|
Dolina Rivendell Twórczość Tolkiena
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa
Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 4 tematy
Skąd: Ithilien
|
Wysłany: Śro 16:28, 07 Paź 2009 Temat postu: [M] Czerwcowe lilie |
|
|
Tytuły moich opowiadań są coraz koszmarniejsze, tak samo zresztą jak same teksty. No nic.
Tekst pojedynkowy.
Dedykowany Arianie. Nie rozumiem, jakim cudem wygrałam, ale tak czy siak pojedynek z Tobą to prawdziwa przyjemność.
Czerwcowe lilie
Zachodzące słońce zalewało kuchnię purpurowym blaskiem. Lekki wiatr wdzierający się przez uchylone okno przesycony był słodkawym zapachem czarnego bzu. Zaczynało się lato.
Stary służący, oparłszy łokcie na parapecie, wpatrywał się w ostatnie promienie igrające na murach Białego Miasta.
- Piękne – westchnął cicho, nie odrywając spojrzenia od roztaczającego się za szybą widoku.
- Piękne – przyznała niemłoda też już kucharka, podając mu kubek z herbatą. – Lecz czy to aby najważniejsze? Nie wszystko, co piękne, dobrze się kończy – dodała niejasno. Oboje nie lubili niedomówień, lecz tym razem nie potrzebowali więcej słów. Rozumieli się doskonale. Pamiętali.
Zamilkli na chwilę. W końcu mężczyzna spojrzał na swoją rozmówczynię z namysłem, a później znów odwrócił głowę w stronę okna.
- Może nie wszystko. Ale warto, by wszystko, co piękne trwało. Chociażby przez chwilę.
***
Gdy Finduilas weszła lekkim, energicznym krokiem do zalanej jasnym światłem kuchni, rozmowa urwała się wpół zdania. Policzki pokojówki spąsowiały i dziewczyna pospiesznie wycofała się z pomieszczenia, dygając nerwowo. Finduilas powiodła za nią zdziwionym spojrzeniem.
- Cóż jej się stało? – zagadnęła młodziutką kucharkę, przysiadając na brzegu krzesła.
- Wyrzuty sumienia! – oświadczyła pewnie zapytana, nie przerywając mieszania w garnku. Zdumiona Finduilas uniosła brwi do góry.
- Jakie wyrzuty sumienia? Co ty opowiadasz, Inelo?
- Właśnie tak! Wszyscy teraz gadają i gadają, a potem się tego wstydzą i udają, że nic się nie stało – stwierdziła kucharka. – Widzi pani, jacy ludzie bywają niewdzięczni? Pani przyjęła ją do pracy, tyle dla niej zrobiła, a ona i tak plotkuje, zamiast zabrać się za coś pożytecznego. Nie powinna pani aż tak każdemu ufać.
- Och, przestań. Przecież nie mogłam inaczej postąpić. Biedna dziewczyna została całkiem sama na świecie. Musiałam jej pomóc – odrzekła Finduilas. – Lecz mówże wreszcie, o jakie plotki chodzi!
- Ano, powiedzieć mogę – przyznała Inela, wzruszając ramionami. – Ale to same głupstwa, nic ważnego. Mówią, że pani i pan Denethor niezbyt do siebie pasujecie. Że zbyt pochopnie zgodziła się pani zostać jego małżonką. Że nie będziecie szczęśliwi – wyliczała bez skrępowania w głosie kucharka, nie odrywając się od gotowania. – Ale niech pani się nie przejmuje! – dodała pospiesznie, widząc nieco strapioną minę Finduilas. – Przecież to tylko takie gadanie! Czy to ludziom wiele potrzeba, by zacząć opowiadać takie bzdury? Zazdroszczą pewnie pani urody, zazdroszczą szczęścia…
- Może prawdziwej miłości zazdroszczą? – zapytała Finduilas ze śmiechem w głosie. – Bo miłość to piękna rzecz, Inelo. Piękna.
***
Drobiny kurzu wirowały wolno na tle wstęg światła, które wpadały do komnaty przez wąskie okna. Niektóre pyłki osiadały na niezajętych jeszcze przez stosy ksiąg fragmentach wypolerowanego stołu. Ciszę przerywał tylko szelest przewracanych co chwilę kartek.
Drzwi skrzypnęły lekko, ale Denethor nie podniósł głowy znad stronic czytanego tomiszcza. Młody służący zbliżył się o parę kroków i zatrzymał z niepewną miną. Odchrząknął.
- Przyniosłem księgę, o którą prosiłeś, panie – powiedział. Denethor, nie przerywając czytania, odsunął na bok leżące na brzegu blatu dokumenty i wskazał puste miejsce. Służący posłusznie ułożył tam wolumin i cofnął się o krok. Przestąpił nerwowo z nogi na nogę.
- Coś jeszcze? – spytał chłodnym tonem Denethor, wciąż na niego nie patrząc.
- Właściwie tak, panie – przyznał niechętnie sługa. – Ludzie plotkują.
- Tak, to faktycznie charakterystyczna dla nich czynność. Dopiero to spostrzegłeś? – zakpił Denethor bez cienia uśmiechu na twarzy. Rzadko zdarzało mu się żartować, a jeśli już to robił, nigdy nie były to żarty szczególnie miłe.
- Plotkują o tobie, panie. I o pani Finduilas – wyjaśnił nieco urażony służący. Denethor przerwał czytanie, lecz nadal nie uniósł spojrzenia. Zacisnął palce na krawędzi stołu.
- Tak?
- Mówią, że jest dla ciebie zbyt młoda, panie. Że nigdy nie zrozumiecie się całkiem. Że wziąłeś ją za żonę, panie, tylko dlatego, że jest piękna jak obrazek – ciągnął służący ze zbolałą miną. Denethor poderwał gwałtownie głowę i spojrzał mu prosto w oczy.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto łatwo wybacza zniewagi, Elgorze? – zapytał lodowato.
- Raczej nie, panie – odrzekł sługa, wijąc się pod przeszywającym wzrokiem.
- Więc nie powtarzaj więcej takich rzeczy. Nigdy.
***
Finduilas wfrunęła niemal do komnaty i opadła na drugi fotel, tuż obok męża. Denethor uniósł lekko głowę, posłał jej krótki, szczery uśmiech i z powrotem pochylił się nad księgą.
- Ludzie bywają okropni, wiesz? – zagadnęła go pogodnie żona. Spróbowała wziąć go za rękę, ale odsunął dłoń.
- Wiem – mruknął, a nieprzyjemna nutka w jego głosie sugerowała, że dopilnuje, by choć część tych ludzi gorzko tego pożałowała. Finduilas uśmiechnęła leciutko. Denethor jak zawsze zachowywał się chłodno, by nie powiedzieć – oschle, lecz ona dobrze wiedziała, że to tylko pozory. Wiedziała, że tak naprawdę w głębi duszy był ciepły i dobry. I niewiele obchodził ją fakt, że nikt by jej w to nie uwierzył.
Ponownie spróbowała zacisnąć dłoń na jego palcach, ale niemal natychmiast wyszarpnął delikatnie rękę. Spojrzał na nią ciemnym jak burzowe niebo wzrokiem.
- Jestem zajęty – rzekł zdecydowanie, choć widać było, że wcale nie podoba mu się własna odpowiedź. Po raz kolejny przeniósł spojrzenie na zapisaną drobnymi literami stronicę. Finduilas uśmiechnęła się, podpierając podbródek dłonią.
- „…oczu twoich chmurność ocalić od zapomnienia”* – wyszeptała bezwiednie fragment zasłyszanego kiedyś wiersza.
- Słucham? – zapytał z roztargnieniem Denethor. Żona potrząsnęła głową.
- Nic, nic – zapewniła. Milczała przez chwilę. W końcu wstała wiedziona nagłym impulsem. Dotknęła ramienia męża.
- Chodźmy na spacer – poprosiła. – Dawno nie mieliśmy żadnej chwili dla siebie. A świat jest dzisiaj wyjątkowo piękny, wiesz? – powiedziała cicho. Denethor rzucił jej nieco zmęczone spojrzenie.
- Nie mogę, Finduilas. Naprawdę nie mam czasu – stwierdził, zsuwając jej dłoń ze swojego ramienia.
- Szkoda. – Młoda kobieta uśmiechnęła się smutno. Przyglądała się jeszcze przez chwilę mężowi, a później wyszła z komnaty.
***
Promienie słoneczne, które łaskotały go drażniąco w nos, były doskonałym pretekstem, by przerwać na moment pracę. Denethor wstał od stołu i szybkim krokiem podszedł do okna. Chwycił w dłoń grubą zasłonę, ale nie zaciągnął jej od razu. Zapatrzył się przez chwilę na roztaczający się za szybą widok.
