Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Pod Rozbrykanym Kucykiem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 34, 35, 36  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Czas odpocząć
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 18:01, 10 Cze 2009    Temat postu:

Ja również mam Dolinkę w podpisie, ale nie wiem co to daje. Na razie na wędkę złapała się tylko (albo aż ;) ) Hikari.

Myślę, że nawet jeśli ktoś kliknie w odnośnik i zajrzy tu do nas, to może się lekko zniechęcić. Strona nie wygląda zbyt profesjonalnie, przydałby się jakiś porządny nagłówek z napisem "Forum Dolina Rivendell", a nie tylko sam obrazek. Ech, ale to już w mocy Elbereth, a z nią kontakt coraz bardziej się urywa...

Tak mi chodzi po głowie napisanie fika. Albo jakiejś sztuki w iluś tam aktach, coś na kształt "Niespodzianki" Tiny ;) Raczej parodia. Angstów mam dość, po napisaniu "Czerwieni".

A tak wogóle, to mnie olśniło, że nieświadomie popełniłam lekki plagiat. Bo na forum już jedna 'czerwień' jest, a mianowicie "Czerwień cienia" Tiny ;) Mam nadzieję, że się nie gniewasz?

Ech, taki dzień mam dzisiaj rozlazły. Do szkoły nie poszłam, bo mam nogę w gipsie (tak gdzieś do połowy łydki) i nie mam nawet jak chodzić. Więc się pogrążam w błogim lenistwie ;) A za oknem deszcz, deszcz i dla odmiany deszcz. Brrr.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 18:15, 10 Cze 2009    Temat postu:

U nas dzisiaj dla odmiany słońce. Padało chyba przez dwa tygodnie, wczoraj wieczorem była pokaźna sobie burza, a dzisiaj (jeszcze) nie pada(ło). Znaczy: wszystko przed nami.


Noga w gipsie, hm? Współczuję. I po cichu trochę zazdroszczę. Bardziej skutku, bo ja też chętnie pogrążyłabym się w błogim lenistwie. Ale, jak na złość, nigdy w życiu niczego nie złamałam (no, pomijając paznokcie i zęby Razz), co jest o tyle dziwne, bo raczej nie byłam ani nie jestem szczególnie ostrożnym człowiekiem. Pewnie jak złamię, to raz a dobrze: kręgosłup, kark, czaszkę... drzewo... Razz. O, drzwi kiedyś połamałam! Reklamą. Przy wydatnym współudziale mojego psa, podówczas jeszcze szczeniaka. To trzeba umieć...


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 18:16, 10 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 18:16, 10 Cze 2009    Temat postu:

Dziewczyny, nie róbcie sobie wyrzutów! Tino, a ty niby co zrobiłaś, jeśli nie ściągnęłaś mnie tutaj? Właśnie, dziękuję bardzo za komentarz na Mirriel. Naprawdę ten tekst ci się najbardziej podoba? Cieszę się Smile A uwierzysz, jak napiszę, że częściowo pisałam ten tekst chodząc po lasku przy jednej z dróg w Warszawie? Mama była w pracy, a ja z babcią zajmowałam się bratem i poszliśmy a spacer właśnie do czegoś w rodzaju lasku. I ja bardzo inteligentnie wyjęłam zeszyt i pióro i pisałam idąc xD.
Właśnie, co do pisania. Może i wychodzą mi takie melancholijne miniaturki, ale szlag mnie trafia, jak mam pisać coś z akcją. To znaczy pomysłów jest zwykle aż za dużo, gorzej z wykponaniem. NIe umiem pisać opisów dłuższych niż parę zdań i w efekcie w dłuższych tekstach mam dużo dialogów. Ciekawe, jak mi wyszedł ten, który poszedł do bety. Bo pokusiłam się o dłuższego ficka z akcją Wink

EDIT: Nakago, drzwi? Zdolna jesteś xD. Ja jeszcze nic sobie nie połamałam. Czasem mam takie dziwne myśli, że chciałabym wiedzieć, jak to jest zwichnąć nogę/rękę. Wiem, głupie, ale mnie zastanawia. Zapewne kiedyś się przekonam. Rozsądek podpowiada, że oby nie.


Ostatnio zmieniony przez Ariana dnia Śro 18:20, 10 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lalaith
Slashynka Czarodziejka


Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dorlomin

PostWysłany: Śro 18:22, 10 Cze 2009    Temat postu:

Nareszcie deszcz!
Przez poniedziałek i wtorek zdychałam z bólu głowy przez ten duszny upał, a tak deszcz oczyści powietrze. Kurczę, mam ochotę pobiegać w tym deszczu, ale to tak nie wypada chyba, jak się jest w najlepszym gimnazjum w Lublinie. A przynajmniej ja się krępuję.

Cóż, i ja dodam, że mam Dolinkę w podpisie, ale taka deklaracja to raczej mało co da. A i ludzi, którzy Tolkiena by lubowali nie znam zbytnio. Jedna tylko Layka się zarejestrowała, ale nic nie pisze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 18:27, 10 Cze 2009    Temat postu:

E tam, nie wypada. Ja też z renomowanej szkoły, tyle że liceum <to chyba gorzej, nie?>. A jak lało w poniedziałek, to wracałam sobie spacerkiem w ulewie radośnie. Chociaż mi jużdeszcz bokami wychodzi, podobnie jak u Nakago wiecznie tu u nas leje. A w zasadzie nie cały czas, tylko na zasadzie deszcz-słońce-deszcz-słońce. Świra można dostać. Jakby był upał, to bym była przeszczęśliwa bo mi to nie przeszkadza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Śro 19:30, 10 Cze 2009    Temat postu:

Żadnych upałów! W temperaturze powyżej 25 stopni dostaję świra. A słońce doprowadza mnie do szału, jako że mam ostry światłowstręt i po prostu nie widzę, gdzie idę.
Ale mogłaby się zakończyć już ta huśtawka pogodowa. Wczoraj myślałam, że mnie trafi. Wstałam - leje, zbieram owady - upał, jam obiad - leje, idę na egzamin - upał. Już sama nie wiem co mam ze sobą brać: parasolkę czy filtr przeciwsłoneczny.
Dołączę się do akcji rozpowszechniania forum, ale najpierw muszę rozgryźć mechanizm dodawania adresów w podpisie... Technika mnie wykańcza.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 20:03, 10 Cze 2009    Temat postu:

U nas to samo. Było a może i jeszcze jest (tfu, tfu, co by nie zapeszać): raz słońce, raz deszcz, przy czym więcej tego drugiego (do dzisiaj, w każdym razie). Moja Mama stwierdziła, że to pogoda na stare panny. I że mam nie narzekać, bo sama jestem temu winna. Jako jedna z tych starych panien. No zaprzeczyć się nie da... staropanieństwu, nie winie za pogodę.



Ja się może pochwalę, jak to z tym łamaniem drzwi było. Otóż miało to miejsce jakieś... skoro Indi był szczeniakiem, to około pięć lat temu. Mocno wiało i przewróciło zewnętrzną reklamę biura, w którym pracuję, twardą dechę na mocnej, metalowej ramie. Żeby nam tego ktoś nie zwinął, reklama została przyniesiona do biura; postawiona pod ścianą w wąskim korytarzyku, o tęże ścianę oparta. I tak sobie stała czas jakiś. Ale któregoś popołudnia mój nadmiernie ciekawski pies musiał ją zahaczyć, popchnąć, cokolwiek i się przewróciła. W biurze z ludzi byłam już tylko ja - siedziałam w ubikacji. Reklama przewróciła się tak, że zablokowała drzwi od rzeczonej ubikacji. Wybraźcie sobie więc tę sytuację: ja zamknięta w ubikacji, nagle huk niesamowity i rozpaczliwe piszczenie mojego psa. Wpadłam w panikę. Tylko raz się tak bałam, jak sobie zawisłam na rękach na łańcuchu nad przepaścią, bo mi się nogi ze ściany skalnej ześlizgnęły przypadkiem. Że reklama się przewróciła, to się domyśliłam. I już widziałam tego durnego szczeniaka przygniecionego ciężką dechą wraz z jeszcze cięższą metalową ramą... Co miałam robić? Otworzyłam drzwi na siłę, łamiąc je o leżącą za nimi reklamę. No, "łamiąc" to drobna przesada, bo w drzazgi nie poszły - ale dziurę wybiłam w nich sporą. Nadawały się tylko do wymiany. A pies, na szczęście, okazał się reklamą przywalony nie być. Stał na jej drugim końcu i piszczał, jakby go ze skóry obdzierali, jasnowidz cholerny. Dużo nie brakowało, żebym to mu właśnie zrobiła. Z radości, że jest cały i zdrowy, naturalnie Rolling Eyes.



Taaak... Opowiedzieć coś jeszcze? Przygód głupich trochę mi się w życiu uzbierało... Razz.
Powrót do góry
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 20:03, 10 Cze 2009    Temat postu:

w edycji profilu napisz adres rorum i umieść go w [url][/url] - w ten sposób będzie działał jako link.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Śro 21:47, 10 Cze 2009    Temat postu:

Sporo mnie ominęło, jak widzę. Obawiam się, że moja odpowiedź może być dość chaotyczna.

O tak, Fayerko, zgadzam się z tobą! Nagłówek niby jest, ale trochę mały on. A obrazek... Ładny, ale zawsze miałam wrażenie, że przydałaby mu się jakaś ramka. Albo żeby chociaż lekko rozmazać krawędzie. Bo teraz się za bardzo odcina od reszty moim zdaniem...

Z tą "Czerwienią" to się nie gniewam, bo i o co? Taki plagiat to nie plagiat! Wink
A inne fanfiki pisz, pisz, ja chętnie przeczytam!

Lalaith, zawsze można upozorować, że się na ten deszcz wyszło "przypadkiem".
I mam jeszcze prośbę. Oceń pojedynek! *słodkie oczka*

T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 22:02, 10 Cze 2009    Temat postu:

Opowiadaj, Nakago! W końcu w karczmie jesteśmy, nie? xD
Zawisłaś nad przepaścią? Bawisz się we wspinaczkę? Podziwiam, ja bym się bała.

Ja tam nie wiem, czy się mogę czym pochwalić. Raz w sumie zdarzyła mi się dość nietypowa sytuacja. Byłam z mamą w Szwecji, bo akurat często tam bywała zawodowo, a jako że były wakacje, to z nią pojechałam <taszcząc ze sobą Księcia PÓŁkrwi w oryginale>. Miałam lat trzynaście i pomijając to, że główie siedziałam sobie w biurze męcząc owego Pottera <pierwsza książka po angielsku, którą czytałam> to zdarzyło mi się raz, że pomagałam zaprzyjaźnionym robotnikom robić porządek z narzędziami. Pod biurem była taka półpiwnica. Były tam sypialnie dla robotników, kuchnia, skład z narzędziami, a pomiędzy tym ogromne puste pomieszczenie, miało z 60-70 metrów kwadratowych. NO i jesteśmy sobie przy wyjściu na tyły z tymi narzędziami, a mama była na górze w biurze. Chcąc do niej dojść, musiałam przejść przez całą półpiwnicę i przez to duże pomieszczenie. Weszłam do środka, oślepiona słońcem, a tam w tym ogromnym pomieszczeniu było pełno dymu. Możecie sobie wyobrazić, że się wystraszyłam. Wyleciałam na dwór i powiedziałam o tym dymie i jeden z robotnikó poszedł do środka. W tym momencie włączyły się czujki alarmowe <rychło w czas>. Co się okazało? W kuchni na kuchence został brudny garnek po zupie z tłuszczem a w kuchence zrobiło się zwarcie i zaczęła grzać. Chwilę później bym przyszła, a zapaliłyby się szafki i wtedy dopiero byłoby radośnie. A tak to robotnik wziął wyniósł ten garnek <poparzył sobie trohę palce, ale nic się w sumie nie stało> i zalał go wodą. Wtedy dopiero zrobiła się masa dymu tak że potem cały dzień wietrzyliśmy nim dało się tam wejść.
Nic się nie stało, ale powiedziałabym, że przeżycie z adrenalinką. Za to potem bosko wyglądały wszystkie liczne pajęczyny usmarowane na czarno od dymu. Jak się wzięliśmy wieczorem za sprzątanie, to długo nam to zeszło. A potem przez pół dnia jeździłyśmy po Malme szukając nowej kuchenki, takiej małej dwupalnikowej, którą można było normalnie od prądu odłączyć, bo nikt jużnie ufał gniazdkom.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lalaith
Slashynka Czarodziejka


Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dorlomin

PostWysłany: Śro 22:43, 10 Cze 2009    Temat postu:

Uou. Ja sobie takich przygód nie przypominam, chyba nic ciekawego nie przeżyłam. A szkoda, miałabym co opowiadać. Bo to, jak mało co piwnicy nie podpaliłam i gasiłam, nosząc wodę w talerzu ciekawe nie jest...

Ariano, ty do trzynastego LO chodzisz, jeśliś z Szczecina? Ach, kiedyś, dawno, dawno, z jakieś sześć, siedem lat temu moi bracia tam się uczyli, a i ja marzyłam o nauce tam...

Tino, z chęcią wezmę się za ocenianie.

Lalaith
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Śro 22:48, 10 Cze 2009    Temat postu:

To z tym talerzem brzmi intrygująco. Opowiedz! Wink

A na ocenę czekam niecierpliwie i z góry dziękuję.

T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 22:57, 10 Cze 2009    Temat postu:

Co? Do trzynastki? W życiu, za żadne skarby. Chodzę do LO2, drugie po trzynastce liceum w Szczecinie. W trzynastce nie panuje zdrowa atmosfera i moja przyjaciółka, która tam chodzi, chociaż w sumie lubi szkołę, to często potwierdza, że co po niektórzy są tam nienormalni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lalaith
Slashynka Czarodziejka


Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2710
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dorlomin

PostWysłany: Śro 23:03, 10 Cze 2009    Temat postu:

Miałam może z 5 lat i mama poprosiła, żebym zaniosła do piwnicy jakieś kartony i położyła je obok pieca. Ale ja, nieposłuszne dziecko, chciałam wrzucić je do środka, żeby się spaliło. Cóż, zapalić się zapaliło, ale papierzyska wyleciały z pieca i paliły się na wtedy jeszcze betonie. Mała Natalka bała się, że mama ją skarci i zapragnęła zgasić pożar. Ale zamiast coś porządnego wziąć, wodę w talerzu nosiłam. A żeby do piwnicy dojść, musiałam przejść przez dwa korytarzyki i obok wejścia do kuchni cioci, a później po stromych schodach w dół. Zniosłam tak może ze cztery talerze, cała zapłakana, aż mama zobaczyła, co noszę i sama zgasiła.
Ot, cała historia Smile

Lalaith
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 0:04, 11 Cze 2009    Temat postu:

Jej, ja to ogólnie takie dziecko szczęścia jestem, że mi się co i rusz przydarzają jakieś wypadki ;) Począwszy od zwykłych gaf, po te z adrenalinką ;)

Prób podpaleń mieszkania miałam trzy. Raz zawinił czajnik z wodą zostawiony na gazie - woda wyparowała, czajnik zaczął się fajczyć, w końcu cały się stopił, zlał po kuchence, na podłogę, przepalił linoleum i podpalił parkiet. A ja w tym czasie sobie siedziałam na balkonie, czytając bodajże notatki z biologii. Na szczęście, w porę usłyszałam przeraźliwy pisk mojego kota, który nieostrożnie wlazł łapkami w tlące się panele ;)

Za drugim razem niechcący podpaliłam patelnię. Spanikowana wrzuciłam ją do zlewu, ale płomienie sięgnęłu zawieszonych nad nimi ściereczek i zrobiło się niewesoło. Ja w krzyk, rodzice się zaraz zbiegli, ogólna panika i histeria. Na szczęscie dało się ugasić, ale ściana w tym miejscu jest osmalona do tej pory.

Trzecie podpalenie miało miejsce w odwiedzinach u babci. Uznałam, że świetnym pomysłem będzie postawienie zapalonej świeczki na stole wigilijnym, tuż pod oknem. Tyle, że firanka i zasłonka lekko się zaczęły dymić. Niewiele myślać, mój tata oblał to wszystko kompotem z suszonych owoców, który akurat miał pod ręką ;)

Poza tym miałam mnóstwo przypadków zatrzaśnięcia się w windzie. Jeden był dość komiczny - jechałam akurat do dziadka, na ósme piętro. Gdzieś w połowie drogi winda odmówiła posłuszeństwa. Mam lekką klaustrofobię, więc od razu zaczęło mi być duszno, ręce mi się trzęsły. Na szczęście miałam przy sobie komórkę, którą powiadomiłam dziadka gdzie jestem, a on wezwał mechaników. W końcu (po jakiejś godzinie kiszenia się w szybie razem z siatami zakupów i psem), winda ruszyła. Drzwi się otwierają i wita mnie uśmiechnięty inżynier z podbladłym staruszkiem za plecami. Dziadek, cały w nerwach, krzyknął nieopatrznie: Kaśka, skacz! A ja niewiele myśląc, razem z zakupami i oszalałym psem, daję wielkiego susa, prostu na biednego mechanika. Biedak się przewrócił, przygnieciony mną, dziesięcioma kilogramami owoców i mrożonek, oraz dzikim psem xD

A o aferze bombowej na dworcu, czy "wpadką z zakasaną spódnicą" na egzaminie konczącym podstawówkę, to już wolę nie opowiadać ;) No, chyba, że ktoś słyszał o głupszych wybrykach i nic go już nie zdziwi ;)

Nakago, naprawdę wisiałaś tak nad przepaścią? Jeju, niesamowite. Jeśli mnie serce podchodzi do gardła, gdy przegapię jeden stopień na schodach, to co dopiero można czuć w takim momencie...

A, i zazdroszczę ci strasznie Indiego! U mnie dom opanowany całkowicie przez kocią szajkę, gdzie mój biedny Ciaptak, jako jedyny przedstawiciel swego psiego gatunku, już całkowicie "skociał". Nawet już nie szczeka i zdarza mu się podjadać kocie puszki ;)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Czw 6:26, 11 Cze 2009    Temat postu:

To, dlaczego w ogóle mam Indiego, jest oddzielną historią. Na inny raz, powiedzmy.



Tym razem, siedząc nad szklanką cieplutkiego Earl Greya, opowiem Wam, moje drogie (względnie również moi drodzy, którzy może się wstydzą zarejestrować czy coś), jak to było z tym wiszeniem. Bo macie rację: w końcu to karczma jest. Było, szczerze mówiąc, banalnie i prozaicznie. Każda z Was może to przeżyć. Robi się to tak: jedzie się w polskie Tatry. Polskie Tatry to moje ukochane góry, może dlatego, że w wyższych nigdy nie byłam. I obiecałam sobie, że nie pojadę, dopóki nie przejdę wszystkich szlaków w tychże polskich Tatrach. Sporo mi jeszcze brakuje, więc... OK, no to po raz kolejny pojechałam sobie w Tatry. Albo sama, co mi się zdarza, albo z koleżanką, która wcześniej zeszła w doliny, podczas gdy ja zostałam na szlaku (tak, wiem, tak się nie robi; ale ja głupia, uparta i lekkomyślna jestem, i jak już coś postanowię, to koniec); przyznam, że nie pamiętam, który to był wyjazd. Jest w Tatrach Wysokich taki (nie)sławny szlak, który się nazywa Orla Perć. Biegnie od Świnicy (następny szczyt zaraz za Kasprowym Wierchem) graniami, szczytami i przełęczami dokoła kotlinki, w której leży Czarny Staw Gąsienicowy. Szlak jest naprawdę niebezpieczny, co rok zbiera śmiertelne żniwo i trzeba na nim wyjątkowo bardzo uważać. Z tego powodu jest też w wielu miejscach ubezpieczony: są tam łańcuchy i klamry. Łańcuchy służą do trzymania się, po klamrach w większości się chodzi (jak po drabinie, jeśli są wbite jedna nad drugą, albo jak po wąskiej półce, jeśli są wbite jedna obok drugiej; za plecami zawsze w takim przyadku ma się przepaść). Nigdy nie przeszłam całej Orlej Perci - ale zamierzam, oczywiście Twisted Evil - mam "zaliczone" jedynie jej fragmenty. W którymś miejscu, gdzieś bliżej Koziego Wierchu, powiedziałabym, jest stroma ściana, po której trzeba wejść (jeśli się idzie od Świnicy, bo jak od Granatów, to trzeba nią zejść, naturalnie; z dwojga złego wolę nią wchodzić... mimo wszystko). Nie jest zupełnie pionowa, bez przesady, ale kąt jej nachylenia jest bardzo mały. W dodatku szlak w tym miejscu zakręca i kiedy wchodzi się na tę ścianę, ma się za plecami nie szlak, tylko przepaść. To miejsce ubezpieczone jest łańcuchem, wiszącym z góry na dół - trzymając się łańcucha i szorując nogami po ścianie należy wspiąć się na grań (bo szczyt to chyba jeszcze nie jest). Stanąwszy pod tą ścianą (po raz pierwszy w życiu i, jak na razie, ostatni) byłam sama i w zasięgu wzroku nie miałam żadnego człowieka, ale co mi tam! W końcu to ja, nie? Splunęłam w dłonie i hajda do góry. Idę sobie, idę, z pewnym wysiłkiem, bo nie jestem szczególnie silna, za to dość ciężka, a tu nagle ślizg. Poślizgnęła mi się ta noga, którą miałam opartą o ścianę, podczas gdy drugą szukałam miejsca, gdzie mogłabym ją oprzeć, aby dać kolejny krok. No i co? No i zawisłam na rękach, trzymających łańcuch. Nie, nie przemknęło mi przed oczami całe życie - może by to zrobiło, gdybym już leciała w tę przepaść za mną. Ale wpadłam w panikę. Machałam nogami na wszystkie strony jak szalona, usiłując znaleźć dla nich oparcie, żeby nie polegać tylko na pocących się dłoniach, które groziły tym, że za chwilę albo puszczą łańcuch, albo też się zaczną ślizgać. Oczywiście rzucanie się na podobieństwo ryby niczego nie dało; musiałam się uspokoić i dopiero wtedy poszukać oparcia dla nóg. Gdyby mi się wtedy nie udało, raczej nie mogłabym pisać dzisiaj tych słów. Z czego wynika, że owszem, udało mi się. I wlazłam na górę, chociaż na dół miałam bliżej. I wrócę tam na pewno, i wejdę na tę ścianę. Bo moja głupota, upór i lekkomyślność są po prostu nieuleczalne. Ten typ tak ma.

W ramach ciekawostki dodam tu jeszcze małą informację o halo - przynajmniej AFAIR tak to nazwała moja Ciocia, która mnie miłością do Tatr zaraziła (głupotą, uporem i lekkomyślnością już nie, to sobie załatwiłam własnym sumptem; kiedy ona słyszy, co ja w górach wyprawiam, zabrania mi tam wyjeżdżać Razz). Otóż czasami, jeśli na niebie jest słońce, a pod obserwatorem (w dolinie, w kotlinie, na hali) mgła albo chmury, można na tej mgle lub chmurach zobaczyć swój cień. Ten cień wokół głowy może mieć coś w rodzaju aureoli, ale nie świetlistej, tylko jakby zrobionej z tęczy. To jest właśnie halo. Przesądy głoszą, że jak ktoś takie halo zobaczy trzy razy, to już z gór nie wróci. Ja widziałam dwa. Życzcie mi szczęścia Wink.
Powrót do góry
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Czw 11:44, 11 Cze 2009    Temat postu:

Zazdroszczę wam trochę tych przygód, ale też współczuję. Bo z jednej strony żałuję, że mi się nigdy nic nie przydarza, a z drugiej obawiam się, że umarłabym ze strachu.

Lalaith, dziękuję za ocenienie pojedynku! :)

T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 16:56, 11 Cze 2009    Temat postu:

Nakago, brr. Mnie wystarczy samo czytanie takich rzeczy. Ja polskie góry znam słabo, zwykle jeździmy z rodzicami w niemieckie Alpy. A to dlatego, że wyjeżdżaliśmy głównie w weekendy majowe i jak raz polehaliśmy do Szklarskiej, to szpilki ni dało się wcisnąć, takie tłumy ludzi.
Zwykle jak jesteśmy w górach to nie wybieramy szczególnie trudnych szlaków, zwłaszcza teraz, jak mamy dwulatka w domu, to się wyczynowo po góach połazić nie da.
Tak sobie przypomniałam, że nie przepadam za drabinami. Jak muszę, to wejdę, ale bez przyjemności. Pamiętam jak miałam może ze cztery czy pięć lat i mama mnie zabrała na budowę. A ja co? Wlazłam radośnie na rusztowanie a potem mnie mama musiała znieść, bo się bałam zejść na dół.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 20:37, 11 Cze 2009    Temat postu:

Nakago, aż ciarki chodzą, jak się czyta. Mnie w góry ciągnie od zawsze, a tak rzadko mogę w nie wyjeżdżać... Ja chwilę grozy przeżyłam w Pieninach (gdzie im tam do Tatr, ale co tam). Od takiego małego miasteczka, Krościenko, prowadzi tam szlak na Sokolicę. Droga jest piękna - idzie się wąską ścieżką, po lewej (jakieś 5 metrów dół) płynie Dunajec, a po prawej stronie ma się skalną ścianę. Szłam sobie ową ścieżynką, z zamiraem zrobienia sobie małego rajdu - Soklica, Góra Zamkowa i Trzy Korony. Nagle, ujrzałam w owej ścianie skalnej, jakieś trzy metry nad głową, wyrzeźbioną wnękę z kapliczką. Ja, niewiele myśląc, postanowiłam się tam wdrapać i zrobić zdjęcie. Tak, to było wyjątkowo głupie, zważając, że byłam sama, bez zabezpieczeń, ani nic. Ale co tam! Wdrapuję się w górę, wyczyniając jakieś niemiłosierne wygibasy, by znaleźć oparcia dla nóg i rąk. Uff, w końcu mi się udało. Jedną stopą byłam oparta na jakimś kamieniu, a ramieniem trzymałam się ten wnęki, drugą robiąc sobie zdjęcie. I nagle, kamor na którym się trzymałam, osunął się. A ja lecę w dół. Nie spadłam z tych trzech metrów, bo po drodze się jakoś heroicznie czepiałam kłębków trawy i korzeni, ale nic to nie dało. Przeturlałam się na ścieżkę, a ze szlaku w dół, prostu do Dunajca. Po drodze skosiłam kilka młodych drzewek, szorując brzuchem po kamieniach, zatrzymując się na brzegu rzeki. Złamałam sobie wtedy trzy żebra, zdarłam cały przód ciała (bolało, jak jasny gwint) i skręciłam nadgarstek. Gdy zataczając się, wracałam do kwatery, ociekając krwią, to sobie twardo obiecywałam, że w góry już nie wrócę. Ale to silniejsze od człowieka ;)
Powrót do góry
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 20:52, 11 Cze 2009    Temat postu:

Fayerko, auć. Mnie ostatnio w górach w Czechach korciło strasznie, żeby zrobić coś głupiego, ale rozsąni rodzice nie pozwolili. Idzie sobie ładny szlak, taki, że się dało wózkiem dziecięcym jechać <z bratem byłam> a obok płynie rzeka. I było takie cuś, że woda w pewnym miejscu podmyła brzeg tak że się zapadła ziemia i była dziura, ale część została i zrobiłsię taki "mostek". NO i strasznie chciałąm przez ten mostek przejś, ale rozsądek rodziców <i mój też> wziął górę.

A z innej beczki - założyłam galerię ze zdjątkami z filmu w galerii. Nie bijcie za monotematyczność, nie mogłam się powstrzymać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Czw 21:26, 11 Cze 2009    Temat postu:

Czyli potwierdza się moje przypuszczenie - wszyscy mają przygody oprócz mnie. Moje największe przeżycie w górach było takie, że się kolejka krzesełkowa na pięć minut zacięła. Szkoda gadać. XD

T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 22:15, 11 Cze 2009    Temat postu:

Cytat:
Moje największe przeżycie w górach było takie, że się kolejka krzesełkowa na pięć minut zacięła. Szkoda gadać. XD


Ach, kolejni górskie! Moja zmora istna. Już trzy razy mnie o mało nie zabiły. Pozwolicie, że opowiem, mam dziś nastrój na wspominki ;)

Pierwsze, bliskie spotkanie trzeciego stopnia z tym ustrojstwem miałam jakoś w 2003 roku, na obozie w Zakopanem. Wyciąg był krzesełkowy, dwuosobowy. Siedziałam razem z koleżanką, która się przeogromnie bała. Ja za to wyłam z radości, bo widok był nieziemski - prosto na Giewont. (Zresztą, w Zakopanem gdzie się człowiek nie obejrzy, tam Giewont, więc...). Jako, że jestem stwór okrutny i paskudny, postanowiłam to zastrachane dziewcze obok wprowadzić w jeszcze większą histerię. Zaczęłam się kręcić na krzesełku, wychylając się za barierkę. Koleżanka lekko pozieleniała, po czym wykrztusiła z trudem: "Kaśka, nie trzęś tak!". A cóż ja zrobiłam? Wzorem prostu ze Shreka, złapałam oburącz metalowe zabezpieczenie przed nami i mówię: "Jak mam nie trzęść? Taaak??" i miałam zamiar jeszcze bardziej nas pohustać. Zanim to jednak zrobiłam, kolejka sama stanęła z okropnym zgrzytem. A my obie w ryk. Ona - bo myślała, że zginiemy, a ja, bo myślałam, że to przeze mnie. Na szczęście, po jakichś 10 minutach, maszyna ruszyła.

Drygi raz przydarzył mi się w Sczawnicy, również w Pieninach. Razem z mamą wjeżdżałyśmy na górę. Kolejka działała tak, że zatrzymywała się na samym szczycie, skąd zaczynał się stok, po czym zakręcała i zjeżdżała w dół. Wjeżdżali tam głównie narciarze, bo prosto z kolejki mogli od razu sobie "zsusować" w dół. Ja, siedzę sobie zadowolona, oglądam widoczki i czekam, aż dojedziemy. Już mam zeskakiwać, a tu nie mogę! Troczek od plecaka wkręcił się pod siodełko i nie chciał puścić. Moja mam już jest na górze, a kolejka razem ze mną (wyjącą wniebogłosy) jedzie w dół. Zrobiło się groźnie. Miałam dwa wyjścia - albo bezpiecznie zjechać z powrotem w dół, albo skoczyć, licząc na to, że pasek pod wpływem mojego ciężaru się urwie. Rozsądne i bezpieczne było oczywiście wyjście A, ale nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała tego drugiego. Więc skoczyłam, na trzy sekundy zawisłam, dyndając u krzesełka, jakieś dwa metry nad ziemią. Potem usłyszałam tylko odgłos prucia i spadłam prostu w miękki śnieg, ze strzępem plecaka obok. Taaa.

Trzeci raz najbardziej utkwił mi w pamięci. Było to jakies trzy lata temu, w Karpaczu. Na Śnieżkę można wjechać kolejką krzesełkową, ale jednosobową. Byłam wtedy z przyjaciółką i jej rodzicami. Zajęliśmy cztery kolejne krzesełka i cali szczęsliwi jedziemy do góry. Najpierw kolejka leci tuż nad ziemią, więc nie trzeba było zasuwać takiej betalowej bariery, która miała chronić przed wypadnięciem do przodu. Gdy jednak teren zaczął się wznosić, zobaczyłam wbitą w ziemię tabliczkę, ostzregającą, że już trzeba się "zapiąć". Sięgam więc nad głowę, chcąc to urządzenie przyciągnąć, a tu nic. Zaklinowało się. Szarpie się z tym cholerstwem,w końcu zaczynam krzyczeć. Przyjaciółka (jadąca przede mną) już cała spanikowana, ludzie na dole dojrzeli co się stało i również panikują, ogólnie - tragedia. Ten kwadrans wjeżdżania na górę, bez żadnego zabezpieczenia, gdy kolejka cały czas kołysała się i trzeszczała, był okropny. Miałam gulę w gardle, serce biło mi jak oszalałe. Wystarczyło, żebym wychyliła się tylko kilkanaście centymetrów i mogłabym spaść. Przeżycie okropne, nie życzę nikomu. Na górze okazało się, że wypadła jakaś śruba i to dlatego ta rama nie chciała się ruszyć. Dowiedziałam się też, że i tak miałam ogromne szczęście, bo mogła mi jeszcze spaść na łeb.

Tak więc, do kolejek mam lekki uraz i wolę łazić po górach piechotą ;)

Tino, nie mów tak, że nie masz przygód! te moje wypadki to żadne przygody, raczej dość bolesne skutki mojej własnej głupoty ;) Takich "prawdziwych" przygód mam naprawdę niewiele.
Powrót do góry
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 22:39, 11 Cze 2009    Temat postu:

Tak, kolejki i wyciągi są fajne xD. Dwa razy w życiu miałam na nogah narty, z czego raz na naszej szczecińskiej gubałówce. To takimały stok, zwykle sztucznie naśnieżony, bo tu zwykle mało śniegu, ale był wyciąg taki, że się siada na takie małe kółeczko i się wjeżdża. Wykupiłyśmy sobie z mamą karnet na pięć wjazdów, zjechałyśmy radośnie. Pakuję się na to krzesełko i bum - spadłam. Ludzie się na mnie gapią, wyciąg jedzie koło mnie, a ja się nie mogę pozbierać z tymi nartami. NO nic, wstałam jakoś i wjechałam. Zjechałyśmy znowu, no i znowu trza na wyciąg. Ja się bałam, że znowu zlecę, nie zdążyłam wciąść i w efekcie wjechałam na nartach na górę trzynając to siodełko w garści.
Z barierkami na kolejce też było raz śmiesznie. Byłam z babcią w Szklarskiej Porębie i chciałyśmy sobie wjechać na Szrenicę <bodajże> Usiadłyśmy i jedziemy zadowolone, pod nami jakieś dziesięć albo i więcej metrów do ziemi. Byłyśmy dalej nż w połowie gdy się zorienowałam, że tam nad moją głową to jest takie sprytne coś, co powinnam była opuścić cobyśmy nie wyleciały. Bałąm się to zrobić w trakcie więc sobie dojechałyśmy do góry bez tego zabezpieczenia.

Czy to ja jestem taka tępa? Ta strona, z której dałam te zdjęcia w galerii chyba mnie nie lubi. Przedtem klikałam prawym przyciskiem myszy i normalnie zapisywałam zdjęcia, a teraz nie daje się. W internet explorerze w ogóle nie otweira się okienko, a w mozilli się otwiera ale nie ma efektu. Dlaczemu?

EDIT: Nie było pytania. to tylko chwilowa dysfunkcja mojego kompa, jużwszystko działa.


Ostatnio zmieniony przez Ariana dnia Czw 22:50, 11 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marysia



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 13:27, 12 Cze 2009    Temat postu:

Nigdy w życiu nie wsiądę na kolejkę górską! Może kiedyś się przełamię, ale narazie z takimi doświadczeniami nie chcę mieć styczności. Lęku wysokości nie mam, wręcz przeciwnie, ale jakoś mnie do tego nie ciągnie.. Confused
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 14:45, 12 Cze 2009    Temat postu:

Najwyraźniej góry są radością naszego życia Smile. Ja takich przygód nie miałam. Raz tylko zdarzyło mi się na wycieczce szkolnej odłączyć się z koleżanką od grupy. Miałyśmy całkiem niezłe tempo, a reszta wlokła się niemiłosiernie. Doszłyśmy do wniosku, że idąc zgodnie z oznaczeniami na drzewach same trafimy na szczyt. Szłyśmy sobie już tak ładną godzinę, kiedy zeszłyśmy po dość stromym zboczu i na dole stwierdziłyśmy, że to chyba nie ten szlak. No to wiadomo: panika. Udał nam się dodzwonić do naszego przewodnik i tłumaczyłyśmy gdzie się znajdujemy: jakaś łąka, po lewej las, po prawej las, z tyłu las Smile. Kazał nam wrócić po swoich śladach. Niestety, za nami było też to piekielne zbocze. Zanim się na nie wdrapałyśmy minęło jakieś 15 min. Za kolejne półgodziny dotarła do nas reszta wycieczki. I co się okazało> Że musimy się wrócić, ponieważ dobrze szłyśmy. I znów zjeżdżałyśmy po skarpie Smile
Powrót do góry
Marysia



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 15:23, 12 Cze 2009    Temat postu:

Ojojoj! To współczuję! Ja chodzę po górach od dziecka. W każde wakacje zdobywam conajmniej jeden szczyt! Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Sob 15:48, 13 Cze 2009    Temat postu:

Cytat:
W każde wakacje zdobywam conajmniej jeden szczyt!


Ło, no to masz zawrotne tempo xD

Ja góry kocham, niech to zabrzmi banalnie, za wolność jaką dają. Że tam, na górze, wszystko wydaje się prostrze, jaśniejsze. Nabierają sensu zdarte do krwi dłonie, ubłocone buty, włosy zlepione od potu.


Tak wogóle, to coś nam karczma zamarła ;)
Powrót do góry
Marysia



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 15:52, 13 Cze 2009    Temat postu:

Ja tego lata wybieram się na Turbacz i jeszcze w Tatry na pewno się udam! Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Sob 16:09, 13 Cze 2009    Temat postu:

Cytat:
*przegania wszystkich miotłą do Rozbrykanego Kucyka*

Miotłą nas? Miotłą?! Jak tak można, Fayerko...? Wystarczy ładnie poprosić. Wink

T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marysia



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 16:18, 13 Cze 2009    Temat postu:

No właśnie! Very Happy
Tino, cieszmy się, że miotłą, a nie np. łomem! Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Sob 16:26, 13 Cze 2009    Temat postu:

Kwik xD No wiecie co, łomem? Aż tak okrutna nie jestem Wink (prawie)
Powrót do góry
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 18:01, 13 Cze 2009    Temat postu:

Wiecie co? Ja się zaczynam was bać. Jeszcze chwilka i mnie sfaramirzycie. Pałętał mi się ostatnio po głowie, ale i tak doszłam do miniaturki o Aragornie xD. Ale zmiana jest, zaczęłam zwracać na niego uwagę.
Nie wiem, czy widziałyście zdjątka w galerii. Z Aragornem skończyłam, następnym razem powrzucam inne zdjęcia. Jakieś zamówienia? Faramira wygrzebałam, co tylko się dało. Kogo na następny ogień? Legolasa? A może Froda i Sama xD?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Sob 18:47, 13 Cze 2009    Temat postu:

Ikk xD Arian, uważaj, bo ja cię jeszcze zlegolasię xD

Tak, zdjęcia widziałam, są bardzo fajne. ja sama mam teraz zamiar wkleić nowe zdjęcia, podzielone na kategorie, czyli Festiwal na Najgłupszą Minę, WTF?!, i tym podobne ;)

Znalazłam właśnie świetną galerię - [link widoczny dla zalogowanych]

A ja u ciebie zamawiam, hę... Frodo/Sam? Żeby było śmiesznie ;)
Powrót do góry
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3465
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Sob 19:35, 13 Cze 2009    Temat postu:

Ciekawe słowo - "sfaramirzycie". Wink

Jeśli chodzi o zdjęcia, to ja też jestem za Frodem i Samem.

T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 19:36, 13 Cze 2009    Temat postu:

No co? A może nie była to mina pt "WTF"? Bo ja miałąm jednoznaczne skojarzenie.
Nie, nie legolaś mnie, miałam już kiedyś na niego fazę. Dziękuję, pozostanę przy Aragornie. Właśnie jestem w trakcie miniaturki, jeśli uznam, że się nada, to pewnie niedługo ją zobaczycie. Bo to takie normalne, żeby leżeć sobie rano w łóżku i na pół śpiąc układać tekst w głowie, prawda?
Frodo&Sam? Dobra, postaram się.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Czas odpocząć Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 34, 35, 36  Następny
Strona 6 z 36

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin