Tym razem również, ujrzawszy przemierzającą niebo iskierkę, wyszeptał życzenie. To samo co zwykle.
By życie nigdy nie straciło swego piękna.
***
Burzowa atmosfera dotarła również do komnaty Namiestnika. Denethor miał nadzieję, że wkrótce naprawdę lunie deszcz. Chciał, by chmury zakryły niebo, przygaszając bijący z niego blask. Lśnienie wdzierające się przez okno irytowało go, nie pozwalało na niczym się skupić. Było zbyt intensywne.
Denethor oparł się z westchnieniem o parapet i rzucił krótkie spojrzenie na gwiazdy. Nie znosił ich z całego serca. Nieraz słyszał o ich romantyczności, poetyckości. Cóż za bzdurne twierdzenia! Przecież te plamki, lśniące, gdy ktoś potrzebował ukrycia i chowające się za chmurami, kiedy powinny oświetlać drogę, nie miały w sobie nic niezwykłego. Były zdradzieckie, nieprzewidywalne i niepotrzebne, oślepiały oczy, a zarazem dawały stanowczo zbyt mało światła. Nigdy nie gasły, gdy powinny przywdziać żałobę, wręcz przeciwnie – migotały radośnie na widok ludzkiej rozpaczy.
O tym, że spełniają pragnienia, pierwsza powiedziała mu Finduilas. Ona je uwielbiała, on już wtedy nie miał do nich zaufania. Lecz jej wierzył bezgranicznie, więc, obserwując zsuwające się z nieba światełko, wypowiedział w myślach życzenie. Dotyczyło jej, nie chciał wtedy niczego dla siebie. Nie spełniło się, wszystko potoczyło się całkiem inaczej. Gwiazdy zostawiły go samego wśród rozpaczy, a on je znienawidził. Dla niego na zawsze pozostały wrogimi, raniącymi serce punkcikami, błyskającymi drwiąco z daleka.
Denethor zacisnął powieki, potrząsnął lekko głową. W gardle poczuł znajome palenie rozżalenia i rozgoryczenia. Czemu to wszystko musiał być takie niesprawiedliwe? Czemu nawet niebo musiało być przeciwko niemu?
Opanował się dość szybko, wiedział, że nie powinien tego roztrząsać. Mimo że ból jeszcze go nie opuścił, otworzył oczy. Pierwszą rzeczą, którą dostrzegł, był opadający ku dołowi rozświetlony punkt. Usta Namiestnika wykrzywiły się w pełnym smutku grymasie. Wiedział, że życzenia się nie spełniają, ale miał jednak jeszcze jedno. Wypowiedział je cicho, obserwując znikające powoli światełko.
Prosił, żeby gwiazdy zgasły na zawsze.
T.L.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Pią 22:53, 15 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Tino, ja wiem, ja nie powinnam, ja nie mogę, ja jestem za stara... Za stara, żeby się wzruszać na takich tekstach. Ale się wzruszyłam i to bardzo.
Bo twoja miniaturka jest bajkowa, pięknie opowiedziana. Wśród panującej ostatnio mody na angsty i szotstkie, bolesne teksty (które sama uwielbiam pisywać i czytać), twój styl jest tak cudownie łagodny.
Z tych wszystkich trzech portretów najbardziej przemówił do mnie Boromir. Choć, szczerze mówiąc, jego niepewność własnego losu, szukanie spokoju i zapewnienia, że wszystko jest dobrze, że ziemia nadal się kręci, że można jeszcze żyć bez lęku, bardziej mi pasuje do Faramira. Bo Faramir wypada tu, na tle świetnego Boromira i zgorzkniałego Denethora, troszkę... niedopracowanie? Bardzo spodobał mi się jego smutek na wieść o spadaniu, umieraniu gwiazd i późniejsza wiara, by nigdy nie zgasły, ale zabrakło mi czegoś. Chyba wyjaśnienia, dlaczego jego życzenie akurat brzmi tak, a nie inaczej. Czy tak bardzo boi się zapomnienia? Że po czasie wspomnienia zblakną, zatrą się, przestaną być ważne... W tym aspekcie akurat go rozumiem, bo świetnie rozumiem ten lęk. Ale czy Faramir akurat nie chciałby o niektórych sprawach nie pamiętać? I tu właśnie nie wiem, czy chce w sobie pielęgnować urazę do ojca, która by nie osłabła, czy też woli, by właśnie te rzadkie, dobre wspomnienia zawsze były w nim, pomagały w złych chwilach?
Uff, już sama nie wiem. Chyba troszkę się zapędziłam w tej swojej analizie.
Jest jeszcze jeden bardzo ważny wątek w tym fiku - Denethor i jego miłość do żony. Bardzo, bardzo mi się podoba to ujęcie. Zawsze wyobrażałam sobie ich relację jako bardziej chłodniejszą, ze strony Denethora raczej takie ciche uwielbienie, graniczące z fascynacją. A tu pokazałaś, że on też potrafił kochać, choć we wnątrz był trochę zbyt poraniony i zgorzkniały.
Sam motyw gwiazd bardzo przyjemny, mimo, że używany dość często, tutaj świetnie się wkomponował. Oczywiście, można by polemizować, czy gwiazdy naprawdę odgrywały aż tak ważną rolę w życiu bohaterów. Ale, tu pojawia się jeszcze jedna sprawa - Finduilas. To ona, jako żona i matka, opowiadała im o nich, delikatnym ruchem ręki wskazywała ich położenie na niebie, cicho szeptała życzenia. I to ona, a nie gwiazdy, Faramir, Boromir, czy Denethor, jest dla mnie najważniejszą bohaterką tego opowiadania. I czekam, że kiedyś poświęcisz jej jeszcze troszkę miejsca w swoich kolejnych tekstach.
Pisz, Tino, pisz, bo ty naprawdę "czujesz" ten Gondor i jego władców. A tego opowiadania szczególnie gratuluję :)
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 22:55, 15 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|