Białe Miasto było piękne. A najpiękniejsza w nim była wybiegająca właśnie przez główne drzwi kobieta. Finduilas. Zawsze uśmiechnięta, choćby najsmutniejszym z uśmiechów, zawsze pełna radości i nadziei, zawsze odważnie patrząca w przyszłość.
- „Oczy twe jak piękne świece, a w sercu źródło promienia. Więc ja chciałbym twoje serce ocalić od zapomnienia.”* – Uśmiechnął się nieznacznie, nadal przypatrując się żonie. Cóż to były za słowa? Nie mógł sobie przypomnieć, ale w tamtym momencie sam by lepszych nie ułożył.
***
W czerwcowe wieczory słońce świeci pastelowo, przez długie godziny zwiastując zachód. Bzy pachną słodko, a łzy są słone i podobne do letniej burzy – gwałtowne, nieoczekiwane i ciepłe. Wysoko, na murach Minas Tirith, można poczuć gorący wiatr na twarzy. Lekkie podmuchy szarpią włosami i osuszają krople spływające po nosie.
Na dole panuje niezmącony spokój, powietrze nawet nie drży. Ukryte w zaroślach ptaki wypełniają świat swoim świergotem, który rozbrzmiewa tak mocno, że można wręcz o nim zapomnieć. Jasne kwiaty czarnego bzu pachną oszołamiająco, ale szybko więdną. Różowe jak niebo o poranku lilie rosną wśród wysokiego zielska. Gałązki i igły zaczepiają o ubranie.
Zaczyna się lato…
***
Finduilas wślizgnęła do komnaty i ostrożnie zamknęła drzwi. Zajęła fotel stojący tym razem po przeciwnej stronie stołu. Zerknęła na zapracowanego męża, który nawet nie uniósł głowy na dźwięk skrzypiących zawiasów, a później przeniosła spojrzenie na własne dłonie. Nie odezwała się.
Denethor również nie przerwał milczenia. Bez słowa podsunął w jej stronę leżący za stertą ksiąg bukiet różowych lilii. Dopiero po chwili przerwał czytanie i podniósł wzrok na żonę.
Ponad stołem jasne, roześmiane oczy natrafiły na ciemne i opanowane.
Przez chmury przebił się promyk światła.
* Marek Grechuta „Ocalić od zapomnienia”
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lalaith
Slashynka Czarodziejka
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Dorlomin
|
Wysłany: Śro 16:36, 07 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Chcę być pierwsza! No, jestem
Tinuś, jesteś zła, wiesz? Co to za pomysł, żeby tak wybielać w moich oczach Denethora? Pokazujesz go jako człowieka, którego zgorzknienie, tak dobrze nam znane, miało ważny powód. I że miał swoje uczucia, także te dobre.
Jednocześnie z tym zrozumieniem pojawia się złość. Jak on mógł tak traktować przecież ukochaną żonę?
Tyle odnośnie tematyki. Błędów nie zauważyłam, ale kto zwracałby uwagę na potknięcia, kiedy opowiadanie wciąga?
Cytat: | W czerwcowe wieczory słońce świeci pastelowo, przez długie godziny zwiastując zachód. Bzy pachną słodko, a łzy są słone i podobne do letniej burzy – gwałtowne, nieoczekiwane i ciepłe. Wysoko, na murach Minas Tirith, można poczuć gorący wiatr na twarzy. Lekkie podmuchy szarpią włosami i osuszają krople spływające po nosie.
Na dole panuje niezmącony spokój, powietrze nawet nie drży. Ukryte w zaroślach ptaki wypełniają świat swoim świergotem, który rozbrzmiewa tak mocno, że można wręcz o nim zapomnieć. Jasne kwiaty czarnego bzu pachną oszołamiająco, ale szybko więdną. Różowe jak niebo o poranku lilie rosną wśród wysokiego zielska. Gałązki i igły zaczepiają o ubranie.
Zaczyna się lato… |
Jak dla mnie, najlepszy fragment Czerwcowych lilii. Swoją drogą, Ania Shirley tak zwała narcyzy. A może to pani Linde? Nieważne.
Tino, tak jak Ariana jest kronikarką losów Arweny i Estela, tak Ciebie można nazwać kronikarką losów Denethora i Finduilas.
Pisz jak najwięcej tak dobrych tekstów, proszę.
Lai
Ostatnio zmieniony przez Lalaith dnia Śro 16:51, 07 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 22:16, 10 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Ah Tino, no i jest cudownie!
Ani trochę nie dziwię się, że przyszło Ci wygrać ten świetny pojedynek.
Pierwsze co mi przychodzi na myśl to delikatność. W stylu, jakim się posługujesz można się zakochać. Ważysz słowa, każde określenie jest niesamowicie plastyczne. Przez cały czas, czułam swego rodzaju lekkość. Pióra, miejsca, postaci, ich gestów, zachowań, dialogów. Zaczarowałaś mnie po prostu i jestem w stanie wielkiego niedosytu, więc mam nadzieję, że wkrótce uraczysz nas równie wdzięcznym tekstem.
Musiałam chwilę zastanowić się nad istotą pierwszego fragmentu, w końcu doszłam do tego po co się tam znajduje i równocześnie, że tak naprawdę nie jest najpotrzebniejszy. Może gdyby całość kończyła się również podsumowaniem ze strony służącego i kucharki, miałabym inne zdanie.
Mimo wszystko jednak uważam ten tekst za cudowny. Urzekł mnie absolutnie.
Opisy, mimo że krótkie, są tu wręcz mistrzowskie. Wplecenie Grechuty, moim zdaniem świadczy o Twoim bezsprzecznym wyczuciu chwili, wyszło bardzo obrazowo, ja się zakochałam w tej scenie.
Chwyciłaś mnie za serducho.
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz to zrobisz i tego Ci życzę.
Kłaniam się nisko.
Mika
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ariana
Kronikarka z Imladris
Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 20:57, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Tino, przepraszam bardzo, że dopiero teraz komentuję. Miałam to zrobić w weekend, ale czułam się straszliwie wyprana z czegokolwiek.
Urzekłaś mnie tą miniaturką. Cóż wiecej mogę napisać? Chyba tylko to, że słusznie wygrałaś ten pojedynek.
Twoja Finduilas jest taka... jedonocześnie beztroska i smutna. Pozytywnie nastawiona do życia i szukająca zawsze dobrych stron w różnych sytuacjach. W tak króktim tekście zdołałaś naprawdę wiele o niej powiedzieć. I bardzo dobrze, bo Finduilas należy do tych postaci, o których mam garstkę suchych informacji i nic więcej.
Jeśli chodzi o Denethora... akceptuję go takiego, jakim go przedstawiasz. Jakby nie było każdy miewa chwile dobroci, nie? Denethor książkowy jest mi kompletnie obojętny, nie jestem do niego zrażona. A może i jestem? Trudno mi powiedzieć. Jak zwykle patrzę na niego obiektywnie i sybiektywnie. Obiektywnie widzę człowieka nieprzeciętnej inteligencji, mądrego, który w swej chęci zdobycia wiedzy posunął się zbyt daleko i przez to popadał w szaleństwo. Z drugiej strony moja bardziej subiektywna część widzi człowieka, który okrutnie postąpiłz własnym synem i wyrządził mu ogromną krzywdę. I nic go nie tłumaczy, bo z wypoowiedzi Faramira wynika, że ojciec traktował go tak praktycznie od zawsze. Ale ja nie o tym miałam. Miło jest przeczytać tekst ukazujący własnie ten moment, w którym z Denethora wyłazi ta miła cząstka
Cytat: | - Może prawdziwej miłości zazdroszczą? – zapytała Finduilas ze śmiechem w głosie. – Bo miłość to piękna rzecz, Inelo. Piękna.
|
Prawdziwa rzecz, ale to drugie zdanie zabrzmiało mi zbyt... infantylnie? Nie wiem, tak jakoś <tia, wiem, przyganiał kocioł garnkowi>
Cóż jeszcze? Chyba pozostało mi tylko pogratulować ci raz jeszcze świetnej miniaturki. Ten zachód słońca przypadł mi najbardziej do gustu chyba
Pozdrawiam
Ariana
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 21:01, 21 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Wiesz co, Tin? Nigdy nie sądziłam, że mnie - wielbicielkę ciężkich tematów, angstów, babrania się w psychice bohaterów i ogólnie wszystkiego co poparane, zagmatwane i psychodeliczne - można tak łatwo rozbroić.
Bo poległam. Kompletnie i na całej linii. Zawsze wydawało mi się, że jeśli chce się w opowiadaniu/książce/fanfiku przedstawić prawdziwą miłość, i to bez patetyzmu i lukrowania, to trzeba z tego zrobić uczucie trudne, powoli dojrzewające, trochę ukryte, nawet zakazane. Zawsze mierziła mnie miłość taka idealnie szczęśliwa, lub wybuchająca z dnia na dzień. Wydawało mi się to takie trochę szczeniackie, nierealne. Pachnące spokojnym i nudnym życiem, domkiem z ogródkiem i dwójką dzieci. Ot, takie spaczenie.
A tu? Nie wiem jak to zrobiłaś, ale kompletnie wymknęłaś się schematom. Oczywiście, można narzekać - że to takie słodkie, że Finduilas jest zbyt dobra i marysuistyczna, a Denethor trochę za mało wredny i psujący swój wizerunek tym bukietem lilii (różowych, o zgrozo!) i cichym wypowiedzeniem wiersza.
Ale równocześnie, udało ci się bardzo ładnie i wiarygodnie pokazać miłość tak zwyczajnie... dojrzałą. I to w pełnym tego słowa znaczeniu. Która nie patrzy na wady, umie za chmurnym spojrzeniem ciemnych oczu dostrzec coś ciepłego. I co dziwniejsze - widać tą miłość po obu stronach, Denethora i Finduilas. Finduilas, choć wydaje się taka trochę dziecinna z tym swoim "Miłość jest taka piękna!", to naprawdę kocha. Tak samo jak Denethor.
I kurczę, podobało mi się. Naprawdę. I jest to śliczny obrazek - może zbyt pastelowy, może za dużo w nim słodkich zapachów dzikiego bzu i kwiatów, za dużo promienii słońca i świergotów ptaków. Ale są też przecież i te łzy, schnące gdzieś na nosie.
Oczywiście, mogę wydziwiać, że przesłodziłaś. Ale ten fik jest jak... czekolada? Słodka, tucząca, idealna, ale każdy ją kocha. I już.
Tak więc - mogłabym trochę pozrzędzić, ale po co? Wytrąciłaś mi już broń z ręki ;)
Bardzo, bardzo uśmiechogenny fik. W sam raz na jesień.
Pozdrawiam,
Fay
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aeria
Szara Eminencja
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1416
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Gondor
|
Wysłany: Nie 14:49, 17 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Cztery długie komentarze widzę pod tym tekstem i czuję, że mnie przerastają. Bo ja nie dam rady napisać niczego tak długiego. I nie sądzę, żebym musiała. Tino, wiesz, że świetnie piszesz, nie muszę Ci o tym po raz kolejny przypominać. Dlatego napiszę tylko jedno zdanie na temat tego tekstu.
Przeszły mnie ciarki, gdy dotarłam do końca.
Bawisz się opisami, pobudzasz wyobraźnię, poruszasz serce.
Nie przesadzasz, nie naginasz faktów, piszesz jednocześnie malując.
Perełka:
Cytat: | Białe Miasto było piękne. A najpiękniejsza w nim była wybiegająca właśnie przez główne drzwi kobieta. Finduilas. Zawsze uśmiechnięta, choćby najsmutniejszym z uśmiechów, zawsze pełna radości i nadziei, zawsze odważnie patrząca w przyszłość. |
A.
Ostatnio zmieniony przez Aeria dnia Nie 14:49, 17 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Pią 19:04, 05 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam w tym tekście jego lekkość i pewną codzienność. Oto mamy dwoje kochających się ludzi, różnych od siebie, a jednak darzących się naprawdę głębokim uczuciem. Ta miłość wydaje mi się nawet piękniejsza niż Aragorna i Arweny, którzy w pewien sposób od początku pasowali do siebie i czytelnik nie potrafił nawet sobie wyobrazić, by mogło to się skończyć czymś innym niż ślubem. A Denethor i Finduilas w książce stanowią stanowią zagadkową parę. Twoje wyobrażenie ich związku kupuję w całości - z roześmianą, młodą dziewczyną i poważnym, zapracowanym mężczyzną oraz tak oczywistymi plotkami otaczających ich ludzi. A także przewijającym się motywem odchodzenia, ulotności obecnej chwili, co zapowiada smutną przyszłość.
A poza tym Finduilas kojarzy mi się tutaj natychmiast z filmowym Faramirem. Uśmiech, spokój, trochę melancholii. Księżniczka i książę z bajki dla trochę starszych dzieci .
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|