Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Pod klatą krasnoluda
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 115, 116, 117  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Czas odpocząć
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Czw 22:28, 27 Cze 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Z piosenek Leslie Fish mogę polecić jeszcze "The ballad of transport 18" o Spocku ratującym cargo ship i "Bones" (lyrics w opisie) <3
Ta o Bonesie jest w punkt, bardzo do niego pasuje. A ta o transporcie piwa mnie ómarła, a zarazem skojarzyła mi się z jedną angielską piosenką folkową, ciekawa jestem, czy autorka ją znała, czy to tylko moje skojarzenia. Piosenka i [link widoczny dla zalogowanych].

Cytat:
Przez moment zwątpiłam, czy to kanon, czy fanon, ale będzie taki odcinek, gdzie Spock musiał flirtować z romulańską kapitan i właśnie bardzo dziwne rzeczy wyczyniali dłońmi, ewidentnie jakiś odpowiednik pocałunku xD
Kwiiik, flirtujący Spock? Muszę to zobaczyć XD (znaczy flirtujący z kimś innym, bo wiadomo, że z Kirkiem flirtuje cały czas XD)

Cytat:
Tak w ramach ciekawostki, to w tych rebootowych filmach Sulu dostał męża i córkę (niestety taki tylko blink-and-you-miss-it moment).
Aww, w sumie uroczo! A dobrze kojarzę, że Spocka próbowali tam spairingować z Uhurą? Brrr!

Cytat:
W ogóle będą jakieś odcinki/retrospekcje z ich dzieciństwa? Może w tych epizodach o żonach Bena? Bo bardzo bym chciała ich zobaczyć w tych młodszych wersjach i w ogóle więcej backstory dostać <3
Mały Adam będzie się plątał w tle w odcinkach o matce Hossa (Inger, My Love z 3. sezonu i Journey Remembered z 5. sezonu) i będzie tam bardzo uroczy. Hoss się urodzi tam w pewnym momencie, ale nie będzie go za wiele. Malego Małego Joego niestety nigdy nie pokazali, a nawet - co uważam za skandal - w odcinku o matce Joego nie pojawiają się Adam ani Hoss (wiele bym dała, żeby zobaczyć reakcję Adama na wieść, że tatuś przywiózł z podróży nowa mamę).

Cytat:
Też! Ale już tego nie napisałam, bo się wstydziłam, że mi tak ST przeżarł mózg, że mi się wszystko z nim kojarzy xDD
Wspólny mózg! XD

Cytat:
Ja kocham tę jego kłótnię z kapitanem-uzurpatorem i "Not with my ship you don't!" <3
Tak! XD

Cytat:
A dzisiaj dzień stracony, bo bez Bonanzy :C
Szkoda, ale to nic, nadrobisz Very Happy Mnie z kolei czeka weekend bez ST, bo już wiem, że nie będę w stanie obejrzeć ani odcinka. Może jeszcze jutro jakiś jeden się uda, jak znowu będzie luźno w robocie.

A tymczasem dzisiaj obejrzałam jeszcze "The Trouble With Tribbles" – aka najgorszy dzień w życiu kapitana Kirka. Serio, Kirk w całym tym odcinku ma tylko jeden mood: SO DONE WITH THIS SHIT XD Absolutnie kocham ten odcinek, uśmiałam się jak norka. No a niestety dla Ciebie im lepiej się bawię, tym bardziej chaotyczne stają się moje komentarze i zamieniają się w listę zachwytów i zakwików. A więc czytaj i cierp XDDD

Po pierwsze, kwiiiik, Chekov twierdzący, że wszsystko wynaleźli Rosjanie (taki ładny dig w sowiecką propagandę). No i Spock kontra Chekov:
- I was making a little joke, sir.
- Extremely little, ensign.

Ómarło mnie też, że wszyscy słyszeli o tym zbożu, tylko Kirk nie. I w ogóle ten piękny wkurw Kirka, kiedy odkrył, że wezwali go do obrony zboża. A także Spock próbujący go mitygować logicznymi argumentami, kiedy Kirk jest zbyt zajęty wkurzaniem się, żeby logika mogła do niego trafić. I dalej Kirk robiący dramę na tle tych rozkazów przez całą resztę odcinka - ze Spockiem posyłającym mu milion spojrzeń pod tytułem "weź się w garść, zachowujesz się nielogicznie".

No i te kosmiczne puszki pigmejskie rozmnażające się jak króliki kontra supercenne kosmiczne zboże - kto wygra to starcie? Wiadomo kto XD

Jeszcze tylko Klingonów tam brakowało. Nie, wróć, jeszcze brakowało Trelane'a ze Squire of Gothos w roli dowódcy Klingonów, tego się nie spodziewałam. Kolejna rola, w której jest epicki XD (W sumie to gra podobnie i nadal widzę w nim bardziej Trelane'a niż Klingona, ale na tyle zabawnie, że mu to wybaczam XD).

Kwiiiik, Spock czule głaszczący tribble'a i twierdzący, że jest na nie kompletnie nieczuły. A potem jego mina, kiedy do niego dociera, że jednak nie jest XD Mam wrażenie, ze tylko Bones jest odporny na ich urok, a przynajmniej zainteresowany dowiedzeniem sie o nich czgoś więcej, a nie tylko głaskaniem.

Bones: They're nice, soft, furry and they make a pleasant sound.
Spock: And so would an ermine violin, but I see no advantage in possessing one.
A także Bones mówiący Spockowi, że lubi tribble babrdziej od niego, a Spock odgryzający się, zę tribble przynajmniej tyle nie gadają. No jak stare dobre małżeństwo xD
(Tylko dlaczego w tej scenie Spock mówi do doktorka "sir"? przecież on jest tu wyższy stopniem i pozycją).

W ogóle zacieszam, że tyle było w tym odcinku (nieskończenie epickiego) Scotty'ego! Bo aww, Scotty, który woli zostać na statku i spokojnie poczytać <3 I dyskusja Scotty'ego z Chekovem o tym, co jest lepszym (aka mocniejszym) alkoholem. I kwiiiiik ponownie, bo Scotty spokojnie twierdzący, że niech Klingon sobie gada, przecież są dorośli, nie bedą robili afery o to, ze ma niepochlebną opinię na temat kapitana. I Scotty pięć sekund później zaczynający rozróbę, bo Klingon wyraził niepochlebną (i to znacznie mniej brutalną w sumie) opinię na temat Enterprise XD A także ewakuacja barmana i Jones w tle walki radośnie okradający bar z alkoholu. A także barman wracający i zabierający mu ostatnią szklaneczkę i Jones wyjmujący wtedy z kieszeni jeszcze jedną pełną szklaneczkę. I ta następna scena, w której Kirk odkrywa, ze to Scotty zaczął. I rozczarowanie Kirka, kiedy się dowiaduje, w którym momecie dokładnie Scotty zaczął. I jeszcze Scotty zachwycony, że dostał szlaban. Kwiiiik, ta cała sekwencja to chyba mój ulubiony fragment odcinka, pokładałam się ze śmiechu XD

A wcześniej jeszcze ómarła mnie ta scena z barmanem wyciągającym na bar kolejne tribble XD

Dalej, kwiiik Kirk siadający na tribble'u. A potem na koniec odcinka Kirk sprawdzający, czy na pewno nie grozi mu ponowne usiąście na tribble'u. I tribble w jedzeniu (swoją drogą aż sie dziwię, że nikt poza Kirkiem nie zwraca na nie uwagi, ale może to to, o czym mówił Spock, że one działają na ludzi relaksująco, więc jak było ich tak dużo, to i załoga byłą tak zrelaksowana, ze się tym nie przejmowała?). I Kirk pod tribble'owym prysznicem oraz Bones wpadający z info, ze żeby się nie rozmnażały, nie wolno ich karmić, akurat w momencie, kiedy pozostali odkryli, że tribble wyżarły całe zboże XD Ale w sumie to naprawdę długo im zajęło wpadniecie na to, że tribble zagrożą zbożu - to było przecież tak oczywiste. Rozumiem Kirka, był zajęty byciem done i odwalaniem dram, ale że Spock nie połączył faktóow?

I jeszcze wcześniej kocham starcia Kirka z tym nadętym urzędnikiem:

Barris: I think you take this project too lightly.
Kirk: On the contrary, sir, I take this project very seriously. It's you that I take lightly.

Barris: You heard me.
Kirk: I heard you.
Spock: He simply couldn't believe his ears.

I Kirk śmieszkujący, że tribble nie lubią Klingonów, ale najwyraźniej lubią Vulcanów, oraz z Spock z godnością odpowiadający, ze tribble mają najwyraźniej dobry gust (powtórka z Devil in the Dark w sumie, ale i tak bawi). I Kirk straszący klingońskiego szpiega tribble'ami kwiiiik, kto by pomyślał, że groźni klingoni będą się bali puchatych kulek, które na nich popiskują XD (swoją drogą w późniejszych wersjach Klingon już nie mógłby udawać człowieka, co?)

No i zakończenie tez piękne. W ogóle przeczytałam, że zdanie "there'll be no tribbles at all all" zostało zaimprowizowane przez Scotty'ego i śmiech aktorów po nim jest jak najbardziej autentyczny. W sumie to mam wrażenie, że tam Shatner nawet rozgląda się po reszcie, jakby nie był pewien, czy grają dalej, czy nie. Jestem pod wrażeninem, że Nimoy nie wyszedł z roli XD

Dobra, może już lepiej skończę, bo mogłabym tak wymieniać bez końca, ten odcinek jest jak gift that keeps on giving XD


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Czw 22:30, 27 Cze 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Pią 22:46, 28 Cze 2024    Temat postu:

Cytat:
Kwiiik, flirtujący Spock? Muszę to zobaczyć XD (znaczy flirtujący z kimś innym, bo wiadomo, że z Kirkiem flirtuje cały czas XD)


Wiesz co, tak mi się kojarzy, że w 3 sezonie to Spock flirtował nawet więcej niż raz, takie trochę OOC to było xD

Cytat:
Aww, w sumie uroczo! A dobrze kojarzę, że Spocka próbowali tam spairingować z Uhurą? Brrr!


Taaak, ugh :/ Mam naprawdę wiele zatargów z tymi rebootami, ale Spock/Uhura to chyba jeden z największych. Ale nawet podejrzewam, skąd się wziął pomysł reżysera na ten pairing - JJ Abrams oficjalnie chwalił się, że fanem Star Treka nie jest, ale przed stworzeniem tego filmu musiał się nieco z franczyzą zapoznać. Tylko ewidentnie cierpliwości starczyło mu tylko na dosłownie dwa pierwsze odcinki TOS, dwa pierwsze odcinki Animated Series i na dwa pierwsze filmy. Bo w "Man Trap" i "Charlie X" Spock i Uhura mają wspólne sceny, gdzie w jednej Uhura kinda z nim flirtuje, a w drugiej mają wspólne jam session ze Spockiem na harfie. Tak samo z Animated Series - Abrams skopiował kropka w kropkę scenę z dzieciństwa Spocka z "Yesteryear". A z filmów doszedł tylko do tego z Khanem i stąd pomysł na "ST: Into the Darknes". Inaczej sobie tego nie umiem wyobrazić xD Poza oczywiście jeszcze jednym bardzo prawdopodobnym wyjaśnieniem, czyli że po prostu trzeba było koniecznie zrobić no-homo dla relacji Spock/Kirk. Co im absolutnie nie wyszło i tak xD

Cytat:
A tymczasem dzisiaj obejrzałam jeszcze "The Trouble With Tribbles" – aka najgorszy dzień w życiu kapitana Kirka. Serio, Kirk w całym tym odcinku ma tylko jeden mood: SO DONE WITH THIS SHIT XD


Taaak! "Kirk and the Terrible, Horrible, No Good, Very Bad Day" to alternatywny tytuł tego odcinka xDD

Jejku, podpisuję się pod wszystkimi twoimi wrażeniami, też kocham ten odcinek, wymieniłaś wszystkie moje ulubione momenty, teraz mam ochotę obejrzeć to jeszcze raz, chociaż widziałam to już chyba z pięć razy xDD Ja jeszcze ómieram przy tym dialogu, gdzie Bones pyta Kirka "Do you know what you get if you feed a tribble too much?" i przez parę sekund prawie widać te pracujące trybiki w głowie Jimbo, aż w końcu odpowiada z logiką, z której Spock mógłby być dumny - "Fat tribble" xDDD

Jakbyś chciała, to w Animated Series jest swego rodzaju kontynuacja - "More tribbles, more troubles", też epicka <3 A Deep Space Nine zrobiło cudowne "Trials and Tribble-ations", gdzie ichniejsi bohaterowie cofają się w czasie do oryginalnej serii i biorą udział w akcji tego odcinka. Wykorzystano oryginalny footage, cyfrowo wklejono aktorów do starych scen i super to zmontowano razem. Polecam obejrzeć, nie trzeba wcale znać Deep Space Nine, żeby się dobrze bawić <3

Ja dziś obejrzałam "The Bride" i "The Rescue". Ten pierwszy - na początku zapowiadał się całkiem komediowo (nerwowe reakcje braci na nową "macochę"- kwiik xD), a potem zupełnie nie spodziewałam się plot twistu, że dziewczyna była w to zamieszana od początku. I trzymał też w napięciu do samego końca. Adam miał fajną walkę z tym złolem, taką dynamiczną całkiem. W ogóle mam wrażenie, że bijatyki w Bonanzie są o wiele lepiej nakręcone niż w Star Treku.
"The Rescue" - cudny był <33 Trochę się dłużył momentami, ale i tak mi się bardzo podobał. Jak bracia tak wspólnie próbowali nakłonić ojca, żeby trochę przystopował, ale widać było jak się boją jego reakcji i jak byli wielce zdziwieni, że się z nimi zgodził w sumie. Hop-Sing stwierdzający, że Hoss z daleka wyczuje jedzenie i cięcie do Hossa, który niucha w powietrzu i odgaduje co dziś serwują na kolację w Ponderosie xD Ómarłam przy tym, jacy byli chętni wziąć sprawy w swoje ręce, a jak przyszło co do czego, to leżeli pod tym obstrzałem i tylko się zastanawiali, kiedy tatuś przyjdzie na ratunek, kwiiik! (I jakim cudem nie skończyła im się amunicja??) Hop-Sing robiący paczki z kanapkami - małą dla Adama i Joego i tę wielką, tylko dla Hossa xD Kocham zakończenie, gdzie Ben i główny antagonista się godzą, bo obaj mają coś wspólnego - bycie Mama Bear dla swoich chłopców <33 I jeszcze znowu Hoss, kiedy go wnoszą postrzelonego na noszach do domu i Hop-Sing pyta, co mu się stało, a ten odpowiada, że umiera z głodu XDD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Sob 0:20, 29 Cze 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Taaak, ugh :/ Mam naprawdę wiele zatargów z tymi rebootami, ale Spock/Uhura to chyba jeden z największych. Ale nawet podejrzewam, skąd się wziął pomysł reżysera na ten pairing - JJ Abrams oficjalnie chwalił się, że fanem Star Treka nie jest, ale przed stworzeniem tego filmu musiał się nieco z franczyzą zapoznać. Tylko ewidentnie cierpliwości starczyło mu tylko na dosłownie dwa pierwsze odcinki TOS, dwa pierwsze odcinki Animated Series i na dwa pierwsze filmy. Bo w "Man Trap" i "Charlie X" Spock i Uhura mają wspólne sceny, gdzie w jednej Uhura kinda z nim flirtuje, a w drugiej mają wspólne jam session ze Spockiem na harfie. Tak samo z Animated Series - Abrams skopiował kropka w kropkę scenę z dzieciństwa Spocka z "Yesteryear". A z filmów doszedł tylko do tego z Khanem i stąd pomysł na "ST: Into the Darknes". Inaczej sobie tego nie umiem wyobrazić xD Poza oczywiście jeszcze jednym bardzo prawdopodobnym wyjaśnieniem, czyli że po prostu trzeba było koniecznie zrobić no-homo dla relacji Spock/Kirk. Co im absolutnie nie wyszło i tak xD
Pff, nie ma to jak reżyser, który nie lubi tego, co filmuje. Wystarczy tylko porównać choćby ekranizację LOTR z ekranizacją Wiedźmina XD

Cytat:
Jejku, podpisuję się pod wszystkimi twoimi wrażeniami, też kocham ten odcinek, wymieniłaś wszystkie moje ulubione momenty, teraz mam ochotę obejrzeć to jeszcze raz, chociaż widziałam to już chyba z pięć razy xDD Ja jeszcze ómieram przy tym dialogu, gdzie Bones pyta Kirka "Do you know what you get if you feed a tribble too much?" i przez parę sekund prawie widać te pracujące trybiki w głowie Jimbo, aż w końcu odpowiada z logiką, z której Spock mógłby być dumny - "Fat tribble" xDDD
Kwiiiik, tak, taki był z siebie zadowolony przy tej odpowiedzi XD (A propos to jeszcze kocham ten moment, kiedy Kirk siedzi w tej górze tribbli spasionych na tym superważnym zbożu, a tu wpada Bones i radośnie oznajmia "juz wiem, żeby się nie rozmnażały, wystarczy ich nie karmić!" XD).

Cytat:
Jakbyś chciała, to w Animated Series jest swego rodzaju kontynuacja - "More tribbles, more troubles", też epicka <3 A Deep Space Nine zrobiło cudowne "Trials and Tribble-ations", gdzie ichniejsi bohaterowie cofają się w czasie do oryginalnej serii i biorą udział w akcji tego odcinka. Wykorzystano oryginalny footage, cyfrowo wklejono aktorów do starych scen i super to zmontowano razem. Polecam obejrzeć, nie trzeba wcale znać Deep Space Nine, żeby się dobrze bawić <3
Ooo, to brzmi epicko, zanotowuję!^^

Cytat:
W ogóle mam wrażenie, że bijatyki w Bonanzie są o wiele lepiej nakręcone niż w Star Treku.
Tak bardzo tak! Myślę dokładnie o tym, ilekroć w ST Kirk się z kimś bije (mam wrażenie, że to właśnie ciosy Shantera były wyjątkowo teatralne, bo np. ta bójka Scotty'ego i Chekova z Klingonami w Trouble with Tribbles była już realistyczniejsza).

Cytat:
"The Rescue" - cudny był <33 Trochę się dłużył momentami, ale i tak mi się bardzo podobał. Jak bracia tak wspólnie próbowali nakłonić ojca, żeby trochę przystopował, ale widać było jak się boją jego reakcji i jak byli wielce zdziwieni, że się z nimi zgodził w sumie. Hop-Sing stwierdzający, że Hoss z daleka wyczuje jedzenie i cięcie do Hossa, który niucha w powietrzu i odgaduje co dziś serwują na kolację w Ponderosie xD Ómarłam przy tym, jacy byli chętni wziąć sprawy w swoje ręce, a jak przyszło co do czego, to leżeli pod tym obstrzałem i tylko się zastanawiali, kiedy tatuś przyjdzie na ratunek, kwiiik! (I jakim cudem nie skończyła im się amunicja??) Hop-Sing robiący paczki z kanapkami - małą dla Adama i Joego i tę wielką, tylko dla Hossa xD Kocham zakończenie, gdzie Ben i główny antagonista się godzą, bo obaj mają coś wspólnego - bycie Mama Bear dla swoich chłopców <33 I jeszcze znowu Hoss, kiedy go wnoszą postrzelonego na noszach do domu i Hop-Sing pyta, co mu się stało, a ten odpowiada, że umiera z głodu XDD
Kwiiik, tak tę scenę z kanapką dla Hossa pamiętam z tego odcinka najlepiej XD

Obejrzałam jeszcze "A Piece of the Action". OMG, co to była za jazda! <milion serduszek>

Kwiiiik, kosmiczni gangsterzy wzorowani na Chicago lat 20. to ostatnie, czego bym się spodziewała po tym serialu (dobra, przedostatnie, ostatnim był Spock w rui xD). Absolutnie cudny był ten odcinek!

Kirk i jego lekcja gry w karty. Spock kontra staroświeckie radio. Spock krytykujący gangstera za użycie double negative. Kirk i Spock w garniturach i kapeluszach z lat 20. Kirk kontra samochód. A także Spock mówiący Kirkowi, że jest beznadziejnym taksówkarzem i bojący się wsiąść z nim do samochodu poo raz drugi. Kirk i Spock uczący się podstaw gangsterstwa od dziecka. Kirk wchodzący w rolę. Spock próbujący wejść w rolę. ("- Right? - Check") Kirk i Spock z nogami na biurku. Scotty nierozumiejący żargonu. A także Scotty próbujący naśladować żargon. Po prostu niekończąca się lista zakwików!

W ogóle uwielbiam to, jak bardzo oni sobie w tej rzeczywistości nie radzili, aż do tego stopnia, że Kirk uznał, że jedynym wyjściem jest stać się jednym z nich. Szkoda tylko, ze Bonesa było tu tak mało, bo jego złośliwe komentarze to byłaby wisienka na torcie. Ale miny Spocka też wygrywały wszystko.


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Sob 0:21, 29 Cze 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Nie 19:51, 30 Cze 2024    Temat postu:

Cytat:
Pff, nie ma to jak reżyser, który nie lubi tego, co filmuje. Wystarczy tylko porównać choćby ekranizację LOTR z ekranizacją Wiedźmina XD


Tego Netlixowego nie dałam rady nawet do końca pierwszego sezonu xD Za to muszę się przyznać, że nieironicznie kocham polski serial xD. Ja wiem, że to jest kopalnia memów, ale i tak płakałam na zakończeniu i dla mnie miał niepowtarzalny klimat <33 "Zapachniało powiewem jesieni" bije na głowę "Toss a coin".

Cytat:
(A propos to jeszcze kocham ten moment, kiedy Kirk siedzi w tej górze tribbli spasionych na tym superważnym zbożu, a tu wpada Bones i radośnie oznajmia "juz wiem, żeby się nie rozmnażały, wystarczy ich nie karmić!" XD).


Kwiiiik, tak!! XDD

Cytat:
Tak bardzo tak! Myślę dokładnie o tym, ilekroć w ST Kirk się z kimś bije (mam wrażenie, że to właśnie ciosy Shantera były wyjątkowo teatralne, bo np. ta bójka Scotty'ego i Chekova z Klingonami w Trouble with Tribbles była już realistyczniejsza).


Też myślę, że to kwestia Shatnera, Kirk ma bardzo, khem, oryginalny styl walki Laughing. Ta słynna Podwójna Pięść w walce z Gornem w "Arenie" i Atak Tyłkiem na andoriańskiego assasyna w "Journey to Babel" xD

Cytat:
(dobra, przedostatnie, ostatnim był Spock w rui xD).


Ómarłam XDDD

Cytat:
Kirk i jego lekcja gry w karty. Spock kontra staroświeckie radio. Spock krytykujący gangstera za użycie double negative. Kirk i Spock w garniturach i kapeluszach z lat 20. Kirk kontra samochód. A także Spock mówiący Kirkowi, że jest beznadziejnym taksówkarzem i bojący się wsiąść z nim do samochodu poo raz drugi. Kirk i Spock uczący się podstaw gangsterstwa od dziecka. Kirk wchodzący w rolę. Spock próbujący wejść w rolę. ("- Right? - Check") Kirk i Spock z nogami na biurku. Scotty nierozumiejący żargonu. A także Scotty próbujący naśladować żargon. Po prostu niekończąca się lista zakwików!

W ogóle uwielbiam to, jak bardzo oni sobie w tej rzeczywistości nie radzili, aż do tego stopnia, że Kirk uznał, że jedynym wyjściem jest stać się jednym z nich. Szkoda tylko, ze Bonesa było tu tak mało, bo jego złośliwe komentarze to byłaby wisienka na torcie. Ale miny Spocka też wygrywały wszystko.


Wszystko na tak <33 Ja kocham jeszcze jak Kirk mówi do Scotty'ego "baby" i "sweetheart" XD. I "I'm gonna put a bag on Krako". Cała wymiana z tym chłopaczkiem o "Who you callin' a babe?". Mogę wymieniać bez końca <3

Ja tymczasem potrzebowałam też czegoś komediowego i skoczyłam sobie do trzeciego sezonu i "The Dowry". Jejku, cały ten odcinek robi jedna scena - Adam oglądający Joego tarzającego się po podwórku z tym Hiszpanem xDD Ten jego zaciesz, powstrzymywanie narzeczonej przed przerwaniem show, no po prostu brakowało mu tylko miski z popcornem <33 A teraz mam ochotę na jakieś Hossowe angsty, muszę przejrzeć listę, może coś jeszcze z pierwszego sezonu nadrobię Smile


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Nie 19:51, 30 Cze 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Pon 22:01, 01 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Tego Netlixowego nie dałam rady nawet do końca pierwszego sezonu xD Za to muszę się przyznać, że nieironicznie kocham polski serial xD. Ja wiem, że to jest kopalnia memów, ale i tak płakałam na zakończeniu i dla mnie miał niepowtarzalny klimat <33 "Zapachniało powiewem jesieni" bije na głowę "Toss a coin".
Ja obejrzałam dwa, przy pierwszym miałam jeszcze nadzieję, bo Heniek C. fajnym Geraltem był, ale drugi już męczyłam i skutecznie mnie zniechęcił do kontynuacji. Ten polski oglądałam dawno, ale wydaje mi się, że miałam podobne zdanie - Geralt fajnie zrobiony, reszta meh. Jednak jeśli o adaptacje Wieśka chodzi, gry nadal górą Wink

Cytat:
Wszystko na tak <33 Ja kocham jeszcze jak Kirk mówi do Scotty'ego "baby" i "sweetheart" XD. I "I'm gonna put a bag on Krako". Cała wymiana z tym chłopaczkiem o "Who you callin' a babe?". Mogę wymieniać bez końca <3
Wszystko tak bardzo tak! XD

Cytat:
Ja tymczasem potrzebowałam też czegoś komediowego i skoczyłam sobie do trzeciego sezonu i "The Dowry". Jejku, cały ten odcinek robi jedna scena - Adam oglądający Joego tarzającego się po podwórku z tym Hiszpanem xDD Ten jego zaciesz, powstrzymywanie narzeczonej przed przerwaniem show, no po prostu brakowało mu tylko miski z popcornem <33
Również wszystko tak bardzo tak! Ta scena wygrywa wszystko! XD Btw, ciekawostka zza kulis - to w czasie kręcenia tego odcinka zdarzył się ten słynny wypadek, w którym konie Adama i Hossa poślizgnęły sie na błocie i jeden podciął drugiego w galopie. Pernell Roberts zdołał zeskoczyć w locie i tylko coś sobie naciągnąc w plecach (zastanawiałam się nawet, czy gdyby nie to, brałby czynniejszy udział w tej walce, ale jednak dobrze, że nie brał), natomiast Dan Blocker złamał obojczyk - a je potem wepchnął go sobie palcem na miejsce i chciał kontynuować zdjęcia (wspomina to jego syn, który był wtedy na planie, a jak już to sobie przypomniałam, to pytanko - oglądałaś może "Brooklyn 99"? Bo tam grał właśnie Dirk Blocker i omg, jak bardzo przypominał ojca!). Efektem ubocznym tego wypadku było też to, że Sport, koń Adama, który, jeśli zauważyłas, zawsze był charakterny, zaczął się na widok kamer tak buntować, że w końcu musieli go zmienić na spokojniejszego, więc już niedługo Sport zmieni odcień sierści i zyska czwartą skarpetkę Smile

Cytat:
A teraz mam ochotę na jakieś Hossowe angsty, muszę przejrzeć listę, może coś jeszcze z pierwszego sezonu nadrobię Smile
Hmm, hossowie angsty... "Feet of Clay" już widziałaś, dobrze pamiętam? W pierwszym sezonie na pewno "The Newcomers" zawiera dręczenie Hossa na tle romansowym, w drugim "The Last Viking" dręczenie Hossa na tle rodzinnym, "The Ape" dręczenie Hossa na tle przyjacielskim, "The Courtship" znów romansowym, ale mniej melodramatycznie, "The Rival" chyba też dręczył Hossa, ale praktycznie go nie pamiętam, więc nie wiem, czy polecam. Z tej listy chyba Courtship i Last Viking lubię najbardziej, ale pozostałe też można obejrzeć Smile

Ja tymczasem obejrzałam jeszcze dwa odcinki:

"Patterns of Force"

Powiedziałabym, że zamysł był fajny, mam mieszane uczucia co do wykonania. Po nazistach w kosmosie spodziewałam się czegoś bardziej głupiutkiego i heheszkowego, ale chyba powinnam była pamiętać, że to powstało, kiedy pamięć wojny była znacznie świeższa. Oni naprawdę nie bawili się w subtelności, nawet z nazwą tej prześladowanej rasy i imionami jej przedstawicieli. A jednocześnie udało im się świetnie pokazać zagrożenie związane z uniwersalnością pewnych kretyńskich pomysłów i jak łatwo o ich wymknięcie się spod kontroli oraz w ogóle powielanie w pozornie zupełnie innych światach. Zwłaszcza w punkt był ten tekst o tym, że "nienawidzą nas, bo bez tego nie mieliby niczego, co ich jednoczy". To było tak bardzo aktualne ekhmPISekhm. Ale z puentą nie wiem czy do końca sie zgdzam, imo upajanie sie władzą absolutną nie jest ani trochę wystarczającym podsumowaniem Trzeciej Rzeszy, usunięcie psychopaty stojącego na czele państwa nie naprawi automatycznie całego systemu. Bo nadal pozostaje nie tylko nawet masa podwładnych pokonanego wodza, ale też przede wszystkim prostych ludzi, którzy nie mając dość świadomości, dali się przekonać i przesiąkli totalnie tymi niebezpiecznymi ideami. Ci ludzie nie przejdą z dnia na dzień od "zabijamy zeońską świnię, bo nie jest jednym z nas" do "zeonie są cool i będziemy współpracować, bo nasz fuhrer już nie każe nam ich zabijać" (vide burdel w Iraku po tym, jak Amerykanie usunęli Saddama, a potem sobie poszli i zostawili burdel, który skończył się rozkwitem ISIS). Tak że jak dla mnie idea odcinka słuszna, puenta nieco mniej.

I jestem bardzo ciekawa, co sądzili o tym odcinku aktorzy, zwłaszcza Leonard Nimoy. Bo mam wrażenie, że Shatner grał tak samo jak zawsze, ale w Spocku wyczuwałam coś innego, jakieś takie połączenie nieco większej delikatności z dumą, ale dumą tego rodzaju, jaką się okazuje podczas własnej egzekucji. Szczególnie uderzyła mnie tu np. mina Sopcka, kiedy po raz pierwszy zdejmował hełm na polecenie tego oficera, który ich złapał. Nie do końca umiem to przekazać, ale nie widziałam w tej scene Spocka, który byłby poirytowany wykryciem, ale widziałam Nimoya-Żyda pamiętającego niedawny holocaust. I takich momentów było więcej, w trakcie przesłuchania choćby trochę też. Może nadinterpretuję, ale mimika Nimoya w tym odcinku jest mniej spockowa niż zwykle, a nie widzę logicznego powodu, dlaczego akurat tutaj Spock reagowałby na schwytanie bardziej emocjonalnie niz zazwyczaj, więc pozostaje zwalenie na aktora, który powód jak najbardziej miał.

Miałam też wrażenie, że momentami ten odcinek ma problemy z tonem. Ogólnie rozumiem przerywanie ciężkich wątków komediowymi momentami, ale były momenty, kiedy śmieszkowanie bohaterów, kiedy dookoła kosmiczni naziści rozkręcają kosmiczne ludobójstwo, jakoś mnie raziło. Co nie zmienia rzecz jasna faktu, że ten odcinek ma masę absolutnie cudownych momentów. Ani że pierwsze miejsce zajmują sceny w więzieniu aka team gołe klaty oraz kanoniczne potwierdzenie tego, że Spock lubi być na górze XD Chociaż swoją drogą owszem, Kirk oferujący się jako drabinka dla Spocka był słodki, a dalszy ciąg epicki jak trzeba, ale jednak logika każe mi zauważyć, że byłoby to wiarygodniejsze, gdyby przed chwilą nie pokazali w tej samej celi pryczy, która postawiona i oparta o ścianę byłaby o wiele lepszą drabinką niż plecy Kirka (i mniej by stękała XD) Najwyraźniej Kirk po prostu lubi być pod Spockiem XD (Btw, fajnym detalem była tu zielona krew Spocka).

Rozbawiło mnie w tym odcinku to, że Kirk cały czas dostawał bardziej twarzowe kostiumy. Spock miał najpierw ten powyciągany sweter, podczas gdy Kirk ładnie opinającą co trzeba koszulę, potem Kirk dostał ładniejszy mundur i sam się tym chwalił (a "that helmet covers a multitude of sins" było brutalne... chociaż "you should make a very convincing nazi" też), a potem jeszcze w ogóle tylko Kirk dostał mundur, a Spock dalej paradował z gołą klatą. Czyżby Shatner się mścił na Nimoyu na polu kostiumowym za to że Leonard obronił swój dywanik, a on nie? XD (Nadal uważam, że odmowa depilacji to był boss move!)

Z innych momentów zasługujących na wzmiankę na pewno muszę wspomnieć choćby ten, w który Spock stwierdza, że już rozumie, czemu ludzie lubią hazard, a Kirk się odgryza, że jeszcze zrobi z niego człowieka; ten, w którym Kirk, Spock i spółka udają ekipę TV kręcącą dokument (to w sumie kilka momentów, ale traktuję jako jeden wątek), no i moje słoneczko Bones przebierający się w trakcie teleportacji oraz Spock instruujący go, jak wkładać buty. (ale tak w ogóle zero kwestionowania tego rozkazu, który tym na pokładzie musiał się wydawać kompletnie od czapy przecież? XD)


"The Gamesters of Triskelion"

Ucieszyło mnie, że choć raz na planetę z głównego tria zszedł tylko Kirk, chociaż z drugiej strony jestem trochę rozczarowana, że Uhura i Chekov mieli tak małą rolę mimo obecności w głównym wątku. Ale taki podział ma też ten plus, że wtedy Spock i McCoy zostają we dwóch i muszą się dogadać w celu uratowania kapitańskiego tyłka, a te sceny są zawsze cudowne. Oni są jak serce i rozum z tych starych reklam i to jest piękne. Myślę, że gdybym ja zaginęła, wolałabym, żeby szukał mnie Spock, ale gdybym to ja prowadziła poszukiwania, zdecydowanie zachowywałabym się tak jak Bones. XD Jak kocham doktorka, tak przyznaję, że był wyjątkowo irytujący, patrząc z perspektywy Spocka, który też sie w duchu zamartwia równie mocno, ale przekuwa to w racjonalne działanie - co jest znacznie bardziej produktywne niż panikowanie Bonesa, ale też myślę, że to nie chodzi nawet tylko o różnicę charakterów, ale też różnicę pozycji: Bones nie dowodzi, on może sobie pozwolić na jojczenie i kwestionowanie. Spock jest odpowiedzialny i za poszukiwania, i za statek, choćby nawet miał inny charakter, to i tak nie mógłby sobie pozwolić na uleganie emocjom. Więc zrzędzenie Bonesa to przywilej i fajnie też widać od czasu do czasu, że on potrafi się bardzo ładnie ogarnąć i działać logicznie, kiedy musi.

W ogóle ech, miałam flashbacki z Galileo Seven - znowu nikt nie wierzy w Spocka i wszyscy kręcą nosem na jego decyzje. Ich poziom zaufania do Spocka w roli dowódcy zmienia się w zależności od odcinka i mam wrażenie, że to paradoksalnie ma spory sens. Wszystko zależy od sytuacji i tego, czy pozostali mają to samo zdanie czy nie, bo Spock ma to do siebie, że jeśli ma inne zdanie niż pozostali, to będzie sie go trzymał i robił swoje bez konsultowania, wyjaśniania i w ogóle nawet zainteresowania zdaniem reszty. Kirk też stawia na swoim, ale przynajmniej tych wyższych stopniem jak Bones czy Scotty jest najczęściej gotowy wysłuchać i wyjaśnić co nieco, podczas gdy Spock jako dowódca jest absolutnie niedostępny i skoncentrowany na zadaniu, a nie ludziach. Więc to mi sie wydaje logiczne, że kiedy się z nim nie zgadzają, to czują większą frustrację, bo nie są w stanie go zrozumieć. Tutaj fajnie było widać, że kiedy tylko Spock zniżył się na moment do ich poziomu, tzn. wyjaśnił swoje decyzje dokładniej i okazał minimum emocji, zarowno Scotty, jak i Bones szybko dali się przekonać. A poza tym aww, Bones może i zrzędzi, ile wlezie, ale i tak za Spockiem jest gotów pójść nawet do jaskini lwa - a Spock nawet jeśli jest poirytowany jego emocjonalnym zachowaniem, to chce jego towarzystwa. <3

Żałowałam trochę, że koniec końców nie dotarli na te planetę, liczyłam, że zrobią rozróbę dla kapitana, a zamiast tego dostaliśmy kapitana zagadującego kosmiczne żelki XD A wcześniej jeszcze całkiem skutecznie próbującego wyflirtować się z sytuacji. Btw, w życiu bym nie przewidziała, że on uderzy kobietę, do tego jeszcze taką, którą wcześniej pracowicie uwodził. Rozumiem, że gdyby zrobił to w jakikolwiek inny sposób, to narażałby Shahnę na kolejną zemstę mózgożelków, więc nokautując ją, wybrał opcję bezpieczniejszą dla niej, ale jednak kreują go wiecznie na takiego rycerza, że mnie to zaskoczyło. W ogóle to nawet polubiłam Shahnę, chociaż Kirka w scenach z nią lubiłam niekoniecznie, bo manipulował niewinnym dzieciakiem trochę dla jej dobra, ale jednak bardziej dla swojego. Ale na szczęście ona miała w sobie znacznie więcej niż tylko bycie naiwną dziewczyną dla głównego bohatera, a przynajmniej miała potencjał i w sumie to jest ciekawa, jak by się rozwinęła.

Swoją drogą nie zliczę już, ile razy w tym serialu Kirkowi ktoś rozdarł koszule. Chociaż i tak jest postęp, bo tym razem rozdarli na plecach zamiast robić okienko na cyce XD A jak juz o klacie Kirka mówimy, to kurła, co za perwers wymyślił te uprzęże i jaki był ich cel? XD

I jeszcze bawi mnie nadal Chekov, ktory nieustannie wyzywa wszystkich od kozaków (btw, ciekawa jestem, czy w rosyjskim to jest obelga, bo w polskim to jednak zdecydowanie wyraz szacuku XD)

EDIT:
Obejrzałam "Return to Tomorrow", znowu bardzo fajny odcinek <3

Bardzo ciekawy mieli znowu pomysł na kosmitów. Cały ten dylemat też był fascynujący, bo z jednej strony Kirk poznał Sargona podczas tej pierwszej zamiany i dlatego mu ufał, ale z drugiej argumenty McCoya tez były bardzo logiczne, bo dla bytu o tyle bardziej zaawansowanego nie byłoby niczym dziwnym zarówno oszukanie Kirka, jak i zmienienie po prostu potem zdania czy coś - co oczywiście miało miejsce, więc w tym odcinku jestem team doktorek. Do tego nawet gdyby faktycznie cała trojka miała dobre intencje, to i tak coś mogło najzwyczajniej w świecie pójść nie tak, no a jako że Sargon chciał akurat kapitana i pierwszego oficera, to ryzyko dla całego statku było duże. W sumie tłumaczył to kompatybilnością, ale nadal uważam, że skoro potrzebował tylko skorupki do przejęcia, to wystarczyłby ktokolwiek o wystarczającym zdrowiu i sprawności fizycznej. (Znaczy dobra, wybór Spocka był logiczny, bo jego ciało jest lepsze od ludzkiego, ale nie wierzę, że z ludzi to właśnie Kirk miał najlepsze na całym Enterprise, nawet on nie jest aż taką Mary Sue XD). Więc ja bym też miała obiekcje takie jak Bones i myślę, że Kirk był aż za bardzo chętny do tej zamiany ciał (to nie jest krytyka, żeby nie było, bo jednocześnie uważam, że ta chęć była w jego stylu). Niestety mam wrażenie, że Bones zrzędzi tak dużo, że i bohaterowie, i widzowie czasem są do tego zbyt przyzwyczajeni, żeby brać jego zrzędzenie poważnie, a tymczasem tutaj jego zrzędzenie było bardzo logiczne. Logiczniejsze od Spocka, który jakimś cudem nie przekalkulował należycie ryzyka - i to jest dla mnie najbardziej niewiarygodny punkt tutaj. Ale bądźmy szczerzy, kochamy ten serial z wielu powodów i żaden z nich nie jest związany z wiarygodnością XD

A jak już o wiarygodności marudzę: Kirk, który ze zdumieniem odkrywa, że ma w załodze kolejną atrakcyjną kobietę, o której nie miał pojęcia - bawi mnie ten trop i jego powtarzalność (wiem, że kapitan nie mógł znać osobiście 430 osób z załogi, ale ona była doktorem i oficerem, a do tego wyraźnie uważał ją za atrakcyjną, więc ją chyba powinien kojarzyć z widzenia przynajmniej?).

Btw, Sargon chyba lubi teatralne gesty - jak inaczej wytłumaczyć to, że wcześniej nie miał problemu z gadaniem do Enterprise na odległość, ale kiedy Kirk chciał zostawić Spocka, to Sargon zamiast protestować, tylko im zgasił światełka. A w scenie, kiedy pierwszy raz przejmuje ciało Kirka, to już w ogóle teatralność sięga zenitu, tyle że tym razem jest to totalnie wina Shatnera. Ja nie ogarniam, jak on potrafi raz grać naprawdę świetnie w subtelny sposób, a za moment być tak kwikaśnie teatralnie overdramatic XD

Ale ten odcinek wygrywa zdecydowanie evil-nie-Spock (nie pamiętam, jak się ten bohater nazywał). OMG, jaki on był cudowny i, nie wierzę, że to mówię, seksowny xD Nimoy jest genialny jako Spock, ale tutaj miał okazję poszaleć w zupełnie inny sposób, miał taki cudowny creepy I'm-a-bad-boy-and-I-like-it vibe <milion serduszek> W ogóle już widok uśmiechającego się zalotnie Spocka jest tak bardzo wrong. I ómarło mnie trochę, że Thalesa najpierw poszukiwała swojego męża w ciele Spocka. Chociaż to się ładnie wiąże z tym, jak potem ich relacja zaczęła na jakiś czas przypominać klasyczny biblijny team Ewa i wąż. Ale bardzo się cieszę, że nie poszli całkiem w tym kierunku, tylko że ona jednak dała się skusić tylko na moment, a potem sama oparła sie pokusie i zrobiła to, co należy (a do tego w tym wypadku pokusa była naprawdę ogromna i nawet bym nie mogła mieć do niej pretensji, gdyby nie chciała oddać tego ciała do końca).

A w ogóle to kwiiik, ten moment, kiedy Sargon i Thalesa odchodzą, a do Kirka dociera, że całuje się właśnie z panią doktor. I kiedy Chapel się zachwyca, jakie to było romantyczne, a Spock w tym czasie tak intensywnie patrzy w ziemię w stylu "mój Kirk właśnie całował się z kobietą na oczach całego mostku, nie mogę na to patrzeć i nie wolno mi okazać zazdrości" XD (swoją drogą jakkolwiek to z Chapel przechowującą umysł Spocka było fajnym plot twistem, to jednak jest coś creepy we wsadzeniu twojego umysłu do glowy kobiety, która na ciebie jednostronnie leci, zwłaszcza że przecież było powiedziane, że w momenie tej wymiany umysły obu osób przez chwile się przenikają i mają szanse się poznać).

Ach, i jeszcze muszę zauważyć, że wyłapałam ponowne użycie imienia Jim przez Spocka, wprawdzie tym razem nie do Kirka, a o Kirku, kiedy został opętany przez Sargona, ale też się liczy! #SpaceHusbandsForever (nadal nie shippuję ich w sensie fizycznym, ale uważam, że jakiś rodzaj miłości między nimi totalnie jest, tyle że widzę to jako więź emocjonalną, a nie dzikie seksy po kątach XD).

Btw, która to już "śmierć" Kirka, trzecia? XD Za to Spocka chyba pierwsza i powiedziałabym, że Kirk jak na moje oko troszkę za mało rozpaczał, ale na szczęście oprócz tego dostaliśmy też ten cudowny tekst Sargona o "sacrifice of one so close to you", a ponieważ Sargon poznał umysł Kirka, to jak mówi, to wie XD

Poza tym, aww, Sulu's back! <3 (Lubię Chekova, serio, ale Sulu lubię bardziej, co ja na to poradzę,, zę tęskniłam XD)


EDIT 2:
Obejrzałam "The Changeling".

Moją pierwszą myślą, kiedy się okazało, kim jest Nomad, było: czy to kolejny komputer, który Kirk będzie musiał zagadać na śmierć? I cóż, trafiłam XD Drugą było: kwiiiik, czy ten robot właśnie nazwał Kirka tatusiem? XD (metaforycznie rzecz jasna, but still). Poza tym kwiiik, Spock wyglądał przez moment, na urażonego, że Nomad jest bardziej logiczny od niego, ale jak się dowiedział, że to komputer, chyba mu ulżyło XD I kwiiik po raz kolejny, bo Nomad mówiący o McCoyu, że jest niestabilny. Jak ja żałuję, że nie pokazali reakcji Spocka. Za to mina Spocka, kiedy potem Nomad pochwalił jego logikę, była piękna XD

Znowu mieli naprawdę ciekawy pomysł, w ogóle mają w tym serialu dużo bardzo nieoczywistych kosmitów i naprawdę to doceniam <3 (Tzn. wiem, że to nie był dosłownie kosmita, ale wiesz, co mam na myśli^^).

Nie nabrałam się na "śmierć" Scotty'ego, ale uważam, ze Kirk rozpaczał tu bardziej niż w "Return to Tomorrow" po "śmierci" Spocka, to nie fair! A swoją drogą to Bonesowe "He's dead, Jim" zaczyna mnie bawić, może dlatego, ze widziałam gdzieś na tumblrze kompilację wszystkich scen z tym tekstem i jest ich milion, ale i bez tego zauważyłabym, że McCoy mówi to wyjątkowo często XD

Swoją drogą nie pojmuję, dlaczego Kirk widząc, że Nomad się go słucha, nie wydał po prostu od razu rozkazu, że ma mu niczego i nikogo nie likwidować, nie zmieniać, nie naprawiać i nie niszczyć na statku? To by mogło im oszczędzić sporo kłopotów, a tymczasem Jimmy wpadł na to dopiero, kiedy już Nomad zaczął mu się stawiać.

Dalej, biedna Uhura, oczywiście nigdy do tego pewnie nie wrócą, ale zastanawiam się, czy ona się musiała uczyć totalnie od zera, czy bardziej odbudować połączenia jak po udarze czy coś. Bo z opisów brzmiało jak to pierwsze, w praktyce wyglądało jak to drugie. Jedno i drugie jest okropnym losem, ale to drugie jednak trochę lepszym, więc tego się trzymam. Tak czy inaczej scena z Chapel uczącą ją czytać byłą słodka, a poza tym podobało mi się, że ona w tej scenie mówiła przez moment w suahili. Ponieważ reprezentacja i tak dalej <3

Świetna była też ta scena ze Spockiem telepatycznie badającym Nomada. A także to, jaki Kirk był opiekuńczy wobec niego tam <3

A Scotty tak dzielnie bronił maszynowni, doceniam, w końcu Nomad już raz go zabił, a Scotty nawet nie mrugnął okiem tutaj (a jak Nomad zaczął mu ulepszać systemy, to był nawet pod wrażeniem przez moment XD). Swoja drogą jak na superlogicznego robota to pragnę zauważyć, że Nomad miał zero logiki w tym, kogo całkiem wyparowywał (tylko red shirtów), kogo zabijał z pozostawieniem ciała, a kogo tylko ogłuszał XDX

No i jak zwykle zabójcza wymiana zdań na koniec. Bo to rozczarowanie Kirka, kiedy Spock stwierdził, że nie spodziewał się po nim takiej logiki. A także Kirk jako żałująca synka mamusia i "my son the doctor". Koocham XD


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Śro 18:32, 03 Lip 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Śro 21:31, 03 Lip 2024    Temat postu:

Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję Embarassed

Cytat:
Btw, ciekawostka zza kulis - to w czasie kręcenia tego odcinka zdarzył się ten słynny wypadek, w którym konie Adama i Hossa poślizgnęły sie na błocie i jeden podciął drugiego w galopie. Pernell Roberts zdołał zeskoczyć w locie i tylko coś sobie naciągnąc w plecach (zastanawiałam się nawet, czy gdyby nie to, brałby czynniejszy udział w tej walce, ale jednak dobrze, że nie brał), natomiast Dan Blocker złamał obojczyk - a je potem wepchnął go sobie palcem na miejsce i chciał kontynuować zdjęcia (wspomina to jego syn, który był wtedy na planie, a jak już to sobie przypomniałam, to pytanko - oglądałaś może "Brooklyn 99"? Bo tam grał właśnie Dirk Blocker i omg, jak bardzo przypominał ojca!).


O rany, to z obojczykiem brzmi nieskończenie badass xD Aż mi się przypomniała ta anegdotka z Viggo Mortensenem, który ułamał sobie ząb podczas kręcenia walki z orkiem i wołał o klej, żeby go przykleić i kręcić dalej Laughing Co do Brooklyn 99 - znam i lubię, aż mi szczęka opadła, że Hitchock to syn Hossa! Niesamowite podobieństwo - mimika, uśmiech, oczy, aż jestem zdumiona, że wcześniej tego nie połączyłam.

Cytat:
Ale z puentą nie wiem czy do końca sie zgdzam, imo upajanie sie władzą absolutną nie jest ani trochę wystarczającym podsumowaniem Trzeciej Rzeszy, usunięcie psychopaty stojącego na czele państwa nie naprawi automatycznie całego systemu. Bo nadal pozostaje nie tylko nawet masa podwładnych pokonanego wodza, ale też przede wszystkim prostych ludzi, którzy nie mając dość świadomości, dali się przekonać i przesiąkli totalnie tymi niebezpiecznymi ideami. Ci ludzie nie przejdą z dnia na dzień od "zabijamy zeońską świnię, bo nie jest jednym z nas" do "zeonie są cool i będziemy współpracować, bo nasz fuhrer już nie każe nam ich zabijać" (vide burdel w Iraku po tym, jak Amerykanie usunęli Saddama, a potem sobie poszli i zostawili burdel, który skończył się rozkwitem ISIS). Tak że jak dla mnie idea odcinka słuszna, puenta nieco mniej.


Podpisuję się pod wszystkim, ja ten odcinek lubię głównie za wartką akcję, ale wymowa też jest dla mnie nieco problematyczna. Zwłaszcza na koniec, kiedy Kirk jako główny problem z nazistami sprowadza do "Leader Principle". I to co piszesz, magicznym rozwiązaniem nie jest, że fuhrer już nie każe zabijać Zeonów, bo ta idea już jest zbyt zakorzeniona i magicznie nie zniknie. Bardzo naciągany był też dla mnie w ogóle punkt wyjścia, czyli historyk, który uznaje, że to dobry pomysł, by obce społeczeństwo zjednoczyć w duchu III Rzeszy, jako niby jednym z najskuteczniejszych systemów. I to razem z całą otoczką - symbolami, mundurami, itp. Do tego historyk, o którym Kirk wypowiadał się z takim szacunkiem, jako ten, który na historię patrzył jak na ciąg przyczynowo-skutkowy!

Cytat:
I jestem bardzo ciekawa, co sądzili o tym odcinku aktorzy, zwłaszcza Leonard Nimoy. Bo mam wrażenie, że Shatner grał tak samo jak zawsze, ale w Spocku wyczuwałam coś innego, jakieś takie połączenie nieco większej delikatności z dumą, ale dumą tego rodzaju, jaką się okazuje podczas własnej egzekucji. Szczególnie uderzyła mnie tu np. mina Sopcka, kiedy po raz pierwszy zdejmował hełm na polecenie tego oficera, który ich złapał. Nie do końca umiem to przekazać, ale nie widziałam w tej scene Spocka, który byłby poirytowany wykryciem, ale widziałam Nimoya-Żyda pamiętającego niedawny holocaust. I takich momentów było więcej, w trakcie przesłuchania choćby trochę też. Może nadinterpretuję, ale mimika Nimoya w tym odcinku jest mniej spockowa niż zwykle, a nie widzę logicznego powodu, dlaczego akurat tutaj Spock reagowałby na schwytanie bardziej emocjonalnie niz zazwyczaj, więc pozostaje zwalenie na aktora, który powód jak najbardziej miał.


Wspólny mózg! Też według mnie Nimoy grał tu... inaczej. Nie potrafię tego określić, czułam po prostu takie jakby większe wycofanie, może lekki dyskomfort? Któremu absolutnie się nie dziwię. Co do Shatnera, to niestety nie mogę znaleźć teraz źródła, ale gdzieś czytałam, że w scenie z "You should make a very convincing nazi" Kirk miał oryginalnie odpowiedzieć "Why thank you Mr. Spock, I think", ale Shatner zmienił to na Jima posyłającemu Spockowi tylko taki dirty look.

Cytat:
Co nie zmienia rzecz jasna faktu, że ten odcinek ma masę absolutnie cudownych momentów. Ani że pierwsze miejsce zajmują sceny w więzieniu aka team gołe klaty oraz kanoniczne potwierdzenie tego, że Spock lubi być na górze XD Chociaż swoją drogą owszem, Kirk oferujący się jako drabinka dla Spocka był słodki, a dalszy ciąg epicki jak trzeba, ale jednak logika każe mi zauważyć, że byłoby to wiarygodniejsze, gdyby przed chwilą nie pokazali w tej samej celi pryczy, która postawiona i oparta o ścianę byłaby o wiele lepszą drabinką niż plecy Kirka (i mniej by stękała XD) Najwyraźniej Kirk po prostu lubi być pod Spockiem XD (Btw, fajnym detalem była tu zielona krew Spocka).


Ta scena w celi to taki cudny przykład, że i im zdarza się dzielić jedną komórkę mózgową, bo to wspinanie się na poranione plecy Kirka było naprawdę najmniej logicznym rozwiązaniem XDD I kwikłam sobie porządnie, bo po ilości przeczytanych fanfików rzeczywiście bottom!Kirk to taki kanon już wręcz dla mnie xDDD

Cytat:
Rozbawiło mnie w tym odcinku to, że Kirk cały czas dostawał bardziej twarzowe kostiumy. Spock miał najpierw ten powyciągany sweter, podczas gdy Kirk ładnie opinającą co trzeba koszulę, potem Kirk dostał ładniejszy mundur i sam się tym chwalił (a "that helmet covers a multitude of sins" było brutalne... chociaż "you should make a very convincing nazi" też), a potem jeszcze w ogóle tylko Kirk dostał mundur, a Spock dalej paradował z gołą klatą. Czyżby Shatner się mścił na Nimoyu na polu kostiumowym za to że Leonard obronił swój dywanik, a on nie? XD (Nadal uważam, że odmowa depilacji to był boss move!)


Mnie w ogóle rozbawiła ilość tych przebieranek, mam wrażenie, że zostawiali za sobą sam ślad nagich nazistów obrabowanych z mundurów xD

Cytat:
no i moje słoneczko Bones przebierający się w trakcie teleportacji oraz Spock instruujący go, jak wkładać buty. (ale tak w ogóle zero kwestionowania tego rozkazu, który tym na pokładzie musiał się wydawać kompletnie od czapy przecież? XD)


Taaak! Ach, być tą muchą na ścianie, żeby zobaczyć reakcję Bonesa na ten rozkaz przybycia w mundurze lekarza gestapo XD

Cytat:
A wcześniej jeszcze całkiem skutecznie próbującego wyflirtować się z sytuacji. Btw, w życiu bym nie przewidziała, że on uderzy kobietę, do tego jeszcze taką, którą wcześniej pracowicie uwodził. Rozumiem, że gdyby zrobił to w jakikolwiek inny sposób, to narażałby Shahnę na kolejną zemstę mózgożelków, więc nokautując ją, wybrał opcję bezpieczniejszą dla niej, ale jednak kreują go wiecznie na takiego rycerza, że mnie to zaskoczyło. W ogóle to nawet polubiłam Shahnę, chociaż Kirka w scenach z nią lubiłam niekoniecznie, bo manipulował niewinnym dzieciakiem trochę dla jej dobra, ale jednak bardziej dla swojego. Ale na szczęście ona miała w sobie znacznie więcej niż tylko bycie naiwną dziewczyną dla głównego bohatera, a przynajmniej miała potencjał i w sumie to jest ciekawa, jak by się rozwinęła.


Wiesz co, a mi się akurat podobało, że ją znokautował (o rany, jak to brzmi xD). Kirk flirtuje i uwodzi kobiety dość często, ale na palcach jednej ręki mogę policzyć kiedy robi to po prostu z sympatii. Jakieś 90% pozostałych przypadków ma miejsce, kiedy chce coś uzyskać, jest to potrzebne/korzystne dla misji, lub jest to sposób na wyciągnięcie informacji. Ja wiem, może to nie stawia go w najlepszym świetle, ale osobiście wolę takie utylitarne podejście do flirtu, niż bycie po prostu zwykłym kobieciarzem. Poza tym w moim headcanonie Kirk flirtuje z każdym, nie tylko z kobietami, ofc. Więc akurat w tym przypadku wolę Kirka, który traktuje Shahnę po prostu instrumentalnie, ale jako kogoś równego sobie, niż kobietę, wobec której należy się zachować rycersko. Ugh, czy to ma sens? Strasznie Ci zazdroszczę Ottiś twojej swobody wypowiedzi, mi na starość coraz trudniej przychodzi ubieranie myśli w słowa xD

Cytat:
A jak juz o klacie Kirka mówimy, to kurła, co za perwers wymyślił te uprzęże i jaki był ich cel? XD


Kwiiiik, no nie? XD I jeszcze te obroże!

Cytat:
Ale ten odcinek wygrywa zdecydowanie evil-nie-Spock (nie pamiętam, jak się ten bohater nazywał). OMG, jaki on był cudowny i, nie wierzę, że to mówię, seksowny xD Nimoy jest genialny jako Spock, ale tutaj miał okazję poszaleć w zupełnie inny sposób, miał taki cudowny creepy I'm-a-bad-boy-and-I-like-it vibe <milion serduszek> W ogóle już widok uśmiechającego się zalotnie Spocka jest tak bardzo wrong.


Taak! Kocham ten moment zwłaszcza, kiedy się tak opiera o drzwi z założnymi rękami i z uśmieszkiem na ustach <3 Cudownie było zobaczyć Nimoya w takim zupełnie innym wydaniu.

Cytat:
#SpaceHusbandsForever (nadal nie shippuję ich w sensie fizycznym, ale uważam, że jakiś rodzaj miłości między nimi totalnie jest, tyle że widzę to jako więź emocjonalną, a nie dzikie seksy po kątach XD).


Tak w ramach ciekawostki, to Gene Roddenbery w swojej nowelizacji "ST: The Motion Picture" wymyślił specjalne vulcańskie określenie na relację łączącą Kirka i Spocka, tj. t'hy'la. Które oznacza kombinację friend-brother-lover. I jeszcze ten słynny fragment z wywiadu:

Cytat:
Marshak and Culbreath: "There's a great deal of writing in the Star Trek movement now which compares the relationship between Alexander and Hephaistion to the relationship between Kirk and Spock -- focusing on the closeness of the friendship, the feeling that they would die for one another --"

Roddenberry: "Yes, there's certainly some of that, certainly with love overtones. Deep love. The only difference being, the Greek ideal... we never suggested in the series... physical love between the two. But it's the... we certainly had the feeling that the affection was sufficient for that, if that were the particular style of the 23rd century."


Naprawdę był to człowiek wyprzedzający swoje czasy Laughing

Cytat:
Dalej, biedna Uhura, oczywiście nigdy do tego pewnie nie wrócą, ale zastanawiam się, czy ona się musiała uczyć totalnie od zera, czy bardziej odbudować połączenia jak po udarze czy coś. Bo z opisów brzmiało jak to pierwsze, w praktyce wyglądało jak to drugie. Jedno i drugie jest okropnym losem, ale to drugie jednak trochę lepszym, więc tego się trzymam. Tak czy inaczej scena z Chapel uczącą ją czytać byłą słodka, a poza tym podobało mi się, że ona w tej scenie mówiła przez moment w suahili. Ponieważ reprezentacja i tak dalej <3


Ahhh, ten urok episodic television <3 Też mam wrażenie, że raczej to drugie, bo gdyby wymazał jej pamięć całkowicie, to chyba nie pamiętałaby nawet suahili, prawda? Poza tym Bones chyba mówi coś w stylu, że za tydzień Uhura dojdzie już do etapu nadrabiania studiów wyższych, przy takim tempie reedukacji chyba logiczne jest, że był to tylko stan przejściowy i Uhura raczej przypomina sobie wiedzę, niż uczy się na nowo. Chociaż to drugie też jest możliwe, a Uhura po prostu jest geniuszem <3

Cytat:
Świetna była też ta scena ze Spockiem telepatycznie badającym Nomada. A także to, jaki Kirk był opiekuńczy wobec niego tam <3


Zawsze mnie śmieszy kiedy w innych trekach (bodajże Tuvok w "Voyagerze") i w fanfiction ten cały vulcański mind-meld jest przedstawiany jako coś dość intymnego, nawet dość ryzykownego, a tymczasem Spock radośnie łączy się telepatycznie na lewo i prawo, nawet z metalową puszką na sznurku <3

W ramach Hossowych angstów obejrzałam sobie "The Last Viking". Jejku, Hoss był taki głodny jakiegoś connection do swojej mamy, jakichś dodatkowych wspomnień o niej ze strony tego wuja. Zastanawiam się, czy Ben o niej w ogóle rozmawia, bo to co Hoss wie, czyli że była piękna i dobra, to są jednak takie straszne ogólniki. I ten wujek też nie wniósł nic nowego. Ehhhh. I jeszcze potem cudne feelsy, kiedy Hoss myśli, że Joe zginął i w tej wściekłości prawie Gunnara zabija, ale jednak powstrzymuje się na koniec. Nie mówiąc już o końcowej rozmowie z ojcem nad jeziorem. Postać Gunnara też była dobrze skonstruowana, taki wolny duch, którego nosi po świecie i w którym pewnie była gdzieś tęsknota za przywiązaniem się do jednego miejsca, do rodziny, ale nie leżało to jednak w jego naturze. Teraz obejrzę chyba "Courtship", a potem może jeszcze jakąś ogólno-rodzinną dramę ^^

Edit: Jeszcze chciałam zapytać - czy na obecnym etapie Bonanzy mogłabym przeczytać Twój fik "Dwa strumienie"? Bo premise mi się bardzo spodobał, a jednocześnie nie wiem, czy nie będzie spoilerów (znaczy, największy spoiler, czyli że Adam znika z serialu to już sobie sama niechcący zdradziłam, czytając o Bonanzie na Wiki xD).

W ogóle na Mirriel zauważyłam Twój prompt do odcinka "Galileo Seven" i kurczę, aż miałabym ochotę napisać, a jednocześnie trochę o tym myślałam i jednak nie mam pomysłu jak rozegrać tego Kirka, który łamie rozkazy i wraca ratować Spocka. Bo z tego co pamiętam, to rzeczywiście była trochę sytuacja bez wyjścia z uwagi na te szczepionki (), które trzeba było na czas przetransportować. No nic, ale może jakieś natchnienie na mnie spłynie xD Za to przedwczoraj chyba śnił mi się pomysł na ficzek, gdzie Enterprise w jakiś sposób "ożyła" i stała się świadoma. I miała oczywiste feelsy dla swojej załogi <3 A potem chyba zła Starfleet chciała to jakoś ukrócić i Jimbo nie miał wyjścia, tylko Enterprise porwać, żeby nie dać jej zabić. To mam straszną ochotę napisać, bo kojarzy mi się z żywym statkiem w "Farscape" i plotem z czwartego sezonu ST: Discovery, gdzie USS Discovery też miała swoją osobowość za sprawą sztucznej inteligencji. A jednocześnie jestem przekonana, że gdzieś już coś takiego czytałam i boję się nieumyślnego plagiatu xD Ale tak mi się jeszcze skojarzyło z tym:

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Śro 22:11, 03 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Czw 0:29, 04 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Co do Brooklyn 99 - znam i lubię, aż mi szczęka opadła, że Hitchock to syn Hossa! Niesamowite podobieństwo - mimika, uśmiech, oczy, aż jestem zdumiona, że wcześniej tego nie połączyłam.
Prawda? <3

Cytat:
Podpisuję się pod wszystkim, ja ten odcinek lubię głównie za wartką akcję, ale wymowa też jest dla mnie nieco problematyczna. Zwłaszcza na koniec, kiedy Kirk jako główny problem z nazistami sprowadza do "Leader Principle". I to co piszesz, magicznym rozwiązaniem nie jest, że fuhrer już nie każe zabijać Zeonów, bo ta idea już jest zbyt zakorzeniona i magicznie nie zniknie. Bardzo naciągany był też dla mnie w ogóle punkt wyjścia, czyli historyk, który uznaje, że to dobry pomysł, by obce społeczeństwo zjednoczyć w duchu III Rzeszy, jako niby jednym z najskuteczniejszych systemów. I to razem z całą otoczką - symbolami, mundurami, itp. Do tego historyk, o którym Kirk wypowiadał się z takim szacunkiem, jako ten, który na historię patrzył jak na ciąg przyczynowo-skutkowy!
THIS^

Cytat:
Mnie w ogóle rozbawiła ilość tych przebieranek, mam wrażenie, że zostawiali za sobą sam ślad nagich nazistów obrabowanych z mundurów xD
Kwiiiik, nie przyszło mi to do głowy, ale teraz to sobie wyobraziłam i padłam XD

Cytat:
Wiesz co, a mi się akurat podobało, że ją znokautował (o rany, jak to brzmi xD). Kirk flirtuje i uwodzi kobiety dość często, ale na palcach jednej ręki mogę policzyć kiedy robi to po prostu z sympatii. Jakieś 90% pozostałych przypadków ma miejsce, kiedy chce coś uzyskać, jest to potrzebne/korzystne dla misji, lub jest to sposób na wyciągnięcie informacji. Ja wiem, może to nie stawia go w najlepszym świetle, ale osobiście wolę takie utylitarne podejście do flirtu, niż bycie po prostu zwykłym kobieciarzem. Poza tym w moim headcanonie Kirk flirtuje z każdym, nie tylko z kobietami, ofc. Więc akurat w tym przypadku wolę Kirka, który traktuje Shahnę po prostu instrumentalnie, ale jako kogoś równego sobie, niż kobietę, wobec której należy się zachować rycersko. Ugh, czy to ma sens?
Totalnie ma sens i nawet czuję się trochę przekonana!
Swoją drogą mam wrażenie, zę serial jednocześnie usiłuje jakby na powierzchni mówić nam, że Kirk jest kobieciarzem, ale potem jego właściwe działania temu raczej przeczą, bo faktycznie nie przypominam sobie za bardzo, żeby on miał jakieś wątki tak naprawdę-naprawdę romansowe bez dodatkowych motywów. Już Bones więcej miał niewinnych i niezobowiązujących flirtów (nie licze flirtów Kirka ze Spockiem XD).

Cytat:
Strasznie Ci zazdroszczę Ottiś twojej swobody wypowiedzi, mi na starość coraz trudniej przychodzi ubieranie myśli w słowa xD
Swobody? To jest strumień świadomości bez ładu i składu, ja z każdą recenzją od nowa przeżywam, że ja ci tu strzelam taki blok chaotycznych zakwików, a ty jesteś w stanie na tę moją kretyńską paplaninę odpisać w taki ogarnięty i sensowny sposób. XD

Cytat:
Tak w ramach ciekawostki, to Gene Roddenbery w swojej nowelizacji "ST: The Motion Picture" wymyślił specjalne vulcańskie określenie na relację łączącą Kirka i Spocka, tj. t'hy'la. Które oznacza kombinację friend-brother-lover. I jeszcze ten słynny fragment z wywiadu:

Cytat:
Marshak and Culbreath: "There's a great deal of writing in the Star Trek movement now which compares the relationship between Alexander and Hephaistion to the relationship between Kirk and Spock -- focusing on the closeness of the friendship, the feeling that they would die for one another --"

Roddenberry: "Yes, there's certainly some of that, certainly with love overtones. Deep love. The only difference being, the Greek ideal... we never suggested in the series... physical love between the two. But it's the... we certainly had the feeling that the affection was sufficient for that, if that were the particular style of the 23rd century."


Naprawdę był to człowiek wyprzedzający swoje czasy Laughing
♥ IT'S CANON THEN! XD

Cytat:
Ahhh, ten urok episodic television <3 Też mam wrażenie, że raczej to drugie, bo gdyby wymazał jej pamięć całkowicie, to chyba nie pamiętałaby nawet suahili, prawda? Poza tym Bones chyba mówi coś w stylu, że za tydzień Uhura dojdzie już do etapu nadrabiania studiów wyższych, przy takim tempie reedukacji chyba logiczne jest, że był to tylko stan przejściowy i Uhura raczej przypomina sobie wiedzę, niż uczy się na nowo. Chociaż to drugie też jest możliwe, a Uhura po prostu jest geniuszem <3
Uhura totalnie jest geniuszem XD Ale tak na serio to tak, zdecydowanie więcej sensu ma opcja z przypominaniem.

Cytat:
Zawsze mnie śmieszy kiedy w innych trekach (bodajże Tuvok w "Voyagerze") i w fanfiction ten cały vulcański mind-meld jest przedstawiany jako coś dość intymnego, nawet dość ryzykownego, a tymczasem Spock radośnie łączy się telepatycznie na lewo i prawo, nawet z metalową puszką na sznurku <3
No własnie ja też miałam zakodowane, że to jest coś intymnego i niebezpiecznego, i miałam moment "ale jak to?" tutaj przez chwilę XD Btw, czy Spock kiedyś robi mind meld z Kirkiem?

Cytat:
W ramach Hossowych angstów obejrzałam sobie "The Last Viking". Jejku, Hoss był taki głodny jakiegoś connection do swojej mamy, jakichś dodatkowych wspomnień o niej ze strony tego wuja. Zastanawiam się, czy Ben o niej w ogóle rozmawia, bo to co Hoss wie, czyli że była piękna i dobra, to są jednak takie straszne ogólniki. I ten wujek też nie wniósł nic nowego. Ehhhh. I jeszcze potem cudne feelsy, kiedy Hoss myśli, że Joe zginął i w tej wściekłości prawie Gunnara zabija, ale jednak powstrzymuje się na koniec. Nie mówiąc już o końcowej rozmowie z ojcem nad jeziorem. Postać Gunnara też była dobrze skonstruowana, taki wolny duch, którego nosi po świecie i w którym pewnie była gdzieś tęsknota za przywiązaniem się do jednego miejsca, do rodziny, ale nie leżało to jednak w jego naturze. Teraz obejrzę chyba "Courtship", a potem może jeszcze jakąś ogólno-rodzinną dramę ^^
Zgadzam się! Btw, młody Gunnar też pałęta się po odcinkach z Inger. Mam wrażenie, że nie do końca mi się skleja z tym starym, ale i tak to jeden z rzadkich przypadków w tym serialu, kiedy coś raz podane wraca w innym sezonie XD A co do opowieści o samej Inger, to w moim headcanonie znacznie więcej opowiedział Hossowi Adam. Bo może i Adam znał ją krótko i jako mały chłopiec, ale mam wrażenie/wyobrażenie, że jego wspomnienia byłyby konkretniejsze i bardziej namacalne. Bo Bena właśnie widzę cały czas na poziomie tych ogólników, jaka Inger była cudowna (spoiler alert: była XD serio, to moja ulubiona z żon), natomiast Adam imo mówiłby Hossowi raczej takie rzeczy, jak jakie dobre jedzonko gotowała, jakie śpiewała im kołysanki, co fajnego mu uszyła itp. W sumie to chciałam kiedyś napisać o tym ficzka, ale ostatecznie nie pamiętam, czy gdzieś to zawarłam, czy odłożyłam na później i zapomniałam. Chyba to drugie XD

No właśnie, bo ja mam problem z pamiętaniem własnych ficzków. Co gorsza, Tina je zawsze pamięta i potem pokonuje mnie argumentami na ich temat XDDD Ale co do "Dwóch Strumimeni", większość jest niespoilerowa, ale są tam ze 2-3 nawiązanka do porażek matrymonialnych Adama, zwłaszcza takiej jednej dość dużej i ważnej z 5. sezonu (ciągnęła się w 4 odcinkach ta drama, ewenement na skalę serialu XD). Więc jak chcesz czytać, to ja bym jednak skoczyła najpierw do tych 4 odcinków, bo one może nie są jakies super (pierwszy jest bardzo fajny, kolejne mniej), ale jak dla mnie można z nich wyciągnąć sporo wniosków na temat Adama i kobiet, które to wnioski trochę wykorzystałam w "Dwoch Strumieniach".

Cytat:
W ogóle na Mirriel zauważyłam Twój prompt do odcinka "Galileo Seven" i kurczę, aż miałabym ochotę napisać, a jednocześnie trochę o tym myślałam i jednak nie mam pomysłu jak rozegrać tego Kirka, który łamie rozkazy i wraca ratować Spocka. Bo z tego co pamiętam, to rzeczywiście była trochę sytuacja bez wyjścia z uwagi na te szczepionki (), które trzeba było na czas przetransportować. No nic, ale może jakieś natchnienie na mnie spłynie xD
Też nie mam pomysłu niestety, ale czytałabym, więc trzymam kciuki za natchnienie XD

Cytat:
Za to przedwczoraj chyba śnił mi się pomysł na ficzek, gdzie Enterprise w jakiś sposób "ożyła" i stała się świadoma. I miała oczywiste feelsy dla swojej załogi <3 A potem chyba zła Starfleet chciała to jakoś ukrócić i Jimbo nie miał wyjścia, tylko Enterprise porwać, żeby nie dać jej zabić. To mam straszną ochotę napisać, bo kojarzy mi się z żywym statkiem w "Farscape" i plotem z czwartego sezonu ST: Discovery, gdzie USS Discovery też miała swoją osobowość za sprawą sztucznej inteligencji. A jednocześnie jestem przekonana, że gdzieś już coś takiego czytałam i boję się nieumyślnego plagiatu xD
Kwiiiik, to brzmi cudownie, naaaapisz! <3 A nawet jeśli coś takiego gdzieś jest, to ficzki powielają tropy cały czas, a przecież poza punktem wyjścia reszta i tak będzie twoja, nie? Naaaapisz! XD

Cytat:
Ale tak mi się jeszcze skojarzyło z tym:

[link widoczny dla zalogowanych]
Awww, kocham to! XD

A ja do kolacji obejrzałam sobie jeszcze "Friday’s Child".

Po pierwsze, ómarła mnie ta scena na początku, kiedy Bones tłumaczy, jacy mieszkańcy tej planety są niebezpieczni, a kamera pokazuje nam bandę gości w pastelowych piżamkach zrobionych z narzut na kanapę i ozdobionych futerkiem XD Ale podobała mi się rola McCoya w tym odcinku, tzn. to, że poszedł z nimi nie jako lekarz, a jako przewodnik po tutejszej kulturze (a zważywszy na fakt, ilu gaf Kirk o mało co nie popełnił, to wręcz dziwię się, że zwykle obchodzą się bez tego). Nieco mniej podobała mi się ta scena, kiedy Bones próbuje zbadać tę ciężarną kobietę. Bo rozumiem, że twórcy wyszli z założenia, że bohaterka zachowuje się irracjonalnie i odmawia opieki lekarskiej, narażając siebie i dziecko. Niemniej jednak czuć tutaj, że czasy się zmieniły, bo sposób, w jaki Bones zabrał sie do zmuszania jej do zmiany zdania, był mocno nie w porządku. Ona jeszcze nawet nie zaczęła wtedy rodzić, miał czas spróbować przekonać ją logicznymi argumentami, zamiast od razu uciekać się do rękoczynów, zresztą niezależnie od teog, jak jej zachowaniee wydawało mu się nieracjonalne, to on przecież znał tę kulturę, a zwykle bywa bardziej empatyczny, powinien był rozumieć, że jej naprawdę nigdy nie dotykał żaden mężczyzna poza jej mężem, a w ich kulturze w ogóle nie ma lekarzy, więc to chyba normalne, że reaguje tak ostro na jego próby zbadania? Ja na jej miejscu też bym mu dała w pysk XD Ale dalszy ciąg aka mina Spocka, kiedy ich przyłapał trzymającch sie za rece była zabójcza. I mina Bonesa, kiedy niechący został wrobiony w ojcostwo, też. Ale nic nie przebije tej sceny, kiedy Bones usiłuje uczyć Spocka, jak trzymać noworodka, a Kirk patrzy na nich takim rozmarzonym wzrokiem, jakby żałował, że to nie ich XD Chociaż późniejsza scena z Bonesem gadającym po dzieciecemu i Kirkiem tłumaczącym Spockowi, że to "obscure Earth dialect", też mnie rozwaliła. A poza tym awww, Leonard James <3 I "I think you're both gonna be insufferably pleased with yourselves for at least a month... sir" XD (chociaż to nie fair, że Spock został pominięty, on też dzielnie walczył w ich obronie!). Swoją drogą zastanawiam się, jak Bones wykręcił się z ojcostwa (a może się nie wykręcił, tylko nadal jest oficjalnie tatusiem na odległość?)

A z innych momentów, które zasługują na wzmiankę, to tak:

Bones do Kirka: I know what it means to you to lose a crewman.
Ja: na pewno wiesz, miałeś w końcu wieeeele okazji do obserwacji XD (serio, Kirk raz robi dramę na tle zabitych redshirtów, a raz kompletnie nie reaguje, mam wrażenie)

"You say you're prepared to die. Does it mean you prefer to die?" - to pytanie Kirka brzmiało bardzo cool!

"I'm a doctor, not an escalator" - ja wiem, że to już stały tekst Bonesa, ze jest lekarzem, a nie X, ale ten wyjątkowo mnie ómarł, tak bardzo od czapy jest to zestawienie XD

Spock z Kirkiem robiący łuki i ten dialog:
Spock: This bark has suitable tensile cohesion.
Kirk: You mean it makes a good bowstring?
Spock: I believe I've said that.
Kwiiiik, no jak tu ich nie kochać? XD
(Chociaż swoją droga oni tam wcześniej powiedzieli, że to coś do rzucania używane przez tubylców jest bronia równie śmiertelną co fazery, a teraz zrobili prymitywne łuki i zacieszają, że zaskoczą przeciwnika, bo łuk to dla nich zupełnie nowa broń. Czyli co, wychodzi na to, że łuk i strzały z patyków to równie dobra broń jak fazery, serio? XD)

Cudowny był też w tym odcinku Scotty (ale bądźmy szczere, czy on kiedykolwiek nie jest cudowny?). Miał przesrane, że tyle rzeczy się odwaliło podczas jego krótkiego dowództwa, ale ogarnął je wszystkie jak należy. Ten odcinek bardzo fajnie pokazuje, że on jest dziamem, kiedy może, ale potrafi być doskonałym oficerem, kiedy musi <3

I jeszczce nie mogę nie docenić Chekova, który jak zwykle oznajmił, że coś powstało w Rosji, ale tym razem zrobił to ze śmiechem, ktory pokazuje, że to jednak był żart i Chekov ma do siebie dystans. To był chyba mój ulubiony moment z nim jak do tej pory.


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Czw 0:33, 04 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Czw 20:28, 04 Lip 2024    Temat postu:

Cytat:
Swoją drogą mam wrażenie, zę serial jednocześnie usiłuje jakby na powierzchni mówić nam, że Kirk jest kobieciarzem, ale potem jego właściwe działania temu raczej przeczą, bo faktycznie nie przypominam sobie za bardzo, żeby on miał jakieś wątki tak naprawdę-naprawdę romansowe bez dodatkowych motywów. Już Bones więcej miał niewinnych i niezobowiązujących flirtów (nie licze flirtów Kirka ze Spockiem XD).


Tak staram sobie przypomnieć i w pierwszych dwóch sezonach (trzeci niestety znam najsłabiej, bo też obiektywnie jest najsłabszy i mało rewatchowałam, muszę go jakoś nadrobić niedługo, żeby zrobić rozpiskę dla Ciebie xD) to Kirk chyba zakochuje się tylko raz (Edith Keeler), może dwa, a flirtuje na serio chyba tylko ze swoimi ex (jak tą prawniczką z "Court Martial", czy Ruth w "Shore leave"). Znalazłam fragment z jednego z moich ulubionych fików, który łata dziurę w kanonie między trzecim sezonem a "ST: The Motion Picture" i pozwolę sobie przekleić, bo moim zdaniem to idealnie podsumowuje ten kirkowy flirt:

Cytat:
Kirk flirts as easily as talking or breathing; he catches himself doing it sometimes right in the middle of a seduction he didn’t know he was planning, and sometimes it leads somewhere but most often it doesn’t. It’s not precisely about sexuality, not really; it’s more that he is attractive and he is charming, and these two things lead people to have certain expectations of him. And he’s learned how to use that.


Good looks are an accident of birth, just like intelligence. The only thing anyone can control is the way they use what they’ve got. It’s worked against him almost as often as it’s worked for him: all the tutors and the superior officers who saw only the face and not the brain beneath, all the times he’s lost the sympathy of a colleague or CO who decided that he’s got where he’s got on charisma alone. Admiral Komack’s antipathy is almost certainly based, at least in part, on the fact that Kirk is younger and better looking than he is, because Kirk is certain that - up until the Vulcan incident, anyway - he did nothing else to deserve it.


So he’s learned to use it, as a shield or as a weapon, according to circumstance. He flirts because it’s expected of him, because, mostly, people get offended if he doesn’t. It leads to sex far less often than anyone might think, usually because it can’t. That’s the intelligence kicking in. There are far more people in the galaxy with whom it would be a political nightmare to knock boots than an advantage, but flirtation is usually harmless. Often it’s useful; more often than that it’s enjoyable. The people who think he’s an empty face find him predictable and lewd and, while they’re busily confirming their opinions of him, he’s finding out what he needs to know. And the people who understand the game dance around him in a courtly two-step that demands his reciprocation.


Cytat:
Swobody? To jest strumień świadomości bez ładu i składu, ja z każdą recenzją od nowa przeżywam, że ja ci tu strzelam taki blok chaotycznych zakwików, a ty jesteś w stanie na tę moją kretyńską paplaninę odpisać w taki ogarnięty i sensowny sposób. XD


Nieee, to ja jestem pod wrażeniem twoich komentarzy do trekowych odcinków, które są takie długie i szczegółowe i idealnie wszystko podsumowują <3 Jest mi tylko przykro, że ja się nie rewanżuję równie pogłębionymi uwagami do Bonanzy xD Chyba muszę rzeczywiście robić notatki podczas oglądania XD

Cytat:
No własnie ja też miałam zakodowane, że to jest coś intymnego i niebezpiecznego, i miałam moment "ale jak to?" tutaj przez chwilę XD Btw, czy Spock kiedyś robi mind meld z Kirkiem?


Nie, ale będzie ^^ W trzecim sezonie. Aż sprawdziłam, bo ja kojarzyłam dwa przypadki, ale podobno są aż cztery. Jeden jak Kirk jest nieprzytomny, jeden jak Spock robi to też ze Scottym i Bonesem, jeden jak Kirk jest w ciele kobiety i jeden całkiem słodki, kiedy Spock sam z siebie chce usunąć Kirkowi smutne wspomnienie, które go dręczy. Ale moim ulubionym mind-meldem pozostanie ten z wielorybem w "Voyage Home" XDD

Cytat:
A co do opowieści o samej Inger, to w moim headcanonie znacznie więcej opowiedział Hossowi Adam. Bo może i Adam znał ją krótko i jako mały chłopiec, ale mam wrażenie/wyobrażenie, że jego wspomnienia byłyby konkretniejsze i bardziej namacalne. Bo Bena właśnie widzę cały czas na poziomie tych ogólników, jaka Inger była cudowna (spoiler alert: była XD serio, to moja ulubiona z żon), natomiast Adam imo mówiłby Hossowi raczej takie rzeczy, jak jakie dobre jedzonko gotowała, jakie śpiewała im kołysanki, co fajnego mu uszyła itp. W sumie to chciałam kiedyś napisać o tym ficzka, ale ostatecznie nie pamiętam, czy gdzieś to zawarłam, czy odłożyłam na później i zapomniałam. Chyba to drugie XD


Bardzo, bardzo mi się podoba ten headcanon z Adamem! I nie mogę się już doczekać odcinka z Inger.

Cytat:
No właśnie, bo ja mam problem z pamiętaniem własnych ficzków. Co gorsza, Tina je zawsze pamięta i potem pokonuje mnie argumentami na ich temat XDDD Ale co do "Dwóch Strumimeni", większość jest niespoilerowa, ale są tam ze 2-3 nawiązanka do porażek matrymonialnych Adama, zwłaszcza takiej jednej dość dużej i ważnej z 5. sezonu (ciągnęła się w 4 odcinkach ta drama, ewenement na skalę serialu XD). Więc jak chcesz czytać, to ja bym jednak skoczyła najpierw do tych 4 odcinków, bo one może nie są jakies super (pierwszy jest bardzo fajny, kolejne mniej), ale jak dla mnie można z nich wyciągnąć sporo wniosków na temat Adama i kobiet, które to wnioski trochę wykorzystałam w "Dwoch Strumieniach".


Hmmm, to chyba jeszcze trochę poczekam i przeczytam po 5 sezonie, żeby aż tak nie skakać. A może tymczasem uda mi się skomentować coś innego, może któreś z tych Modern AU, o których wspominałaś <3

Cytat:
Kwiiiik, to brzmi cudownie, naaaapisz! <3 A nawet jeśli coś takiego gdzieś jest, to ficzki powielają tropy cały czas, a przecież poza punktem wyjścia reszta i tak będzie twoja, nie? Naaaapisz! XD


Dziękuję <33 Mam nadzieję, że uda mi się przełamać i coś wreszcie skrobnąć.

Cytat:
Nieco mniej podobała mi się ta scena, kiedy Bones próbuje zbadać tę ciężarną kobietę. Bo rozumiem, że twórcy wyszli z założenia, że bohaterka zachowuje się irracjonalnie i odmawia opieki lekarskiej, narażając siebie i dziecko. Niemniej jednak czuć tutaj, że czasy się zmieniły, bo sposób, w jaki Bones zabrał sie do zmuszania jej do zmiany zdania, był mocno nie w porządku. Ona jeszcze nawet nie zaczęła wtedy rodzić, miał czas spróbować przekonać ją logicznymi argumentami, zamiast od razu uciekać się do rękoczynów, zresztą niezależnie od teog, jak jej zachowaniee wydawało mu się nieracjonalne, to on przecież znał tę kulturę, a zwykle bywa bardziej empatyczny, powinien był rozumieć, że jej naprawdę nigdy nie dotykał żaden mężczyzna poza jej mężem, a w ich kulturze w ogóle nie ma lekarzy, więc to chyba normalne, że reaguje tak ostro na jego próby zbadania? Ja na jej miejscu też bym mu dała w pysk XD


Tak! Mnie już nawet mniej oburzyło to, że Bones ją uderzył (bo staram się na to patrzeć nie jako "OMG, on bije kobietę w ciąży!", tylko raczej tak, że oddaje cios agresywnemu pacjentowi), ale bardziej właśnie ten taki brak wyczucia kulturowego xD Teraz te wszystkie przytyki Spocka o okropnym bedside manner Bonesa nabierają sensu xD

Cytat:
Ale nic nie przebije tej sceny, kiedy Bones usiłuje uczyć Spocka, jak trzymać noworodka, a Kirk patrzy na nich takim rozmarzonym wzrokiem, jakby żałował, że to nie ich XD


Ja się tak bardzo utożsamiałam ze Spockiem w tym momencie, też bym nie chciała noworodka brać na ręce i nawet nie wiedziałabym jak XD

Ja obejrzałam dziś "Courtship" i Hoss znów mi złamał serduszko. Ale po kolei : ta scena w fancy restauracji, gdzie Hoss tak ewidentnie czuł się skrępowany i nie na miejscu. Jak ja to rozumiem, nigdy w takim miejscu nie byłam i chyba też bym nie wiedziała co zrobić z kelnerem zachwalającym jakiś rocznik wina xD Scena pocałunku - awwwww. Jak Hoss myśli o sobie, że jest taki wielki, niezgrabny i że jak kogoś obejmie, to ten ktoś się potłucze jak "china doll" ;____; Ale kwikłam sekundę później kiedy ledwo się z kobitą pocałował, a już woła do Joego, że zgodziła się za niego wyjść xD Jeez, hold your horses, Hoss. W ogóle Hoss byłby cudnym mężem - z tą swoją dobrodusznością, oddaniem i hojnością (na litość boską, wcisnął narzeczonej 300 dolarów na waciki!). Co do twistu z uzależnieniem panny od hazardu - myślę, że lepiej i bardziej niejednoznacznie by wyszło, gdyby bohaterka nie była tak do końca zepsuta i istniała możliwość, że Hossa darzy szczerym uczuciem, ale i tak jej choroba wszystko zrujnuje. A nie, że jest od początku do końca zwykłą gold-diggerką. W takim kontekście troszkę więcej sensu miałoby to, że Ben w pierwszym odruchu podarł jej weksel z długiem na 5 tysięcy, żeby Hossa chronić. No, chyba, że sam Ben na ten moment jeszcze wierzył w jej zapewnienia o miłości i chciał szczęścia dla Hossa, nawet takim kosztem. Btw, kobieta była aż komicznie złą hazardzistką - w dwa dni przegrać ponad 20 tysięcy? Na całe szczęście ta ostatnia gra była tylko na pokaz, rany, przecież na tamte czasy to była fortuna! Kudos dla Adama za chronienie młodszego brata, nawet jeśli w taki bolesny sposób :c Jeszcze tak na marginesie, to bardzo podobał mi się tekst Hossa o ich relacji z Ponderosą - że nie zetną drzewa, póki nie zasadzą nowego, że nie biorą wody z jeziora podczas suszy itp. <3

W ogóle dziś się zdrzemnęłam po południu (odreagowywałam kolejną nieprzyjemną wizytę w urzędzie XD) i jako że byłam świeżo po tym odcinku, to przyśniła mi się Bonanza. Niestety nie zapamiętałam fabuły, ale było to coś w stylu bottle-episode, gdzie zawieja śnieżna zakopała ranczo i cały odcinek dzieje się w ich domu <3

Edit: Jeszcze taka random rzecz trochę, ale muszę dodać małą adnotację do rozpiski na 2 sezon TOS - w "Private Little War" Spock zostaje ciężko ranny i serial ujawnia pewne istotne lore w kwestii leczniczego transu Vulcanów. I wybudzanie ich z rzeczonego transu jest bardzo zabawne. Samego odcinka nie lubię (chociaż doceniam jako głos przeciwko wojnie w Wietnamie), ale chyba warto obejrzeć dla tych spockowych scen. Tak mi przyszło to na myśl, bo ta zdolność do samoleczenia Spocka pojawia się w wielu fanfikach, no a ty teraz piszesz ficzka i na wszelki wypadek, gdybyś miała w nim Spockowi zrobić jakieś poważne ku-ku, to żeby było kanonicznie XDD


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Czw 20:42, 04 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Pią 1:22, 05 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Tak staram sobie przypomnieć i w pierwszych dwóch sezonach (trzeci niestety znam najsłabiej, bo też obiektywnie jest najsłabszy i mało rewatchowałam, muszę go jakoś nadrobić niedługo, żeby zrobić rozpiskę dla Ciebie xD) to Kirk chyba zakochuje się tylko raz (Edith Keeler), może dwa, a flirtuje na serio chyba tylko ze swoimi ex (jak tą prawniczką z "Court Martial", czy Ruth w "Shore leave").
Właśnie co do tych dwóch też bym nie była pewna, bo z prawniczką flirtował, owszem, ale ona się z nim umówiła głównie temu,żeby pogadać o sprawie, więc mu ten flirt najpierw umożliwiła w jakimś sensie, nawet jeśli potem ukróciła, a Ruth była tylko wspomnieniem dawnej miłości stworzonym przez jego wyobraźnię. Tak że nadal zostaje chyba tylko Edith. Spock nie musi się obawiać XD

Cytat:
Znalazłam fragment z jednego z moich ulubionych fików, który łata dziurę w kanonie między trzecim sezonem a "ST: The Motion Picture" i pozwolę sobie przekleić, bo moim zdaniem to idealnie podsumowuje ten kirkowy flirt:

Cytat:
Kirk flirts as easily as talking or breathing; he catches himself doing it sometimes right in the middle of a seduction he didn’t know he was planning, and sometimes it leads somewhere but most often it doesn’t. It’s not precisely about sexuality, not really; it’s more that he is attractive and he is charming, and these two things lead people to have certain expectations of him. And he’s learned how to use that.


Good looks are an accident of birth, just like intelligence. The only thing anyone can control is the way they use what they’ve got. It’s worked against him almost as often as it’s worked for him: all the tutors and the superior officers who saw only the face and not the brain beneath, all the times he’s lost the sympathy of a colleague or CO who decided that he’s got where he’s got on charisma alone. Admiral Komack’s antipathy is almost certainly based, at least in part, on the fact that Kirk is younger and better looking than he is, because Kirk is certain that - up until the Vulcan incident, anyway - he did nothing else to deserve it.


So he’s learned to use it, as a shield or as a weapon, according to circumstance. He flirts because it’s expected of him, because, mostly, people get offended if he doesn’t. It leads to sex far less often than anyone might think, usually because it can’t. That’s the intelligence kicking in. There are far more people in the galaxy with whom it would be a political nightmare to knock boots than an advantage, but flirtation is usually harmless. Often it’s useful; more often than that it’s enjoyable. The people who think he’s an empty face find him predictable and lewd and, while they’re busily confirming their opinions of him, he’s finding out what he needs to know. And the people who understand the game dance around him in a courtly two-step that demands his reciprocation.
Aww, świetne to jest, brzmi 100% jak Kirk! <3

Cytat:
Jest mi tylko przykro, że ja się nie rewanżuję równie pogłębionymi uwagami do Bonanzy xD Chyba muszę rzeczywiście robić notatki podczas oglądania XD
Powiem tak: jako odbiorca czytałabym, ale jako osoba praktykująca ten zwyczaj, nie polecam, odcinki trwają wtedy dwa razy dłużej, a potem nie ma czasu na drugi. Ja to robię, bo nie mam wyjścia, czuję, że muszę z siebie wyrzucać te myśli na bieżąco, inaczej sie uduszę, ale jeśli ty tak nie masz i wolny czas jest ci miły, to serio, nie zmuszaj się, dla mnie nie warto XDDD

Cytat:
Nie, ale będzie ^^ W trzecim sezonie. Aż sprawdziłam, bo ja kojarzyłam dwa przypadki, ale podobno są aż cztery. Jeden jak Kirk jest nieprzytomny, jeden jak Spock robi to też ze Scottym i Bonesem, jeden jak Kirk jest w ciele kobiety i jeden całkiem słodki, kiedy Spock sam z siebie chce usunąć Kirkowi smutne wspomnienie, które go dręczy. Ale moim ulubionym mind-meldem pozostanie ten z wielorybem w "Voyage Home" XDD
Brzmi obiecująco^^

Cytat:
Bardzo, bardzo mi się podoba ten headcanon z Adamem! I nie mogę się już doczekać odcinka z Inger.
Będzie już w sezonie trzecim^^

Cytat:
A może tymczasem uda mi się skomentować coś innego, może któreś z tych Modern AU, o których wspominałaś <3

Aww <3 Dobra, przejrzałam tak na szybko swoje ficzki, możesz spokojnie czytać pre-seriesy i modern AU z wyjątkiem "Bezimiennego wędrowca", bo tam jeszcze potrzebujesz znać jeden odcinek (ale nie mogę się doczekać, aż go poznasz, bo jestem wyjątkowo dumna z tegog ficzka XD). Z takich głupotek modern AU to pierwszym, co napisalam, był "Influencer" i to chyba dobrze oddaje, jaką głupawkę mam z tym fandomem. "Zasady jakie są, każdy widzi" też nie odnosza się do niczego konkrentego. A z pre-seriesów "Wiatr w żagle", "O koniach i koniokradach", "Mężczyzna nie musi być piękny" - ten ostatni zwłąszcza jest kompletnie kretyński, ale prznajmniej bezpieczny (był fikaton, nie miałam czasu na używanie mózgu w trakcie pisania XD). A z innych bezpieczne sa przynajmniej "O tym, jak Hoss uratował święta", "Satysfakcja" i "Jajo". Niestety minus jest taki, że większość tej listy to totalne głupotki, bo na te tasiemce, które mi sensowniej wyszły, jeszcze nie jesteś gotowa. Ale będziesz XD

Cytat:
Ja się tak bardzo utożsamiałam ze Spockiem w tym momencie, też bym nie chciała noworodka brać na ręce i nawet nie wiedziałabym jak XD
#same XD

Cytat:
Ja obejrzałam dziś "Courtship" i Hoss znów mi złamał serduszko. Ale po kolei : ta scena w fancy restauracji, gdzie Hoss tak ewidentnie czuł się skrępowany i nie na miejscu. Jak ja to rozumiem, nigdy w takim miejscu nie byłam i chyba też bym nie wiedziała co zrobić z kelnerem zachwalającym jakiś rocznik wina xD Scena pocałunku - a. Jak Hoss myśli o sobie, że jest taki wielki, niezgrabny i że jak kogoś obejmie, to ten ktoś się potłucze jak "china doll" ;____; Ale kwikłam sekundę później kiedy ledwo się z kobitą pocałował, a już woła do Joego, że zgodziła się za niego wyjść xD Jeez, hold your horses, Hoss. W ogóle Hoss byłby cudnym mężem - z tą swoją dobrodusznością, oddaniem i hojnością (na litość boską, wcisnął narzeczonej 300 dolarów na waciki!). Co do twistu z uzależnieniem panny od hazardu - myślę, że lepiej i bardziej niejednoznacznie by wyszło, gdyby bohaterka nie była tak do końca zepsuta i istniała możliwość, że Hossa darzy szczerym uczuciem, ale i tak jej choroba wszystko zrujnuje. A nie, że jest od początku do końca zwykłą gold-diggerką. W takim kontekście troszkę więcej sensu miałoby to, że Ben w pierwszym odruchu podarł jej weksel z długiem na 5 tysięcy, żeby Hossa chronić. No, chyba, że sam Ben na ten moment jeszcze wierzył w jej zapewnienia o miłości i chciał szczęścia dla Hossa, nawet takim kosztem. Btw, kobieta była aż komicznie złą hazardzistką - w dwa dni przegrać ponad 20 tysięcy? Na całe szczęście ta ostatnia gra była tylko na pokaz, rany, przecież na tamte czasy to była fortuna! Kudos dla Adama za chronienie młodszego brata, nawet jeśli w taki bolesny sposób :c Jeszcze tak na marginesie, to bardzo podobał mi się tekst Hossa o ich relacji z Ponderosą - że nie zetną drzewa, póki nie zasadzą nowego, że nie biorą wody z jeziora podczas suszy itp. <3
Wszystko tak! Hoss, moje dziamo, too precioius for this world, zasługuje na kogoś, kto go doceni, i mógłby być wtedy idealnym mężem. Ale przynajmniej ten odcinek ładnie pokazuje, że ojciec i bracia zrobią dla niego wszystko, nawet jeśli zarobią za to w pysk Smile I też wolałabym odrobinę ludzkich uczuć u niej, wtedy drama byłaby jeszcze ładniejsza...

Cytat:
W ogóle dziś się zdrzemnęłam po południu (odreagowywałam kolejną nieprzyjemną wizytę w urzędzie XD) i jako że byłam świeżo po tym odcinku, to przyśniła mi się Bonanza. Niestety nie zapamiętałam fabuły, ale było to coś w stylu bottle-episode, gdzie zawieja śnieżna zakopała ranczo i cały odcinek dzieje się w ich domu <3
Aww, brzmi jak super sen^^

Cytat:
Edit: Jeszcze taka random rzecz trochę, ale muszę dodać małą adnotację do rozpiski na 2 sezon TOS - w "Private Little War" Spock zostaje ciężko ranny i serial ujawnia pewne istotne lore w kwestii leczniczego transu Vulcanów. I wybudzanie ich z rzeczonego transu jest bardzo zabawne. Samego odcinka nie lubię (chociaż doceniam jako głos przeciwko wojnie w Wietnamie), ale chyba warto obejrzeć dla tych spockowych scen. Tak mi przyszło to na myśl, bo ta zdolność do samoleczenia Spocka pojawia się w wielu fanfikach, no a ty teraz piszesz ficzka i na wszelki wypadek, gdybyś miała w nim Spockowi zrobić jakieś poważne ku-ku, to żeby było kanonicznie XDD
Oho, odcinek dostaje wykrzyknik, bo ja kocham hurt-comforty XD Akurat w tym ficzku Spocka planuję torturować tylko konfrontacjami z dziecięcą logiką oraz docinkami Bonesa, ale kto wie, może ta wiedza jeszcze kiedyś sie przyda?^^

A dziś obejrzałam "Bread and Circuses". OMG, relacja Spocka i Bonesa w tym odcinku to czysta perfekcja i mam ochotę obejrzeć ich sceny jakiś milion razy! Oni tu mają tyle cudnych momentów, że nawet nie sposób wymienić, a co jedno to cudowniejsze i bardziej epickie. I jeszcze ten moment, kiedy Flavius pyta, czy oni są wrogami, a Kirk stwierdza, że "I'm not sure if they're sure". Ale wiadomo, najlepsza scena to ta w więzieniu. Bones, który najpierw próbuje podziękować, potem się wścieka i robi Spockowi psychoanalizę, i Spock, który im więcej ma uczuć, tym mocniej je wypiera i udaje, że ich nie ma ❤ Kocham ich relację, oni są trochę jak Adam i Joe Cartwright w tym sensie, że nie zgadzają sie w niczym, bo jeden to rozum, a drugi serce, ale i tak skoczyliby dla siebie w ogień (z tą różnicą, że tam nadopiekuńczą stroną j jest Adam, a tutaj zdecydowanie Bones). Ale też wcześniej jeszcze ta walka i Bones, który sie na niego wydziera, jakie głupie jest pytanie, czy potrzebuje pomocy, i Spock, który rzuca mu się na ratunek, kocham!

A jak już przy walce jesteśmy, Spock nieźle sobie radzi z mieczem. Ale w ogóle kwiiiik, kosmiczni Rzymianie zorganizowali walkę gladiatorów ze Spockiem i Bonesem w roli gladiatorów, a Kirkowi kazali patrzeć - to jeszcze sport czy już porno? XD W sumie to w ogóle ciekawie wypada ten livestream z walk w telewizji z komentatorem sportowym i poganiacze niewolników z karabinami maszynowymi każący im lepiej walczyć, bo inaczej oglądalność stacji spadnie. Trochę śmieszne, troche straszne, i na swój sposób w sumie aktualne?

Troszkę creepy mi się tez wydało to, że Kirk tak ochoczo się przespał z tą niewolnicą. Może i wydawała się chętna, ale też wyraźnie mówiła, że wykonuje polecenie właściciela. Poza tym zajęła mu czas, który powinien poświęcić na kombinowanie, jak tu uciec (i jak znaleźć Spocka i Bonesa). I w sumie zaprzeczył troche temu, o czym rozmawiałyśmy. Ale rozbawiło mnie, jak potem wstydził sie przyznać Spockowi, gdzie się podziewał przez te kilka godzin XD

W ogóle to był całkiem spoko odcinek, od czapy, owszem, ale fajna fabuła i fajni bohaterowie, zwroty akcji zaskakujące, relacje między bohaterami - patrz punkt wyżej. Dla takich rzeczy można wybaczyć całą resztę. Jak na przykład to, że motyw z zaginionym oficerem gwiezdnej floty, który zostaje złym przywódcą na innej planecie, zaczyna robić się nudny (plus tylko dla niego, że okazał się jednak fajnie złożoną i niejednoznaczną postacią, raczej słabą i żałosną niż podłą, ale z ładną rehabilitacją na koniec). Albo tę ich prime directive, czy jak to się tam nazywa. W pierwszym sezonie praktycznie nie istniała, wtrącili sie już w masę planet, a teraz nagle są gotowi za to oddać życie? XD

A jak już o wtrącaniu się mówimy, to kwiiiik, Scotty "mam rozkaz sie nie wtrącać, ale i tak się wtrącę" jak zwykle pozamiatał, i to w białych rękawiczkach - kooocham <3 Uhura też miała bardzo fajny moment na koniec, kiedy wpadła na to, z czym logika Spocka sobie nie mogła poradzić. W ogóle w tym sezonie pozostali oficerowie z mostka mają więcej momentów, kiedy są czymś więcej niż tylko randomowym tłem albo comic reliefem, podoba mi się to, choć nadal chciałabym ich jeszcze więcej.

A wracając jeszcze na moment do początku, ómarł mnie ten dialog:

Rzymianin: What do you call those?
Spock: I call them ears
Rzymianin: Are u trying to be funny?
Spock: Never.
W takich scenach to jest czasem cudownie nieoczywiste, czy Spock jest poważny, czy subtelnie wychodzi z niego sassy little shit po prostu XD

Btw, a propos tych niewolników-zbiegów z początku, to aktor od Septimusa grał w kilku odcinkach Bonanzy (w tym w Bank Run). On ma taką charakterystyczną twarz, że nawet ja byłam w stanie go poznać natychmiast.

A swoją drogą nasi panowie bardzo ładnie wyglądali w tych szarych wdziankach^^ Chociaż ómarło mnie, że znowu dla Spocka znalazła się czapeczka XD

Btw, tutaj też przez moment było widać, że Bones miał czarną koszulke pod mundurem. Potwierdza się zatem coraz bardziej, że tylko Kirk jej nie nosi. Ciekawe, czy nosi coś pod spodniami... XD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Sob 12:57, 06 Lip 2024    Temat postu:

Cytat:
Aww <3 Dobra, przejrzałam tak na szybko swoje ficzki, możesz spokojnie czytać pre-seriesy i modern AU z wyjątkiem "Bezimiennego wędrowca", bo tam jeszcze potrzebujesz znać jeden odcinek (ale nie mogę się doczekać, aż go poznasz, bo jestem wyjątkowo dumna z tegog ficzka XD). Z takich głupotek modern AU to pierwszym, co napisalam, był "Influencer" i to chyba dobrze oddaje, jaką głupawkę mam z tym fandomem. "Zasady jakie są, każdy widzi" też nie odnosza się do niczego konkrentego. A z pre-seriesów "Wiatr w żagle", "O koniach i koniokradach", "Mężczyzna nie musi być piękny" - ten ostatni zwłąszcza jest kompletnie kretyński, ale prznajmniej bezpieczny (był fikaton, nie miałam czasu na używanie mózgu w trakcie pisania XD). A z innych bezpieczne sa przynajmniej "O tym, jak Hoss uratował święta", "Satysfakcja" i "Jajo". Niestety minus jest taki, że większość tej listy to totalne głupotki, bo na te tasiemce, które mi sensowniej wyszły, jeszcze nie jesteś gotowa. Ale będziesz XD


Dziękuję bardzo za polecajki, obiecuję do końca weekendu chociaż jeden skomentować <3

Cytat:
Oho, odcinek dostaje wykrzyknik, bo ja kocham hurt-comforty XD Akurat w tym ficzku Spocka planuję torturować tylko konfrontacjami z dziecięcą logiką oraz docinkami Bonesa, ale kto wie, może ta wiedza jeszcze kiedyś sie przyda?^^


Hmm, to jeszcze w "The Apple" Spock zostaje ranny bodajże dwa razy i Kirk go musi nieść xD A w "Immunity syndrome" Spock i Bones się kłócą, który z nich bardziej chce pójść na samobójczą misję i też fajne sceny są z tego ^^ I jeszcze z tego co pamiętam, to chyba bardzo ładne hurt-comforty będą z Bonesem w trzecim sezonie!

Cytat:
Troszkę creepy mi się tez wydało to, że Kirk tak ochoczo się przespał z tą niewolnicą. Może i wydawała się chętna, ale też wyraźnie mówiła, że wykonuje polecenie właściciela. Poza tym zajęła mu czas, który powinien poświęcić na kombinowanie, jak tu uciec (i jak znaleźć Spocka i Bonesa). I w sumie zaprzeczył troche temu, o czym rozmawiałyśmy. Ale rozbawiło mnie, jak potem wstydził sie przyznać Spockowi, gdzie się podziewał przez te kilka godzin XD


O matko, chyba wyparłam ten fragment xD Ale teraz kojarzę, że rzeczywiście była taka scena. No tylko dowód na to, że jak mi się coś nie zgadza z headcanonem, to wygodnie o tym zapominam XD

Cytat:
Albo tę ich prime directive, czy jak to się tam nazywa. W pierwszym sezonie praktycznie nie istniała, wtrącili sie już w masę planet, a teraz nagle są gotowi za to oddać życie? XD


Tjaaa, ja ogólnie lubię prime directive, bo zwłaszcza późniejsze treki robią dobrze różne moralne dylematy z nią związane, ale rzeczywiście wymyślili to dopiero w drugim sezonie i nijak się kupy nie trzyma z poprzednimi odcinkami. A już co do kirkowej interpretacji prime directive, to ten komiks to najlepiej podsumowuje XD

[link widoczny dla zalogowanych]

Cytat:
Btw, tutaj też przez moment było widać, że Bones miał czarną koszulke pod mundurem. Potwierdza się zatem coraz bardziej, że tylko Kirk jej nie nosi. Ciekawe, czy nosi coś pod spodniami... XD


Kwiiiiiik xD

Jeszcze co do trekowych ficzków - uwielbiam film "Pan i władca: Na krańcu świata", "Hornblowera" i "Terror", więc tak mnie naszło natchnienie na marynistyczne AU. Albo nawet niekoniecznie AU, może być po prostu jakaś symulacja wykreowana przez kosmitów, gdzie na końcu wszyscy wracają do swojej rzeczywistości. Ale do rzeczy - USS Enterprise jako HMS Enterprise, eksploracja na pełnym oceanie. Kirk oczywiście jako kapitan, w gustownym płaszczu. Bones jako zgryźliwy lekarz pokładowy użerający się ze szkorbutem u załogi. Sulu za kołem sterowym, Chekov w bocianim gnieździe. Klingoni i Orioni jako piraci. Sztormy, przygody, Spock i Kirk grający w klasyczne, pięknie wystrugane z drewna szachy w kapitańskiej kajucie... Ehhh, gdybym tylko miała pomysł i wena xD

A dziś obejrzałam "Blood line" i chociaż mi się podobał, to jestem oburzona brakiem Adama i Joego w tym odcinku! Ben też mnie irytował nieco, ja wiem, że on miał jak najlepsze intencje i zżerały go wyrzuty sumienia, ale naprawdę, ostatnie co ten chłopak mógł chcieć, to zamieszkać z facetem, który zabił jego ojca. Hoss też w "Feet of clay" lepiej sobie radził ze zbuntowanym dzieciakiem, który chce gryźć rękę, która go głaska. No, ale na jego usprawiedliwienie, tamten dzieciak nie miał takich homicydalnych skłonności. Podobała mi się też bardzo postać tej blondynki, z wyglądu przypominała mi trochę siostrę Chapel xD I zakończenie, z taką nadzieją, że zostanie matką dla tego chłopca.

Btw, Ottiś, a znasz piosenkę Nimoya o Bilbo Bagginsie? Jeśli nie, to proszę bardzo XDD


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Sob 13:01, 06 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Nie 1:34, 07 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Hmm, to jeszcze w "The Apple" Spock zostaje ranny bodajże dwa razy i Kirk go musi nieść xD A w "Immunity syndrome" Spock i Bones się kłócą, który z nich bardziej chce pójść na samobójczą misję i też fajne sceny są z tego ^^ I jeszcze z tego co pamiętam, to chyba bardzo ładne hurt-comforty będą z Bonesem w trzecim sezonie!
<skrzętnie notuje> Dzięki! "Immunity syndrome" właśnie miałam teraz w planach, ale kurła dni są za krótkie, już drugi dzień nie mam czasu odpalić Netflixa, cierpię! (Za to ficzek przynajmniej posuwa się do przodu. Powoli, z mozołem i coraz większym zwątpieniem, czy to w ogóle trzyma się kupy, kanonu i charakteru Spocka, ale piszę XD)

Cytat:
No tylko dowód na to, że jak mi się coś nie zgadza z headcanonem, to wygodnie o tym zapominam XD
I bardzo słusznie, czasami trzeba, a w serialach z tamtych czasów to już w ogóle (Bonanza też uwielbia wyskakiwać z rzeczami od czapy albo sobie sama przeczyć, mam wrażenie, że po prostu przychodzili nowi scenarzyści i nie wnikali za mocno w to, co zostało ustalone w poprzednich odcinkach. Widzowie i tak nie mogli sobie nagrać i obejrzec ponownie, nie? XD).

Cytat:
A już co do kirkowej interpretacji prime directive, to ten komiks to najlepiej podsumowuje XD

[link widoczny dla zalogowanych]
Kwiiiik, w punkt! ♥

Cytat:
Jeszcze co do trekowych ficzków - uwielbiam film "Pan i władca: Na krańcu świata", "Hornblowera" i "Terror", więc tak mnie naszło natchnienie na marynistyczne AU. Albo nawet niekoniecznie AU, może być po prostu jakaś symulacja wykreowana przez kosmitów, gdzie na końcu wszyscy wracają do swojej rzeczywistości. Ale do rzeczy - USS Enterprise jako HMS Enterprise, eksploracja na pełnym oceanie. Kirk oczywiście jako kapitan, w gustownym płaszczu. Bones jako zgryźliwy lekarz pokładowy użerający się ze szkorbutem u załogi. Sulu za kołem sterowym, Chekov w bocianim gnieździe. Klingoni i Orioni jako piraci. Sztormy, przygody, Spock i Kirk grający w klasyczne, pięknie wystrugane z drewna szachy w kapitańskiej kajucie... Ehhh, gdybym tylko miała pomysł i wena xD
OMG tak! Czytałabym, aż by się kurzyło! W ogóle jakbyś mi to powiedziała parę lat wcześniej... XD Bo miałam ogromną fazę na Hornblowera (i filmową wersję porucznika Busha <3) i był taki moment, kiedy może kojarzyłama jakiś niewielki procent tego okrętowego słownictwa, klimatu i w ogóle, ale już wieki do tego fandomu nie wracałam i mam wrażenie, że nic nie pamiętam. Nawet jakieś dwa czy trzy ficzki popełniłam wtedy, chociaż ekspertką od pisania do Hornblowera to była Tina, jej ficzki na Mirriel polecam wszystkimi mackami!

Cytat:
A dziś obejrzałam "Blood line" i chociaż mi się podobał, to jestem oburzona brakiem Adama i Joego w tym odcinku! Ben też mnie irytował nieco, ja wiem, że on miał jak najlepsze intencje i zżerały go wyrzuty sumienia, ale naprawdę, ostatnie co ten chłopak mógł chcieć, to zamieszkać z facetem, który zabił jego ojca. Hoss też w "Feet of clay" lepiej sobie radził ze zbuntowanym dzieciakiem, który chce gryźć rękę, która go głaska. No, ale na jego usprawiedliwienie, tamten dzieciak nie miał takich homicydalnych skłonności. Podobała mi się też bardzo postać tej blondynki, z wyglądu przypominała mi trochę siostrę Chapel xD I zakończenie, z taką nadzieją, że zostanie matką dla tego chłopca.
Ben czasami jest za bardzo... W sumie nie umiem określić, co za bardzo, po prostu tak ogólnie za bardzo, nie? XD Ale też ten dzieciak był starszy, więc i sytuacja była inna. TEż pamiętam, że ta kobieta mi się podobała. Jak zwykle nie mam nic głębokiego do dodania, wybacz, po prostu się z tobą zgadzam XD

Cytat:
Btw, Ottiś, a znasz piosenkę Nimoya o Bilbo Bagginsie? Jeśli nie, to proszę bardzo XDD
Znam, bania zryta na wieki! XD Bo ja to znałam już dawno i jestem pewna, że to wina którejś z was - albo gdzieś na Dolince był link, albo to oglądałyśmy na zlocie. I już wtedy ryło banię, ale znałam jeszcze Nimoya mniej niż teraz, więc teraz jak do tego wróciłam, ómarło mnie jeszcze bardziej. Nadal nie mogę się zdecydować, czy to miało być dla jaj, czy na serio, ale mam nadzieję, że to pierwsze. Btw, aż by się prosiło, żeby miał w tym teledysku spiczaste uszy... XD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Nie 13:31, 07 Lip 2024    Temat postu:

Cytat:
(Za to ficzek przynajmniej posuwa się do przodu. Powoli, z mozołem i coraz większym zwątpieniem, czy to w ogóle trzyma się kupy, kanonu i charakteru Spocka, ale piszę XD)


Yay! <33 Jeśli mogę w jakikolwiek sposób pomóc, podkarmić wena, czy coś, to daj znać, jestem już emocjonalnie zaangażowana w ten fik XDD

Cytat:
OMG tak! Czytałabym, aż by się kurzyło! W ogóle jakbyś mi to powiedziała parę lat wcześniej... XD Bo miałam ogromną fazę na Hornblowera (i filmową wersję porucznika Busha <3) i był taki moment, kiedy może kojarzyłama jakiś niewielki procent tego okrętowego słownictwa, klimatu i w ogóle, ale już wieki do tego fandomu nie wracałam i mam wrażenie, że nic nie pamiętam. Nawet jakieś dwa czy trzy ficzki popełniłam wtedy, chociaż ekspertką od pisania do Hornblowera to była Tina, jej ficzki na Mirriel polecam wszystkimi mackami!


Omg, Paul McGann jako Bush <33 On jest taki piękny, do tej pory nie mogę wybaczyć Moffatowi, że Ósmy Doktor nie został też War Doktorem, tylko wymyślił sobie Johna Hurta do tej roli! A McGann dostał tylko 10-minutowy odcinek na youtubie z regeneracją, ugh.

Mogę trochę posmęcić o tym moim marynistycznym AU, które na 99% nigdy nie powstanie, ale jest takie piękne w mojej głowie? XD Bo wszystko wzięło się z takiego świetnego fragmentu z odcinka "Ultimate Computer", gdzie Kirk cytuje z rozmarzeniem Johna Masefielda:

Cytat:
Kirk: Do you know the one, "All I ask is a tall ship"?
McCoy: It's a line from a poem. A very old poem, isn't it?
Kirk: 20th-century Earth. "All I... ask is a tall ship, and a star to steer her by." You... you could feel the wind at your back in those days. The sounds of the sea beneath you. And... even if you take away the wind and the... water, it's still the same. The ship is yours. You can feel her. And the stars are still there, Bones.


Dodatkowo bodajże w "ST: The Final Frontier" Kirk ma nawet w swoim gabinecie na Enterprise replikę starego koła sterowego, więc ta jego fantazja o Age of Sail jest jak najbardziej kanoniczna. Tyle, że z oczywistych powodów nie może to być takie realistyczne AU, bo wtedy Spock nie mógłby być kosmitą, nie byłoby kobiet na statku i Kirk nie mógłby być chłopcem z farmy w Iowa xD Więc koncepty są dwa - jeden, to że są w to jakoś zamieszani kosmici (może ktoś o takiej world-buildingowej mocy, coś jak Trelane?), którzy tworzą symulacje na podstawie ludzkich snów/fantazji, a drugi byłby nawiązaniem do genialnego odcinka Deep Space Nine "Far Beyond The Stars", gdzie kapitan Sisko śni, że jest pisarzem s-f w latach 50-tych XX wieku, a jako ten pisarz śni, że jest kapitanem na stacji kosmicznej. I analogicznie z Kirkiem - sen o byciu kapitanem na HMS Enterprise, a jako żeglarz śni o podróży w gwiazdach i statku z metalu. Ugh, czy to ma sens? XD W każdym razie w notatkach na telefonie mam zapisanych już kilkanaście pomysłów, pozwolę sobie kilka przytoczyć bez ładu i składu xD

- Bones, który w TOS ma w sick-bay na ścianie wystawkę starych przyrządów chirurgicznych (tam skąd Khan capnął skalpel), jako przypominajkę, jaka kiedyś medycyna była krwawa i okrutna. Te same narzędzia, których musi używać do min. amputacji kończyn jako lekarz pokładowy i czego nienawidzi, ale nie wie czemu. A w nocy śni o zupełnie innej medycynie, tej łagodniejszej i o wiele mniej krwawej, gdzie nie musi okaleczać swoich pacjentów.
- Spock zamiast swojego tricordera ma zestaw lunety, sekstantu i kompasu. Jest pierwszym oficerem, ale w środku jest przede wszystkim naukowcem.
- Klingoński bird-of-prey to statek z drapieżnym ptakiem jako galion.
- Kirkowi rzeczywistości się przenikają, więc w dzienniku pokładowym przez przypadek zapisuje "stardate", albo prędkość w węzłach podaje w warpie
- Statkiem przewożą żyto (quadrotriticale), które zamiast tribblów zjadają im szczury xD

Taka dream-reality pozwoliłaby mi też na to, żeby tę nieszczęsną okrętową terminologię stosować baaardzo luźno, bo przecież sam Kirk też znałby ją tylko na poziomie fana dzieł marynistycznych. Ale coś tam by wiedzieć jednak wypadało, chyba jednak muszę trochę poczytać C.S. Forestera i Patricka O'Brian xD

Cytat:
Znam, bania zryta na wieki! XD Bo ja to znałam już dawno i jestem pewna, że to wina którejś z was - albo gdzieś na Dolince był link, albo to oglądałyśmy na zlocie. I już wtedy ryło banię, ale znałam jeszcze Nimoya mniej niż teraz, więc teraz jak do tego wróciłam, ómarło mnie jeszcze bardziej. Nadal nie mogę się zdecydować, czy to miało być dla jaj, czy na serio, ale mam nadzieję, że to pierwsze. Btw, aż by się prosiło, żeby miał w tym teledysku spiczaste uszy... XD


O rany, ja też to znałam jeszcze przed Star Trekiem i teraz mi uświadomiłaś, że to rzeczywiście chyba z dolinki/dolinkowego zlotu! Kwiiiik xD

Ottiś, a dziś rano leżąc w łóżku przeczytałam twoje "Jajo", "Influencera" i "Zasady jakie są, każdy widzi" <333 Zrobiły mi dzień po prostu, jeszcze chcę dziś przeczytać "O tym, jak Hoss uratował święta". I obiecuję skomentować na Mirriel, ale nie spodziewaj się nic konstruktywnego xDD

Edit: "Influencer" i "Satysfakcja" skomentowane, przepraszam tylko, że tak krótko :c


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Nie 20:30, 07 Lip 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Pon 0:55, 08 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Yay! <33 Jeśli mogę w jakikolwiek sposób pomóc, podkarmić wena, czy coś, to daj znać, jestem już emocjonalnie zaangażowana w ten fik XDD
Awww, kocham W tym momencie chyba za bardzo nie pomożesz, bo pomóc możesz tylko, jak to przeczytasz i powiesz mi, czy jest chodź trochę kanoniczne, ale żeby ci podrzucić chociaż tę pierwszą połowe, to musiałabym najpierw ją sama przeczytać, bo w obecnej formie to wstyd pokazywać XD Ale mów mi tak dalej, to karmi wena!^^

Twoje maryrnistyczne AU brzmi absolutnie cudownie, kocham każdy z tych pomysłów! W ogóle nie wiedziałam, że Kirk kanonicznie odnosił sie do epoki wielkich żaglowców, ale bardzo mi fascynacja tymi czasami do niego pasuje! I faktycznie AU przeniesione tak po prostu do XIX wieku wymagałoby zepsucia paru rzeczy z kanonu, zwłaszcza w kwestii obecności Uhury wśród oficerów, bo kosmiczność Spocka dałoby się może jeszcze jakoś przenieść, ale kobietę na statku - nie ma opcji. Więc pomysł na dream-reality brzmi po prostu perfekcyjnie, a do tego w ogóle coś takiego spokojnie mogłoby mieć miejsce w kanonie.

Cytat:
- Bones, który w TOS ma w sick-bay na ścianie wystawkę starych przyrządów chirurgicznych (tam skąd Khan capnął skalpel), jako przypominajkę, jaka kiedyś medycyna była krwawa i okrutna. Te same narzędzia, których musi używać do min. amputacji kończyn jako lekarz pokładowy i czego nienawidzi, ale nie wie czemu. A w nocy śni o zupełnie innej medycynie, tej łagodniejszej i o wiele mniej krwawej, gdzie nie musi okaleczać swoich pacjentów.
- Spock zamiast swojego tricordera ma zestaw lunety, sekstantu i kompasu. Jest pierwszym oficerem, ale w środku jest przede wszystkim naukowcem.
- Klingoński bird-of-prey to statek z drapieżnym ptakiem jako galion.
- Kirkowi rzeczywistości się przenikają, więc w dzienniku pokładowym przez przypadek zapisuje "stardate", albo prędkość w węzłach podaje w warpie
- Statkiem przewożą żyto (quadrotriticale), które zamiast tribblów zjadają im szczury xD
Wszystko tak bardzo tak i tak bardzo kocham! <milion serduszek>

Cytat:
Taka dream-reality pozwoliłaby mi też na to, żeby tę nieszczęsną okrętową terminologię stosować baaardzo luźno, bo przecież sam Kirk też znałby ją tylko na poziomie fana dzieł marynistycznych. Ale coś tam by wiedzieć jednak wypadało, chyba jednak muszę trochę poczytać C.S. Forestera i Patricka O'Brian xD
To czytaj, czytaj, a potem pisz ficzka, bo to brzmi absolutnie cudownie i aż się prosi, żeby to napisać! <3

Cytat:
Edit: "Influencer" i "Satysfakcja" skomentowane, przepraszam tylko, że tak krótko :c
Aww, dziękuję! Jak krótko? Toż to idealne komentarze są, zacieszam do ekranu właśnie! <3

Ja też jestem w sumie nadal zdziwiona, że ten fandom tak fajnie sie dał przenieść do współczesności, ale jak już zaczełam, to miałam z tego niesamowitą radochę. I nie mogę się doczekać, aż dojdziesz do odcinka "The Crucible" w 3. sezonie, bo do niego napisałam całego długiego tasiemca przenoszącego akcję do współczesności, już całkiem na serio^^

Cytat:
Przez Ciebie mam wizję Joego, który zostaje zaprzęgnięty do pracy przy reklamowaniu opon. Adam jako postępowy specjalista od marketingu na pewno zrobił odpowiedni research i prezentację w Power Poincie, jak to ich nowym targetem dla sprzedaży opon są niezależne kobiety w wieku 30+. I kończy się na wielkim banerze z Joe w bokserkach i kapeluszu na stosie opon. Zyski szybują w górę, Joe cieszy się sławą, a Adam zaciesza z komizmu sytuacji Very Happy.
Kwiiiik, widzę to! (Naaapisz?^^)

Cytat:
I nie mogę się doczekać, aż wreszcie dojdę do czwartego sezonu i rzeczonego odcinka "Any friends of Walter's".
To głupiutki, acz bardzo kwikaśny hossowy odcineczek, polecam^^ Wprawdzie kanoniczny Walter nigdy nie należał do Hossa, ale mieli sporo wspólnych, absolutnie epickich scen. A jakbyś wcześniej próbowała sobie wyobrazić Waltera, to wyglądał tak:


Cytat:
Ja wiem, że taki motyw przemawiania do nieprzytomnej osoby i tracenia nadziei, gdzie nagle ona się wybudza i odpowiada czymś zabawnym jest dość popularny, ale tutaj zagrał idealnie. A ja jestem prostym człowiekiem i ja się na to łapię jak byk na lasso. Kocham hurt-comfort tak jak i Ty, do tej pory w serialu widziałam chyba tylko jeden odcinek, gdzie to Hoss został poważniej ranny i bracia przy nim czuwali, ale nie ukrywam, że liczę na podobne wątki w przyszłości. A jak nie, to zawsze mam ten fik <3.
Kocham to porównanie do byka i lassa, w odniesieniu do tego fandomu jest po prostu perfekcyjne! No i ja też jestem tania, jeśli o takie motywy chodzi, zawsze na mnie działają, więc cieszę się, że napisany przeze mnie też działa <3 A w kanonie tych hurt-comfortów trochę będzie jeszcze - i z Adamem, i z Joem w roli głównej. I w moich ficzkach w sumie też jeszcze co najmniej dwa razy Adama sponiewierałam (bo mogę! XD), zresztą w ficzkach do odcinków, które same w sobie hurt comforty zawierają cudne (wspomniany "The Crucible" i "My Brother's Keeper").

Edit:
Obejrzałam "The Immunity Syndrome". Nie był jakiś porywający może, ale OMG, tyle dobra na linii Spock/Bones! Jestem coraz bardziej zafascynowana relacją tych dwóch <3

W ogóle ile tu mamy emocji u Spocka. Takich ledwie dostrzegalnych, jasne, to nadal Spock, ale zdecydowanie da się dostrzec. Bo choćby już na początu ten biedny Spock, który telepatycznie wyczuwa śmierć załogi wolkańskigo statku i potem ta rozmowa z Bonesem w sick bay - on się tu tutalnie nie krył z bólem i rozgoryczeniem. Bones z kolei tak się go czepia za brak emocji zwykle, a jak raz na ruski rok ma szansę je zauważyć, to totalnie nie wie, co z nimi zrobić, mam wrażenie, i to jest tak bardzo fascynująca dynamika tej relacji <3 Jeszcze lepszy przykład tego mamy potem z tym "wish me luck" i Bonesem, który potrafi to powiedzieć dopiero wtedy, kiedy Spock go nie słyszy (Spock przez moment wyglądał na zranionego, że się tego nie doczekał, awww, moje feelsy!!!).

A jeszcze wcześniej trio kłócącę się o to, kto poleci na tę samobójczą misję, i Kirk muszący zdecydować, którego przyjaciela wysłać na śmierć, takie ładne angsty! I potem:
S: Dr McCoy, you would not have survied it.
B: Wanna bet?
I potem jeszcze więcej feelsów, bo "Tell dr McCoy he should have wished me luck". A także Spock i Kirk nagrywający swoje wiadomości pożegnalne, oczywiście, że o sobie nawzajem. A jeszcze później Bones wcinający się przed kapitana ze "Shut up, Spock, we're rescuing you" i ta epicka odpowiedź Spocka "Well, thank you, Captain McCoy. XD. I to, jak szybko Bones i Spock potem wrócili do bycia starymi, wkurzającymi sobą <3 (Ale że nie pozakażali na koniec Spocka dołączającego do reszty na mostku? Jetem pewna, że ktoś by spróbował go przytulić, pytanie tylko czy Bones, czy Kirk... Dobra, wiem, żaden pewnie by się nie odważył, ale pomarzyć można XD)

A wcześniej jeszcze rozbawiła mnie ta scena:
Spock: <rzuca propozycję>
Scotty: <stwierdza, że propozycja jest nielogiczna>
Kirk: Cóż, jeśli nie zadziała, będę to Spoockowi wypominał do końca życia XD

I to Kirkowe "an-ti-bo-dies" - widziałam to kiedyś na gifie, ale dopiero teraz mam kontekst. W każdym razie sposób, w jaki Kirk to wymawia, mnie ómiera XD

Z luźnych przemyśleń jeszcze - oni tam zdecydowanie powinni mieć na mostku jakieś pasy bezpieczeństwa. W co drugim odcinku ktoś spada z krzesła/przelatuje przez barierkę i w ogóle. Potrzebuję ficzka, w którym Bones zacznie na nich wymuszać wprowadzanie jakichś rozwiązań z zakresu BHP XD

Btw, to był chyba jedyny jak do tej pory (z odcinków, które widziałam, przynajmniej) przypadek, gdzie Kirk regularnie zwracał się do całej załogi i wyjaśniał im sytuację. Mam wrażenie, że z jednej strony mógłby częściej, a z drugiej strony nie wiem, by mnie jako zwykłego gwiezdnego majtka bardziej przerażało, informacja, że wszyscy mamy przesrane, czy błoga niewiedza xD


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Pon 15:48, 08 Lip 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Pon 19:43, 08 Lip 2024    Temat postu:

Cytat:
To czytaj, czytaj, a potem pisz ficzka, bo to brzmi absolutnie cudownie i aż się prosi, żeby to napisać! <3


Jejku, dziękuję <33 Nie chcę nic obiecywać, ale naprawdę postaram się coś z tym pomysłem zrobić. Chociaż opór przed pisaniem jest ogromny, zdecydowanie wolę to wszystko co jest przed - wymyślanie randomowych szczegółów, słuchanie szantów, research historyczny itp. XD

Cytat:
Ja też jestem w sumie nadal zdziwiona, że ten fandom tak fajnie sie dał przenieść do współczesności, ale jak już zaczełam, to miałam z tego niesamowitą radochę. I nie mogę się doczekać, aż dojdziesz do odcinka "The Crucible" w 3. sezonie, bo do niego napisałam całego długiego tasiemca przenoszącego akcję do współczesności, już całkiem na serio^^


W sumie powoli będę się uśmiechać już o rozpiskę na trzeci sezon Very Happy Ale to kiedy będziesz mieć wolną chwilę, na spokojnie.

Cytat:
To głupiutki, acz bardzo kwikaśny hossowy odcineczek, polecam^^ Wprawdzie kanoniczny Walter nigdy nie należał do Hossa, ale mieli sporo wspólnych, absolutnie epickich scen. A jakbyś wcześniej próbowała sobie wyobrazić Waltera, to wyglądał tak:


O rany, ty wiesz, że nawet bardzo podobnie sobie go wyobraziłam, gdy czytałam ficzka? Też był żółty i kudłaty <33 A to zdjęcie Joego z nim jest przesłodkie.

Cytat:
A jeszcze później Bones wcinający się przed kapitana ze "Shut up, Spock, we're rescuing you" i ta epicka odpowiedź Spocka "Well, thank you, Captain McCoy. XD.


Tak! XDD Mój ukochany fragment tego odcinka XD

Dla mnie też relacja Spock-Bones jest fascynująca. Mam wrażenie, że podobną dynamikę można spotkać tylko u dawno rozwiedzionych małżonków, którym gdzieś w środku dalej na sobie zależy, ale nigdy tego nie przyznają i będą sobie tylko niemiłosiernie dogryzać xD

Cytat:
Z luźnych przemyśleń jeszcze - oni tam zdecydowanie powinni mieć na mostku jakieś pasy bezpieczeństwa. W co drugim odcinku ktoś spada z krzesła/przelatuje przez barierkę i w ogóle. Potrzebuję ficzka, w którym Bones zacznie na nich wymuszać wprowadzanie jakichś rozwiązań z zakresu BHP XD


Tak z ciekawostek, to jedną z kilku fajnych rzeczy jaką zrobili w rebootowych filmach, to były właśnie pasy XD Ale zgadzam się w 100%, jeszcze jestem w stanie zrozumieć TOS, bo w latach 60-tych z tego co wiem użycie pasów bezpieczeństwa w samochodach nie było wtedy obowiązkowe, ale tych pasów brak i w późniejszych trekach, a turbulencje na mostku tylko eskalują xD

Ale co do tego BHP, to mam teraz wizję biednego Scotty'ego oraz Bonesa, którzy wspólnie prowadzą szkolenie BHP dla gwiezdnych majtków. Scotty cierpliwie wyjaśnia, dlaczego nie powinno się wkładać paluchów do reaktora warpu, a Bones obrazowo i zgryźliwie opisuje co się stanie od strony medycznej, gdy to zrobisz xD

Tak patrzę na ten drugi sezon ST i już obejrzałaś prawie wszystko co się nadawało, jeszcze głupiutkie "I, Mudd" i może "The Apple" bym poleciła. Już się nie mogę doczekać, aż przejdziesz dalej i obejrzysz "Spock's Brain". To będzie z pewnością niezapomniane przeżycie XDD

A u mnie dziś bez Bonanzy, ale może uda mi się późnym wieczorem coś obejrzeć, to dodam edit Smile


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Pon 19:45, 08 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Wto 0:39, 09 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Jejku, dziękuję <33 Nie chcę nic obiecywać, ale naprawdę postaram się coś z tym pomysłem zrobić. Chociaż opór przed pisaniem jest ogromny, zdecydowanie wolę to wszystko co jest przed - wymyślanie randomowych szczegółów, słuchanie szantów, research historyczny itp. XD
Wymyślanie jest fajniejsze, a pisać się powinno dalej samo, wiadomo! <3 Ale trzymam kciuki!^^

Cytat:
W sumie powoli będę się uśmiechać już o rozpiskę na trzeci sezon Very Happy Ale to kiedy będziesz mieć wolną chwilę, na spokojnie.
Well, ja się nie mogę doczekać, aż dojdziesz do 3. sezonu, więc podrzucenie rozpiski nie będzie problemem. To mój ulubiony sezon <3

Cytat:
Ale co do tego BHP, to mam teraz wizję biednego Scotty'ego oraz Bonesa, którzy wspólnie prowadzą szkolenie BHP dla gwiezdnych majtków. Scotty cierpliwie wyjaśnia, dlaczego nie powinno się wkładać paluchów do reaktora warpu, a Bones obrazowo i zgryźliwie opisuje co się stanie od strony medycznej, gdy to zrobisz xD
Kwiiiik, tak! (to też napisz? XD)

Cytat:
Tak patrzę na ten drugi sezon ST i już obejrzałaś prawie wszystko co się nadawało, jeszcze głupiutkie "I, Mudd" i może "The Apple" bym poleciła. Już się nie mogę doczekać, aż przejdziesz dalej i obejrzysz "Spock's Brain". To będzie z pewnością niezapomniane przeżycie XDD

"The Apple" zaczęłam, ale już skończę jutro, bo troche spać. A propos Mudda to chyba powinnam najpierw obejrzeć ten odcinek z nim, który pominęłam w pierwszym sezonie? Z drugiego jeszcze mam wykrzyknik przy "By Any Other Name" i przy ostatnim odcinku, chyba ze względu na Spocka z kotem, potrzebuję to zobaczyć XD Tak że myślę, że w przyszłym tygodniu będę gotowa na trzeci sezon^^


Tymczasem obejrzałam "Private Little War", faktycznie sam problem bardzo ciekawy, ale odcinek mocno średni. Ale miał momenty! Bo przede wszystkim ach, w końcu zadowalająca doza hurt-comfortów! Świetna drama już na początku, kiedy ratując jednego przyjaciela, Kirk prawie doprowadził do śmierci drugiego. I Kirk, który przyznaje się, że się martwi o Spocka i datego się ciska do reszty, aż wreszcie zostawia dowodzenie Scotty'emu i pędzi do sick bay, mimo Klingonów na horyzoncie (słowo daję, Klingoni sa jak hiszpańska inkwizycja XD). Space husbands forever <3 Poza tym aww, Kirk każący Bonesowi iść ze sobą, bo potrzebuje doradcy, a Bones to prawie jak Spock. I Kirk zacieszający przez moment, ze Bones czytał jego raport o tej planecie i nawet go cytuje <3

Dalej, kwiiik, nie spodziewałam się skrzyżowania białego goryla z dinozaurem, mimo że przecież na początku odcinka pokazali ślady (które, btw, były zrecyklingowanymi śladami królika z Shore Leave XD). Ale ranny Kirk i opiekujący się nim Bones to bardzo zacny wątek. Do szczęścia brakowało mi jeszcze, żeby w gorączce Kirk zaczął wołać Spocka, no ale nie można mieć wszystkiego, nie? XD Chociaż też miałam nadzieję, że potrwa to dłużej i Bones będzie sobie musiał radzić sam, ale na szczęście dla niego scenarzyści nie byli tak okrutni XD Poza tym aww, Bones używajcy phaserów, żeby zrobić system ogrzewania jaskiń <3

Za to ten rytuał uzdrawiający był totalnie creepy. Bardziej creepy były tylko peruki tych kosmitów. Ale Tyree był w sumie fajny, mimo koszmarnej peruki, to jeden z takich bohaterów jednego odcinka, których chętnie obejrzałabym więcej. Btw, kostiumy naszych panów też były fajne - tzn. były koszmarne, ale odsłaniały więcej niż zwykle, więc akceptuję XD

Nona była wkurzającą wiedźmą (i nie mam tu na mysli tylko magii), ale i tak momentami byłam odrobinkę po jej stronie, bo jednak trochę seksistowski był scenariusz wobec niej. Bo choćby ten moment z Kirkiem i Tyree, że no, fajnie że mnie uratowałas i uzdrowiłaś, dzięki, ale teraz idziemy pogadać o ważnych sprawach w męskim gronie, a ty spadaj, kobiety nie mają wstępu. Albo potem Kirk, który idzie pogadać z żoną kumpla (jeszcze nie będąc pod jej czarem) i oczywiście musi po drodze pozacieszać, że ją podejrzał półnagą po kąpieli. Ech, cóż, jakie czasy, takie wątki czy coś.

Problem moralny rzeczywiście był zacny, sama nie wiem, którą stronę bym wzięła. Broń tylko po jednej stronie to w zasadzie zagłada dla drugiej. Broń po obu stronach równa się wieczna wojna pomiędzy mniej więcej równymi stronami. Wieczne dozbrajnie obu stron równa się jeszcze brutalniejsze wojny, ale alternatwa jest unicestwienie lub zniewolenie tej słabszej. Bonesowi łatwo krytykowaćc, kiedy nie ma trzeciej propozcji. Jasne, pokój byłby rozwiązaniem idealnym, ale weź przekonaj do pokoju stronę, która poczuła się ważna i silna, co Klingoni skutecznie napędzają? No więc problem skomplikowany, ale też Kirk zbyt szybko i łatwo pewny swojego pierwszego rozwiązania, a potem zbyt gwałtownie zrobił ten zwrot jak dla mnie. Nie jestem też w ogóle przekonana, czy po prostu wycofanie się i zostawienie całej piaskownicy Klingonom było dobrym pomysłem. Jasne, alternatywa też by dobrym nie była, ale takie "weszliśmy, namieszaliśmy jeszcze gorzej i spadamy stąd" jest irytująco amerykańskie. Jak miał się nie wtrącać, to było sie nie wtrącać od początku, bo imo w momecie, kiedy Kirk się wtrącił, zaczął ich namawiać do walki i uczyć strzelania, już stął się współodpowiedzialny. Nie mam odpowiedzi, jak to się powinno najlepiej rozwiązać, ale uważam, że serial, który się bierze za ten temat, powinien jakąś mieć. Z drugiej strony jednak to byłą alegoria Wietnamu w czasach Wietnamu - mam wrażenie, że łatwiej byłoby scenarzystom dać jakąs odpowiedź w kwestii jakiejś dawnej wojny niż współczesnych im wydarzeń, bo obiektywnie osądza decyzje dopiero historia (gadam jak Washington z "Hamiltona" XD). W ogóle co to za zakończenie jest? Potrzebuję jakiegoś dalszego ciągu, przecież Kirk zdobył konkrente dowody, że Klingoni są winni, Starfleet to tak zostawi?

Dobra, wracając do przyjemniejszych elementów... czyli do hurt-comfortów. Jak uważam tę Chapel lecącą na Spocka trochę creepy, tak ta scena, w której trzymała go za rękę, a potem spanikowała na wieść, że on jest świadomy tego, co się dzieje, była urocza^^ Potem wprawdzie sobie uświadomiłam, że skoro dla Wolkan stykanie sie dłońmi to jak pocałunek, więc to był właściwie niezamierzony sexual assult na nieprzytomnym Spocku, ale ponieważ Chapel nie była świadoma, a działała w dobrej wierze, to jej wybaczam. Dalej, kwiiiik, budzenie Spocka z transu było... interesujące. Jaka szkoda, swoją drogą, że tam z nim była Chapel, a nie Bones. Wyobrażam sobie zaciesz, z jakim Bones by go trzepał po pysku XD Dalej, awww, Bones szczęśliwy, że slyszy Spocka żywego, był jak zawsze cudowny <3 A swooją drogą to on przeciez też został postrzeolny w ostatniej walce, ale przy obrażeniach dwóch pozostałych było to na tyle nieistotne, ze nawet nikt nie przyszsedł podmuchać, biedny Bones, przytuliłabym czy coś XDs
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Wto 0:49, 09 Lip 2024    Temat postu:

No i leci zapowiedziana rozpiska 3. sezonu. Tylko jeszcze muszę do wcześniejszej uzupełnić, że w sezonie 2. w „The Ape” gra Leonard Nimoy, nie pamiętałam tego w ogóle, bo rzadko wracam do tego odcinka, ale teraz cos mnie tknęło i sprawdziłam, może cię zainteresuje, ogólnie może nie należy do moich ulubionych, ale jakiś wybitnie zły też nie jest, a na Nimoya zawsze warto popatrzeć Smile

A teraz idziemy do sezonu trzeciego, jak zwykle pogrubione to wg mnie must-see, z pozostalych zaznaczyłam, co lubię, czego nie pamiętam. W tym sezonie takich naprawdę złych praktycznie nie ma Smile

1 ∙ The Smiler – Hoss-centric i raczej drama, ale praktycznie go nie pamiętam, więc nie wiem, czy polecam
2 ∙ Springtime – klasyka, ale to już wiesz, bo widziałaś XD
3 ∙ The Honor of Cochise – polecam bardzo, a za zachętę niech wystarczy Ci to, że zobaczysz tam baaardzo znajomą twarz Wink
4 ∙ The Lonely House – Joe-centric, podobno fajny, ale nie kojarzę go za bardzo
5 ∙ The Burma Rarity – ponownie: klasyk, który już znasz
6 ∙ Broken Ballad – Adam-centric, angsty, ja osobiście bardzo lubię, a pogrubiam, bo mam do tego ficzka o bohaterze odcinka <bezczelna autoreklama mode on>
7 ∙ The Many Faces of Gideon Flinch – głupiutki, ale rozrywkowy, jak zostawisz mózg za progiem, będziesz się dobrze bawić
8 ∙ The Friendship – Joe-centric, angsty, chyba nic szczególnego, ale zły też nie jest
9 ∙ The Countess – Ben-centric, jak wyżej, może być
10 ∙ The Horse Breaker – chyba też Ben-centric (albo cała rodzina, nie pamiętam), też przeciętny
11 ∙ Day of the Dragon – Joe-centric, sympatyczny, ja tam lubię Smile
12 ∙ The Frenchman – już znasz
13 ∙ The Tin Badge – taki typowo westernowy, całkiem spoko chyba
14 ∙ Gabrielle – bardzo kochany odcinek bożonarodzeniowy. Troszeczkę chyba wzorowany na takiej powieści dla dzieci „Heidi”, może kojarzysz. Naiwny i puchaty, ale sympatyczny, ja tam lubię
15 ∙ Land Grab – albo Ben, albo cała rodzina, nie pamiętam już, ogólnie chyba przeciętny
16 ∙ The Tall Stranger – Hoss-centric i drama okołoromansowa, jeśli dobrze pamiętam, ale pamiętam słabo, więc nie mam opinii
17 ∙ The Lady from Baltimore – dramy rodzinno-romansowe, ale jak dla mnie całkiem ciekawe, ja lubię
18 ∙ The Ride – jak dla mnie jeden z kluczowych odcinków w temacie charakteru Adama, must-see
19 ∙ The Storm – Joe-centric, bardzo romansowe i bardzo angsty, całkiem dobre, mogą sie przydać chusteczki
20 ∙ The Auld Sod – bardzo zabawna komedyjka, ja bardzo lubię
21 ∙ Gift of Water – on jest w sumie specyficzny, bo nie ma żadnych flashy przygód, to jest odcinek o budowaniu studni i to dosłownie: przez cały odcinek bohaterowie budują studnię, ale jest to jeden z moich ulubionych odcinków, więc polecam, jest taki pozytywny
22 ∙ The Jackknife – bardzo dobry: Adam + dziecko to zawsze urocze połączenie <3
23 ∙ The Guilty – tego kompletnie nie pamiętam, wybacz
24 ∙ The Wooing of Abigail Jones – ponownie: klasyk, który znasz
25 ∙ The Lawmaker – typowo westernowy, calkiem spoko
26 ∙ Look to the Stars – oparta na faktach historia późniejszego noblisty Alberta Michelsona, jak dla mnie trochę nudnawy
27 ∙ The Gamble – Joe-centric, chyba fajny, ale znowu nic nie pamiętam poza tym skojarzeniem, że mi się podobał
28 ∙ The Crucible – absolutny klasyk, Adamowe angsty sięgają zenitu, a poza tym napisałam jego retelling w modern AU, więc musisz obejrzeć i tyle! ale miej pod ręką chusteczki!
29 ∙ Inger, My Love – czyli historia drugiego małżeństwa Bena, a także słodki pięcioletni Adaś plączący się w tle, must-see
30 ∙ Blessed Are They – odcinek z kategorii Cartwrightowie i dzieci. Nic wybitnego, ale dla rzeczownych scen z dziećmi choćby warto obejrzeć XD
31 ∙ The Dowry – znasz Smile
32 ∙ The Long Night– Adam ma bardzo zły dzień… to znaczy noc. Porządny western z bandytami, wieszaniem itp. Ja lubię Smile
33 ∙ The Mountain Girl – za tym jakoś specjalnie nie przepadam, Joe ma zrobić z dziewuchy z gór damę, żeby zaakceptowała ją rodzina z miasta, pamiętam, że podejście do tego wychowywania jej na siłę mnie trochę irytowało, odpuściłabym
34 ∙ The Miracle Maker – Hossowe angsty raz jeszcze, ale w ogóle go nie pamiętam, umknął mi przy ostatnim rewatchingu


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Wto 11:55, 09 Lip 2024, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Śro 16:04, 10 Lip 2024    Temat postu:

Obejrzałam "The Apple" i, jak to ktoś na tumblrze zauważył, jak odcinek z tribble'ami prezentował najgorszy dzień Kirka, tak ten zdecydowanie może kandydować na najgorszy dzień Spocka XD Serio, scenarzyści wyjątkowo lubili go poniewierać - oberwał od strzelającego kwiatka, wybuchł kamień, wylądował na tyłku po odrzuceniu przez pole siłowe, a na deser jeszcze uderzył go piorun. Fandomowy sadysta we mnie zacieszał bardzo! Bo przede wszystkim aww, Spock spychający Kirka z linii ognia! To byłoby jeszcze bardziej cool, gdyby strzelał ktoś inny od kosmicznego kwiatka, ale whatever, Spock został ranny za Kirka, to jest poziom dramy, który uwielbiam, bring it on! A potem jeszcze Spock marudzący, że po lekach McCoya boli go brzuszek, co doktor zwala na jego zieloną krew <3 A przede wszystkim Spock twierdzący, że wcale nie zamierzał przyjmować ataku za Kirka, ot taka niezdara z niego po prostu. I to cichutkie "but thanks" Kirka, kiedy już skończył go opierdzielać. Kooocham! <milion serduszek>

Btw, pragnę zauważyć, że psikające w ludzi kwiatki już były w This Side of Paradise. Tyle że tamte były mniej mordercze xD Kosmici sterowani przez superkomputer tez w sumie już byli, ale to nic, przy całej ich kiczowatości fajnie się ich oglądało, ciekawa nawet była ta ich totalna niewinność. Chociaż ta scena, kiedy Akuta wyjaśniał kolegom na przykładzie melona, jak przeprowadzić zabijanie, kwiiiik, to już było too much XD

Dalej w sumie będzie znowu lista randomowych komentarzy i zakwików:

Chekov twierdzący, że rajski ogród był pod Moskwą mnie ómarł. A swoją drogą flirtujący Chekov jest wyjątkowo creepy, niech juz lepiej więcej nie próbuje XD

Na początku odcinka miałam myśl, że coś podejrzanie dużo redshirtów przyprowadzili ze sobą, pewnie będzie jatka. No i oczywiście, że była, ale podobało mi się, że ta dziewczyna od Chekova (Martha?) nie tylko przeżyła, ale też była bardzo badass kiedy doszło do walki - żadnych tam bzdur z kategorii damsel in distress, Martha doskonale poradziła sobie sama w kopaniu kosmicznych tyłków, you go girl!

A propos ubijania red shirtów to coraz bardziej mam wrażenie, że jak na lekarza Bones dużo częściej oznajmiał czyjąś śmierć niż że kogoś wyleczył. Żeby biedaczek doła nie złapał na tym tle XD

Z kolei a propos łapania dołów to aww, Spock pocieszający Kirka, który czuje się winny wspominanej jatki <3

A jeden z tych redshirtów, stojąc w tle w jednej scenie, celował phaserem w plecy Kirka. Po space marines spodziewałam sie większej świadomości na temat broni - dorzućmy to do pogadanki na temat BHP XD

Ja wiem, że Spock i Chekov kłócili się, tylko żeby odwrócić uwagę, ale kwiiik:
S: Ensign, you will not address me in that tone!
Ch: What do you want, sir, violins?

Kirk mówiący Scotty'emu, że jak nie naprawi silników, to go zwolni, i który potem faktycznie mówi "you're fired", mimo że Scotty daje z siebie wszystko, samemu będąc w większym niebezpieczeństwie niż Kirk i spółka - pfff, wiem, że by tej groźby nie spełnił, ale i tak to było okrutne, Scotty nie zasłużył, mogę go przytulić? XD

Dalej, kwiiik, Spock, który czuje się "uncomfortable" z powodu wianka, który ta kosmitka zakłada mu na rękę. A potem kwiiik jeszcze dziesięć razy bardziej, bo Kirk podpuszczający Marthę i Spocka do rozmowy o seksie. Jakby obok nie było Bonesa, który jest lekarzem XD (chociaż i tak do Bonesa należało tam ostateczne słowo, kiedy Spock stwierdził, że w razie potrzeby kosmici na pewno dostaliby instrukcje, na co Bones tak cudownie pogardiwie: "Od maszyny? Chciałbym to zobaczyć" XD I jeszcze Kirk usiłujący wyjaśnić kosmitom, czym są dzieci. A także czym jest miłość, przy czym tutaj obie definicje - i ta Akuty, i ta Kirka, doskonale pasują do relacji Kirk/Spock. Tak tylko mówię XD W ogóle wychodzi na to, że załoga Enterprise głównie przyniosła na tę planetę edukację seksualną XD

No i na koniec jeszcze te okrutne śmieszki Kirka z uszków Spocka - jego też chcę przytulić, ale obawiam się, że by się nie dał (chociaż znam kogoś, kto spróbował, właśnie napisałam o tym scenę XD).

Swoją drogą w tym odcinku prime directive to bardziej wskazówki niż zasady najwyraźniej XDDD

A tak na marginesie, [link widoczny dla zalogowanych]


Edit:
Obejrzałam "Assignment: Earth" – "skrzyżowanie Bonda z Doktorem Who" to rzeczywiście doskonałe podsumowanie (amerykańskim Doktorem, bo tylko w Ameryce soniczny śrubokręt może mieć funkcję zabijania). Ale w sumie całkiem dobrze się to oglądało, może dlatego, że Gary był w porządku, myślę, że jakby dostał ten własny serial i trochę pogłębienia postaci, to dałoby się go oglądać. A Roberta była w ogóle cudowna i miała więcej charakteru niż większość kobiet w tym serialu <3

Ale wiadomo, co w tym odcinku liczy się najbardziej: Spock i kicia wygrywają wszystko! Aww, nie spodziewałam się, że wyjdzie z niego taki kociarz - nie dość, że on wyraźnie postanowił się zaopiekować zwierzątkiem po aresztowaniu jego pana, to jeszcze nie mógł przestać go głaskać i przyznał, że je lubi. Ludzkie geny panu wyłażą, panie Spock <milion serduszek> Chociaż kiedy okazało się, że Isis jest jednocześnie seksowna kobietą, trochę inaczej spojrzałam na tę scenę XD Btw, teraz wychodzi na to, że tribble to nie był przypadek, Spock po prostu potrzebuje puchatego zwierzątka do miziania XD

A z innych kwestii, zawsze lubię, jak bohaterowie mogą połazić w ziemskich ciuchach. No i był to też kolejny odcinek z serii "przebieramy się w ciuszki pasujące do miejsca i czasu, więc trzeba znaleźć Spockowi czapeczkę" (miał dwie różne w tym odcinku!) XD

I jeszcze kwiiiik, ci biedni policjanci którzy dostali gratis podróż w kosmos i z powrotem i pewnie nigdy się nie dowiedzą, co to było XD


Edit 2.

Obejrzałam "By Any Other Name", to był naprawdę fajny odcinek! Ci kosmici byli całkiem interesujący i naprawdę wydawali się groźnymi przeciwnikami, nie miałam pojęcia, jak Kirk i spółka sobie z nimi poradzą. Zresztą chyba jeszcze w żadnym odcinku kosmici nie byli tak skuteczni w metodach zabijania redshirtów (no dobra, większości tak do końca nie zabili, but still). Ale za to jak ładnie Kirk angstowal przynajmniej! Dalej, aww, Bones, który będzie się czepiał zdrowego Spocka przez 24 godziny na dobę, ale kiedy tylko Spock choćc trochę oberwie, będzie się nad nim trząsł jak matka kwoka <3 A także "You're sick, Mr Spock" i cały ten plan Kirka, żeby Spock udawał chorego. A także Spock twierdzący, że Wolkanie uważają trans za lepszsy niż wakacje. Oraz, nie wiedzieć czemu, wprowadzający się w ten trans na stojąco, żeby pozostali musieli go łapać XD

Dalej, fajny był ten samobójczy plan Spocka i Scotty'ego oraz wynikająca z niego jeszcze większa doza pięknie angstującego Kirka, kiedy się wahał, czy wybuchnąć Enterprise, a ootem chyba trochę żałował, ze go nie wybuchł, kiedy kosmici i tak zaczęli neutralizować załogę.

Ale kwiiik, po tak poważnych angstach całkiem nie spodziewałam się tak epickiej metody na wroga. Nie wiem, co mnie bardziej ómiera - pierwsze miejsce ma Scotty upijający kosmitę, wiadomo, ale filrt Kirka, logika Spocka i witaminki Bonesa też były przecudne xD

Bones: You should take this for a few days and then we'll see how you respond.
Kosmita: I see no reason for you to refer to yourself in the plural.
Kwiiiik, ten kosmita polubiłby się ze Spockiem

Kwiiiik, Scottty swoją najcenniejszą, najstarszą whisky trzyma w zbroi. Co na Enterprise robi średniowieczna zbroja? W sumie to cały wystrój kajuty Scotty'ego był zabójczy XD I Scotty całujący butelkę z tym radosnym "We did it, we put him under the table", żeby samemu zaraz paść obok XD W ogóle bardzo się cieszę, że Scotty miał tu taką dużą, cudowną rolę <3
Kwiiik raz jeszcze, bo mina Kirka, kiedy kosmitka przejrzała, że ją uwodzi XD (ale oczywiście, że i tak się dała, cóż, kto by się nie dał? XD)
A swoją drogą spieszę donieść, że tym razem Kirk też miał czarną koszulkę pod mundurem, to chyba po raz pierwszy! Widać było bardzo dobrze w scenie nawalanki z głównym kosmitą. Co przy okazji tłumaczy, czemu skończył walkę z mundurem w stanie nienaruszonym - nie opłacało sie robić okienka, jak pod spodem nie było klaty XD

I jeszcze Bones tak słodko szturchający Spocka na koniec <milion serduszek> [link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Pią 0:59, 12 Lip 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Pią 18:02, 12 Lip 2024    Temat postu:

Ottiś, strasznie przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ten tydzień miałam strasznie beznadziejny :c

Cytat:
A propos Mudda to chyba powinnam najpierw obejrzeć ten odcinek z nim, który pominęłam w pierwszym sezonie?


Absolutnie nie trzeba! Henry Mudd to po prostu taki dość obleśny con-man, którego poznali w pierwszym sezonie i chyba odstawili do aresztu, a w tym drugim odcinku okazuje się, że uciekł wymiarowi sprawiedliwości i spotykają go ponownie. Z tym, że pierwszy jego odcinek jest beznadziejny, a drugi całkiem zabawny, choć też zdecydowanie z kategorii "zostaw mózg za drzwiami" XD

Cytat:
W ogóle co to za zakończenie jest? Potrzebuję jakiegoś dalszego ciągu, przecież Kirk zdobył konkrente dowody, że Klingoni są winni, Starfleet to tak zostawi?


Wiesz co, tak mi się wydaje, że to teoretyczne zawieszenie broni z Klingonami (niejako wymuszone w "Errand of Mercy") jest na tyle kruche, że Starfleet jak najbardziej pewnie zostawi tę planetę samej sobie i przymknie oczy na to, co tam wyczyniają Klingoni, byle nie ryzykować ponownej wojny. Co jest strasznie smutne, ale też w jakiś sposób realistyczne i aktualne?

Cytat:
Dalej, kwiiiik, budzenie Spocka z transu było... interesujące. Jaka szkoda, swoją drogą, że tam z nim była Chapel, a nie Bones. Wyobrażam sobie zaciesz, z jakim Bones by go trzepał po pysku XD


Taaak! W ogóle strasznie podobała mi się postać doktora M'Bengi (reprezentacja!), ale rozwaliło mnie to w kontekście Bonesa, który od zawsze narzeka, jak to fizjologia Vulkanów jest wielką tajemnicą i w ogóle to leczy Spocka na ślepo, a tymczasem wśród swoich podwładnych ma wręcz specjalistę od rzeczonych Vulcan xD

Jejku, dziękuję pięknie za rozpiskę trzeciego sezonu! Przeczytałam opisy i już się nie mogę doczekać, brzmi strasznie obiecująco <3 I jak jeszcze twierdzisz, że to twój ulubiony sezon, to w ogóle Very Happy Niestety w tym tygodniu w ogóle Bonanzy nie oglądałam, jeszcze chcę ten odcinek o pierwszej żonie Bena nadrobić z drugiego sezonu, a potem się biorę za trzeci <3

Pracowałam też nad rozpiską dla Ciebie ze Star Treka, niestety muszę ją wrzucić w ratach, bo tak jak pisałam, trzeci sezon pamiętam najsłabiej i musiałam sobie dokładnie przejrzeć te odcinki, na razie wrzucam spis do 10 odcinka:

1. „Spock’s Brain” – czy mogę polecić obiektywnie najgorszy odcinek ever? Tak, mogę xD To jest tak złe, że aż dobre. Kosmici kradną mózg Spocka, Kirk rusza na poszukiwania. That’s it, that’s the plot.
[link widoczny dla zalogowanych]

2. „The Enterprise Incident” – dobry, do obejrzenia! Plus Kirk ze spiczastymi uszami <3
3. „The Paradise Syndrome” – okropny, pominąć. Kirk traci pamięć, dołącza do plemienia kosmitów wzorowanych na Rdzennych Amerykanach i zostaje ich bogiem. Ugh.
4. „And the Children Shall Lead” – beznadziejny, mało pamiętam z plotu, znowu jakieś creepy dzieci. Jedyne z czego jest sławny ten odcinek, to slashowa scena w windzie między Kirkiem a Spockiem, gdzie Shatner znów aktorsko jedzie po bandzie. Dla śmieszków samą scenę można znaleźć na youtubie, reszty nie warto oglądać.
5. „Is There in Truth No Beauty?” – dość dziwny, ale ma ciekawego aliena i interesującą postać kobiecą. Gdzieś w dalszej kolejności można obejrzeć.
6. „Spectre of the Gun” – aka westernowy odcinek. Poskąpiono na kostiumy, więc mają tylko pasy z rewolwerami. Nudne jak flaki z olejem, niestety.
7. „Day of the Dove” – niezły, do obejrzenia, chyba najlepszy z dotychczasowych odcinków z Klingonami.
8. „For the World Is Hollow and I Have Touched The Sky” – Bones-centric, niestety strasznie słabiutki, wg mnie do pominięcia.
9. „The Tholian Web” – niezły i ma ładne angsty całkiem, wg mnie warto dla relacji Spock-Bones.
10. „Plato’s Stepchildren” – odcinek pisany przez ewidentnego sadystę, bo prawie cały składa się z wyjątkowo upokarzających tortur na Kirku i Spocku. Ciężko się to momentami ogląda, ale wg mnie jest ciekawy (na swój creepy sposób) i warto obejrzeć. Plus Spock tu płacze, śmieje się, śpiewa i jest ubrany w grecki chiton.

Cytat:
Kosmici sterowani przez superkomputer tez w sumie już byli


I jeszcze będą XD

Cytat:
W ogóle wychodzi na to, że załoga Enterprise głównie przyniosła na tę planetę edukację seksualną XD


I to taką koszmarną, sprowadzającą się właściwie to "he-he, sami wpadniecie na to co i jak" XD

Cytat:
A tak na marginesie, kwiiik XD


Chcę tę koszulkę! XD

Cytat:
Kwiiiik, Scottty swoją najcenniejszą, najstarszą whisky trzyma w zbroi. Co na Enterprise robi średniowieczna zbroja? W sumie to cały wystrój kajuty Scotty'ego był zabójczy XD I Scotty całujący butelkę z tym radosnym "We did it, we put him under the table"


Kocham tę sekwencję całym serduszkiem <33

Postaram się dodać edit jutro, jak obejrzę Bonanzę! Ottiś, a jak tam ficzek? Twisted Evil


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Pią 18:06, 12 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Pią 20:14, 12 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Ottiś, strasznie przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ten tydzień miałam strasznie beznadziejny :c
<tuli mocno> Luzik, ja spokojnie poczekam, ile trzeba ♥

Cytat:
Absolutnie nie trzeba! Henry Mudd to po prostu taki dość obleśny con-man, którego poznali w pierwszym sezonie i chyba odstawili do aresztu, a w tym drugim odcinku okazuje się, że uciekł wymiarowi sprawiedliwości i spotykają go ponownie. Z tym, że pierwszy jego odcinek jest beznadziejny, a drugi całkiem zabawny, choć też zdecydowanie z kategorii "zostaw mózg za drzwiami" XD
OK, dzięki, zanotowane, to obejrzę ten drugi tylko, a potem idę do 3. sezonu. O mózgu Spocka słyszalam już legendy XD

Cytat:
Wiesz co, tak mi się wydaje, że to teoretyczne zawieszenie broni z Klingonami (niejako wymuszone w "Errand of Mercy") jest na tyle kruche, że Starfleet jak najbardziej pewnie zostawi tę planetę samej sobie i przymknie oczy na to, co tam wyczyniają Klingoni, byle nie ryzykować ponownej wojny. Co jest strasznie smutne, ale też w jakiś sposób realistyczne i aktualne?
Niefajne, ale niestety wiarygodne, masz rację.

Cytat:
Taaak! W ogóle strasznie podobała mi się postać doktora M'Bengi (reprezentacja!), ale rozwaliło mnie to w kontekście Bonesa, który od zawsze narzeka, jak to fizjologia Vulkanów jest wielką tajemnicą i w ogóle to leczy Spocka na ślepo, a tymczasem wśród swoich podwładnych ma wręcz specjalistę od rzeczonych Vulcan xD
Też na to zwróciłam uwagę. Może M'Benga trafił na Enterprise dopiero niedawno? XD

Cytat:
Jejku, dziękuję pięknie za rozpiskę trzeciego sezonu! Przeczytałam opisy i już się nie mogę doczekać, brzmi strasznie obiecująco <3 I jak jeszcze twierdzisz, że to twój ulubiony sezon, to w ogóle Very Happy Niestety w tym tygodniu w ogóle Bonanzy nie oglądałam, jeszcze chcę ten odcinek o pierwszej żonie Bena nadrobić z drugiego sezonu, a potem się biorę za trzeci <3
Zacznij od "Honor of Cochise", bo po zrobieniu ci listy sama nie wytrzymałam i obejrzałam go ponownie i nadal uważam, że jest świetny. I ja za każdym razem skupiam się na czym innym, więc dopiero teraz naprawdę doceniłam role gościnną, ze tak powiem. Ciekawa jestem, czy podzielisz moją opinię XD

Dziękuję pięknie za rozpiske, na jakis tydzień powinna mi starczyć XD (W razie jakbyś nie miała czasu, to tez luz, najwyżej cofnę się do opuszczonych wcześniej, bo ja chyba jednak chce obejrzeć w dalszej kolejności nawet te najgorsze odcinki, żeby tylko na nich jeszcze trochę popatrzeć xD).

Cytat:
Chcę tę koszulkę! XD
Też XD

Cytat:
Ottiś, a jak tam ficzek? Twisted Evil
Skoończyłam! Wczoraj wieczorem napisałam ostatnią scenę <3 Musze jeszcze tam parę rzeczy poprawić, zanim ci podeślę, ale myślę, że po weekendzie najpóźniej coś dostaniesz. Chciaż nie wiem, czy od razu całą resztę, bo się za bardzo rozpisałam. Planowałam tego ficzka na jakieś 5000-6000 słów, a wyszło ponad 12 000 XD

Tymczasem dziś skoczylam sobie na moment do "Deep Space Nine" i obejrzałam "Trials and Tribble-ations". OMG jakie to było cudowne <milion serduszek> Przez cały odcinek siedziałam z dzikim zacieszem na twarzy! Wyobrażam sobie, jaką radość musieli czuć oryginalni widzowie, którzy zobaczyli to po 30 latach od obejrzenia TOS.

W ogóle to się zdziwiłam, że kojarzę większość bohaterów przez osmozę. Tylko Dax, Worfa i Sisko kojarzyłam z imienia, ale wielu innych też przynajmniej widziałam w postaci gifów, nawet jeśli nic o nich nie wiem. Tumblr bawi i uczy XD

Ci dwaj goście z temporal investigations byli czystą epickością sami w sobie. I ómarło mnie, jak czarną legendą jest dla nich Kirk, który miał zasady dotyczące czasu w głębokim poważaniu (inne też) XD

A potem zaczęła się właściwa impreza... Kocham już sam moment przebierania się w te mundury sprzed wieku. To przesadnie przedłużone wciąganie butów, Dax i jej "and women wore less". Strasznie mi się w ogóle podoba, że cały ten odcinek to i hołd wobec oryginału, i śmieszki wobec jego słabszych punktów w jednym.

W ogóle tu jest tyle cudownych odniesień do oryginału. "I'm a doctor, not a historian", O'Brien, który nie umie uruchomić turbowindy, Bashir filtrujący z własną praprababką, Dax, która jara się Kirkiem, ale leci na Spocka (i która najwyraźniej przespała się kiedyś z Bonesem... mówiłam, że wbrew pozorom to on jest największym babiarzem z tej trójki? XD), O'Brien biorący jakiegoś randoma za Kirka, a Scotty'ego, który powinien być jego idolem, za security officera (faktyczne swoją drogą te oryginalne mundury byly mylące - jeśli inżynier wygląda tak samo jak ochroniarz, a lekarz tak samo jak naukowiec, to mogą być z tego kłopoty), udział bohaterów DSN w nawalance z Klingonami, w ogóle śmieszki z Klingonów z TOS, oryginalne teksty z TOS w ustach bohaterów DSN, Sisko i Dax rzucający tribble'ami w Kirka (już nigdy tego nie odzobaczę przy oryginalnej scenie!), Sisko wykorzystujący jedyną szansę, żeby pogadać z Kirkiem, a potem ten surowy agent czasowy stwierdzający, że zrobiłby to samo. Tyyyyle dobra! ♥♥♥

Bardzo też doceniam to, że to zostało nakręcone w podobny sposób jak oryginał, tak że doskonale się z nim komponowało, no a te sceny, gdzie bohaterowie zostali wprost wklejeni do starych scen, to w ogóle czysty majstersztyk, zważywszy na to, że to były dopiero lata 90. I w ogóle nie załapałam prawie do końca, że Darvina grał ten sam aktor, a to taki fajny szczegół!

PS. Jestem bardzo ciekawa, co oni na Deep Space Nine zrobią z tribble'ami teraz xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Pią 21:43, 12 Lip 2024    Temat postu:

Cytat:
<tuli mocno> Luzik, ja spokojnie poczekam, ile trzeba ♥


Dziękuję <33

Cytat:
O mózgu Spocka słyszalam już legendy XD


Każdy trek musi mieć Taki Jeden Odcinek xD Voyager miał "Threshold" na przykład, też legendarny xD Naprawdę nie mogę się doczekać twojej reakcji na "Spock's brain" <3

Cytat:
Też na to zwróciłam uwagę. Może M'Benga trafił na Enterprise dopiero niedawno? XD


Słodki headcanon: Bones specjalnie wnioskował o transfer kogoś znającego się na Vulcanach, bo Spock tak często zostaje ranny i biedny doktorek jednak boi się go stracić. Śmieszniejszy headcanon: Bones uparcie ignoruje obecność i wiedzę M'Bengi, bo dzięki temu może się Spockiem zajmować sam i zrzędzić przy tym niemiłosiernie xD

Cytat:
najwyżej cofnę się do opuszczonych wcześniej, bo ja chyba jednak chce obejrzeć w dalszej kolejności nawet te najgorsze odcinki, żeby tylko na nich jeszcze trochę popatrzeć xD).


Awwww <3 No fakt, filmy są fajne, ale to jednak nie to samo, co TOS. Plus w filmach Shatner już nie jest śliczny xDD

Cytat:
Skoończyłam! Wczoraj wieczorem napisałam ostatnią scenę <3 Musze jeszcze tam parę rzeczy poprawić, zanim ci podeślę, ale myślę, że po weekendzie najpóźniej coś dostaniesz. Chciaż nie wiem, czy od razu całą resztę, bo się za bardzo rozpisałam. Planowałam tego ficzka na jakieś 5000-6000 słów, a wyszło ponad 12 000 XD


OMG <33333 Jaram się jak Denethor, nie mogę się doczekać, aż przeczytam <333 I to jeszcze 12k słów!! *ómiera ze szczęścia*

Cytat:
To przesadnie przedłużone wciąganie butów, Dax i jej "and women wore less". Strasznie mi się w ogóle podoba, że cały ten odcinek to i hołd wobec oryginału, i śmieszki wobec jego słabszych punktów w jednym.


W ogóle śmieszy mnie, jak przez czas się zmienia perspektywa, bo teraz te miniówki się wydają strasznie seksistowskie, a z tego co wiem, to np. Nichelle Nichols (Uhura) ich broniła, bo wtedy były kojarzone z nowoczesnymi, wyzwolonymi kobietami.

Cytat:
Sisko i Dax rzucający tribble'ami w Kirka (już nigdy tego nie odzobaczę przy oryginalnej scenie!)


Taaak! XDD

Mnie jeszcze śmieszy zawsze Worf, który nie chce wyjaśnić co się takiego zadziało z ewolucją w wyglądzie Klingonów i ewidentnie jest to jakaś wstydliwa sprawa XD

Cytat:
Zacznij od "Honor of Cochise", bo po zrobieniu ci listy sama nie wytrzymałam i obejrzałam go ponownie i nadal uważam, że jest świetny. I ja za każdym razem skupiam się na czym innym, więc dopiero teraz naprawdę doceniłam role gościnną, ze tak powiem. Ciekawa jestem, czy podzielisz moją opinię XD


Obiecuję jutro obejrzeć i zdać raport Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Sob 21:14, 13 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Słodki headcanon: Bones specjalnie wnioskował o transfer kogoś znającego się na Vulcanach, bo Spock tak często zostaje ranny i biedny doktorek jednak boi się go stracić. Śmieszniejszy headcanon: Bones uparcie ignoruje obecność i wiedzę M'Bengi, bo dzięki temu może się Spockiem zajmować sam i zrzędzić przy tym niemiłosiernie xD
Kwiiiik, oba kocham XD I w sumie one się nie wykluczają - Bones mógł się postarać o specjalistę na wypadek, gdyby Spock się mocno uszkodził jak tu, ale jednocześnie i tak w niezagrażających życiu przypadkach zajmować się Spockiem samemu i zrzędzić, że nie umie, bo tak jest bardziej fun XD (Zakładam, że M'Benga pojawił się po "Journey to Babel", bo tam do Bonesa dotarło, jak kruche może być jednak wolkańskie życie).

Cytat:
Plus w filmach Shatner już nie jest śliczny xDD
Ten argument trafiłby do mnie na początku mojej drogi, teraz powiem, whatever, byleby miał fajne sceny ze Spockiem XDDD

Cytat:
OMG <33333 Jaram się jak Denethor, nie mogę się doczekać, aż przeczytam <333 I to jeszcze 12k słów!! *ómiera ze szczęścia*
♥♥♥ (mam nadzieję, że nie zmienisz zdania, jak przeczytasz resztę xD).

Cytat:
W ogóle śmieszy mnie, jak przez czas się zmienia perspektywa, bo teraz te miniówki się wydają strasznie seksistowskie, a z tego co wiem, to np. Nichelle Nichols (Uhura) ich broniła, bo wtedy były kojarzone z nowoczesnymi, wyzwolonymi kobietami.
Ej, to faktycznie ciekawe^^

Cytat:
Mnie jeszcze śmieszy zawsze Worf, który nie chce wyjaśnić co się takiego zadziało z ewolucją w wyglądzie Klingonów i ewidentnie jest to jakaś wstydliwa sprawa XD
Kwiiiik, tak! XD Btw, a w 24. wieku Klingoni już nie są wrogami czy to Worf ma jakieś specjalne względy? W ogóle to fajne jest to, że ta załoga tam jest taka różnorodna gatunkowo^^ Ale też w TOS była jak na ich czasy równie różnorodna, tylko inaczej - mam wrażenie, że w latach 60. nadal kosmita na mostku dziwił mniej od Rosjanina oraz czarnej kobiety-oficera. TOS musiał biec, żeby późniejsze odsłony mogły latać czy cos Smile

Dziś obejrzałam "I, Mudd". Kwiiiik, ta końcówka <3 Zresztą cały odcineczek był fajny, nawet te głupie żarty typu żona Mudda mnie bawiły. (No bo może i bohater nienawidzący zrzędliwej żony to irytująco oklepany wątek, ale tutaj to jest naprawdę oryginalny twist z Muddem, który stworzył androida będącego kopią rzeczonej żony, żeby mu przypominała, że ma szczęście, że jest daleko od prawdziwej xD).

Poza tym ten odcinek to kopalnia epickich cytatów i dialogów po prostu. Bo na przykład Bones mówiący, że jest coś dziwnego w człowieku, który nigdy się nie uśmiecha i nie mówi o sobie,a rozmawia jedynie o pracy - potem cięcie do miny Spocka, a potem Bones uzupełniający, że oczywiście nie mówi o Wolkanach, bo "the ears make all the difference" XD W ogóle fajnie było widzieć, jak oni tak sobie idą razem i gadają, to rzadki widok, żeby ci dwaj dobrowolnie spędzali razem czas bez Kirka. I podobało mi się, że raz Bones od razu wyniuchał, że typ jest podejrzany, ale nikt mu nie uwierzył. Gdyby Spock go wtedy posłuchał, może obyłoby się bez tej całej przygody?

Dalej, jeśli o epickie cytaty chodzi, kwiiiik, "Spock, you're going to love it here, they talk just the way you do". Albo Chekov po tym, jak się dowiedział, że Mudd zaprogramował androidki, żeby robiły wszystko, co prawdziwe kobiety: "This place is even better than Leningrad". Albo Kirk twierdzący, że "Enterprise" to piękna kobieta i oni są w niej zakochani. Albo Kirk odsyłający androidki tekstem "Bo was nie lubimy". Albo: "Next we take Alices on a trip to Wonderland". Albo Bones śmieszkujący ze Spocka, że no popatrz, znaleźliśmy całą cywilizację logicznych mózgów jak twoje i pokonaliśmy ich ludzkim brakiem logiki XD


Albo ten przepiękny dialog:
Kirk: Well, opinions?
Chekov: I think we’re in a lot of trouble.
Kirk: That’s a great help, Mr. Chekov. Bones?
Bones: Well, I think Mr. Chekov’s right. We are in a lot of trouble .
Kirk: Spock? And if you say we’re in a lot of trouble…
Spock: We are, sir.

Albo ten:
Spock: <wyjaśnia androidy>
Bones: How do you know that much?
Spock: I asked them.
Bones: Oh.

Albo:
Mudd: Now listen, Spock, you may be a wonderful science officer, but believe me you couldn’t sell fake patents to your mother!
Spock: I fail to understand why I should care to induce my mother to purchase falsified patents.

Jednym słowem jeden wielki, zbiorowy kwiiiiiiiiik! XDDD

No a na deser jest jeszcze cała ta nieskończenie epicka sekwencja odegrana, żeby zepsuć androidy - tańce, niewidzialne instrumenty, skaczący Chekov, Spock z I love you/I hate you, Bones i Scotty ze swoją wspólną przemową, Spock i jego definicja logiki, "I''m tied of happiness, kill me" Scotty'ego i finger guns z dźwiękiem phaserów, niewidzialna bomba Spocka i "martwy" Scotty, który przed nią ucieka, a Mudd gra nią w golfa. A na deser jeszcze ta satysfakcja Kirka, kiedy odpowiada androidowym "I am not programmed to respond in this area". Kirk potrafi być takim cudownym little shit <3 Cóż, może to i powtarzalny motyw, ale chyba nigdy mnie nie przestanie bawić psucie komputerów za pomocą ludzkiego braku logiki XD

Z innych komentarzy jeszcze - totalnie nabrałam się na zdradę Uhury, już zaczęłam pisać elaborat pełen hejtów na scenarzystów za zepsucie takiej fajnej bohaterki, a tu się okazało, że to była cześć evil planu Kirka. Kooocham ten plot twist XD

I jeszcze czy naprawdę można wierzyć, że to przypadek, że w tym samym odcinku Kirk pyta Mudda, czemu nie ma męskich androidów, a w innej scenie Mudd twierdzi, że Spock jest "ill-equipped to appreciate" jego sexy androidki? XD

A swoją drogą tamten odcinek Deep Space Nine mi uświadomił, jak rzadko w TOS widzimy resztę załogi. Tam się po korytarzach pałętały tłumy randomów, tutaj kiedy jest wprost powiedziane, że Mudd ściągnął na tę swoja planetę całe 430 osób, i tak nie widzimy nikogo oprócz głównych postaci.

No to chyba czas na Mózg Spocka... XD (Ale to juz raczej jutro).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Nie 14:21, 14 Lip 2024    Temat postu:

Cytat:
Ten argument trafiłby do mnie na początku mojej drogi, teraz powiem, whatever, byleby miał fajne sceny ze Spockiem XDDD


To pod tym względem na pewno się nie zawiedziesz <3 Te filmy to jest jedno wielkie love story Kirka i Spocka xDD

Cytat:
Btw, a w 24. wieku Klingoni już nie są wrogami czy to Worf ma jakieś specjalne względy? W ogóle to fajne jest to, że ta załoga tam jest taka różnorodna gatunkowo^^ Ale też w TOS była jak na ich czasy równie różnorodna, tylko inaczej - mam wrażenie, że w latach 60. nadal kosmita na mostku dziwił mniej od Rosjanina oraz czarnej kobiety-oficera. TOS musiał biec, żeby późniejsze odsłony mogły latać czy cos Smile


Tak, za czasów Next Generation już jest pokój z Klingońskim Imperium, ale też to nie tak, że Klingoni jakoś masowo służą w Starfleet - Worf jest chyba jedyny i to dlatego, że był adoptowany przez ludzi (parę bardzo sympatycznych Rosjan, dlatego jego pełne imię to Worf Rozhenko <3). Pamiętam też odcinek, gdzie Starfleet miało coś w stylu Erasmusa i Riker (pierwszy oficer) w ramach wymiany służył przez jakiś czas na klingońskim statku. Ale jakiejś wielkiej przyjaźni między Federacją a Klingonami nie ma, chyba konflikty dalej były na etapie Deep Space Nine. Jeszcze co do reprezentacji, to wg mnie Next Generation właśnie wypada najsłabiej, bo i kapitan i pierwszy oficer są białymi facetami, Worfa gra co prawda czarnoskóry aktor, ale trochę słabo to wypada, jeśli wszyscy pozostali Klingoni mają brązową skórę (nawet grający ich biali akorzy, yikes). Właściwie zostaje tylko Geordi, który jest czarnoskóry i ma niepełnosprawność. Jest trochę więcej kobiet w głównej obsadzie, bo aż trzy, ale Deanna Troi jest tak seksistowsko prowadzona, że aż skręca. Kolejne treki już lepiej wypadają, chyba najbardziej starał się Voyager z kobietą jako kapitan, Rdzennym Amerykaninem jako pierwszym oficerem (choć jako reprezentacja Chakotay był beznadziejny i strasznie stereotypowy) i czarnoskórym Vulcanem. Ale i tak chyba najsmutniejsze jest to, że postaci LGBTQ+ Star Trek doczekał się dopiero we współczesnym Discovery (ja wiem, że Jadzia Dax jest queer coded i można się upierać, że w jakiś sposób jest trans, no ale nie do końca jednak).

Cytat:
Albo Kirk twierdzący, że "Enterprise" to piękna kobieta i oni są w niej zakochani.


Tak!! <33

Cytat:
I jeszcze czy naprawdę można wierzyć, że to przypadek, że w tym samym odcinku Kirk pyta Mudda, czemu nie ma męskich androidów, a w innej scenie Mudd twierdzi, że Spock jest "ill-equipped to appreciate" jego sexy androidki? XD


Kwiiiik XDD Tak mi się skojarzyło, niestety nie pamiętam z którego to odcinka:
[link widoczny dla zalogowanych]

Cytat:
No to chyba czas na Mózg Spocka... XD (Ale to juz raczej jutro).


He he, aż sama chyba obejrzę, żeby się nieco... odmóżdżyć xDD

Update Bonanzy :D

"The Honor of Cochise" - jejku, rzeczywiście dobry! Wcześniej już były takie typowo westernowe odcinki, ale dla mnie ten chyba był najbardziej epicki i myślę, że spokojnie mógłby być przerobiony na film. Ale po kolei - aaaaaaa, Bones!! Jejku, jaki DeForest był przystojny w tym mundurze! I taki ładnie ogorzały od słońca, co tylko podkreślało jego błękitne ślepka <3 Kwikłam jak oberwał garnek z gulaszem, biedny Hoss, jak on teraz wytrzyma oblężenie? XD Awwwww, Joe niosący rannego Adama na rękach <3 Strasznie podobał mi się ten tekst Bena, że żeby ratować życie syna, to pójdzie rozmawiać nawet z samym diabłem. Dobra, ale przejdźmy do konkretów. Do reszty fabuły i wymowy odcinka mam nieco mieszane uczucia. Wódz Cochise chyba wpisuje się dokładnie w to, jak przedstawiani byli Rdzenni Amerykanie w westernach w latach 60-tych - czyli odchodzimy od negatywnego stereotypu i idziemy w honorowego, dostojnego i tragicznego "Indianina", który oczywiście musi obdarzyć szacunkiem równie honorowego i dobrego białego, w tym przypadku Bena. W sumie nie wiem jak Rdzenni Amerykanie byli przedstawiani w innych odcinkach Bonanzy, bo do tej pory chyba widziałam ich tylko w tej cringowej scence w "El rojo grande"? Fajna i pełna napięcia była scena z tym generałem z fortu, kiedy naprawdę niewiele ich dzieliło od rozlewu krwi. Ale znów, jakoś nie wierzyłam wcale, że zły kapitan zostanie tak naprawdę ukarany za zbrodnię wojenną. Chociaż przyznaję, że bardzo ładne to było z tym rozpaczliwym "Ja tylko wykonywałem rozkazy". I tak samo trochę nieprawdopodobne jest, że wojsko nie skorzystało z ujęcia Cochise'a, który przecież historycznie w tym momencie daje im mocno popalić na terenie Arizony. W ogóle odniosłam takie smutne wrażenie, że morał z całej historii był taki, że wojna ze rdzennymi mieszkańcami jest w porządku tak długo, jak jest honorowa i nawzajem zabijają się tylko mężczyźni, a granica zostaje przekroczona dopiero, kiedy zrobi się to podstępem i oberwie się kobietom i dzieciom. Ja wiem, patrzę na to przez pryzmat współczesnego widza i po prostu brakuje mi wiedzy i kontekstu - czy na tym etapie Bonanza była całkiem progresywna z taką krytyką, czy jednak w tych czasach można już było powiedzieć więcej o faktycznym ludobójstwie Rdzennych Amerykanów? W każdym razie, aż się skrzywiłam jak Ben powiedział Cochisowi, że na jego ziemi zawsze będzie mile widzianym gościem. Hmmm, a ciekawe do kogo należała ziemia Ponderosy wcześniej...

"Broken Ballad" - czy tylko ja odniosłam wrażenie, że to był kolejny odcinek z serii "jeden z braci odnajduje miłość i żegna się z nią w tym samym odcinku"? XD Come on, Adam miał tak ewidentnego crusha na punkcie Eda! Ta scena jak jedzie do niego w nocy i słucha zza drzewa, jak ten pięknie śpiewa i gra... Jak ewidentnie Ed gotował obiad tylko dla nich dwóch, zanim wbiła im się na trzeciego ta córka sklepikarza xD I po obiedzie, kiedy Adam tak siedział razem z tą panną i oboje rozkochanym wzrokiem patrzyli znów na grającego Eda <33 Już nie wspomnę o Adamie broniącym Eda przed Billym na ulicy, o Edzie umierającym w jego ramionach i o śpiewaniu na jego grobie ;____; Piękny był ten odcinek, co prawda od początku spodziewałam się tragedii na końcu, ale i tak miałam feelsy jak nie wiem. Ed był bardzo fajną postacią, tak mi żal tej niespełnionej przyjaźni między nim a Adamem. Błagam, powiedz, że twój ficzek to jest fix-it! I poproszę o tytuł, polecę czytać zaraz <3


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Nie 14:25, 14 Lip 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Nie 18:24, 14 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
To pod tym względem na pewno się nie zawiedziesz <3 Te filmy to jest jedno wielkie love story Kirka i Spocka xDD
Awww, yesss <3 Trochę nie mogę się doczekać, a trochę nie chcę jeszcze się rozstawać z serialem. Może powinnam to wolniej oglądać, ale nie umiem, za bardzo kusi XD

Cytat:
Tak, za czasów Next Generation już jest pokój z Klingońskim Imperium, ale też to nie tak, że Klingoni jakoś masowo służą w Starfleet - Worf jest chyba jedyny i to dlatego, że był adoptowany przez ludzi (parę bardzo sympatycznych Rosjan, dlatego jego pełne imię to Worf Rozhenko <3). Pamiętam też odcinek, gdzie Starfleet miało coś w stylu Erasmusa i Riker (pierwszy oficer) w ramach wymiany służył przez jakiś czas na klingońskim statku. Ale jakiejś wielkiej przyjaźni między Federacją a Klingonami nie ma, chyba konflikty dalej były na etapie Deep Space Nine. Jeszcze co do reprezentacji, to wg mnie Next Generation właśnie wypada najsłabiej, bo i kapitan i pierwszy oficer są białymi facetami, Worfa gra co prawda czarnoskóry aktor, ale trochę słabo to wypada, jeśli wszyscy pozostali Klingoni mają brązową skórę (nawet grający ich biali akorzy, yikes). Właściwie zostaje tylko Geordi, który jest czarnoskóry i ma niepełnosprawność. Jest trochę więcej kobiet w głównej obsadzie, bo aż trzy, ale Deanna Troi jest tak seksistowsko prowadzona, że aż skręca. Kolejne treki już lepiej wypadają, chyba najbardziej starał się Voyager z kobietą jako kapitan, Rdzennym Amerykaninem jako pierwszym oficerem (choć jako reprezentacja Chakotay był beznadziejny i strasznie stereotypowy) i czarnoskórym Vulcanem. Ale i tak chyba najsmutniejsze jest to, że postaci LGBTQ+ Star Trek doczekał się dopiero we współczesnym Discovery (ja wiem, że Jadzia Dax jest queer coded i można się upierać, że w jakiś sposób jest trans, no ale nie do końca jednak).
Dzięki za te wszystkie szczegóły <3 No tak, skupiłam się na różnorodności w kwestii ras kosmitów na statku głównie.

Cytat:
Kwiiiik XDD Tak mi się skojarzyło, niestety nie pamiętam z którego to odcinka:
[link widoczny dla zalogowanych]
Kwiiiik <3

Cytat:
"The Honor of Cochise" - jejku, rzeczywiście dobry! Wcześniej już były takie typowo westernowe odcinki, ale dla mnie ten chyba był najbardziej epicki i myślę, że spokojnie mógłby być przerobiony na film. Ale po kolei - a, Bones!! Jejku, jaki DeForest był przystojny w tym mundurze! I taki ładnie ogorzały od słońca, co tylko podkreślało jego błękitne ślepka <3 Kwikłam jak oberwał garnek z gulaszem, biedny Hoss, jak on teraz wytrzyma oblężenie? XD A, Joe niosący rannego Adama na rękach <3 Strasznie podobał mi się ten tekst Bena, że żeby ratować życie syna, to pójdzie rozmawiać nawet z samym diabłem. Dobra, ale przejdźmy do konkretów. Do reszty fabuły i wymowy odcinka mam nieco mieszane uczucia. Wódz Cochise chyba wpisuje się dokładnie w to, jak przedstawiani byli Rdzenni Amerykanie w westernach w latach 60-tych - czyli odchodzimy od negatywnego stereotypu i idziemy w honorowego, dostojnego i tragicznego "Indianina", który oczywiście musi obdarzyć szacunkiem równie honorowego i dobrego białego, w tym przypadku Bena. W sumie nie wiem jak Rdzenni Amerykanie byli przedstawiani w innych odcinkach Bonanzy, bo do tej pory chyba widziałam ich tylko w tej cringowej scence w "El rojo grande"? Fajna i pełna napięcia była scena z tym generałem z fortu, kiedy naprawdę niewiele ich dzieliło od rozlewu krwi. Ale znów, jakoś nie wierzyłam wcale, że zły kapitan zostanie tak naprawdę ukarany za zbrodnię wojenną. Chociaż przyznaję, że bardzo ładne to było z tym rozpaczliwym "Ja tylko wykonywałem rozkazy". I tak samo trochę nieprawdopodobne jest, że wojsko nie skorzystało z ujęcia Cochise'a, który przecież historycznie w tym momencie daje im mocno popalić na terenie Arizony. W ogóle odniosłam takie smutne wrażenie, że morał z całej historii był taki, że wojna ze rdzennymi mieszkańcami jest w porządku tak długo, jak jest honorowa i nawzajem zabijają się tylko mężczyźni, a granica zostaje przekroczona dopiero, kiedy zrobi się to podstępem i oberwie się kobietom i dzieciom. Ja wiem, patrzę na to przez pryzmat współczesnego widza i po prostu brakuje mi wiedzy i kontekstu - czy na tym etapie Bonanza była całkiem progresywna z taką krytyką, czy jednak w tych czasach można już było powiedzieć więcej o faktycznym ludobójstwie Rdzennych Amerykanów? W każdym razie, aż się skrzywiłam jak Ben powiedział Cochisowi, że na jego ziemi zawsze będzie mile widzianym gościem. Hmmm, a ciekawe do kogo należała ziemia Ponderosy wcześniej...

Yup, DeForest ładnie wygladał^^ Ale też jestem pod wrażeniem tego, jak świetnie grał - nie taką typową pewną siebie gnidę, tylko taką gnidę bardziej skomplikowaną, trochę żałosną, trochę przekonaną, że jest tym dobrym, ogólnie popieprzona, ale całkiem interesująco. Świrował bardzo przekonująco, w ogóle nie widziałam w nim Bonesa >3
Co do przedstawienia rdzennych Amerykanów, mnie się zdaje, że to "honorowy i tragiczny" przyszło trochę później i że Bonanza zaczełą się w czasach, gdzie jednak dominował ten "dziki Indianin", który jest chodzącym stereotypem wroga. Mam wrażenie, że Bonanza była pod tym względem trochę nierówna w zalezności od scenarzysty - czasem rdzenni Amerykanie pojawiali się klasycznie westernowo po to, że ktoś musiał do bohaterów strzelać, żeby była drama, ale było też całkiem sporo takich odcinków, które starały się pokazać inny obraz. I te odcinki z dzisiejszego punktu widzenia nadal sa problematyczne, ale ja tam widzę szczere chęci przefiltrowane jednak przez współczesny im sposób myślenia. Tutaj trochę wychodzi rzeczywiście, że wojna jest spoko, póki nie atakuje się nieuzbrojonych słabszych, ale jednak imo scenarzystom chodziło o pokazanie, że wbrew powszechnemu wtedy przekonaniu powielanemu przez westerny tym "niecywilzowanym dzikusem" był biały bohater, do tego oficer, a Apacze tylko się bronią - i mam wrażenie, że jak na tamte czasy to było dużo. W podobnym stylu jest odcinek "Paiute War" - tam też burdel zaczyna biały pijaczek, a potem niesłusznie oskarżeni o niego zostają rdzenni Amerykanie i Ben musi zaprowadzić sprawiedliwość, zanim dojdzie do wojny, ale też w pewnym momencie nie chodzi o ratowanie niesłusznie oskarżonych, tylko o ratowanie syna. W sumie to lubię ten odcinek, ale jak spojrzec na niegog wg didzisejszych standardów, to masę rzeczy problematyczcnych się znajdzie. Kolejny przykład to odcinek "Day of Reckoning" (ten z Khanem z ST), gdzie Ben podarowuje ziemię rdzennemu Amerykanowi i pomaga mu jak może, ale źli sąsiedzi są rasistami i doprowadzają do tragedii. I ten odcinek naprawdę miał dobre zamiary - pietnować uprzedzenia i pokazywać, że wszyscy jesteśmy równi, ale niestety jest wytworem swoich czasów, więc Ben pomaga głównemu bohaterowi w sposób, który de facto ma go zmienić w białego. Dziś to jest mocno ugh, ale jednocześnie czuć dobre intencje i po prostu bardzo białocentryczną świadomość scenarzystów z tamtych czasów. Ale jest też odcinek, gdzie Joe daje córce wodza materiał na sukienkę, żeby pojechała z nim na tańce, i to jest tak bardzo cringe.

A propos tego, skąd Ben ma ziemię, to tak, tez mnie bawi, jak serial pokazuje regularnie, jak to dobrze Ben żyje z Paiutami, prowadzi z nimi uczciwy handel, wzajemnie się szanują itp., tylko tak jakoś pomija fakt, że on faktycznie siedzi na ziemi, która historycznie była ich.

Bonanza w ogóle wiele razy podejmowała tematykę rasizmu wobec nie tylko rdzennych Amerykanów, ale też np. Chińczyków czy czarnych i jak na swoje czasy raczej była progresywna, bo te odcinki wywoływały dyskusję, jeden w ogóle był zakazany na południu, bo skupiał sie na postaci czarnoskórego artysty. Była też aferka, kiedy aktorzy odmówili uczestnictwa w spotkaniach z fanami na południu, kiedy dowiedzieli się, że publiczność ma być posegregowana. Więc wydaje mi się, że gdyby te odcinki były tak problematyczne wtedy, jak nam sie wydają teraz, to aktorzy by tupnęli nóżkami. W ogóle ciekawostka: Pernell Roberts (Adam) był w 1/4 rdzennym Amerykaninem. Nie obnosił się z tym, bo w tamtych czasach to by oznaczało koniec kariery (podobno na początku kariery ktoś mu wręcz poradził, żeby się przefarbował na blond, bo wygląda zbyt rdzennie, WTF?), ale całe życie wspierał podobno finansowo plemię swojej babki, finansował anonimowo stypendia itp. Był też megazaangażowany w civil rights movement w latach 60. I próbował namówić producentów Bonanzy, żeby dali Adamowi rdzenną Amerykankę za żonę, ale to było zdecydowanie zbyt postępowe jak na tamte czasy.

Cytat:
"Broken Ballad" - czy tylko ja odniosłam wrażenie, że to był kolejny odcinek z serii "jeden z braci odnajduje miłość i żegna się z nią w tym samym odcinku"? XD Come on, Adam miał tak ewidentnego crusha na punkcie Eda! Ta scena jak jedzie do niego w nocy i słucha zza drzewa, jak ten pięknie śpiewa i gra... Jak ewidentnie Ed gotował obiad tylko dla nich dwóch, zanim wbiła im się na trzeciego ta córka sklepikarza xD I po obiedzie, kiedy Adam tak siedział razem z tą panną i oboje rozkochanym wzrokiem patrzyli znów na grającego Eda <33 Już nie wspomnę o Adamie broniącym Eda przed Billym na ulicy, o Edzie umierającym w jego ramionach i o śpiewaniu na jego grobie ;____; Piękny był ten odcinek, co prawda od początku spodziewałam się tragedii na końcu, ale i tak miałam feelsy jak nie wiem. Ed był bardzo fajną postacią, tak mi żal tej niespełnionej przyjaźni między nim a Adamem. Błagam, powiedz, że twój ficzek to jest fix-it! I poproszę o tytuł, polecę czytać zaraz <3
Kwiiiik, nigdy na to nie patrzyłam z perspektywyy miłości, ale coś w tym jest^^ Adam był zafascynowany Edem, prawda, chociaz ja tam widzę bromance, ale to ja XD A co do ficzka, cóż, przepraszam, ale moją naturalną reakcją na angsty nie jest naprawianie, tylko pogłębianie rzeczonych angstów XD Ficzek jest tutaj: [link widoczny dla zalogowanych]


"Spock's Brain" obejrzany. Kwiiiik, to było jednocześnie tak złe i tak rozrywkowe XD

W sumie tam było sporo takich fajnych pojedynczych momentów, obiektywnie fajnych: Kirk ładnie panikował (przy ryzyku utraty nikogo innego nie był aż tak przerażony nigdy, chyba że samego statku może XD), to, jak Kirk patrzy na pustą skorupkę Spocka (nawet kiedy już gada z mózgiem Spocka, nadal za kazdym razem mówi do jego ciała, to taki uroczy element), Spock z "There is a definite pleasurable experience connected with the hearing of your voice" - aww, u niego to prawie wyznanie miłości XD A wcześniej jeszczce Bones po uruchomieniu windy-pułapki: "Call Chekov and tell him to send my stomach down" - kwiiik, bardzo mnie to rozbawilo. I Kirk mówiący do Scotty'ego Mr. Spock <3 Dalej, aww, Bones gotowy zaryzykować życie za Spocka i Spock, ktory nie chce mu pozwolić <3 A potem drama z zapominającym Bonensem, znowu ładna, chociaż idiotycznie nakręcona. Albo jeszcze "I'll never understand how a Vulcan is telling me how to operate". I to zakończenie, kiedy Spock monologuje z taką jak na niego sporą ekscytacją, a Kirk patrzy na niego z totalnymim heart eyes. I jeszcze "- I should have never reconneceted his mouth. - Well, we took the risk, doctor". Więc tam były naprawdę fajne scecny, szkoda, że w durnej otoczce.

Ale była też cała masa momentów kompletnie idiotycznych, przy których też chichotałam jak głupia, i to tym bardziej, im bardziej miały być poważne. Nie wierzę, że to mówię, ale moją ulubioną jest ta scena, kiedy Bones mówi Kirkowi, że Spock nie ma mózgu. Kwiiiiik, jakie to było overdramatic! I to z obu stron - Shatner ma ogólnie skłonności do grania przesadnie dramatycznie i zwykle przy postaci Kirka to działa, bo Kirk jest dość emocjonalną osobą. Ale tutaj De był tak samo over the top - może widział, jak kretyńska to jest scena, i w ten sposób mścił się za debilny scenariusz? W każdym razie to połączenie ich baaardzo dramatycznej, przejmującej gry z absolutną idiotycznością tego dialogi jest absolutnie przepiękne. "Where are you going to look? In this whole galaxy, where are you going to look for Spock's brain? How are you going to find it?" - kwiiiiik, leżę xD

Drugie niechlubne miejsce ma chyba Kirk padający na kolana przed przywódczynią, WTF? To było tak bardzo z dupy. A zaraz potem kwiiiik, Shatner nieco przeholował z tym turlaniem się po podłodze, to nie miało być tak śmieszne, ale totalnie jest, wygląda jak dwulatek tarzający się po dywanie XD

Doceniam natomiast to, jak bardzo twarz Spocka bez mózgu jest pozbawiona jakichkolwiek emocji - to ładnie pokazuje, ile bardzo subtelnych ale jednak emocjonalnych reakcji ma normalny Spock.

Swoją drogą jak na postępowe społeczeństwo z XXIII wieku Kirk i spółka bardzo irytująco zakładają, że przywódcą tej podziemnej cywilizacji musi byc mężczyzna.

A tak na marginesie, bo to nie tylko grzech tego odcinka - zawsze mnie wkurza, jak oni sobie łażą po siedzibie wroga, głośno gadają i nie mają phaserów nawet w ręku. I oczywiście nikt ich nie odkrywa, chyba że akurat jest to potrzebne do fabuły.

Btw, czy mnie się zdaje, czy oni tu dostali odrobinę dłuższe mundury? To wygląda, jakby do tych starych doszyto taki przedłużający pasek na dole. A Scotty ma nową fryzurę and I don't like it. Kirk w sumie też ma lekko zmienioną i wolałam starą, ale nie ma aż takiego szoku jak przy Scottym. Chekov nigdy nie miał sensownej fryzury, więc to przemilczmy. Przynajmniej fryzura Sulu nadal wygląda dobrze XD Ale fajnie bylo widzieć Scotty'ego z Kirkiem i Bonesem jako główny team odcinka. I tak łądnie kolorystycznie wyglądali: Kirk z powrotem w złotym, Bones w niebieskim i Scotty na czerwono <3

PS Jak kiedyś zrobimy zlot, mam pomysł na grę: za każdym razem, kiedy ktoś mówi "Spock's brain", wypij kielicha. Kto dotrwa w pionie do końca odcinka, wygrywa XDDD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Wto 19:22, 16 Lip 2024    Temat postu:

Post pod postem, bo się za bardzo rozpisałam.

Obejrzałam jeszcze The Enterprise Incident. Kooocham! To chyba jeden z moich najulubieńszych odcinków, zwłaszcza z tych „na serio”. Spock i Kirk jako superszpiedzy wykradający militarne technologie? Hell yeah <3

Ale pozwolisz, że przekopiuję trochę tego, co notowałam na bieżąco:

Wait, Klingoni i Romulanie teraz współpracują? Federacja ma przesrane XD

Spodziewałam się przez chwilę, że dowódcą Romulan znowu będzie "bliźniak Sareka", choć było to zupełnie nielogiczne oczekiwanie XD Ale w sumie to cieszy mnie, że chociaż raz dowódcą jest kobieta.

Kirk zachowuje się jak dupek i Bones zrzuca to na stres – już to samo w sobie mi się wydaje podejrzane, a już ten moment, kiedy Spock brutalnie wyrzucił mu, że to wszystko jego wina, to już praktycznie pewny dowód, że obaj znają jakiś sekret. A jeszcze potem ta kłótnia w gabinecie pani komodor to już szczyt OOC. Dobra, zgaduję to w trakcie oglądania i wrzucę potem bez ingerencji, zobaczymy, czy zgadłam - prawdziwym szpiegiem miał być Spock, a ta szopka Kirka miała go umieścić u Romulan i uwiarygodnić.

Btw, podoba mi się, że już drugi odcinek z Romulanami i w obu są tak samo sympathetic. Nie jako karykaturalni złole, a po prostu druga strona konfliktu.

Wszystkie sceny Spocka z tą panią komodor są świetne. Mają chemię, nie romantyczną oczywiście, ale taką, hmmm, intelektualną? Badassową? W każdym razie świetnie się ogląda ich rozmowy.

Taaak, Wolkanie może nie kłamią, ale za to ludzka połowa Spocka doskonale to równoważy. Kłamie choćby za każdym razem, kiedy twierdzi, że nie ma uczuć, nie? XD

Scotty in charge <3

Btw, jest coś uroczego w tym, jak Spock zawsze trzyma ręce założone do tyłu <3

Hmm, Bones jest zaskakująco spokojny jak na siebie. Czy on też jest wtajemniczony - w końcu od niego zaczęły się te plotki o niestabilności Kirka. Poza tym nawet grając wariata, Kirk raczej nie jest tak głupi, żeby rzucać się całym ciałem na barierę, która może go uszkodzić.

Czy zadaniem Spocka jest uwiedzenie pani komodor? Z jednej strony kocham tę ideę, bo jest tak cudownie szalona, ale z drugiej nie wiem, czy nie wolałabym, żeby kobieta-komodor była jednak w pierwszej kolejności komodorem, a nie kobietą, if you know what I mean.
(Btw, nie wiem, czy commander tłumaczy się jako komodor, ale jakoś tak mi wyszło, więc na razie tego się trzymam XD).

Oj tak, Bones totalnie jest wtajemniczony. Inaczej rzuciłby się do Spocka już na wstępie, a nie czekał, aż ten obejmie dowodzenie na znak pani komodor.

"Volcan death grip", uhmm, jasne XD

"He's dead", lol, ciekawa jestem, jak bardzo De miał już dosyć wymawiania tej linijki we wszystkich możliwych konfiguracjach. Ale ponieważ martwy Kirk jest jeszcze mniej wiarygodny niż świrujący Kirk, to praktycznie wszystko już wiem.

A nie, dobra, nadal nie wiem, czego Spock tam szuka. Tzn. wiem, tego czegoś, co jest za czerwonymi drzwiami. Ale co to jest? (Odpowiedź parę minut później: ugh, no tak, co innego mogłoby to być? Przecież w kółko gadali o tym cloaking device, głupia ja XD)

I nie wiem, czy Scotty też jest wtajemniczony. Na logikę chyba powinien, ale kto ich tam wie z ich logiką XD

Aww, dobra, już wiem, nevermind. Scotty i jego radość na widok żywego Kirka <3 Nawet brzydką fryzurę mu tu wybaczam. (Btw, Chapel też ma nową fryzurę, nie wspominałam o tym ostatnio. Ale jej jest spoko xD).

Kwiiiik, nowy imidż Kirka <milion serduszek> Wiem, że to na potrzeby misji, ale nie mogę sobie nie wyobrażać, że Kirk chciał choć na moment się upodobnić do Spocka. Nawet te fioletowe cienie ma takie same <3

Spoock jest chodzącą definicją bycia cool. Cała ta scena z zaproszeniem na obiad choćby. "Are the guards also invited?" Smooth, Spock, very smooth <3

Łooo, co to za wolkańsko-romulańskie porno?! XD Okej, teraz jeszcze lepiej rozumiem ideę Volcan hand kissing. A także jeszcze bardziej rozumiem, jak Sarek z Amandą byli inappropriate XD (A w ogóle to moim zdaniem tego rodzaju sceny są bardziej erotyczne od faktycznego lizania się i seksów na ekranie. Im mniej, tym więcej czy coś. A Leonard miał bardzo ładne dłonie… nie, nie powiedziałam tego na głos… XD).

W ogóle podoba mi się, jak Spock jest w tej relacji praktycznie bierny, po prostu odkrywa, że ona na niego leci, a logika nakazuje to wykorzystać, więc płynie z prądem, pozwalając pani komodor wysnuwać własne wnioski z jego bardzo oszczędnych reakcji i pogrążać się samej. W ten sposób nawet romansujący Spock pozostaje nadal w marę in-character.

Ugh, Kirk się ani trochę nie spieszył w scenie kradnięcia tego cloaking device, aż mnie szlag trafiał, jak wolno się poruszał xD

Pani komodor: Who are you that you could do this?
Spock: First officer of the Enterprise. What is your present form of execution?
Ottiś: CHILLS!

I jeszcze Spock zanudzający ją swoim zeznaniem, żeby kupić więcej czasu Kirkowi na ucieczkę <3

No i dobra, jednak pani komodor okazała się bardziej kobietą niż dowódcą, ale jednak mi to nie przeszkadza, bo i tak był fajna, nie była tylko ozdóbką jak wiele kobiet w tym serialu. I trochę jednak była badass <3 Chętnie zobaczyłabym jej więcej.

Kwiiiik! "Captain, please go, somoehow they do not look aesthetically agreeabe on humans" – powiedział Spock, którego od ludzi odróżniają głównie rzeczone uszy i który wygląda dokładnie tak samo jak Kirk w tej chwili. Powiedz po prostu, że Kirk bardziej ci się podobał w poprzednim imidżu XD I jeszcze jak Kirk się złapał za to spiczaste uszko chwile później z taką miną pod tytułem "Spockowi się nie podoba, muszę się natychmiast pozbyć". Kwiiiik, space husbands <milion serduszek>



Edit:

Obejrzałam dwa kolejne odcinki:

„Plato’s Stepchildren”
Powiedziałabym, że był wyjątkowo fucked-up, ale w dobrym sensie. Był ciężki do oglądania, bardzo uncomfortable, pełny second-hand embarassment (ugh, dlczego nie umiem się wyrażać po polsku, jeśli fandomowe treści konsumuję po angielsku? XD), ale jednocześnie fascynujący.

A poza tym był to też kolejny już odcinek, w którym młoda Barbara Babcock makes me question my sexuality XD
(W ogóle to kwiiiik, Spock szacujący wiek tej bohaterki - rozwala mnie jego pewność siebie w tej scenie, a potem jej urażona mina, kiedy ją postarzył o całe 5 lat XD)

Self-slapping Kirka był kwikaśny, ale zaraz zrobiło się już naprawdę poważnie. Moce tych kosmitów były niesamowicie creepy, tak że nawet te niby smieszsne momenty typu Kkirk tańczący ze Spockiem tak naprawdę były przerażające. W ogóle "świetne" były te tortury w takim sensie, że nie były brutalne fizycznie, a jednocześnie patrzyło się na nie dużo ciężej niż jakby ich po prostu stłukł. To doskonale pokazuje, że tortury psychiczne są brutalniejsze i skuteczniejsze niż fizyczne. W żadnym odcinku, gdzie Kirk obrywał od kosmitów, nie cierpiałam, patrząc na to, tak jak tutaj. Doceniam bardzo, że ten odcinek nie wykorzystał ani jednej okazji, w której można było pójść w komedię, nawet potencjalnie komediowe sceny były deeply disturbing,

Dalej, aww, reakcja Kirka na płaczącego Spocka </3 I angstujący Spock w ogóle. Oraz fakt, że był najbardziej wściekły o to, że mógł skrzywdzić Kirka i w ogóle tortury na Kirku przeżywał bardziej niż na sobie, mam wrażenie <3 I Kirk przysiadający się, żeby go pocieszyć. I Spock otwarcie przyznający się do tego, że czuje nienawiść i ma problem z jej kontrolą. Musi naprawdę być wyprowadzony z równowagi, żeby tak otwarcie okazać emocje.

"I have noted that the healthy release of emotion is frequently very unhealthy for those closest to you." - kocham ten tekst Spocka, jest tak niesamowicie relatable!

Uhura i Chapel w końcu miały coś do roboty poza statkiem, szkoda tylko, że coś tak paskudnego (w sensie doceniam jako widz, fajnie, że aktorki mogły sobie pograć, a jednocześnie współczuję postaciom). Do tego zwłaszcza Uhura ślicznie wyglądała <3 Za to kwiiiik, na Kirka i Spocka w minispódniczkach nie byłam gotowa, nawet w postaci rzymskich tóg. Ale obaj mieli zgrabne nóżki, trzeba im to przyznać (i ciekawa jestem, czy inny krój stroju Spocka miał coś wspólnego z tym, że Nimoy nadal nie chciał golić klaty) XD

Aww, serenada Spocka była ładna. Ale też podobały mi się bardzo w tym momencie miny dziewczyny, które wyrażały głównie smutek i strach, widać było jak bardzo w tym momencie Spockowi współczują. I w ogóle ciekawe, że padło właśnie na Chapel, która skrycie o romantycznym Spocku marzyła, ale nawet ona widzi, jak bardzo to nie jest on i jak bardzo to jest gwałt na jego godności. Za samą reakcję w tej scenie polubiłam ją bardziej niż w tych wszystkich poprzednich odcinkach, kiedy tak załośnie latała za Spockiem.

No i ten famous interracial kiss <3 Troszkę szkoda, że niedobrowolny, ale jednocześnie miałam tu wrażenie, że to jest mniej okrutne niż pocałunek Spocka z Chapel. Ugh, nie wiem, jak to ujać, ale mam wrażenie, że kiedy dla Spocka i Chapel sam pocałunek był bardzo traumatyczny, tak dla Kirka i Uhury traumatyczna była sama sytuacja bycia pod kontrolą, ale pocałunek jako taki nie był tu najistotniejsza kwestią. I to pasuje zarówno do osobowości postaci, jak i tego, jakie łączą ich relacje.

No i wreszcie, awww, Alexander jest too precious for this world! Absolutnie go kocham, jest dziamem, jest mądry, jest kochany, czy mógłby zostać na dłużej? Dobra, wiem, ze nie, ale potrzebuję ficzków, w których Alexander jest pełnoprawnym członkiem załogi Enterprise i ogarnia wszelkie tramy głównego tria jak taki ich wspólny psychoterapeuta. Swoją drogą strasznie się bałam o niego w tej końcówce, zwłaszcza kiedy ten nóż tak sobie leżał i nikt nie pilnował - ani jego, ani pani kosmitki. Uff, całe szczęście, że nic mu się jednak nie stało.

W ogóle mam wrażenie, że Alexander to też świetny przykład reprezentacji, która serialowi wyszła. Jest naprawdę ciekawą, wielowymiarowa postacią, której niepełnosprawność jest tylko jednym, i to wcale nie najważniejszym aspektem. Sceny mind control, które tak sponiewierały godność Kirka, dla postaci Alexandra były na tyle łaskawe, żeby nie budził po prostu współczucia u widzów, ale mógł zbudować szczerą sympatię na podstawie jego osobowości. Dostał ten cudowny moment, kiedy stwierdził, ze to nie w nim tkwi jakakolwiek wina, tylko jego prześladowcy są potworami, i dostał ten moment sprawczości, kiedy dobrowolnie chciał zabić króla i dobrowolnie z tego zrezygnował, żeby nie być taki jak on, i kiedy tez dobrowolnie zrezygnował w ogóle z szansy na otrzymanie mocy. Asdfghjkk mam od groma feelsów na punkcie Alexandra i nie wiem, co z nimi zrobić, okej?


„The Tholian Web”

Lol, Spock mówiący Chekovowi, że nigdy nie było buntu na pokładzie, podczas gdy sam sie "zbuntował" w Menagerie XD

Spieszę donieść, że Chekov też ma czarną koszulkę pod mundurem. Tylko Kirk nadaje określeniu going commando nowe znaczenie XD

I w ogóle aww, jak delikatnie Sulu podtrzymuje głowę nieprzytomnego Chekova chwile po tym, jak on próbował ich pozabijać. W tym sezonie zaczynam czuć taki bromance'owy vibe między tą dwójką i wyobrażam sobie, jak starszy Sulu wziął tego młodego, narwanego Chekova pod swoje skrzydła i postawił zrobić z niego porządnego oficera <3 Chyba tez potrzebuję ficzka...

Czy oni tam mają nietłukące sie szkło? Jak ten asystent McCoya go zaatakował, pozrzucali wszystkie butelki ze stołu i żadna się nie potłukła - technologia przyszłości czy magia kina? XDD

Aww, Spock, który nienawidzi przemocy, zaatakował statek Tholian, bo uniemożliwiali mu niekontynuowanie prób ratowania Kirka. Jak to nie dowód miłości, to nie wiem co!

Ale trzepnęła mną ta przemowa Spocka, kiedy informował załogę o śmierci Kirka. Biedaczek </ Swoją drogą Spock jest w tym odcinku naprawdę dobrym dowódcą, zwłaszcza jak porównać to z jego dowództwem w Galileo Seven, widać ogromny postęp pod względem zauważania potrzeb emocjonalnych załogi.

Za to Bones, ugh, ja wiem, że on jest naczelną zrzędą, a tu jest dodatkowo straumatyzowany, ale IMO przeholował. Już nawet Bones , który wkurza się, że Spock naraził załogę, chcąc desperacko ratować Kirka, nie do końca mi siedzi, bo Bones zrobiłby to samo jeszcze chętniej, gdyby role były odwrócone - ale to akurat mogę zrzucić na jego emotional distress i potrzebę wyładowania emocji, Bones rzadko jest logiczny i za to go kochamy XD Ale już to porównanie Spocka do Kirka z wyrzutem, ze prawdziwy kapitan ratowałby załogę za wszelką cenę, bolało, a to, jak Bones się do niego odnosił potem, było jeszcze gorsze. Czaję, że Bones przeżywa stratę przyjaciela, odpowiedzialność za znalezienie antidotum i strach o przyszłość na swój sposób, ale heloł Spoczek i tak już cierpi, proszę mi tu mu nie dowalać. Tamta scena w więzieniu dla gladiatorów w „Bread and Circuses” pokazała, że Bones potrafi przejrzeć Spocka, tyle że po prostu zwykle się nie stara, bo irytacja mu przykrywa rozum albo też wygodniej jest mu się na Spocku wyżywać, mam wrażenie. Bo paradoksalnie Bones w chwilach takich jak ta nie do końca radzi sobie z emocjami – umie je wyrazić, ale nie zawsze właściwie, bo strach maskuje złością, przeprocesowanie tego, co czuje, też go nieraz przerasta. A pozbawiony (pozornie) emocji Spock to może też troche taki bezpieczny cel do wyżycia się? Albo też po prostu ponieważ normalnie jego zatwardzenie emocjonalne wkurza Bonesa, to w chwilach silnych emocji, które mu się channellują jako wkurw, nasz doktorek jakoś tak automatycznie celuje w tego, kto go wkurza na co dzień? Ale dobra, zboczyłam z tematu, bo rzecz w tym, że nawet u Bonesa są zwykle jakieś granice i tu je przekroczył w takim stopniu, że wydaje się OOC. Ugh, serio, podejrzewać Spocka o chęć zajęcia miejsca kapitana? Wszystko inne bym łyknęła, ale nie to. Nieważne, jak bardzo by Bones nie był kłębkiem nerwów i jak bardzo by nie rozumiał zachowania Spocka, to dwie rzeczy musiał wiedzieć z niezachwianą pewnością: że Spock kocha Jima równie mocno jak on sam i że Spock ma zero ambicji, żeby kimkolwiek gdziekolwiek dowodzić.

Ale awwww, pożegnalna taśma Kirka, wzruszyłam się! I oni też mieli takie pięknie wzruszone miny! Feelsy do kwadratu! <3 I w ogóle świetnie była zagrana ta cała scena <3 No i dobra, Bones przeprosił dogadali się, wybaczam, nadal go kocham!
Poza tym awww, "I believe captain Kirk would simply say: forget it, Bones!". I potem Bones mówiący do Spocka "Captain." Muszę przyznać, że ilość cudownych scen między nimi w tym odcinku wynagrodziła mi ten trochę przesadzony wybuch Bonesa.

Uhura ma jako jedyna jak do tej pory całkiem fajny i normalny przede wszystkim wystrój kajuty. I w ogóle kochane to było, jak ona myślała, że świruje, bo widzi Kirka, a potem z taką cudną ulgą zareagowała na wiadomość, że jednak nie. W ogóle fajny był ten motyw z różnymi osobami widzącymi "ducha" Kirka. Ale wiadomo, że najbardziej romantyczny był moment, kiedy zobaczył go Spock XD

Kwiiiik, Scotty poszedł sprawdzić, czy antidotum Bonesa dobrze się łączy ze szkocką XD

I na koniec niewiniątka udające, że nie odsłuchali video Kirka. Kooocham! XD

Btw, w sumie to trochę żałuję, że niczego sie nie dowiedzieliśmy o tych Tholianach poza tym, że sa czerwoni i potrafią wykonać sieć. Wiem, że to nie o nich był odcinek, ale nawet w tytule się pojawili, zasługiwali na więcej scen XD

Aa, no i najważniejszy komentarz: Scotty nie ma już tej koszmarnej fryzury z początku sezonu, radujmy się! XD


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Czw 0:41, 18 Lip 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Pią 13:17, 19 Lip 2024    Temat postu:

Bardzo znowu przepraszam za opóźnienie! Embarassed

Cytat:
Yup, DeForest ładnie wygladał^^ Ale też jestem pod wrażeniem tego, jak świetnie grał - nie taką typową pewną siebie gnidę, tylko taką gnidę bardziej skomplikowaną, trochę żałosną, trochę przekonaną, że jest tym dobrym, ogólnie popieprzona, ale całkiem interesująco. Świrował bardzo przekonująco, w ogóle nie widziałam w nim Bonesa >3


Tak! Właśnie zapomniałam o tym wspomnieć, zazwyczaj jednak aktorzy mają pewną manierę i jak się ich zna dobrze z jednej roli, to nawet widząc ich w czymś innym widzi się czasem te "ich" postać, a tutaj zupełnie nie było w nim nic z Bonesa.

Cytat:
Co do przedstawienia rdzennych Amerykanów, mnie się zdaje, że to "honorowy i tragiczny" przyszło trochę później i że Bonanza zaczełą się w czasach, gdzie jednak dominował ten "dziki Indianin", który jest chodzącym stereotypem wroga. Mam wrażenie, że Bonanza była pod tym względem trochę nierówna w zalezności od scenarzysty - czasem rdzenni Amerykanie pojawiali się klasycznie westernowo po to, że ktoś musiał do bohaterów strzelać, żeby była drama, ale było też całkiem sporo takich odcinków, które starały się pokazać inny obraz. I te odcinki z dzisiejszego punktu widzenia nadal sa problematyczne, ale ja tam widzę szczere chęci przefiltrowane jednak przez współczesny im sposób myślenia. Tutaj trochę wychodzi rzeczywiście, że wojna jest spoko, póki nie atakuje się nieuzbrojonych słabszych, ale jednak imo scenarzystom chodziło o pokazanie, że wbrew powszechnemu wtedy przekonaniu powielanemu przez westerny tym "niecywilzowanym dzikusem" był biały bohater, do tego oficer, a Apacze tylko się bronią - i mam wrażenie, że jak na tamte czasy to było dużo. W podobnym stylu jest odcinek "Paiute War" - tam też burdel zaczyna biały pijaczek, a potem niesłusznie oskarżeni o niego zostają rdzenni Amerykanie i Ben musi zaprowadzić sprawiedliwość, zanim dojdzie do wojny, ale też w pewnym momencie nie chodzi o ratowanie niesłusznie oskarżonych, tylko o ratowanie syna. W sumie to lubię ten odcinek, ale jak spojrzec na niegog wg didzisejszych standardów, to masę rzeczy problematyczcnych się znajdzie. Kolejny przykład to odcinek "Day of Reckoning" (ten z Khanem z ST), gdzie Ben podarowuje ziemię rdzennemu Amerykanowi i pomaga mu jak może, ale źli sąsiedzi są rasistami i doprowadzają do tragedii. I ten odcinek naprawdę miał dobre zamiary - pietnować uprzedzenia i pokazywać, że wszyscy jesteśmy równi, ale niestety jest wytworem swoich czasów, więc Ben pomaga głównemu bohaterowi w sposób, który de facto ma go zmienić w białego. Dziś to jest mocno ugh, ale jednocześnie czuć dobre intencje i po prostu bardzo białocentryczną świadomość scenarzystów z tamtych czasów. Ale jest też odcinek, gdzie Joe daje córce wodza materiał na sukienkę, żeby pojechała z nim na tańce, i to jest tak bardzo cringe.


Wiesz co, ja się chyba trochę za bardzo zasugerowałam filmem "Złamana strzała" z 1950, który jest ukochanym westernem mojego ojca i tylko dlatego go w sumie znam. Ten film też opowiada o Cochisie i fabuła dość mocno sympatyzuje z Rdzennymi Amerykanami, pokazując ich raczej w pozytywnym świetle jako tę stronę, która broni się przed białymi. Więc tak mi się skojarzyło, że skoro już dekadę wcześniej odchodzono od tych "złych i dzikich Indian", to w sumie Bonanza nie zrobiła nic spektakularnego. Ale i tak doceniam dobre intencje tego odcinka, po prostu chyba jednak rzeczywiście podeszłam do tego w taki trochę ahistoryczny sposób XD

Cytat:
Bonanza w ogóle wiele razy podejmowała tematykę rasizmu wobec nie tylko rdzennych Amerykanów, ale też np. Chińczyków czy czarnych i jak na swoje czasy raczej była progresywna, bo te odcinki wywoływały dyskusję, jeden w ogóle był zakazany na południu, bo skupiał sie na postaci czarnoskórego artysty. Była też aferka, kiedy aktorzy odmówili uczestnictwa w spotkaniach z fanami na południu, kiedy dowiedzieli się, że publiczność ma być posegregowana. Więc wydaje mi się, że gdyby te odcinki były tak problematyczne wtedy, jak nam sie wydają teraz, to aktorzy by tupnęli nóżkami. W ogóle ciekawostka: Pernell Roberts (Adam) był w 1/4 rdzennym Amerykaninem. Nie obnosił się z tym, bo w tamtych czasach to by oznaczało koniec kariery (podobno na początku kariery ktoś mu wręcz poradził, żeby się przefarbował na blond, bo wygląda zbyt rdzennie, WTF?), ale całe życie wspierał podobno finansowo plemię swojej babki, finansował anonimowo stypendia itp. Był też megazaangażowany w civil rights movement w latach 60. I próbował namówić producentów Bonanzy, żeby dali Adamowi rdzenną Amerykankę za żonę, ale to było zdecydowanie zbyt postępowe jak na tamte czasy.


Wow, dziękuję za ten inside! Ja właśnie po tym odcinku googlałam jak portretowani byli Rdzenni Amerykanie w Bonanzie i jedyne na co wpadłam, to że Pernell Roberts odszedł z obsady (między innymi) z uwagi na to, jak serial portretował Rdzennych i inne mniejszości. Ale nie wiedziałam, że sam miał takie korzenie i że działał w civil rights movement. Sympatia do Adama jeszcze wzrasta XDD W ogóle natrafiłam gdzieś na takie info, że Roberts tak bardzo nie lubił grania w Bonanzie, że dawał z siebie tylko jakieś 10% i ja się tak zastanawiam, co by było, jakby dał z siebie wszystko? Bo nawet przy tych 10% Adam jest wyjątkowo magnetyczny XDD

Cytat:
"Spock's Brain" obejrzany. Kwiiiik, to było jednocześnie tak złe i tak rozrywkowe XD


Kocham wszystkie twoje uwagi <33 Mnie w "Spock's Brain" najbardziej chyba śmieszy, że to był pierwszy odcinek jaki fani dostali po scancelowaniu serialu po drugim sezonie. No tylko sobie wyobraź: jesteś fanem, stacja udupia twój ukochany serial, który jest naprawdę dobry, wyjątkowy i wyprzedza swoje czasy. Organizujesz się z innymi fanami, robicie kampanię listową do studia w obronie ST, angażujecie w to aktorów, odnosicie sukces, macie dostać kolejny sezon. Pełen nadziei i dobrych przeczuć siadasz przed telewizorem, po czym dostajesz... "Spock's Brain" XDDD

Cytat:
Btw, czy mnie się zdaje, czy oni tu dostali odrobinę dłuższe mundury? To wygląda, jakby do tych starych doszyto taki przedłużający pasek na dole. A Scotty ma nową fryzurę and I don't like it. Kirk w sumie też ma lekko zmienioną i wolałam starą, ale nie ma aż takiego szoku jak przy Scottym. Chekov nigdy nie miał sensownej fryzury, więc to przemilczmy. Przynajmniej fryzura Sulu nadal wygląda dobrze XD


Taaak, też mi się wydaje, że mundury były dłuższe. A Kirk ma chyba ciemniejsze włosy? Fryzura Scotty'ego mi akurat nie przeszkadzała, za to Uhurę zdecydowanie wolałam w poprzedniej.

Cytat:
PS Jak kiedyś zrobimy zlot, mam pomysł na grę: za każdym razem, kiedy ktoś mówi "Spock's brain", wypij kielicha. Kto dotrwa w pionie do końca odcinka, wygrywa XDDD


Kwiiiik XDD

Cytat:
Taaak, Wolkanie może nie kłamią, ale za to ludzka połowa Spocka doskonale to równoważy. Kłamie choćby za każdym razem, kiedy twierdzi, że nie ma uczuć, nie? XD


Pozwolę sobie wkleić cudny cytat z jednej z trekowych książek, którą napisał sam Shatner XD

[link widoczny dla zalogowanych]

Cytat:
Dalej, aww, reakcja Kirka na płaczącego Spocka </3 I angstujący Spock w ogóle. Oraz fakt, że był najbardziej wściekły o to, że mógł skrzywdzić Kirka i w ogóle tortury na Kirku przeżywał bardziej niż na sobie, mam wrażenie <3 I Kirk przysiadający się, żeby go pocieszyć. I Spock otwarcie przyznający się do tego, że czuje nienawiść i ma problem z jej kontrolą. Musi naprawdę być wyprowadzony z równowagi, żeby tak otwarcie okazać emocje.


Mnie też bardzo poruszył Bones, który tak mocno zareagował na te emocjonalne tortury na Spocku. Fajnie pokazuje, że chociaż na co dzień dokucza Spockowi, że ten tych emocji nie pokazuje, to jednak jest jak najbardziej świadomy, że te emocje dla Vulcan są destruktywne i że okrucieństwem jest je wyzwalać w tak silny sposób.

Cytat:
No i ten famous interracial kiss <3 Troszkę szkoda, że niedobrowolny, ale jednocześnie miałam tu wrażenie, że to jest mniej okrutne niż pocałunek Spocka z Chapel.


W ogóle oryginalnie to Uhura miała się całować ze Spockiem, ale Shatner się wściekł i stwierdził, że jak mają tworzyć historię z pierwszym interracial kiss, to on chce w tym brać udział xD Zresztą Shatner w ogóle był podobno masakrycznym egocentrykiem i często podkradał jakieś fajne kwestie innym aktorom.

Cytat:
W ogóle mam wrażenie, że Alexander to też świetny przykład reprezentacji, która serialowi wyszła. Jest naprawdę ciekawą, wielowymiarowa postacią, której niepełnosprawność jest tylko jednym, i to wcale nie najważniejszym aspektem. Sceny mind control, które tak sponiewierały godność Kirka, dla postaci Alexandra były na tyle łaskawe, żeby nie budził po prostu współczucia u widzów, ale mógł zbudować szczerą sympatię na podstawie jego osobowości. Dostał ten cudowny moment, kiedy stwierdził, ze to nie w nim tkwi jakakolwiek wina, tylko jego prześladowcy są potworami, i dostał ten moment sprawczości, kiedy dobrowolnie chciał zabić króla i dobrowolnie z tego zrezygnował, żeby nie być taki jak on, i kiedy tez dobrowolnie zrezygnował w ogóle z szansy na otrzymanie mocy. Asdfghjkk mam od groma feelsów na punkcie Alexandra i nie wiem, co z nimi zrobić, okej?


Dołączam się do zachwytów nad Alexandrem! Bardzo podobały mi się też te momenty:

Cytat:
Kirk: Alexander, are there other Platonians like you?
Alexander: [defensively] What do you mean "like me?"
Kirk: Who don't have the psychokinetic ability.
Alexander: [relieved] I thought you were talking about my size, because they make fun of me for my size.


Cytat:
Alexander: Listen, where you come from, are there are lot of people without the power and my size?
Kirk: Alexander, where I come from, size, shape or color makes no difference. And nobody has the power.


Cytat:
I w ogóle aww, jak delikatnie Sulu podtrzymuje głowę nieprzytomnego Chekova chwile po tym, jak on próbował ich pozabijać. W tym sezonie zaczynam czuć taki bromance'owy vibe między tą dwójką i wyobrażam sobie, jak starszy Sulu wziął tego młodego, narwanego Chekova pod swoje skrzydła i postawił zrobić z niego porządnego oficera <3 Chyba tez potrzebuję ficzka...


Z tego co kojarzę, to w jednym z filmów jest fajnie ich przyjaźń pokazana, tylko nieco na zasadzie dzielenia jednej komórki mózgowej XD

Cytat:
Za to Bones, ugh, ja wiem, że on jest naczelną zrzędą, a tu jest dodatkowo straumatyzowany, ale IMO przeholował.


Popieram, Bones zachowywał się idiotycznie w tym odcinku, mam wrażenie, że scenarzyści mocno przegięli tylko po to, żeby podkręcić dramaturgię tego ich konfliktu. Bones tu naprawdę pokazał bardzo brzydką stronę samego siebie, zwłaszcza w tym podejrzeniu Spocka o celowe przejęcie władzy. To już naprawdę było paranoiczne.

Niestety w tym tygodniu udało mi się obejrzeć tylko jeden odcinek Bonanzy ("The Ride"), w weekend nadrobię więcej <3 Ale co to był za odcinek!

Kocham początkową scenę z zaspanym Adamem kiwającym się na krześle, z kapeluszem nasuniętym na oczy i ten leniwy dialog z właścicielem stacji przerwany nagle strzałami <3

Ten upór Adama i wiara w samego siebie, że prawidłowo rozpoznał mordercę były naprawdę niezwykłe. Chyba każdy normalny człowiek przy napotkaniu takich przeczących faktów (świadkowie, czas dojazdu ze stacji do miasta) już dawno by zwątpił i odpuścił. Ale nie Adam. I naprawdę ujęło mnie to, że bracia i ojciec wierzą mu bezgranicznie. Bardzo dobra była ta rozmowa Adama z Benem przed kominkiem:
- Except of your brothers, you stand alone in this business, don't you?
- What about my father?
- Do you really have to ask that question?
- No, I guess not.

Awwww <333

Kwikłam za to mocno przy scenie z szeryfem, kiedy ten mówi do Bena:

- Ben, this is your son, can you talk some sense into his head?
- I think it would be waste of time. Pretty hard to change his mind once he has that look on his face.

I jeszcze końcówka, kiedy Adam na ostatnią chwilę wjeżdża do miasta, po tym morderczym galopie, mając tym samym dowieść swojej racji, po czym nikt nawet na niego nie zwraca uwagi, bo cała drama nastąpiła kilka minut wcześniej xD

Bardzo dobry odcinek, rzeczywiście kluczowy jeśli chodzi o charakter Adama. Przykro mi tylko, że totalnie nie umiem takich dobrych, in-depth komentarzy pisać jak ty Ottiś!

Edit: Rozpiska na kolejne 4 odcinki ST, sorry, że tak w ratach!

11. „Wink of an eye” – do pominięcia, ma całkiem oryginalny pomysł na alienów, ale nic poza tym
12. „The Empath” – nic specjalnego, taki dość kameralny odcinek, w którym mało się dzieje, ale ma ładne sceny Spock-Kirk-Bones. Plus bardzo fajny hurt-comfort, kiedy Bones jest torturowany i ranny, a Spock i Kirk się martwią <3
13. „Elaan of Troyius” – początek jest całkiem spoko, misja dyplomatyczna, konfliktowi kosmici, trochę wariacji na temat „Poskromienia złośnicy”, ale ogólnie wyszedł bałagan. Plus ja osobiście bardzo nie lubię wątków, gdzie ktoś się w kimś zakochuje przez „love potion”, a tu to niestety jest.
14. „Whom Gods Destroy” – całkiem enjoyable, Kirk i Spock mają pod koniec odcinka dwie fajne sceny.

Edit 2:

Obejrzałam sobie "The Auld Sod" - kocham <333 Nie będzie nic koherentnego, po prostu przekleję notatki z oglądania:

- Pierwsza scena z chlewem, który się utworzył pod nieobecność Hop-Singa i scena z zapałkami - kwiiik!
- Akurat ten odcinek oglądałam z polskim lektorem i bardzo mnie rozśmieszyło, że Benowe "What a mess" przetłumaczyli jako "Niedobrze się robi" XD
- Hoss wpadający do studni, bo Joe (oczywiście!) zapomniał czegoś naprawić i jego przeklinania dobiegające z jej wnętrza XDD
- Pani Lynch i jej laska vs Ben i jego ubłocone buty xDD
- Zaciesz Adama i Joego, że Hoss wpadł do studni <3
- Danny: I can't believe she's really here!
Adam: We can't believe that you're the owner of the Ponderosa either...
- Kochany Hoss, który nie chce łamać serca pani Lynch i jest gotowy udawać, że jej syn jest właścicielem rancza <33
- Ben, którego serce skruszało i zgodził się na całą szaradę XDD
- Miny Bena, kiedy Danny się szarogęsi jako właściciel i każe mu np. podawać brandy, albo kiedy zabiera mu konia xD
- Ta scena, kiedy Danny wyjawia matce prawdę była naprawdę bolesna ;____;
- Aaaa, matka jednak wiedziała od początku! Jejku, ale pani Lynch jest taka kochana i rozczulająca <333
- Jeju, ten happy end na końcu i tańce <333

Cudowne to było <33

Edit 3:

Obejrzałam jeszcze "Gift of water"! Muszę przyznać, że u mnie też wskoczył na listę ulubionych odcinków <3 Ja tam nie potrzebuję też żadnych flashy przygód, tak jak już kiedyś pisałam, ja mogę dostać cały odcinek z Cartwrightami znakującymi bydło i też bym była szczęśliwa xD Tutaj akurat było wspólne budowanie studni i wspaniale to wyszło. Bardzo podobała mi się formuła, że każdy z nich wpadał na jakiś pomysł zainspirowany czymś innym i takim wspólnym wysiłkiem w końcu się wszystko udało. Dodatkowy plus, że to tym razem Hoss jako pierwszy wymyślił sposób ze świdrem <3 Fajna była ta dziewczynka, jak po kolei obdarzała względami kolejnego brata, który przyjeżdżał XD I przepychanki Hossa z Joem, jak go podniósł i upuścił na ziemię, khhh xD Kocham takie głupawe, braterskie sceny między nimi. W ogóle ten odcinek świetnie oddał tę klęskę suszy, naprawdę czuć było beznadzieję sytuacji, już od tych początkowych ujęć z padłą krową i spękaną ziemią. Aż mi się pić zachciało! Ben jak zwykle szlachetnie się zachował, to naprawdę był spory gest, żeby zaoferować tylu rodzinom osiedlenie się w Ponderosie. Chyba to najbardziej kocham w Bonanzie, że oni są tak najzwyczajniej w świecie dobrymi, wrażliwymi ludźmi. Cytując Kirka, oglądanie tego "gives me emotional security" <3 Ale najpiękniejsza była ostatnia scena, kiedy woda trysnęła z pompy i wszyscy tak się cieszyli <33 A z takich ciekawostek, to role gościnne mieli tu Scotty i siostra Chapel! Scotty'ego rozpoznałam od razu, Chapel nie byłam pewna, dopiero przy napisach końcowych się upewniłam. Khhhh, tylko biedny Shatner się na Bonanzę nie załapał xDD

Edit 4 XD:

Cofnęłam się jeszcze do drugiego sezonu i nadrobiłam "Elizabeth, My Love". Nie mam nic ciekawego do dodania, sam Ben nie jest na tyle fascynujący, żeby z zaangażowaniem oglądać cały odcinek poświęcony niemu. Drama z teściem trochę nużąca była, momentami przysypiałam XD Więcej mam przemyśleń co do samej pierwszej żony - ta jej relacja z Benem troszkę bardziej mi przypominała relację ojciec-córka, co było nieco creepy. Może to przez to, że nawet bez siwych włosów Ben jednak wydawał się starszy. Do tego te sceny, kiedy prosiła Bena o czytanie na głos, albo prezent z pozytywką. W każdym razie, nie widzę zupełnie Elizabeth jako żony ranczera/osadnika na Dzikim Zachodzie, biorąc pod uwagę z jak ciężką pracą się to wiązało. Swoją drogą, Ben to naprawdę był szalony, żeby samemu z niemowlakiem pod opieką się na to porwać! Zastanowiła mnie postać tej niańki/mamki Adama, pojawi się może jeszcze w odcinku z matką Hossa? Nie mogę się doczekać odcinka z Inger, mam nadzieję, że w nim będzie trochę więcej o początkach Bena na Ponderosie.


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Pon 14:10, 22 Lip 2024, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Pon 19:38, 22 Lip 2024    Temat postu:

Tym razem ja przepraszam za opóźnienie, jakoś te ostatnie dni zdecydowanie za szybko przeleciały. Nawet serialu nie zdążyłam za wiele obejrzeć, chlip chlip!

Fayerka napisał:
Wiesz co, ja się chyba trochę za bardzo zasugerowałam filmem "Złamana strzała" z 1950, który jest ukochanym westernem mojego ojca i tylko dlatego go w sumie znam. Ten film też opowiada o Cochisie i fabuła dość mocno sympatyzuje z Rdzennymi Amerykanami, pokazując ich raczej w pozytywnym świetle jako tę stronę, która broni się przed białymi. Więc tak mi się skojarzyło, że skoro już dekadę wcześniej odchodzono od tych "złych i dzikich Indian", to w sumie Bonanza nie zrobiła nic spektakularnego. Ale i tak doceniam dobre intencje tego odcinka, po prostu chyba jednak rzeczywiście podeszłam do tego w taki trochę ahistoryczny sposób XD
O widzisz, ja tego filmu z kolei nie znam, w ogóle niewiele westernów pamiętam tak z tytułu (poza "Ride Lonesome", ponieważ grał tam Pernell Roberts i był równie śliczny jak w Bonanzie XD), ale zakodowałam taki ogólny vibe. Ciekawa w takim razie jestem, kiedy faktycznie się te przemiany w przedstawianiu rdzennych Amerykanów zaczeły (ale chcę sprawdzać, bo jak się znam, zakopię się w wielogodzinny research, a chciałabym jednak dziś choć odcineczek ST obejrzeć XD).

Cytat:
Wow, dziękuję za ten inside! Ja właśnie po tym odcinku googlałam jak portretowani byli Rdzenni Amerykanie w Bonanzie i jedyne na co wpadłam, to że Pernell Roberts odszedł z obsady (między innymi) z uwagi na to, jak serial portretował Rdzennych i inne mniejszości. Ale nie wiedziałam, że sam miał takie korzenie i że działał w civil rights movement. Sympatia do Adama jeszcze wzrasta XDD W ogóle natrafiłam gdzieś na takie info, że Roberts tak bardzo nie lubił grania w Bonanzie, że dawał z siebie tylko jakieś 10% i ja się tak zastanawiam, co by było, jakby dał z siebie wszystko? Bo nawet przy tych 10% Adam jest wyjątkowo magnetyczny XDD
Z tego, co kojarze, to te 10% dotyczyło późniejszych sezonów, w tych pierwszych starał się bardziej i walczył o lepsze scenariusze, potem się poddał i chciał po prostu odejść. I w sumie to miał wiele słusznych argumentów IMO, np. to, że w tamtych czasach trzydziestoletni Adam posłusznie łazący za tatą byłby trochę śmieszny, zwłaszcza w tych odcinkach, gdzie Adam faktycznie słucha się ojca jak chłopiec (dobry przykład był w sumie w "Broken Ballad", kiedy Ben go opieprzał za zachowanie wobec sklepikarza). Też mam wrażenie, że wiarygodniej byłoby pozwolić Adamowi założyć własną rodzinę, ale o tym twórcy serialu nie chcieli słyszeć. Swoją drogą 3. sezon był ostatnim z ich pierwszego kontraktu i Pernell już wtedy zaczął przebąkiwać o odejściu, dlatego żeby go zatrzymać, twórcy postarali sie o lepsze scenariusze dla niego, m.in. "The Crucible" był napisany specjalnie z myślą o tym. Może dlatego ten sezon jest moim ulubionym zresztą? XD

Cytat:
Kocham wszystkie twoje uwagi <33 Mnie w "Spock's Brain" najbardziej chyba śmieszy, że to był pierwszy odcinek jaki fani dostali po scancelowaniu serialu po drugim sezonie. No tylko sobie wyobraź: jesteś fanem, stacja udupia twój ukochany serial, który jest naprawdę dobry, wyjątkowy i wyprzedza swoje czasy. Organizujesz się z innymi fanami, robicie kampanię listową do studia w obronie ST, angażujecie w to aktorów, odnosicie sukces, macie dostać kolejny sezon. Pełen nadziei i dobrych przeczuć siadasz przed telewizorem, po czym dostajesz... "Spock's Brain" XDDD
Najpierw mnie ta wizja rozbawiła, a potem stwierdziłam, ze ja serio jestem tania - jak bym się bała tygodniami, czy mój serial wróci, to cieszyłabym się potem najbardziej beznadziejnym odcinkiem, byle by tylko móc znowu spotkać bohaterów XD Na szczęście zaraz po "Mózgu Spocka" fani dostali genialny "The Enterprise Incident".

Cytat:
Taaak, też mi się wydaje, że mundury były dłuższe. A Kirk ma chyba ciemniejsze włosy? Fryzura Scotty'ego mi akurat nie przeszkadzała, za to Uhurę zdecydowanie wolałam w poprzedniej.
Uhurę tez wolałam w poprzedniej, ale ta mnie nie boli tak jak Scotty'ego. Na szczęście Scotty miał ją tylko przez kilka odcinków, już wrócił do starej <3 Co do Kirka, uff, myślałam, że to tylko ja mam zwidy. Totalnie wydają się ciemniejsze! Well, to i tak nie były tak całkiem jego własne, nie? XD

Cytat:
Pozwolę sobie wkleić cudny cytat z jednej z trekowych książek, którą napisał sam Shatner XD

[link widoczny dla zalogowanych]
Kwiiiik, idealne! <3 W ogóle czytałaś te startrekowe ksiażki? Widziałam, że jest tego milion, i zastanawiam się, czy są lepsze od nieoficjalnych fanfików, czy wręcz przeciwnie XD

Cytat:
Mnie też bardzo poruszył Bones, który tak mocno zareagował na te emocjonalne tortury na Spocku. Fajnie pokazuje, że chociaż na co dzień dokucza Spockowi, że ten tych emocji nie pokazuje, to jednak jest jak najbardziej świadomy, że te emocje dla Vulcan są destruktywne i że okrucieństwem jest je wyzwalać w tak silny sposób.
This!

Cytat:
W ogóle oryginalnie to Uhura miała się całować ze Spockiem, ale Shatner się wściekł i stwierdził, że jak mają tworzyć historię z pierwszym interracial kiss, to on chce w tym brać udział xD Zresztą Shatner w ogóle był podobno masakrycznym egocentrykiem i często podkradał jakieś fajne kwestie innym aktorom.
Też o tym czytałam. Ale też widziałam wywiad z Nichelle, w którym opowiadała, że przy kręceniu tej sceny dostali przykaz nakręcenia wersji z pocałunkiem i bez, na wypadek gdyby pocałunek się okazał zbyt "skandaliczny", ale Shatner specjalnie przeciągnął kręcenie wersji z pocałunkiem, a zepsuł tę bez. To całkiem kochane w sumie.

Cytat:
Dołączam się do zachwytów nad Alexandrem! Bardzo podobały mi się też te momenty:

Cytat:
Kirk: Alexander, are there other Platonians like you?
Alexander: [defensively] What do you mean "like me?"
Kirk: Who don't have the psychokinetic ability.
Alexander: [relieved] I thought you were talking about my size, because they make fun of me for my size.


Cytat:
Alexander: Listen, where you come from, are there are lot of people without the power and my size?
Kirk: Alexander, where I come from, size, shape or color makes no difference. And nobody has the power.

Tak, to było świetne! <3
Cytat:

Z tego co kojarzę, to w jednym z filmów jest fajnie ich przyjaźń pokazana, tylko nieco na zasadzie dzielenia jednej komórki mózgowej XD
Aww, can't wait. W ogóle część mnie już sie nie może doczekać filmów, ale druga część nie chce się rozstawać z serialem XD Poza tym odkryłam, że filmów nie ma na Netfliksie, i uważam, że to skandal!

Cytat:
Kocham początkową scenę z zaspanym Adamem kiwającym się na krześle, z kapeluszem nasuniętym na oczy i ten leniwy dialog z właścicielem stacji przerwany nagle strzałami <3
Haha, tak, iconic <3

Do wszystkich twoich komentrzy na temat "The Ride" mam ochotę odpisać entuzjastyczne "TAK" oraz milion serduszek, więc żeby nie przedłużać wiadomości, robię to raz a dobrze: TAK! <milion serduszek>! XD Cieszę się, że się tu zgadzamy^^

Za dalszy ciąg rozpiski dziękuję, może uda mi się dziś coś z tego obejrzeć?^^

Cytat:
- Pierwsza scena z chlewem, który się utworzył pod nieobecność Hop-Singa i scena z zapałkami - kwiiik!
Tak! Naprawdę chciałabym wiedzieć, jak oni do tego chlewa doprowadzili... Hoss i Joe totalnie wyglądaja na kogoś, kto odstawia brudne naczynia do zlewu i wraca do nich dopiero kiedy kończą się czyste, ale Ben i Adam już niekoniecznie XD

Cytat:
- Akurat ten odcinek oglądałam z polskim lektorem i bardzo mnie rozśmieszyło, że Benowe "What a mess" przetłumaczyli jako "Niedobrze się robi" XD
Kwiiiik, doskonałe tłumaczenie XD

Cytat:
- Hoss wpadający do studni, bo Joe (oczywiście!) zapomniał czegoś naprawić i jego przeklinania dobiegające z jej wnętrza XDD
A w ogóle to ja bym bardzo chciała wiedzieć, co pani Lynch trenuje, że była w stanie wyciągnąć ze studni kogoś o gabarytach Hossa XD

I bardzo się cieszę, że podzielasz moją miłość do "Gift of Water"! <3 Hoss rzadko ma okazję blyszczeć jako ten z pomysłami i inicjatywą, a w tym odcinku świetnie mu to szło.

Cytat:
Chyba to najbardziej kocham w Bonanzie, że oni są tak najzwyczajniej w świecie dobrymi, wrażliwymi ludźmi. Cytując Kirka, oglądanie tego "gives me emotional security" <3
This! W ogóle to jest coś, czego mi brakuje we współczesnych serialach. Dlaczego dzisiaj wszystko co nie jest komedia musi być zaraz takie mroczne i dolujące? Gdzie są takie pozytywne, wholesome serialiki napełniające wiarą w ludzkość jak właśnie Bonanza, Star Trek albo nawet Doktor Quinn?

Cytat:
A z takich ciekawostek, to role gościnne mieli tu Scotty i siostra Chapel! Scotty'ego rozpoznałam od razu, Chapel nie byłam pewna, dopiero przy napisach końcowych się upewniłam. Khhhh, tylko biedny Shatner się na Bonanzę nie załapał xDD
OMG nie miałam pojęcia! Aż sobie wróciłam i obejrzałam kawałeczek! Chapel zdecydowanie ładniej w ciemnych włosach. A Scotty bez akcentu jest taki dziwny XD

Cytat:
Cofnęłam się jeszcze do drugiego sezonu i nadrobiłam "Elizabeth, My Love". Nie mam nic ciekawego do dodania, sam Ben nie jest na tyle fascynujący, żeby z zaangażowaniem oglądać cały odcinek poświęcony niemu. Drama z teściem trochę nużąca była, momentami przysypiałam XD Więcej mam przemyśleń co do samej pierwszej żony - ta jej relacja z Benem troszkę bardziej mi przypominała relację ojciec-córka, co było nieco creepy. Może to przez to, że nawet bez siwych włosów Ben jednak wydawał się starszy. Do tego te sceny, kiedy prosiła Bena o czytanie na głos, albo prezent z pozytywką. W każdym razie, nie widzę zupełnie Elizabeth jako żony ranczera/osadnika na Dzikim Zachodzie, biorąc pod uwagę z jak ciężką pracą się to wiązało. Swoją drogą, Ben to naprawdę był szalony, żeby samemu z niemowlakiem pod opieką się na to porwać! Zastanowiła mnie postać tej niańki/mamki Adama, pojawi się może jeszcze w odcinku z matką Hossa? Nie mogę się doczekać odcinka z Inger, mam nadzieję, że w nim będzie trochę więcej o początkach Bena na Ponderosie.
Jak dla mnie to jest najnudniejszy z odcinków o żonach, ale jednak dobrze go znać dla kontekstu i troche też jak dla mnie wyjaśnienia charakteru Adama i tego jego rozdarcia między cywilizowany wschód a dziki zachód. Bo jasne, on nie mógł Bostonu pamiętać, ale serial nam mówi, że potem wrócił tam na studia, i jednak sama ta świadomość pochodzenia stamtąd imo cały czas gdzieś w nim jest.
Ale myślę, że odcinki z Inger spodobają ci się bardziej. Ponderosę Ben założył później i niestety off-screen, ale klimat już bardziej westernowy i bliższy klasycznej Bonanzie w tych odcinkach znajdziesz. Poza tym mały Adaś <3


U mnie tymczasem „Day of the Dove” obejrzany, rzeczywiście bardzo fajny! Podobało mi się, że tym razem Klingoni tak naprawdę nie byli wrogiem. W sumie to nawet momentami trudno stwierdzić, do którego momentu te ich wzajemne hejty i uprzedzenia były własne, a od którego wywołane/podkręcone przez kosmitę - to interesujące!

Po pierwsze, kwiiiik - kiedy kapitan Kligonów przedstawił swoją towarzyszkę jako oficera naukowego, a jednocześnie swoją żonę, a potem kamera przeszła na Spocka i Kirka - czy tylko ja widzę paralelę? XD

Dalej, aww, Sulu od razu wiedział że Chekov nie ma brata, to pasuje do mojego headcanonu o nich. W ogóle Sulu miał trochę fajnych randomowych momencików w tym odcinku. I chyba jako jedyny z bohaterów ani na moment nie zaczął świrować. No i znowu mógł polatać z mieczem XD
A a propos mieczy to aww, Scotty był tak cudnie zachwycony średniowiecznymi mieczami, które pojawiły się zamiast phaserów w zbrojowni <3

Swoją drogą to nie wiem, czy to ten rosyjski akcent, ale Chekovowi bardzo dobrze wychodzi bycie creepy XD

Aww, Bones i Spock przepraszający się nawzajem są zawsze cudowni:
Bones: Gentlemen, if we are pawns, then you're looking at one who is extremely sorry.
Spock: I understand, Doctor. I, too, felt a surge of racial bigotry. Most distasteful.
Słodziaki <3

Kwiiik, czy Kirk właśnie powiedział "Captains log, star date… armageddon"? Come on, Jimmy, nie dramatyzuj, byliście już w gorszych kłopotach XD

Aww, McCoy też dostał moment na latanie z mieczykiem i nawet chyba nieźle mu szło, czyżby tamten trening u gladiatorów na coś sie przydał? XD

Kwiiiik, założę się, żę ten moment na koniec, kiedy Klingon klepnął Kirka w plecy tak, że ten o mało co sie nie przewrócił, nie był w scenariuszu, bo mina Spocka w reakcji na to jest interesująca (albo raczej nie tyle w reakcji co w desperackiej próbie nieokazania reakcji imo) XD

Ale Shatner był malutki przy tym klingońskim kapitanie, tak swoją drogą XD

I w ogóle podobało mi się to, jak ten kosmita, który spowodował całe zamieszanie, pozostał zupełną tajemnicą. Ale jednoczesnie na miejscu Kirka przejęłabym się bardziej tym, jakiego bałaganu taki byt może jeszcze narobić we wszechświecie po tym, jak sobie spokojnie opuścił Enterprise. W sensie wiem, że nie mieli za bardzo szansy go unieszkodliwić, ale też nie wiem, czy do końca pasuje mi to, że nawet im nie przyszlo przez głowę spróbować.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Pon 23:20, 22 Lip 2024    Temat postu:

Cytat:
I w sumie to miał wiele słusznych argumentów IMO, np. to, że w tamtych czasach trzydziestoletni Adam posłusznie łazący za tatą byłby trochę śmieszny, zwłaszcza w tych odcinkach, gdzie Adam faktycznie słucha się ojca jak chłopiec (dobry przykład był w sumie w "Broken Ballad", kiedy Ben go opieprzał za zachowanie wobec sklepikarza). Też mam wrażenie, że wiarygodniej byłoby pozwolić Adamowi założyć własną rodzinę, ale o tym twórcy serialu nie chcieli słyszeć.


Z jednej strony nie wyobrażam sobie tego serialu w innej formie, tj. że niektórzy z braci mieliby żony i dzieci, bo to by była zupełnie inna dynamika, ale z drugiej to rzeczywiście jest raczej mocno nietypowe na tamte czasy, że Adam i Hoss są dalej kawalerami i pod takim wpływem ojca. Myślę, że zwłaszcza Adam mógłby być o wiele ciekawszą postacią, gdyby trochę więcej się buntował i szukał autonomii. I w sumie dla Adama widziałabym też taki wieloodcinkowy, burzliwy romans z jakąś naprawdę niebanalną postacią kobiecą. Naprawdę wielka szkoda, że scenarzyści Robertsa nie posłuchali z pomysłem Rdzennej Amerykanki jako żony. Dlatego tym bardziej zacieszam na twój fanfik <3

Cytat:
Totalnie wydają się ciemniejsze! Well, to i tak nie były tak całkiem jego własne, nie? XD


O rany, ja się nad tym wcześniej w ogóle nie zastanawiałam! Teraz wygooglałam tupecik Shatnera i życie już nigdy nie będzie takie samo XDD W ogóle w filmach Kirk ma zupełnie inne włosy, takie kręcone i zawsze myślałam, że to były bardziej naturalne włosy Shatnera, a w TOS je prstował, czy coś XD A to też był tupecik, tyle że inny... Jeszcze przeczytałam, że podobno te tupeciki Kirka były strasznie drogie i Shatner je regularnie kradł z planu XDD

Jeszcze co do tupecików, to natrafiłam na taką anegdotkę odnośnie aktora grającego Bena, na pewno znasz, ale mnie bardzo rozśmieszyła XD

Cytat:
On a filming day like any other, Greene was expected to perform a small stunt. He was to leap from a ledge hanging over a pond, which was about five-feet deep. On cue, Greene lept over the edge feet-first into the pool, completely disappearing under the water. Before Green could resurface, castmate Michael Landon claims he only saw a small tuft of hair float to the surface. Greene's hairpiece had come completely off during the dive — and reached the surface before Greene. Before anyone could worry, a hand reached up from the water and snatched the floating toupee, bringing it down to the depths. A moment later, Green emerged, sopping wet and wig slightly askew. According to castmate Michael Landon, Greene, who was particular about being seen without his toupee, walked past the crew (all trying to conceal chuckles) and straight into his trailer.


Cytat:
Kwiiiik, idealne! <3 W ogóle czytałaś te startrekowe ksiażki? Widziałam, że jest tego milion, i zastanawiam się, czy są lepsze od nieoficjalnych fanfików, czy wręcz przeciwnie XD


Wiesz co, kilka lat temu kupiłam na allegro "How much for just the planet", bo gdzieś znalazłam polecajkę, ale do tej pory nie przeczytałam xD Mam też dwa komiksy, jeden to taka rozszerzona wersja "City on the edge of forever" a drugi to "Rok piąty" o ostatnim roku ich pięcioletniej misji, taka łatka w kanonie. Ale oba dalej leżą nieruszone xD Ja w ogóle beznadziejna jestem jeśli chodzi o nadrabianie zaległości czytelniczych, lubię strasznie kupować książki, ale z czytaniem ich to już cięższa sprawa, ugh. Taki wtórny analfabetyzm :c Za to z fanfiction jakoś nie mam tego problemu xD Ale z tak zasłyszanych opinii, to te książki są naprawdę baaaaardzo różne, w pewnym momencie to publikowali właściwie każdego i bardzo korzystali na tym fani, którzy właściwie wydawali w ten sposób swoje fanfiki i tym samym je "kanonizowali". Najsłynniejszy przykład to książka "Killing time" - oryginał był najzwyczajniej w świecie slashem Kirk/Spock. Studio się pokapowało i była decyzja, żeby usunąć najbardziej homoerotyczne fragmenty, ale nastąpił jakiś błąd w komunikacji i książka poszła do druku bez żadnej cenzury. I tak Paramount oficjalnie wydało 250k kopii slashowego fika XD. Potem próbowali to wycofać z księgarń, wydali dodruk, ale mleko się już rozlało. Teraz podobno egzemplarze tego pierwszego wydania chodzą za jakieś niebotyczne kwoty na Ebayu XDD

Cytat:
This! W ogóle to jest coś, czego mi brakuje we współczesnych serialach. Dlaczego dzisiaj wszystko co nie jest komedia musi być zaraz takie mroczne i dolujące? Gdzie są takie pozytywne, wholesome serialiki napełniające wiarą w ludzkość jak właśnie Bonanza, Star Trek albo nawet Doktor Quinn?


Tak! Oglądałaś może "Ted Lasso"? Polecam bardzo, to taki strasznie ciepły serial, gdzie główny bohater jest takim najzwyczajniej w świecie dobrym, przyzwoitym facetem i tą dobrocią zaraża wszystkich wokół.

Cytat:
Po pierwsze, kwiiiik - kiedy kapitan Kligonów przedstawił swoją towarzyszkę jako oficera naukowego, a jednocześnie swoją żonę, a potem kamera przeszła na Spocka i Kirka - czy tylko ja widzę paralelę? XD


Nie tylko ty! Moim zdaniem mina Kirka na kapitana będącego mężem swojej pierwszej oficer wyrażała jednoznacznie "Wait, to tak można? <3" XDD

Ottiś, nie mogłam się już doczekać i obejrzałam "The Crucible"... omg. OMG.

Ostrzegałaś, więc się spodziewałam angstu. Ale czegoś takiego sobie nawet nie wyobrażałam. Dość powiedzieć, że w trakcie sobie robiłam notatki na telefonie i pierwsze z nich to są jakieś pierdoły - że Adam i Joe to idioci, że się głośno w saloonie chwalą ile forsy mają przy sobie i gdzie się wybierają na samotne wycieczki. Że urocza była scena z Joem w wannie i Adamem żartującym, że tylko jego kiedyś zamorduje. Potem długo nic nie notowałam. Ostatni wpis był o tym, jak zmroziła mnie ta wymiana zdań " - A co z mułem?, - Ty go zastąpisz.". I do końca już nie zrobiłam żadnej notatki, bo po prostu nie chciałam przerywać. Rany, Kane to był taki perfekcyjny psychopata. Aż mnie coś ścisnęło, gdy przyznał, że od wielu dni wiedział o tym, że w górze nie ma złota i wszystko to były po prostu psychologiczne tortury, żeby złamać Adama i "wygrać". Tak szczerze, to od połowy odcinka byłam przekonana, że Adam na końcu rzeczywiście nie wytrzyma i go po prostu zabije, gołymi rękami. Tak mi się wydawało, że to wszystko do tego zmierza i dlatego na początku odcinka mówił Joemu, że sam się nigdy nie posunie do mordu. I że wymowa będzie taka, że nawet najbardziej szlachetnego, dobrego człowieka można doprowadzić do takiej granicy. Jeszcze nie uporządkowałam myśli, co finalnie sądzę o innym zakończeniu, ale i tak uważam że było warte choćby dla samej sceny Adama ciągnącego tamtego na noszach przez pustynię. "He was dragging a dead man" - chills! Nawet nie umiem oddać jak porażająca była ostatnia scena, gdzie Adam od tego obłąkańczego śmiechu przechodzi w szloch. To "Oh, Pa", kiedy pada w ramiona Bena mnie dobiło ;____; Naprawdę genialny odcinek, zdecydowanie najlepszy z dotychczasowych, chociaż bardzo niekomfortowy w oglądaniu. Tym razem wyjątkowo mi doskwiera, że nie umiem jakoś lepiej oddać swoich przemyśleń, bo ten odcinek naprawdę wyjątkowe wrażenie na mnie zrobił. I po czymś takim tym bardziej boli formuła epizodyczna serialu - no bo jak po czymś takim przejść do porządku dziennego? A wiadomo, że kolejny odcinek już będzie o czymś zupełnie innym i Adam będzie taki, jak zawsze. A to się przecież aż prosi o jakiś aftermath z dochodzeniem do siebie, z PTSD! Niesamowicie jestem ciekawa Twojego "Bezimiennego wędrowca" po tym odcinku. Dziś już za późno, bo rano muszę wcześnie wstać, ale jutro się biorę za czytanie <3

Edit: Jeszcze zapomniałam wspomnieć, rozczulił mnie strasznie Joe rozmawiający ze swoją klaczą ;___;

Edit 2:

Jeszcze dzisiaj mi "Crucible" chodzi po głowie! I mam jeszcze kilka takich luźnych przemyśleń, niezbyt głębokich, ale co tam, podzielę się. Dalej jestem pod wrażeniem jak dobrze skonstruowanym złolem jest Kane. Przecież to pierwsze spotkanie Adama z nim jest niemal jak wybawienie - oto na tej bezbrzeżnej pustyni Adam natyka się ostatkiem sił na tego inteligentnego, dobrze wychowanego mężczyznę, który kulturalnie częstuje go wodą i jedzeniem. Jaki kontrast do tych bandytów, którzy zostawili go na śmierć! Dobijają uczciwej umowy i na początku znaki, że coś jest nie tak, są takie subtelne - Kane'owi nie podoba się, że Adam za często robi sobie przerwy w pracy, jest przy tym nieco creepy, ale Adam też za bardzo nie ma wyjścia, obiecany muł jest mu przecież bardzo potrzebny. A potem następuje ta eskalacja, ujawnia się szaleństwo Kane'a i Adam jest w potrzasku. Do tej pory w Bonanzie było mnóstwo czarnych charakterów - mordercy, bandyci, złodzieje, ale nikt pokroju Kane'a. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba ten taki mroczny twist w spojrzeniu na Dziki Zachód - jako miejsca, które może przynieść ogromną fortunę (jak Benowi), ale też zafundować szaleństwo w pogoni za żyłą złota. Ten Kane pośrodku dziczy, na nienadającej się do życia pustyni to wręcz taki trochę Kurtz z "Jądra ciemności". Wiem, trochę już nadinterpretuję, ale tak mi się skojarzyło.

Obejrzałam też "Inger, My Love" i jeju, ale Inger była cudowna <3 I w ogóle początek mnie strasznie wzruszył, ten Ben proszący o jakąkolwiek pracę, nawet najgorszą, byle zarobić coś na jedzenie. Głodny i chory Adam, który marzy o chlebie z dżemem. I Ben, który udaje przed synem, że już jadł. Inger chyba najbardziej mnie kupiła tym, jak od razu obdarzyła Adasia taką matczyną troską. Poza tym bardzo podobało mi się, że rzuciła tylko okiem na tego przystojnego, przetyranego przez życie samotnego ojca bez grosza przy duszy i od razu stwierdziła "Mój ci on!" Very Happy W ogóle bardzo widać w Hossie tą jej dobroć i pogodę ducha, mam przez to feelsy strasznie, że Adam i Hoss zostali pozbawieni tak cudownej mamy :c


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Wto 14:56, 23 Lip 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Wto 19:34, 23 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Z jednej strony nie wyobrażam sobie tego serialu w innej formie, tj. że niektórzy z braci mieliby żony i dzieci, bo to by była zupełnie inna dynamika, ale z drugiej to rzeczywiście jest raczej mocno nietypowe na tamte czasy, że Adam i Hoss są dalej kawalerami i pod takim wpływem ojca. Myślę, że zwłaszcza Adam mógłby być o wiele ciekawszą postacią, gdyby trochę więcej się buntował i szukał autonomii. I w sumie dla Adama widziałabym też taki wieloodcinkowy, burzliwy romans z jakąś naprawdę niebanalną postacią kobiecą. Naprawdę wielka szkoda, że scenarzyści Robertsa nie posłuchali z pomysłem Rdzennej Amerykanki jako żony. Dlatego tym bardziej zacieszam na twój fanfik <3
Aww, mam nadzieję, ze się nie rozczarujesz XD Ale no własnie, jeśli nię żona, to przynajmniej więcej autononmii. Były takie odcinki, gdzie Adam prowadził samodzielnie interesy i w ogóle, ale było też zdecydowanie zbyt dużo takich, w którym Ben go rozstawiał po kątach na równi z Joem. I ja totalnie kupuję to, że Ben miał takie lekko despotyczne zapędy, ale imo Adam w tym wieku by sobie na takie traktowanie nie pozwalał i raczej przypominał ojcu, że jest dorosły, niz posłusznie spuszczał głowe i szedł robić to, co tatuś każe.

Btw, a propos, Bonanza i ST są mniej wiecej z podobnej epoki, gdzie odcinki stanowiły zamknięte całości, więc nie spodziewałam się bo ST rozwoju postaci, ale mam wrażenie, że on tam trochę jest? W sensie choćby Spock ewoluujący jako dowódca albo nawet odrobinę cześciej pozwalający przynajmniej Kirkowi zobaczyć jego emocje. Relacja Spock/Bones też jakby odrobinkę ewoluuje (pomijając czkawkę w Tholian Web, ale to już ustaliłyśmy, że było OOC). Mam wrażenie, że tutaj w ogóle psychologia postaci była bardziej przemyślana niż w Bonanzie, gdzie charaktery zmieniały się w zależności od widzimisię scenarzysty (zwłaszcza Hoss, który raz był naprawdę bystrym gościem, choć nieuczonym, innym razem niemalże półgłówkiem, kiedy był potrzebny jako comic relief).

Cytat:
O rany, ja się nad tym wcześniej w ogóle nie zastanawiałam! Teraz wygooglałam tupecik Shatnera i życie już nigdy nie będzie takie samo XDD W ogóle w filmach Kirk ma zupełnie inne włosy, takie kręcone i zawsze myślałam, że to były bardziej naturalne włosy Shatnera, a w TOS je prstował, czy coś XD A to też był tupecik, tyle że inny... Jeszcze przeczytałam, że podobno te tupeciki Kirka były strasznie drogie i Shatner je regularnie kradł z planu XDD
Ja też sama nie zauważyłam, tumblr mi podsunął tę randomową informację XD

Cytat:
Jeszcze co do tupecików, to natrafiłam na taką anegdotkę odnośnie aktora grającego Bena, na pewno znasz, ale mnie bardzo rozśmieszyła XD

Cytat:
On a filming day like any other, Greene was expected to perform a small stunt. He was to leap from a ledge hanging over a pond, which was about five-feet deep. On cue, Greene lept over the edge feet-first into the pool, completely disappearing under the water. Before Green could resurface, castmate Michael Landon claims he only saw a small tuft of hair float to the surface. Greene's hairpiece had come completely off during the dive — and reached the surface before Greene. Before anyone could worry, a hand reached up from the water and snatched the floating toupee, bringing it down to the depths. A moment later, Green emerged, sopping wet and wig slightly askew. According to castmate Michael Landon, Greene, who was particular about being seen without his toupee, walked past the crew (all trying to conceal chuckles) and straight into his trailer.
Yup, kiedyś to widziałam, nadal mnie ómiera XD W ogóle to w Bonanzie Adam też miał tupecik (tyle że Pernell nie miał problemów ze swoim łysieniem i raczej unikał tupecików, kiedy nie musiał - czasami da się zauważyć, że kompletnie nielogicznie nie zdejmuje kapelusza w pomieszczeniu, to właśnie dlatego XD). Dan Blocker zresztą później też zaczął nosić. Więc tylko Michael Landon miał własne śliczne loczki XD

Cytat:
Ja w ogóle beznadziejna jestem jeśli chodzi o nadrabianie zaległości czytelniczych, lubię strasznie kupować książki, ale z czytaniem ich to już cięższa sprawa, ugh. Taki wtórny analfabetyzm :c Za to z fanfiction jakoś nie mam tego problemu xD
OMG, znam to. Zwalam swoje niskie czytelnictwo na prace i trochę to jest prawda, ale też nieraz winne nie są zmęczone oczy, tylko fandom. Np. nie umiem czytać w okresach, kiedy pracuję nad własnymi ficzkami. Ale nawet bardziej to chyba kwestia tego samego problemu, który mam z nowymi serialami - żeby zaczynać nowe rzeczy, muszę być na to emocjonalnie gotowa, a nie mam ochoty wchodzić w nowe światy i tematy, kiedy mój móżdżek jest zafiksowany na jakimś fandomie, więc czytam ficzki do tego fandomu. A potem jak mam przerwę między fiksacjami, to z kolei chcę odpocząć i też nie chcę w nic nowego wchodzić, tylko sobie wracać do starych, sprawdzonych ulubionych. Więc sterta książek rośnie. Czytam od czasu do czasu, ale zdecydowanie mniej niż kiedyś, i wkurza mnie to, naprawdę bym chciała czytać więcej, ale no co ja zrobię.

Cytat:
Ale z tak zasłyszanych opinii, to te książki są naprawdę baaaaardzo różne, w pewnym momencie to publikowali właściwie każdego i bardzo korzystali na tym fani, którzy właściwie wydawali w ten sposób swoje fanfiki i tym samym je "kanonizowali". Najsłynniejszy przykład to książka "Killing time" - oryginał był najzwyczajniej w świecie slashem Kirk/Spock. Studio się pokapowało i była decyzja, żeby usunąć najbardziej homoerotyczne fragmenty, ale nastąpił jakiś błąd w komunikacji i książka poszła do druku bez żadnej cenzury. I tak Paramount oficjalnie wydało 250k kopii slashowego fika XD. Potem próbowali to wycofać z księgarń, wydali dodruk, ale mleko się już rozlało. Teraz podobno egzemplarze tego pierwszego wydania chodzą za jakieś niebotyczne kwoty na Ebayu XDD
Kwiiiik XD

Cytat:
Tak! Oglądałaś może "Ted Lasso"? Polecam bardzo, to taki strasznie ciepły serial, gdzie główny bohater jest takim najzwyczajniej w świecie dobrym, przyzwoitym facetem i tą dobrocią zaraża wszystkich wokół.
Obejrzałabym, ale to jest na Apple TV tylko, a ja tego akurat nie mam. Znaczy pewnie się da spiracic jak wszystko, ale mi się już tak nie chce piracic rzeczy, od kiedy mam D+ i Netflixa XD

Cytat:
Nie tylko ty! Moim zdaniem mina Kirka na kapitana będącego mężem swojej pierwszej oficer wyrażała jednoznacznie "Wait, to tak można? <3" XDD
This! XD

Cytat:
Ottiś, nie mogłam się już doczekać i obejrzałam "The Crucible"... omg. OMG.
HA! Wiedziałam, że docenisz... no dobra, nie wiedziałam, ale miałam nadzieję, bo to cudowny odcinek jest! Morze angstu, ale takiego dobrego angstu!

Cytat:
Nawet nie umiem oddać jak porażająca była ostatnia scena, gdzie Adam od tego obłąkańczego śmiechu przechodzi w szloch. To "Oh, Pa", kiedy pada w ramiona Bena mnie dobiło ;____;
Tak! Nawet nie zliczę, ile razy wracałam do tej sceny, to jest takie piękne morze feelsów!

Cytat:
I po czymś takim tym bardziej boli formuła epizodyczna serialu - no bo jak po czymś takim przejść do porządku dziennego? A wiadomo, że kolejny odcinek już będzie o czymś zupełnie innym i Adam będzie taki, jak zawsze. A to się przecież aż prosi o jakiś aftermath z dochodzeniem do siebie, z PTSD!
Tak bardzo tak! Jest masa ficzków o PTSD Adama po tych wydarzeniach, ale ficzki to nie to samo co kanon.

Cytat:
Edit: Jeszcze zapomniałam wspomnieć, rozczulił mnie strasznie Joe rozmawiający ze swoją klaczą ;___;
I karmiący ja kawą! XD W czasach nastoletnich chyba miałam nawet tę scenę na tapecie pulpitu przez jakiś czas. Iconic XD

Cytat:
Jeszcze dzisiaj mi "Crucible" chodzi po głowie! I mam jeszcze kilka takich luźnych przemyśleń, niezbyt głębokich, ale co tam, podzielę się. Dalej jestem pod wrażeniem jak dobrze skonstruowanym złolem jest Kane. Przecież to pierwsze spotkanie Adama z nim jest niemal jak wybawienie - oto na tej bezbrzeżnej pustyni Adam natyka się ostatkiem sił na tego inteligentnego, dobrze wychowanego mężczyznę, który kulturalnie częstuje go wodą i jedzeniem. Jaki kontrast do tych bandytów, którzy zostawili go na śmierć! Dobijają uczciwej umowy i na początku znaki, że coś jest nie tak, są takie subtelne - Kane'owi nie podoba się, że Adam za często robi sobie przerwy w pracy, jest przy tym nieco creepy, ale Adam też za bardzo nie ma wyjścia, obiecany muł jest mu przecież bardzo potrzebny. A potem następuje ta eskalacja, ujawnia się szaleństwo Kane'a i Adam jest w potrzasku. Do tej pory w Bonanzie było mnóstwo czarnych charakterów - mordercy, bandyci, złodzieje, ale nikt pokroju Kane'a. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba ten taki mroczny twist w spojrzeniu na Dziki Zachód - jako miejsca, które może przynieść ogromną fortunę (jak Benowi), ale też zafundować szaleństwo w pogoni za żyłą złota. Ten Kane pośrodku dziczy, na nienadającej się do życia pustyni to wręcz taki trochę Kurtz z "Jądra ciemności". Wiem, trochę już nadinterpretuję, ale tak mi się skojarzyło.
Doskonale to ujęłaś! Kane jest naprawdę ciekawym psychopatą, miałam z nim problem w moim ficzku, bo nie chciałam przenosić go 1:1, zresztą to by nie tylko było nudne, ale i nie zadziałało w XXI wieku, ale nadal sądzę, że tej mojej wersji do wersji serialowej daleko. Świetnie był zrobiony, tak jak mówisz!

Cytat:
Obejrzałam też "Inger, My Love" i jeju, ale Inger była cudowna <3 I w ogóle początek mnie strasznie wzruszył, ten Ben proszący o jakąkolwiek pracę, nawet najgorszą, byle zarobić coś na jedzenie. Głodny i chory Adam, który marzy o chlebie z dżemem. I Ben, który udaje przed synem, że już jadł. Inger chyba najbardziej mnie kupiła tym, jak od razu obdarzyła Adasia taką matczyną troską. Poza tym bardzo podobało mi się, że rzuciła tylko okiem na tego przystojnego, przetyranego przez życie samotnego ojca bez grosza przy duszy i od razu stwierdziła "Mój ci on!" Very Happy W ogóle bardzo widać w Hossie tą jej dobroć i pogodę ducha, mam przez to feelsy strasznie, że Adam i Hoss zostali pozbawieni tak cudownej mamy :c
Ponownie powiem: HA! Tu też miałam nadzieję i cieszę się, że podzielasz mój stosunek. Inger jest cudowna i to niesamowicie nie fair, że była tak krótko. Ona jest idealnym połączeniem kochaniości ze zdecydowanym charakterkiem, imo właśnie taka kobieta była dla Bena idealna. Ale też bardzo fajny jest ten Ben tutaj, który jest tak zamknięty w sobie i swoim cierpieniu. On by się jej pewnie w życiu sam nie oświadczył, gdyby nie przejęła inicjatywy XD Btw, ta scena z Adamem pytającym, czy jego tata jest złym człowiekiem, jest tak cudnie feelsowa <3 Inger zdecydowanie była dla niego jedyna matką, którą znał, i wyobrażam sobie, że to on opowiadał o niej potem Hossowi, który nie mógł jej pamiętać.


Tymczasem ja obejrzałam „The Empath”, aww, Bonesowy hurt-comfort <3

W ogóle kochane było to, ile w tym odcinku było przejawów skłonności do poświęceń. Najpierw Kirk znowu gotów się poświęcić, żeby inni odeszli bezpiecznie. I potem tak ładnie panikujący, jaka Spock i Bones znikli <3 Potem ten jakże pięknie angstowy wybór - albo narazi Bonesa na śmierć, albo Spocka na szaleństwo. I oczywiście, że każdy z nich był gotów się zgłosić na ochotnika. Ale aww, myślałam, że Spock przejmujący dowództwo podczas kiedy Kirk śpi to już fajny plot twist - całkiem się nie spodziewałam, że Bones uśpi też jego, żeby poświęcić się samemu. Moje dzielne, kochane, głupie sloneczko <3

No i dalej oczywiście aww, aww, jakie piękne hurt-comforty! <milion serduszek> Zwłaszcza feelsowy był tak pięknie zmartwiony Spock. Spock, który totalnie okazuje emocje i maca Bonesa, ile wlezie (czy on tam używał telepatii czy to było takie normalne macanie?). I to bonesowe "You've got a good bedside manner", prosto w serduszko no! <3

W sumie to z askoczyło mnie, że ci kosmici mieli jednak dobre intencje, nawet jeśli metody nieco popieprzone. To ciekawy plot twist znowu.

Rozbawiło mnie też trochę, kiedy Kirk się dowiedział, że musi stłumić emocje, żeby się uwolnić z pola siłowego. Nie dziwię sie, że Spockowi się udało, a jemu nie XD

Btw, trochę nie rozumiem, czemu Spock ani razu nie spróbował mind meldu z Gem. Połączył się przecież z Hortą w Devil in the Dark, a to dziewczę tutaj jest znacznie mniej przerażające (znaczy, Horta też nie była z naszego punktu widzenia przerażająca, ale dla nich owszem XD). Wiem, że odpowiedź brzmi "bo wtedy nie byłoby dramy", ale i tak pff, to nielogiczne XD

Lol, Scotty zapewnia Sulu, że Kirk na pewno jest bezpieczny i zamartwia się o nich, cięcie, Kirk torturowany przez kosmitów. Rozbawiło mnie to. Chociaz jeszcze bardzdiej mnie rozbawiło, ze w scenie tortur Kirk świecił gołą klata, ale jak go odstawili z powrotem do tego podziemnego więzienia, to go najpierw ubrali z powrotem. Mili kosmici XD
(Ale że już McCoya w identycznej scenie tortur nie pozbawili koszulki? Pfff! XD).

Rozbroił mnie też ten dialog:
Bones: Men weren't intended to live this far underground. It's just not natural.
Kirk: And space travel is?
Ma trochę racji, ale jednak jestem z Bonesem tutaj XD

W ogóle też chyba po raz pierwszy Scotty wziął tak czynny udział w końcowym śmieszkowaniu ze Spocka, kocham to! Scotty zdecydowanie powinien byc częściej włączany do akcji z główną trójcą i cieszę się ze ostatnio trochę jest. W sensie mam wrażenie, że w pierwszych odcinkach było go mniej więcej tyle samo co Sulu i Uhury, a ostatnio jakby ktoś zaczął zauważać, że on ma jednak wyższy stopień, stanowisko i odpowiedzialność, więc zaczął sie adekwatnie do tego pojawiać w scenach, gdzie ma coś do powiedzenia <3 (Za to niestety minusem tego, że są już i Sulu, i Chekokv jest to, że teraz każdy z nich ma jeszcze mniej momentów, chlip chlip, no ale coś za coś...).


Edit:

Obejrzałam jeszcze „Whom Gods Destroy”.

Podobało mi się, że Kirk ustalił hasło ze Scottym, smart, very smart! Powinien robić to częściej, bo to nie pierwszy raz, kiedy ktoś im probuje zajumać statek xD

Scotty i Bones sami na mostku bez Kirka i Spocka to rzadki team, podoba mi się ich dynamika tutaj. Wygląda na to, że nawet nieźle się dogadują, a Bones jest wyjątkowo miły. Mam wrażenie, że gdyby to nie był Scotty, to Bones już dawno by się ze stresu o Kirka zaczął rzucać XD

Czy Spock właśnie powiedział, że wolkańskie dzieci maja lekcje tańca? Teraz rozumiem, skąd u niego tyle gracji... xD

Aww, Spock praktycznie przyznający, że są z Kirkiem blisko jak bracia (niedosłownie - podkreślam XD).

OMG, plot twist w momencie, kiedy Scotty po raz drugi poprosił o hasło. Wiedziałam, że jeden z nich jest podstawiony, ale nie wiedziałam który - obstawiałam Kirka, bo nie podał hasła, a poza tym chwilę wcześniej Spock użył nerve pinchu na Marcie. A tu jednak niespodzianka, Spock nie był Spockiem. Więc czy Garth, zamieniając się w Spocka, dostał tez jego umiejętności, czy Marta tylko udawała, że ją obezwładnił? W każdym razie propsy dla Kirka, że poznał, że to nie jego Spock.

Kirk próbujący pokonać Gartha siłą fanboyingu... nie miał szans, ale próba była godna uznania xD

Ugh, wysadzenie tej dziewczyny w powietrze było bardzo evil jak na ten serial.

Spock testujący więzienie, a potem obezwładniający dwóch strażników naraz był tak bardzo badass <3

Kwiiiik, jeszcze cudowniejszy był moment, w którym na widok dwóch Kirków Spock stwierdził, że on ma czas i poczeka i zamiast próbować dociec, który jest prawdziwy, po prostu przysunął sobie krzesełko. A potem też spokojnie przeczekał bójkę i w końcu poprawnie odgadł, do którego należy strzelić. Badass Spock jest badass <3 Walka dwóch Kirków też była fajnie zrobiona. We współczesnej jakości widać, który to Shatner, a który dubler, ale jestem pewna, że na starym telewizorze i bez opcji zatrzymania to było naprawdę wiarygodne, że są identyczni.

Końcowa scena z "what took you so long" też piękna.

W ogóle świetnie mi się to oglądało, napięcie było, Garth był w sumie ciekawym przeciwnikiem, bo jednocześnie był podłym wariatem, a zarazem ofiarą w jakimś sensie też. Ale chociaż z jednej strony miło optymistyczna jest ta wizja, że w przyszłości choroby psychiczne wyleczy się jednym zastrzykiem - i wiem, że to miało byc takie miłe, pozytywne rozwiązanie, ale z drugiej strny mam taki jakiś trochę wewnętrzny sprzeciw, że to bardzo upraszcza problemy, z jakimi się mierzą osoby z zaburzeniami psychicznymi w prawdziwym świecie.


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Śro 0:46, 24 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Czw 16:25, 25 Lip 2024    Temat postu:

Cytat:
Btw, a propos, Bonanza i ST są mniej wiecej z podobnej epoki, gdzie odcinki stanowiły zamknięte całości, więc nie spodziewałam się bo ST rozwoju postaci, ale mam wrażenie, że on tam trochę jest? W sensie choćby Spock ewoluujący jako dowódca albo nawet odrobinę cześciej pozwalający przynajmniej Kirkowi zobaczyć jego emocje. Relacja Spock/Bones też jakby odrobinkę ewoluuje (pomijając czkawkę w Tholian Web, ale to już ustaliłyśmy, że było OOC). Mam wrażenie, że tutaj w ogóle psychologia postaci była bardziej przemyślana niż w Bonanzie, gdzie charaktery zmieniały się w zależności od widzimisię scenarzysty (zwłaszcza Hoss, który raz był naprawdę bystrym gościem, choć nieuczonym, innym razem niemalże półgłówkiem, kiedy był potrzebny jako comic relief).


Wiesz co, też mi się wydaje, że ten rozwój tam jakiś był. Zwłaszcza Spock w trzecim sezonie jest trochę inny niż na początku, bardziej wyluzowany? XD Na pewno ewoluowała relacja Spock-Bones, a troszkę chyba zanikła przyjaźń Kirk-Bones, bo nie mieli już tak dużo wspólnych scen jak np. w pierwszym sezonie. Co do charakterystyki Hossa - też to zauważyłam! Nieco podobnie było też w Supernatural, gdzie np. Dean w zależności od scenarzysty odcinka był albo inteligentnym fanem Vonneguta, albo idiotycznym fanem burgerów xD

Cytat:
Obejrzałabym, ale to jest na Apple TV tylko, a ja tego akurat nie mam. Znaczy pewnie się da spiracic jak wszystko, ale mi się już tak nie chce piracic rzeczy, od kiedy mam D+ i Netflixa XD


Naprawdę polecam i gorąco zachęcam do obejrzenia, ten serial emanuje takim mądrym ciepełkiem <3 I jest naprawdę fajną komedią przy tym.

Cytat:
Tak bardzo tak! Jest masa ficzków o PTSD Adama po tych wydarzeniach, ale ficzki to nie to samo co kanon.


A masz może jakieś polecajki? <333

Cytat:
Kane jest naprawdę ciekawym psychopatą, miałam z nim problem w moim ficzku, bo nie chciałam przenosić go 1:1, zresztą to by nie tylko było nudne, ale i nie zadziałało w XXI wieku, ale nadal sądzę, że tej mojej wersji do wersji serialowej daleko. Świetnie był zrobiony, tak jak mówisz!


Ottiś, przedwczoraj pochłonęłam "Bezimiennego wędrowca", dosłownie nockę zarwałam, bo kończyłam dobrze po północy, tak się nie mogłam oderwać. Obiecuję dać dłuższy komentarz na Mirriel w weekend, ale na razie powiem tylko tyle - twoja wersja Kane'a jest inna, ale wcale nie gorsza! Jest genialna wręcz, serio.

Cytat:
W ogóle kochane było to, ile w tym odcinku było przejawów skłonności do poświęceń. Najpierw Kirk znowu gotów się poświęcić, żeby inni odeszli bezpiecznie. I potem tak ładnie panikujący, jaka Spock i Bones znikli <3 Potem ten jakże pięknie angstowy wybór - albo narazi Bonesa na śmierć, albo Spocka na szaleństwo. I oczywiście, że każdy z nich był gotów się zgłosić na ochotnika. Ale aww, myślałam, że Spock przejmujący dowództwo podczas kiedy Kirk śpi to już fajny plot twist - całkiem się nie spodziewałam, że Bones uśpi też jego, żeby poświęcić się samemu. Moje dzielne, kochane, głupie sloneczko <3


Tak! Dla mnie ich zachowanie najlepiej podsumowuje ten obrazek XD

[link widoczny dla zalogowanych]

Cytat:
Czy Spock właśnie powiedział, że wolkańskie dzieci maja lekcje tańca? Teraz rozumiem, skąd u niego tyle gracji... xD


Mnie bardzo rozśmieszyło, że ta Orionka (która kanonicznie wydziela też jakieś feromony uwodzące mężczyzn) wykonywała bardzo erotyczny taniec, a niewzruszonemu Spockowi te jej pląsy się skojarzyły z wolkańskim przedszkolem xDD

Cytat:
Ale chociaż z jednej strony miło optymistyczna jest ta wizja, że w przyszłości choroby psychiczne wyleczy się jednym zastrzykiem - i wiem, że to miało byc takie miłe, pozytywne rozwiązanie, ale z drugiej strny mam taki jakiś trochę wewnętrzny sprzeciw, że to bardzo upraszcza problemy, z jakimi się mierzą osoby z zaburzeniami psychicznymi w prawdziwym świecie.


Wiesz co, chciałabym wierzyć, że w tej socjalistycznej utopii, jaką jest Federacja (no okej, w TOS to tak nie jest do końca pokazane, dopiero późniejsze treki to rozwijają) takie środowiskowe przyczyny zaburzeń psychicznych trochę przestały istnieć, a te endogenne można wyleczyć. Ale rzeczywiście do tego problemu o wiele lepiej podchodzi Next Generation, które ma już terapeutkę na pokładzie i jest dużo scen, gdzie członkowie załogi odbywają z nią rozmowy o swoich problemach. Pojawia się też postać oficera Barclaya, który cierpi na zaburzenia lękowe i różnego rodzaju fobie, a mimo to jest w stanie służyć w Starfleet i otrzymuje pomoc terapeutyczną. Za to Deep Space Nine trochę nie dowiozło, bo Sisko zaczyna z ciężkim PTSD i nie jest nigdy wspomniane, by się leczył.

Update Bonanzy: obejrzałam "The Jackknife" przedwczoraj, ale niestety wcięło mi plik z notatką :c Ale podobał mi się, relacja Adama z tym chłopcem była strasznie słodka, na miejscu dzieciaka też bym tak lgnęła do Adama. Plus Adam był tu bardzo badass, sexy i cool XD Super był też ten stunt, kiedy Adam prosto z konia rzuca się na ojca chłopca.

"Day of the Dragon" - awwww, cudne to było <3 Wiadomo, kiepsko się zestarzał ten odcinek, ale patrzę przez palce, bo twórcy mieli mimo wszystko dobre intencje. Mam pliczek z notatkami, więc przekleję te moje randomowe uwagi XD

- "I hate to see the look on Pa's face when he hears about this" Joego - kwiiik!
- Scena jak Su Ling odbiera od nich kapelusze, a Joe zerka z góry na ich reakcje. I jak Ben wrzeszczy "Joseph!!!" od razu xD
- Dialog Joe z tatą:

"- Wygrałem ją w pokera.
- Wygrałeś ją w pokera.
- Myślałem, że to koń.
- Myślałeś, że to koń... W twoim wieku nie odróżniasz dziewczyny od konia?" XDDD

- Benowe "I need to sit down" xDD
- "We don't keep slaves here" - w którym roku dzieje się ten odcinek? Po 1865?
- Jak przepuszczali się w drodze do stołu z "Honorable father", "honorable brother" XD
- Wspólne obieranie ziemniaków- awww :3
- Wizyta w Virginia City u doktora Kam Lee - fajna reprezentacja. Szkoda tylko, że dr Lee nie pojawia się w żadnym innym odcinku, gdzie posyłają po lekarza, a podobno jest najlepszy w okolicy...
- Jaki Joe był protective wobec Su Ling <33

W ogóle się zastanawiam, czy uczucia Joego do Su Ling były takie bardziej romantyczne, ale po prostu na tamte czasy nie mogli tego pokazać, czy raczej takie przyjacielskie, jak do młodszej siostry. Żałuję też, że Su Ling nie miała żadnej wspólnej sceny, rozmowy z Hop-Singiem. Trochę to bez sensu, że musiała jechać do Virginia City, żeby porozmawiać z rodakami, skoro Hop-Sing był pod tym samym dachem i też był pracownikiem rodziny. Przewracałam też oczami na to całe "America, land of the free" i na okropny stereotyp niewolnika, który nie chce być wolny i trzeba go dopiero tego nauczyć. Ale fajna była scena, kiedy Joe w taki nieudolny sposób próbuje Su Ling przetłumaczyć koncept wolności, a ta inteligentnie zauważa, że sam tak kompletnie wolny do robienia czego chce nie jest - ma obowiązek wobec ojca i wobec rancza. Ale mimo wszystko był to naprawdę sympatyczny, lekki odcinek i obejrzałam z przyjemnością.

Wklejam wreszcie rozpiskę na resztę trzeciego sezonu ST, przepraszam, że dopiero teraz!

15. „Let That Be Your Last Battlefield” – można obejrzeć tylko jako ciekawostkę, bo to ten słynny odcinek o rasizmie. Intencje były dobre, ale wykonanie słabe i w sumie dość kontrowersyjne w wymowie.
16. „Mark of Gideon” – można dla samych scen Spocka użerającego się z dyplomacją i biurokracją. I dla Kirka próbującego przekonać kosmitów do stosowania antykoncepcji.
17. „That Which Survives” – fabuła jest tu drugorzędna, liczy się to, że Spock ma w tym odcinku PMS i jest little bitch. Plus Scotty ma awesome momenty <3
18. „Lights of Zetar” – taki średniak totalny, ale ma dużo Scotty’ego, więc mu wybaczam.
19. „Requiem for Methuselah” – niezbyt dobry odcinek wart jest tylko dla swojej końcowej sceny. Więc można ewentualnie obejrzeć ją samą, choć pewnie więcej sensu będzie mieć w kontekście.
20. „The Way to Eden” – okropny, jakiś pseudo-dydaktyczny odcinek o tym, jak to bycie hipisem i życie w komunie jest złe.
21. „The Cloud Miners” – fajny, do obejrzenia, ładnie lewicujący odcinek. Kirk jest tu badass, za to Spock ma bardzo OOC wątek.
22. „The Savage Curtain” – ten odcinek nie ma sensu. Ma za to Abrahama Lincolna dryfującego w kosmosie, Kirka i Spocka w roli fanboyów, Bonesa i Scotty’ego, którym zaraz pęknie żyłka, aliena zrobionego z resztek ze śmietnika, a fabuła to „Arena” na sterydach. Dla mnie do obejrzenia, ale mózg zostawiamy za drzwiami XD
23. „All Our Yesterdays” – dobry, enjoyable, warto dla scen Spock-Bones. TW: Spock ma tu wątek romansowy. Jest to bardzo OOC i fabuła co prawda to uzasadnia, ale wciąż, dla mnie to było nieco niekomfortowe do oglądania. Mimo wszystko służy za całkiem niezły finał sezonu.
24. „Turnabout Intruder” – okropny, mizoginiczny odcinek. Udajemy, że go nigdy nie było, bo to wstyd, że w ogóle powstał.


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Czw 18:16, 25 Lip 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Pią 15:06, 26 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
A masz może jakieś polecajki? <333
Do tego odcinka nie bardzo, bo najwięcej czytałam przy poprzedniej bonanzowej fazie na stronie, która zniknęła potem z sieci, a tego co czytałam później, jakoś nie zapamiętałam. Ale jeśli chcesz Adama z PTSD, piękne feelsy i hurt-comforty, mogę polecić jeden z moich najulubieńszych ficzków: [link widoczny dla zalogowanych].

Cytat:
Ottiś, przedwczoraj pochłonęłam "Bezimiennego wędrowca", dosłownie nockę zarwałam, bo kończyłam dobrze po północy, tak się nie mogłam oderwać. Obiecuję dać dłuższy komentarz na Mirriel w weekend, ale na razie powiem tylko tyle - twoja wersja Kane'a jest inna, ale wcale nie gorsza! Jest genialna wręcz, serio.
Aww, serio? Dziękuję! <zaciesz>

Cytat:
Tak! Dla mnie ich zachowanie najlepiej podsumowuje ten obrazek XD

[link widoczny dla zalogowanych]
Kwiiik, tak!

Cytat:
Mnie bardzo rozśmieszyło, że ta Orionka (która kanonicznie wydziela też jakieś feromony uwodzące mężczyzn) wykonywała bardzo erotyczny taniec, a niewzruszonemu Spockowi te jej pląsy się skojarzyły z wolkańskim przedszkolem xDD
Haha, tak! W ogóle zachowanie Spocka w tym odcinku jest tak bardzo gay/ace XD

Co do Bonanzy, jak zwykle się ze wszystkim zgadzam i zacieszam, że podzielasz moje opinie^^

Cytat:
- Scena jak Su Ling odbiera od nich kapelusze, a Joe zerka z góry na ich reakcje. I jak Ben wrzeszczy "Joseph!!!" od razu xD
Kwiiik, tak, to jest absolutnie przepiękne, jak Ben od razu wie, czyja to wina XD

Cytat:
- "We don't keep slaves here" - w którym roku dzieje się ten odcinek? Po 1865?
Zdecydowanie wcześniejszy, nawet nie wiem, czy wojna secesyjna już sie zaczęła w tym momencie, ale zakładam, że chodzi tu o indywidualne podejście Bena, a nie całego społeczeństwa.

Cytat:
- Wspólne obieranie ziemniaków- awww :3
Po pierwsze, totalnie aww! Po drugie, w tej scenie tak bardzo widać, który z aktorów pomagał żonie w kuchni, a który nie. Dan obiera jak ekspert, Pernell wolniej, ale w miarę sprawnie, Michael wygląda, jakby pierwszy raz miał ziemniaka w ręku XD

Cytat:
W ogóle się zastanawiam, czy uczucia Joego do Su Ling były takie bardziej romantyczne, ale po prostu na tamte czasy nie mogli tego pokazać, czy raczej takie przyjacielskie, jak do młodszej siostry.
Hmm, ja to odbierałam bardziej jako relację bratersko-siostrzaną, Joe ma tyle romansów, że aż miło pomyśleć, że chociaż raz nie myśli o podrywie XD

Za rozpiskę pięknie dziękuję, będzie oglądane! A na razie obejrzałam. „Is There in Truth No Beauty?”, podobał mi się, był naprawdę oryginalny i faktycznie tym razem postać kobieca wyszła im doskonale, a ambasador w pudełku też był naprawdę interesujący, tak samo jak ich relacja.

No ale po kolei:

Kwiik, Spock porównujący ambasasdora do Bonesa, bo obaj zrzędzą na transporter XD

Aww, pani doktor zna wolkański salut, już ją lubię.

Oho, Kirk i Bones obaj lecą na panią doktor, ten gościnny inżynier też. Czy ona roztacza jakieś feromony, że wszyscy faceci świrują? (poza Scottym, ale on ma Enterprise i więcej mu nie trzeba, nie?)
Poza tym ómarł mnie Kirk tym tekstem: This is very interesting, I might even say... fascinating XD
Cała ta kolacja u Kirka była w ogóle bardzo fajna. I Scotty miał kilt!^^

Pani doktor uczyła się na Wolkanie, jest telepatką, ma charakterek i uważa Spocka za swojego rywala - hmm, chyba odrobinkę shippuję ją ze Spockiem, takie enemies to lovers czy coś XD (btw, ta aktorka już grała w którymś poprzednim odcinku, pamiętam ją^^)

Kwiiik, no co ja poradzę że już doszło do tego, że jak Bones mówi "He's dead, Jim", to wybucham śmiechem niezależnie od dramatyzmu sytuacji? XD

Kwiiik, Kirk jest bardzdo zadowolony z obowiązku zajęcia pani doktor, żeby nie przeszkadzała Spockowi XD No i możemy odhaczyć kolejny odcinek z serii Kirk uwodzi laskę w celu osiągnięcia jakiegoś ukrytego celu.

Wow, ona nie widzi? Świetny plot twist, to tak bardzo ma sens! Ale też podoba mi się, że Bones, który normalnie gada, co mu ślina na język przyniesie, tutaj zachował jej sekret tak długo, jak to było możliwe.

Dalej, ja naprawdę lubie, kiedy Spock jest pod wpływem kogoś/czegoś, bo wtedy mogę sie pozachwycać subtelnymi zmianami w grze Nimoya <3

Bones: That's not Spock.
Spock/Kollos: Are you surprised that I've read Byron, doctor?
Bones, radośnie: That's Spock!

Aww, imię Uhury znaczy wolność, to ładny drobiażdżek <3

Spodziewałam się, że Kollos jednak w końcu okaże się złolem i nie będzie chciał opuścić ciała Spocka, kompletnie mnie zaskoczyli tym, że ambasador do końca był przyzwoitym gościem, ale ukrzywdził Spocka całkiem niechcący przez nieuwagę. Co tez ma sens, bo sam Spock pewnie nie zapomniałby o osłonie, ale połową jego mózgu był teraz Kollos, który nie ma powodu, żeby pamiętać, że ma się chronić sam przed sobą.
Swoją drogą obezwładnienie szalejącego Wolkana nie jest proste. Trochę śmiesznie ta scena była nakręcona, ale wybaczam, bo ładna drama. I trochę śmiechłam potem, bo Spock się ledwie mieści w tym szpitalnym łóżku, za krótkie je zrobili XD

W ogóle tak sobie myślę, że Miranda to nie tylko ciekawa, złożona postać kobieca, ale też ciekawie przedstawiona osoba niepełnosprawna - to już drugi przypadek po Aleksandrze, gdzie naprawdę dobrze wyszło im napisanie postaci niepełnosprawnej tak, żeby była postacią z krwi i kości, a niepełnosprawność stanowiła tylko jej jeden, wcale nie najważniejszy aspekt. Obejrzałabym więcej odcinków z nią.s

Swoją drogą nie do końca kupuję tę ciągle powtarzaną informację, że Kollos jest taki brzydki. Wiemy, że wydziela oślepiające światło, z którym kontakt doprowadza do szaleństwa, ale to jeszcze nie to samo, co brzydota, poza tym logiczniejszym wydaje się właśnie to, że coś, co wydziela, powoduje niewłaściwe reakcje ludzkich umysłów, niż to, że ludzie świrują tylko dlatego, że jest taki odrażający. No ale dobra, czepiam się słówek, i tak jego konstrukcja była fascynująca.


Edit:

Obejrzałam „The Savage Curtain” – kwiiiik, „Arena” na sterydach to doskonałe określenie XD Ale dla samego choćby fanboyującego Kirka warto. Kwiiiik, to przyjęcie z honorami (i bębnami z taśmy), to zrzędzenie Scotty'ego i Bonesa, którzy w tym odcinku wyraźnie opiekują się jedyną komórką mózgową na Enterprise... Naprawdę szkoda, że na koniec Kirk nie przyznał, że mieli rację, uważam, że Bones totalnie by to na nim wymusił.

Ale w ogóle bardzo mi się podobało, że ponownie Scotty został uwzgledniany w dyskusji przy podejmwaniu decyzji, tego mi brakowało we wczesnych odcinkach - on jest przecież wyższym oficerem od Sulu czy Uhury a początkowo nieraz był traktowany na równi z nimi. Poza tym yay, kilt wrócił! <3

Oho, Spock też jes troszke fanboyem. Ale jak dla mnie trochę szkoda, że ten Surak nie miał sensowniejszej roli ani nawet takiej charyzmy jak poprzedni Wolkanie. Strasznie nijaki był i jak na idola Spocka oraz legendę Vulcana nie miał nic do roboty poza bezsensowną śmiercia, która nic nie wniosła do fabuły. Ten rozdźwiek między Surakeim a Kirkiem i ich podejściem do konfliktów oraz pytane, za ktorym pojdzie Spock - za filozofią, w której wzrósł i w którą wierzy, czy za przyjecielem, miał potencjał na ciekawą dramę, tymczasem został rozwiązany bez większego napięcia. Jasne, to kochane, że Spock nie mał wątpliwości, że jego miejsce jest u boku Jima, ale właśnie imo ciekawiej by było, jakby okazal nieco więcej rozdarcia, zwłaszcza w obecności swojego idola. Swoją droga to ciekawe, że ten Surak został stworzony z wyobrażeń Spocka, a sam Spock w pierwszej kolejności zaczął go przepraszać za okazanie cienia emocji. Wiele mówi o Spocku, co? W ogóle ta idea, że evil kosmita stworzył Lincolna i Suraka na bazie wyobrażeń Kirka i Spocka budzi ciekawe pytania. Bo Kirk, jasne, dostał swojego idola i fanboyował, ile wlezie. Natomiast Spock jak dla mnie nie tyle fanboyował, ile porównywał się z ideałem i czuł się gorszy. Jakby spotkał tego ojca wolkańskiej filozofii po to, żeby na każdym kroku sobie przypominać, że sam nie jest wierny tym ideałom, czyli nie jest dość dobrym Wolkanem - okazuje emocje, wybiera walkę zbrojną u boku Kirka. Jeśli ten Surak był wytworem jego wyobraźni w jakimś sensie, to znowu ciekawa wskazówka do tego, co Spock w głębi duszy myśli o sobie.

Ale kwiiiiik, tam była scena, w której Spock ostrzył tępą dzide, widziałam juz wszystko! XD

A imo ten kosmita miał w sumie ciekawy design. Nie budził rozbawienia tak jak choćby Gorm, tylko był całkiem wiarygodnie dziwny i niepokojący, zwłaszcza w porównaniu do typowego kosmity z tego serialu.

I jeszcze rozbroiło mnie, że Lincoln jako chyba jedyny człowiek ever zwracał się do Kirka "James" <3

Ale swoją drogą, że też Kirk nie wiedział, kim był Surak? Przecież Vulcan jest częścią federacji, więc jeśli Surak był tym, który stworzył dzisiejsze wolkańskie społeczeństwo kierujące się rozuemem, a nie emocjami, to nie wierzę, że nie uczyli ich tego na historii XD


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Nie 20:17, 28 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Pon 0:41, 29 Lip 2024    Temat postu:

Cytat:
Do tego odcinka nie bardzo, bo najwięcej czytałam przy poprzedniej bonanzowej fazie na stronie, która zniknęła potem z sieci, a tego co czytałam później, jakoś nie zapamiętałam. Ale jeśli chcesz Adama z PTSD, piękne feelsy i hurt-comforty, mogę polecić jeden z moich najulubieńszych ficzków: The Battle.


Omg, dziękuję! Będzie czytane <3 Adam biorący udział w wojnie secesyjnej brzmi jak genialny pomysł i potencjalne morze angstu.

Zaczęłam pisać komentarz do "Bezimiennego wędrowca", ale skończyło się na tym, że zaczęłam czytać fik drugi raz, bo chciałam powklejać cytaty, no i chyba się nie wyrobię dzisiaj, jestem przy siódmym rozdziale XD

Cytat:
Zdecydowanie wcześniejszy, nawet nie wiem, czy wojna secesyjna już sie zaczęła w tym momencie, ale zakładam, że chodzi tu o indywidualne podejście Bena, a nie całego społeczeństwa.


Wiesz co, nawet jeszcze raz puściłam ten moment i po tym "We don't keep slaves here" Joe dodaje "She doesn't understand about our ways or the country.". Jak oglądałam za pierwszym razem to mi się to zlało w "ways of our country" i dlatego takie zdziwko, no bo heloooł, jak najbardziej niewolnictwo u was jeszcze istnieje. Ale też mam wrażenie, że Joe mówił tylko o Ponderosie. Zresztą Joe (przy całej mojej sympatii do niego) chyba raczej niezbyt interesuje się tym, co się dzieje dalej niż Virginia City xD

Cytat:
Po pierwsze, totalnie aww! Po drugie, w tej scenie tak bardzo widać, który z aktorów pomagał żonie w kuchni, a który nie. Dan obiera jak ekspert, Pernell wolniej, ale w miarę sprawnie, Michael wygląda, jakby pierwszy raz miał ziemniaka w ręku XD


W ogóle w pewnym momencie Hoss podnosi obierkę do ust i bierze kęs, wtf? XD Może to jednak jakieś jabłka obierali, czy co xD

Cytat:
(btw, ta aktorka już grała w którymś poprzednim odcinku, pamiętam ją^^)


I będzie mieć jeszcze większą rolę w Next Generation jako dr Pulaski, przez 1-2 sezony bodajże. Twórcy bardzo chcieli mieć taką żeńską wersję McCoya, która dokucza Dacie. Tylko tak jak Bones i Spock mieli chemię, tak dr Pulaski wyszła po prostu jak zwykły bully i musieli się jej pozbyć xD

Cytat:
Kwiiiik, to przyjęcie z honorami (i bębnami z taśmy)


To było tak od czapy, że w moim headcanonie Kirk był po prostu tak niemożliwie znudzony, że jak mu się objawił ten Lincoln, to postanowił pójść na całość. Nie wiem, może przez miesiąc lecieli przez jakąś totalną pustkę kosmiczną. Albo wozili czwórpszenżyto w te i wewte. I Kirk już zaczynał łazić po ścianach z braku jakichkolwiek przygód. Więc jak w końcu się natykają na interesującego kosmitę, to czemu by się trochę nie zabawić? XD

Cytat:
Oho, Spock też jes troszke fanboyem. Ale jak dla mnie trochę szkoda, że ten Surak nie miał sensowniejszej roli ani nawet takiej charyzmy jak poprzedni Wolkanie. Strasznie nijaki był i jak na idola Spocka oraz legendę Vulcana nie miał nic do roboty poza bezsensowną śmiercia, która nic nie wniosła do fabuły. Ten rozdźwiek między Surakeim a Kirkiem i ich podejściem do konfliktów oraz pytane, za ktorym pojdzie Spock - za filozofią, w której wzrósł i w którą wierzy, czy za przyjecielem, miał potencjał na ciekawą dramę, tymczasem został rozwiązany bez większego napięcia. Jasne, to kochane, że Spock nie mał wątpliwości, że jego miejsce jest u boku Jima, ale właśnie imo ciekawiej by było, jakby okazal nieco więcej rozdarcia, zwłaszcza w obecności swojego idola. Swoją droga to ciekawe, że ten Surak został stworzony z wyobrażeń Spocka, a sam Spock w pierwszej kolejności zaczął go przepraszać za okazanie cienia emocji. Wiele mówi o Spocku, co? W ogóle ta idea, że evil kosmita stworzył Lincolna i Suraka na bazie wyobrażeń Kirka i Spocka budzi ciekawe pytania. Bo Kirk, jasne, dostał swojego idola i fanboyował, ile wlezie. Natomiast Spock jak dla mnie nie tyle fanboyował, ile porównywał się z ideałem i czuł się gorszy. Jakby spotkał tego ojca wolkańskiej filozofii po to, żeby na każdym kroku sobie przypominać, że sam nie jest wierny tym ideałom, czyli nie jest dość dobrym Wolkanem - okazuje emocje, wybiera walkę zbrojną u boku Kirka. Jeśli ten Surak był wytworem jego wyobraźni w jakimś sensie, to znowu ciekawa wskazówka do tego, co Spock w głębi duszy myśli o sobie.


Omg, kocham tę analizę. I to tak totalnie ma sens. Kirk absolutnie nie ma takich kompleksów, więc Lincoln z jego fantazji będzie go nawet porównywał do generała Granta. W takiej interpretacji nawet ten mniej charyzmatyczny Surak ma rację bytu? Bo przecież w realu musiał mieć niesamowitą charyzmę, skoro dosłownie zmienił całą filozofię i obyczaje swojej planety. Ale może ten nastoletni Spock, studiujący nauki Suraka, wolał wyobrazić go sobie bardziej jako takiego łagodnego, wycofanego pacyfistę...

Cytat:
Ale kwiiiiik, tam była scena, w której Spock ostrzył tępą dzide, widziałam juz wszystko! XD


Ómieram XDDD

Cytat:
Ale swoją drogą, że też Kirk nie wiedział, kim był Surak? Przecież Vulcan jest częścią federacji, więc jeśli Surak był tym, który stworzył dzisiejsze wolkańskie społeczeństwo kierujące się rozuemem, a nie emocjami, to nie wierzę, że nie uczyli ich tego na historii XD


Tjaaa, też mi to zgrzytnęło. Pewnie było to tylko po to, by mógł nastąpić dialog-ekspozycja i żeby Spock widzom wyjaśnił kim jest Surak. Ale generalnie wolę wersję Kirka z fanfików, który zna się trochę na wulkańskiej kulturze, posługuje się językiem i z Wulkanami wita się ich gestem ta'al. No bo litości, to jest wykształcony i obyty kapitan Starfleet xD

W ogóle ten weekend był stracony, bo z Bonanzy obejrzałam tylko "Long Night" Embarassed Jakoś mnie nie porwał specjalnie, na pewno był to kawał dobrego westernu, ale ja chyba jednak wolę odcinki z pełną obsadą. Rozśmieszyła mnie w pewnym momencie ta zakręcona fabuła, gdy najpierw na koniu jechał przestępca w ciuchach Adama, za nim Adam w ciuchach przestępcy, a pościg kończył drugi przestępca w ciuchach stróża prawa XDD Za to doceniam fajnie nakreślone postacie drugoplanowe - tego młodego chłopaczka, napalonego na obławę, którym główny złol tak umiejętnie manipulował oraz tego starszego gościa, który wyglądał na takiego, który nie umie wyjść z domu o ile żona mu nie zawiąże sznurówek w butach, a tymczasem wykazał się heroizmem na koniec i w sumie tylko dzięki niemu wszystko się dobrze skończyło. Ale kwiiik, jak szturmowali tym wozem drzwi tej chatki, to miałam ochotę skandować "GROND! GROND!" jak orki z LOTRa XDD


Ostatnio zmieniony przez Fayerka dnia Pon 0:45, 29 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Pon 19:22, 29 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Zresztą Joe (przy całej mojej sympatii do niego) chyba raczej niezbyt interesuje się tym, co się dzieje dalej niż Virginia City xD
To prawda, no chyba że akurat gdzieś dalej mieszka jego obecna dziewczyna XDDD

Cytat:
To było tak od czapy, że w moim headcanonie Kirk był po prostu tak niemożliwie znudzony, że jak mu się objawił ten Lincoln, to postanowił pójść na całość. Nie wiem, może przez miesiąc lecieli przez jakąś totalną pustkę kosmiczną. Albo wozili czwórpszenżyto w te i wewte. I Kirk już zaczynał łazić po ścianach z braku jakichkolwiek przygód. Więc jak w końcu się natykają na interesującego kosmitę, to czemu by się trochę nie zabawić? XD
Kwiiiik, tak, widzę to! Ale w ogóle chyba bardziej w takich sytuacjach mnie bawi, że jeśli coś jest dostatecznie intrygujące, to Spock bez wahania oddaje swoją komórkę mózgową i pędzi prosto w paszczę lwa w nadziei, że uda mu się to zbadać XD

Cytat:
Omg, kocham tę analizę. I to tak totalnie ma sens. Kirk absolutnie nie ma takich kompleksów, więc Lincoln z jego fantazji będzie go nawet porównywał do generała Granta. W takiej interpretacji nawet ten mniej charyzmatyczny Surak ma rację bytu? Bo przecież w realu musiał mieć niesamowitą charyzmę, skoro dosłownie zmienił całą filozofię i obyczaje swojej planety. Ale może ten nastoletni Spock, studiujący nauki Suraka, wolał wyobrazić go sobie bardziej jako takiego łagodnego, wycofanego pacyfistę...
Makes sense Smile

Cytat:
Tjaaa, też mi to zgrzytnęło. Pewnie było to tylko po to, by mógł nastąpić dialog-ekspozycja i żeby Spock widzom wyjaśnił kim jest Surak. Ale generalnie wolę wersję Kirka z fanfików, który zna się trochę na wulkańskiej kulturze, posługuje się językiem i z Wulkanami wita się ich gestem ta'al. No bo litości, to jest wykształcony i obyty kapitan Starfleet xD
This! Zresztą serial też go gdzieś nazwał chodzącą encyklopedią przecież.

Cytat:
W ogóle ten weekend był stracony, bo z Bonanzy obejrzałam tylko "Long Night" Embarassed Jakoś mnie nie porwał specjalnie, na pewno był to kawał dobrego westernu, ale ja chyba jednak wolę odcinki z pełną obsadą. Rozśmieszyła mnie w pewnym momencie ta zakręcona fabuła, gdy najpierw na koniu jechał przestępca w ciuchach Adama, za nim Adam w ciuchach przestępcy, a pościg kończył drugi przestępca w ciuchach stróża prawa XDD Za to doceniam fajnie nakreślone postacie drugoplanowe - tego młodego chłopaczka, napalonego na obławę, którym główny złol tak umiejętnie manipulował oraz tego starszego gościa, który wyglądał na takiego, który nie umie wyjść z domu o ile żona mu nie zawiąże sznurówek w butach, a tymczasem wykazał się heroizmem na koniec i w sumie tylko dzięki niemu wszystko się dobrze skończyło. Ale kwiiik, jak szturmowali tym wozem drzwi tej chatki, to miałam ochotę skandować "GROND! GROND!" jak orki z LOTRa XDD
Kurczę, muszę sobie chyba jednak odświeżyć ten odcinek, bo kompletnie nie pamiętam "Gronda", a to takie zacne skojarzenie XD

Btw, YT mi podsunął randomową scenkę z któregoś z tych nowych filmów i Karla Urbana w roli Bonesa. OMG, jak on perfekcyjnie naśladuje grę Kelleya ♥

Tymczasem obejrzałam „The Cloud Miners”. Rzeczywiście bardzo fajne przedstawienie nierówności społecznych. Trochę znowu za prosto rozwiązane, ale nie narzekam, i tak to ciekawy odcinek był^^

Lol, oni tu tak szumnie mówią o mieście w chmurach, a pokazują na tej chmurce właściwie jeden budynek wielkości rozbudowanego biurowca. Nie stać ich było na większy rozmach pewnie, ale i tak mnie to rozbawiło XD

Ekhm, co ci strażnicy mają na głowach? To wygląda jak te takie poduszki na gumce, które się zakłada na taborety XD

"Captain Kirk and his veeery attractive first officer" - aww, córeczka pana szefa tej planety ma dobry gust. Chociaż chciałabym zobaczyć reakcję Kirka na te słowa XD

Trochę bawi mnie, że oni po tym, jak teleportowali się na tę planetę i stoczyli pięciominutową bójkę z górnikami byli najwyraźniej tak zmęczeni, że musieli dostać własne pokoje z łóżkami i zaraz pójść spać. Wyobrażam sobie, że Kirk na Enterprise jest wiecznie niewyspany, bo ma potrzebę kontrolowania wszystkiego przez cały czas, więc tutaj sobie radośnie skorzystał z darmowej drzemki xD

Spock lecący na córkę szefa jest faktycznie OOC. Ale już Spock wykorzystujący córkę szefa do wpłynięcia na ojca i zażegnania konfliktu pasuje mi bardziej, więc postanawiam obrać taką interpretację. Zwłaszcza ze to jest coś, czego nauczyłby sie od Kirka, nie? Chociaż WTF? Spock, który rumienił się (metaforycznie) na samą wzmiankę o wolkańskiej biologii przy Kirku, radośnie opowiada o pon farr tej smarkuli? (Oficjalna odpowiedź - jest źle napisany, moja odpowiedź - przy Kirku wstydził się bardziej, bo na Kirku mu bardziej zależy XD).

A poza tym ómarł mnie Spock mówiący, że "at that time, the mating drive outweighs all other motivations" i natychmiast przejście do Kirka tarzającego się po łóżku z ta laską, która usiłowała go zabić. Interesująca decyzja reżysera... XD

Kirk "Zmieniłaś krawcową?" kwiiiik XD W ogóle całkiem fajna postać kobieca im wyszła z tej Vanny, totalnie jej kibicuję!

Ale Spock chyba stracił zainteresowanie, kiedy córeczka pokazała swoje prawdziwe ja i zaczęła jechać po górnikach - to mi pozwala trwać przy headcanonie, że on wcale na nią tak nie leciał, tylko czarował ją, żeby potem móc ją urobić i nasłać na tatusia w celu pomocy górnikom. Znów - metodą Kirka XD

Szef planety "Wyeliminowaliśmy wszelką przemoc". Also szef planety: "Jeśli jeszcze raz się tu teleportujecie, to was zabiję". Logiczne, nie? XD

Aww, nasze trio znowu się kłóci, kto ma się poświęcić i pójść na śmiertelnie niebezpieczną misję. Lubię, kiedy to robią XD Poza tym zawsze miło jest zobaczyć odrobinę współpracy Spocka i Bonesa, którzy wyjątkowo nawet sa dla siebie uprzejmi.

Ech, tyle walki wręcz i zero podartej koszulki? Kirk zaniedbuje fanki xD

Kirk faktycznie był badass w tym odcinku <3 Podobało mi się też to, że jak zaczął świrować pod wpływem tego gazu, to Spock był tam, żeby go ogarnąć. A Bones tak tylko patrzył z daleka i nawet się nie wtrącał xD

Swoją drogą cóż, noszenie maseczki jako rozwiązanie problemu i górnicy twierdzący, że nie będą nosić, bo przecież nie zabije ich coś, czego nie widać - ten wątek jakoś tak inaczej brzmi po Covidzie, nie? XD

Spock nie wyglądał na specjalnie przejętego rozstaniem z córką szefa co dowodzi, że jego zainteresowanie bylo w rzeczywistości taktyką - i tego się będę trzymać, bo wersja alternatywna jest zbyt OOC.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fayerka
Forumowy Perwers


Dołączył: 05 Lut 2012
Posty: 2336
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Mroczna Puszcza

PostWysłany: Pon 23:56, 29 Lip 2024    Temat postu:

Cytat:
Btw, YT mi podsunął randomową scenkę z któregoś z tych nowych filmów i Karla Urbana w roli Bonesa. OMG, jak on perfekcyjnie naśladuje grę Kelleya ♥


Tak! Karl Urban to był taki naprawdę jasny punkcik tego filmu <3 Podobno sam Nimoy się popłakał na pokazie, bo Urban tak idealnie naśladował grę DeForesta, a to już było po śmierci tamtego ;____;

Cytat:
Rzeczywiście bardzo fajne przedstawienie nierówności społecznych. Trochę znowu za prosto rozwiązane, ale nie narzekam, i tak to ciekawy odcinek był^^
.

Ten odcinek podtrzymuje po prostu tradycję - jak jakaś planeta ma niesprawiedliwy/zły system funkcjonowania społeczeństwa, to nie ważne jak bardzo ta sytuacja jest ugruntowana, wystarczy, że przyleci Kirk, walnie podniosłą mowę o moralności, nakrzyczy na kilka ważnych osób i pyk, już wszystko naprawione XD

Cytat:
Chociaż WTF? Spock, który rumienił się (metaforycznie) na samą wzmiankę o wolkańskiej biologii przy Kirku, radośnie opowiada o pon farr tej smarkuli? (Oficjalna odpowiedź - jest źle napisany, moja odpowiedź - przy Kirku wstydził się bardziej, bo na Kirku mu bardziej zależy XD).


Kwiiiik XD No jakoś trzeba sobie te głupie decyzje scenarzystów tłumaczyć, nie? XD Ale nawet ja nie umiem już obronić tego beztroskiego gadania o pon farr, to jest po prostu totalnie OOC. Zresztą Nimoy sporo narzekał na trzeci sezon, że Spock był dziwnie i niekonsekwentnie prowadzony, nie miał też takich odcinków skupionych bardziej na sobie, jak w poprzednich sezonach.

Cytat:
W ogóle całkiem fajna postać kobieca im wyszła z tej Vanny, totalnie jej kibicuję!


Tak! Szkoda tylko, że for plot reasons musieli ją oczywiście przebrać w te skąpe fatałaszki, a ten swój fajny strój górniczy i gogle miała tylko na początku i na końcu.

Cytat:
Ech, tyle walki wręcz i zero podartej koszulki? Kirk zaniedbuje fanki xD


Próbuję sobie przypomnieć, czy w trzecim sezonie w ogóle Kirk rozdziera koszulkę. I chyba nie :c Może dostali nowe, z lepszego materiału? XD

Obejrzałam dziś "Gabrielle" i to był rzeczywiście czysty fluff i sacharoza <3. Rozbrajające było, jak całą czwórką się tak opiekowali dziewczynką. Jak Hoss jej dawał źrebaczka do pogłaskania, a Joe czytał na dobranoc. Nawet kupili jej nowe, śliczne ubranka, aż się zastanawiałam, który z nich pojechał do sklepu z tym sprawunkiem i nie znając się na rzeczy, wyszedł pewnie z połową asortymentu xD Rozczuliła mnie scena, jak wszyscy bracia ją chcieli zatrzymać i przekonywali Bena, że będą się nią zajmować <3 No po prostu jak takie dzieci, które chcą namówić rodziców, żeby zatrzymać psa i obiecują, że będą z nim wychodzić na spacery xD Cudna było też śpiewanie kolędy, ciekawe ile im zeszło na próby xD I Hoss jako Mikołaj, awww :3 Czytałam "Heidi" jako dziecko, ale akurat w tym przypadku miałam szczerą nadzieję, że Gabrielle mimo wszystko zostanie z tym miłym małżeństwem, a nie w tej dziczy z dziadkiem, łatając mu koszule i robiąc za gosposię xDD

Btw, pakuję się do przeprowadzki i khem, wyszło mi całe pudło samego Tolkiena XDD A i tak brakuje mi jeszcze sporo do mojej kolekcji, khhh xD

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Wto 17:35, 30 Lip 2024    Temat postu:

Fayerka napisał:
Tak! Karl Urban to był taki naprawdę jasny punkcik tego filmu <3 Podobno sam Nimoy się popłakał na pokazie, bo Urban tak idealnie naśladował grę DeForesta, a to już było po śmierci tamtego ;____;
Aww, SO MUCH FEELS!
Ale tez w ogóle szanuję decyzję, żeby grać nie tyle McCoya, ile DeForesta grającego McCoya - bo mam wrażenie, że własnie tak Karl do tego podszedł, sądząc po tym fragmenciku, który widziałam <3

Cytat:
Ten odcinek podtrzymuje po prostu tradycję - jak jakaś planeta ma niesprawiedliwy/zły system funkcjonowania społeczeństwa, to nie ważne jak bardzo ta sytuacja jest ugruntowana, wystarczy, że przyleci Kirk, walnie podniosłą mowę o moralności, nakrzyczy na kilka ważnych osób i pyk, już wszystko naprawione XD
Kirk potrafi przegadać każdego, dobrze chociaż, że na ludziach wykorzystuje swoje moce do zmienienia ich na lepsze, a do samozniszczenia nakłania tylko komputery, bo gdyby było odwrotnie, Federacja miałaby problem XD

Cytat:
Próbuję sobie przypomnieć, czy w trzecim sezonie w ogóle Kirk rozdziera koszulkę. I chyba nie :c Może dostali nowe, z lepszego materiału? XD
Albo mieli ich mniej i uznali, że to ich za dużo kosztuje? XD

Cytat:
Czytałam "Heidi" jako dziecko, ale akurat w tym przypadku miałam szczerą nadzieję, że Gabrielle mimo wszystko zostanie z tym miłym małżeństwem, a nie w tej dziczy z dziadkiem, łatając mu koszule i robiąc za gosposię xDD
Ja to sobie tłumaczę, że to małżeństwo jednak dalej będzie się nią opiekować i pomoże w jej wychowaniu. Może spędzać część czasu u nich, część u dziadka czy coś? (A Cartwrightowie by robili za transport pomiędzy nimi? XD). Bo relacja z dziadkiem cudna, ale jednak szkoda tej małej na spędzenie reszty życia w tej dziczy.

Cytat:
Btw, pakuję się do przeprowadzki i khem, wyszło mi całe pudło samego Tolkiena XDD A i tak brakuje mi jeszcze sporo do mojej kolekcji, khhh xD

[link widoczny dla zalogowanych]
Aww, zacna kolekcja zaiste^^ Ja mam chyba z połowę tego. Mam WP, Hobbita, Silmalirion i Niedokończone. I Syna Gondoru oczywiście <3 (Btw, a załapałaś, że scena pierwszego spotkania z Mor jest odrobine inspirowana sceną z SG z tą rohańską dziewczynką zagadującą Boromira? XD).


Ostatni z tych naprawdę polecanych odcinków chcę sobie zostawić na deser, więc teraz postanowiłam wrócić do pominiętych. Najpierw skoczyłam w ogóle do 2. sezonu i "The Deadly Years", bo mnie tumblr nim usiłował spoilerować ostatnio.

Kiedy wiesz, że nikt nie zginie, bo jedynym red shirtem w landing party jest Scotty... XD (No dobra, teoretycznie to dziewczę w niebieskim mundurze potem zmarło z przyspieszonej starości, ale nadal nikt nie zginął na samej planecie, liczy się XD).

Khh, Kirk najpierw się rozbiera, a potem dzwoni do Spocka, żeby poprosić o meldunek? Interesujące, bardzo interesujące

Ten pomysł ze starzejącą się załogą był moim zdaniem naprawdę ciekawy. Chakteryzacja w sumie też była całkiem spoko. Może przy dzisiejszej technologii jest troche zbyt widoczna, za to wtedy musiała robić wrażenie. Poza tym co nie dowyglądają, to grą aktorską nadrabiają. Z Shatnera jest bardzo wiarygodne dziadek o dziwo! Chociaż De i Nimoy też mieli masę takich cudnie subtelnych staruszkowych momentów. Btw, trochę mnie rozbawiło, że jak zaczynają się starzeć, to widać autentyczne zakola Shatnera, a potem wraz z siwą peruką odzyskał więcej włosów XD

Lol, Chekov zrzędzący na badania lekarskie i rozbawione reakcje Sulu <3 Nadal potrzebuję ficzka o tych dwóch!
A także ten moment w sickbay:
Bones: It isn't going to hurt one bit.
Chekov: That's what you said the last time.
Bones: And did it hurt?
Chekov: YES!!!

Bardzo ładna była moim zdaniem ta drama z Kirkiem, który ma początki demencji i jest coraz mniej zdolny do dowodzenia. I ten Spock, który próbował się bronić przed sugestią tego komodora, żeby przejął dowództwo, tłumacząc, że on też jest niezdolny do dowodzenia, i w ten sposób niechcący "wsypał" Kirka, który jako człowiek jest w takim razie niezdolny jeszcze bardziej. I kiedy dał się zmusić do pozbawienia Kirka dowództwa, bo przepisy i bo mimo wszystko to było jedyne logiczne wyjście? I potem uparł się, że bierze na siebie odpowiedzialność? I kiedy takim przeoranym cierpieniem głosem prowadził to przesłuchanie? I Kirk, który mówi Spockowi, że nie chce go więcej widzieć? Tyyyle pięknego angstu, karmię się takimi dramami <3

Wait, czyli naturalna temperatura dla Spocka to jakieś 50 stopni? OMG, wiedziałam, że Wolkanie są ciepłolubni, ale nie że aż tak. Biedaczek musi zamarzać na ziemskim statku, nawet kiedy się nie starzeje.

Aww, Bones mówiący, że jest tylko "old country doctor" i odpowiedź Spocka, że zawsze to podejrzewał <3

Wolałabym, gdyby ten komodor, który zajął miejsce Kirka, okazał się naprawdę kompetentny, bo to takie przewidywalne, że oczywiście okazał idiotą, który zaczął od wlecenia prosto w strefę neutralną i spanikowania po pierwszym ataku. Ale aww, Kirk, który od razu chce pędzić na mostek ratować Enterprise, chociaż nie jest w stanie. Instynkt tacierzyński umiera ostatni <3

Lol, nawet jako ledwo-żywi dziadkowie ci cudowni kretyni będą się kłócić, który pierwszy przetestuje potencjalnie niebezpieczne lekarstwo. Oni się nie zmienią do usranej śmierci - ta scena to najlepszy dowód XD

OMG, Kirk znowu użył triku z korbomitem jako metody na uratowanie statku. Nie spodziewałam się, że taki wątek może kiedyś wrócić. Koocham!

Okej, komandor upewnił się, że Kirk nie ma mu za złe przejęcia władzy - to było miłe, ale brakowało mi podobnej sceny między Kirkiem a Spockiem. Baardzdo mi brakowało!

Ogólnie mam wrażenie, że z jednej strony feelsom widzów dobrze by zrobiło, żeby starzejący się Kirk był nieco mniej wkurzający i żałosny, a bardziej kochany i biedny, ale jednocześnie naprawdę mi się podoba kierunek, który tu obrali, bo mam wrażenie, że to bardzo realistyczne przedstawienie demencji. W pewnym momencie charakter takiej osoby naprawdę się zmienia, górę zaczyna brać frustracja na to, że własny organizm cie zawodzi, ale jednocześnie masz coraz mniejsze zdolności umysłowe, żeby w ogóle zrozumieć, co się z tobą dzieje, więc zostaje już sama tylko pusta frustracja i nie umiejąc sobie przetworzyć tych emocji, wyrażasz je poprzez złość, głupi upór i ataki na otoczenie - yup, przerabiałam to z dziadkami i widzę to w old!Kirku. Bardzo starzy ludzie z demencją/Alzheimerem są OOC w stosunku do młodych i logicznych siebie, samo życie.

(Also, wychodzi na to, że normalny Kirk jest dokładnie w moim wieku. On jest kapitanem statku kosmicznego i soulmate'em Spocka, a ja... ech, co w moim życiu poszło nie tak XD)

Ale a propos tego, co ostatnio pisałaś, że Spock dłużej będzie żył od reszty - tutaj było pięknie widać, że Spock cierpi, patrząc na starzenie się Kirka i Bonesa, a pewnie też ma świadomość, że bez tego promieniowania też w przyszłości może to tak wyglądać, ugh, feelsy!

I tylko postać tej byłej Kirka była tam tak bardzo, bardzo zbędna. Pomijając fakt, że w ogóle nie kocham takich wątków, to serio jej obecność tam nic nie wniosła do fabuły.


Edit: Obejrzałam „Lights of Zetar” – rzeczywiście taki sobie, więc nie mam miliona komentarzy, ale zakochany Scotty wynagradza wszystko <3

Naprawdę się bałam, że to się skończy złamanym sercem, a w kwestii dręczenia bohaterów Scotty jest dla mnie na tym samym miejscu co Hoss - too precious for this world and should be protected at all cost. Spodziewałam się, że albo że ją ubiją, albo że przeżyje, ale rozstaną sie ze Scottym. No bo na logikę, jak mogą kontynuować związek, jak on jest na Enterprise, a ona w bibliotece? Tymczasem wychodzi na to, że jednak zakochane słodziaki pozostają szczęśliwie zakochane i w ogóle nikt się nie przejmuje tym, że to będzie związek na odległość. Nie do końca ma to sens, ale cieszę się, że Scotty jest szczęśliwy.

W ogóle podoba mi się idea międzyplanetarnej biblioteki. I w końcu rozumiem nazwę startreokowej Wikipedii XD Chociaż to mógł być taki fajny kosmiczny odpowiednik biblioteki aleksandryjskiej, że żałuje, że ostatecznie nie odegrała żadnej roli...

Aww, Chpel śmieszkująca ze Scotty'ego, że powinien rozważyć zmianę zawodu XD

"Mr. Spock says it's alive, maybe I can talk to it." LOL, typowy Kirk XD

Rozbroił mnie też Kirk w ostatniej scenie zacieszający, ze po raz pierwszy w życiu Spock, Bones i Scotty się ze sobą zgadzają XD

Poza tym weszłam na tumblra poszukać gifów z tego odcinka i ómarło mnie to: [link widoczny dla zalogowanych]


Edit 2: Kwiiiik: [link widoczny dla zalogowanych]




Edit 3:

Skoczyłam sobie jeszcze wcześniej, bo do "Dagger of the mind", bardzo mi się podobał. Tematyka w sumie oklepana, od razu przejrzałam, o co chodzi, ale fajnie zrobiona.

Spock/Bones mieli i ładne starcia, i bardzo ładną współpracę. Poza tym aww, to był chyba pierwszy mind meld w serialu, bo Spock robi z tego wielkie halo, jaki to starożytny wolkański sekret nigdy nie stosowany na człowieku... a potem będzie go radośnie stosował na robocie i starym dywanie XD Ale bardzo mi się podoba, że w tym jakże ważnym momencie towarzyszył mu nie Kirk, ale Bones.

Lol, ten ochroniarz na mostku na nic się przydał, bo od razu został znokautowany - jak naprawdę nie rozumiem, jaki sens jest w staniu tyłem do drzwi, których ma się bronić? XD

Kwiiik, ta scena, kiedy Kirk jest zawstydzony przez panią doktor, z którą zaliczył flirt na imprezie świątecznej, i bezbłędne reakcje Spocka. I czy ona serio była jedynym ekspertem, czy Bones wysłał specjalnie akurat ją, żeby podrażnić Kirka?

Nawet jej nie winię za wpadnięcie w ramiona Kirka - nie tylko dlatego, że to Kirk, ale że ja też dostałabym zawału w tej windzie-niespodziance XD

Oczywiście, że Kirk musiał wypróbować tę machinę na sobie, klasyk...

Btw, spieszę donieść, że w tym odcinku Kirk miał czarną koszulkę pod mundurem... koniec świata... XD

W ssumie podobała mi się ta pani doktor, jak na kobiecą bohaterke w tym serialu miała całkiem sporo sensu i osobowości - najpierw się stawiała Kirkowi, potem mało co go nie wpakowała w tarapaty przez swoje głupie fantazje erotyczne, ale potem stanęła na wysokości zadania, skopała kilka tyłków i poradziła sobie bez pomocy faceta, pomagając w ratunku Kirka. To rzadkość jak na serial z tamtych czasów. Miło było dla odmiany zobaczyć Kirka w roli damsel in distress XD

Aww, Spock pędzący na ratunek. I jego mina, kiedy zamiast zastać Kirka w niebezpieczeństwie, przyłapał go całującego Helen xD (my wiemy, ze spóźnił się tylko o moment, a poza tym to nawet nie była wina Kirka, tylko tego, że mu namieszali w mózgu, ale Spock tego nie wiedział XD). Ale też podobało mi się, że Helen, mimo że najpierw sama sprzedała Kirkowi wizję, że uprawiali seks, to jednaka potem jak ten evil doktor namieszał i Kirk pozostał przekonany, że ją kocha, to jednak sama od razu przerwała pocałunek. Może i ma fantazje z jego udziałem, ale nie zamierza wykorzystywać sytuacji, szanuję to <3

W ogóle bardzo mi się podobało, jak w ostatniej scenie zamiast jak zwykle śmieszkować, Bones i Spock byli tacy pełni troski i współczucia wobec Kirka. A kiedy Kirk się uśmiechnął, nawet Spock odwzajemnił usmiech, no czyż to nie jest dowód miłości? <3

A swoją drogą dawno już powinnam to była napisać - Bones ma jedną wspólną cechę z Adamem Cartwrightem: obaj uwielbiają opierać się o wszystko, co się nawinie XD


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Śro 22:10, 31 Lip 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1980
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Pią 6:11, 02 Sie 2024    Temat postu:

Będzie post pod postem, bo niewygodnie się edytuje z telefonu.

Korzystając z tego, że i tak siedzę w pociągu, obejrzałam Man Trap. Po pierwsze, aww, tyle Bonesa i cudownych scen Bones/Kirk. (Ómarlo mnie, kiedy Kirk się dowiedział, że była Bonesa mówiła do niego "Plum" i sam zaczął go tak nazywać xD).

Bardzo mi się też podobało, że bohaterowie drugoplanowi typu Uhura, Rand i Sulu mieli tu sporo scen poza swoimi stanowiskami. Na przykład Uhura ze Spockiem - lol, nie wiem czy to miał być flirt czy próba zawstydzenia, stawiam na to drugie, tak czy inaczej urocza scena xD Poza tym Rand i Sulu w szklarni i ten epicki różowy kwiatek byli cudowni. Szkoda, że w późniejszych odcinkach nie było więcej o tym botanicznym hobby Sulu.

Poza tym kwiiik, Spock panikujacy, że Jim jest w niebezpieczeństwie i obijający pysk kosmitki w formie Nancy xD

A wracając do doktorka, aww, tym razwm on paradował przez chwilę w tej czarnej koszulce, one są wyjątkowo twarzowe, mrrr^^ ogółem całkiem fajny odcinek jak dla mnie. Trochę widać, że to początki i pewne rzeczy jeszcze nie zostały ustalone, ale wcale mi to nie przeszkadzało w ogólnym odbiorze.


Ostatnio zmieniony przez die Otter dnia Pią 6:19, 02 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Czas odpocząć Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 115, 116, 117  Następny
Strona 116 z 117

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin